sobota, 25 października 2014

„Rozśpiewana historia 2” Część 36

„Rozśpiewana historia 2” Część 36

Dlaczego warto być syreną?


****Harry****

- To zły pomysł. – powiedziałem, gdy tylko Jade oddaliła się z Nadie i zaczęła się wspinać na skałę.
- Musimy dać jej trochę prywatności… - wzdycha Leigh-Anne, ale widzę, że sama nie jest przekonana do tych słów.
- Nie ufam jej. – chodziłem w tą i z powrotem nie spuszczając wzroku z dziewczyn, które stały kilka metrów wyżej. Cholera jasna, czuję to. Nie można ufać Nadie. Jest… dziwna. Przesiąknięta pewnością siebie, patrzy na wszystkich z góry mimo, ze jest niższa i  jak na mój gust ma za dużo wdzięku. Wręcz jest to nienaturalne. No, ale to w końcu syrena.
- Ja też nie. – odezwała się w końcu Perrie, która również obserwowała każdy ruch Nadie.
- To dlaczego pozwoliłaś jej tam pójść z tą rybą?! – wkurzyłem się. Czułem nieprzyjemne ściskanie w żołądku. Przeczucie, że jest źle. Cholera, co robić?! Oprócz przekleństw nic nie przychodziło mi do głowy.
- Spokojnie. – Niall był również cały napięty. Nie dość, że przez cały mój organizm przepływała złość, to zdołałem jeszcze wypełnić nią Nialla. Cudownie. Ugh, naprawdę muszę się uspokoić. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że zaciskałem dłonie w pięści.
- Jade zasługuje na wyjaśnienia. A jeśli dostanie je tylko wtedy, gdy będzie z nią sam na sam to… - wzruszyła ramionami – Jade na pewno by się zdenerwowała, gdybym nie pozwoliła jej tam pójść.
- Nie powinnaś była. – pokręciłem głową przenosząc wzrok na blondynkę.
- Kwestionujesz moje wybory? – również odwróciła się w moją stronę i zmrużyła oczy rzucając wyzwanie.
- Umm, Pezz, Harry… - Leigh mówiła ostrzegawczym tonem. Pewnie nie chce by doszło do kłótni, ale teraz mam to gdzieś.
- Nie ufasz osobie, z którą poszła twoja najlepsza przyjaciółka, ale spoko, nie ma sprawy, niech idzie! – krzyknąłem z sarkazmem – Na pewno nic się jej nie stanie!
- Nie mogę jej kontrolować! Ona sama musi podejmować decyzje, a ja je uszanuję! Na tym polega przyjaźń! – wstała z kamienia, na którym siedziała i mierzyła się ze mną wzrokiem.
- Perrie… - Leigh mówiła coś, ale olałem to, tak samo jak blondynka.
- A na czym polega bycie przywódcą? Nie na chronieniu swoich? Już wiem dlaczego to Zayn jest naszym oficjalnym liderem! – kontynuowałem. Jej słaby punkt. Teraz jej wzrok miotał błyskawice. Przez chwilę myślałem, że dziewczyna rzuci mi się do gardła.
- Ty… - syknęła zaciekle blondyna, ale Niall jej przerwał nim z jej ust zaczęły się sypać wyzwiska.
- Jade! – wrzasnął i wskazał palcem w kierunku skały. Odwróciłem się w tym samym momencie co Perrie i prawie zderzyliśmy się głowami, ale nie ważne. Nadie zbliżała się do Jade, a ta powoli cofała się za każdym razem, gdy syrena zrobiła krok w jej stronę. Odległość między końcem skały, a Jade, przyprawiła mnie o zawrót głowy i jasność myśli w jednym. Puściłem się biegiem do ogromnego kamienia, który na wpół był w morzu, na wpół na plaży. Jade oczywiście zbliżała się do tej połowy, z której spadłaby wprost do wody. Zacząłem się wspinać po nierównej fakturze szukając jak najszybszej drogi do góry. Raniłem palce o ostre kamienie, co chwila się zsuwałem przez nadmierną szybkość. Klnąłem co chwila pod nosem, ale nareszcie się udało. Kiedy stanąłem na obu nogach krzyknąłem do Jade. Perrie, której towarzystwa nawet nie zauważyłem też wrzasnęła. Nadie odwróciła się twarzą do mnie. Uśmiechnęła się triumfująco i złośliwie zarazem, a jej oczy przybrały kolor płynnego złota. 
Biegłem już do nich i wtedy położyła rękę na ramieniu przerażonej Jade i lekko popchnęła. Nigdy w życiu tak szybko nie biegłem, musiałem zdążyć. Jade straciła równowagę i chwyciła się Nadie, a wtedy obie przechyliły się do tyłu. Zabrakło mi cholernego centymetra. CENTYMETRA! Lub ułamka sekundy!  Tak jak przed chwilą czas leciał nieubłaganie, teraz zwolnił. Opadłem na kolana wyciągając nadaremno rękę za Jade. Była za daleko. Patrzyła się na mnie, w jej oczach dostrzegłem strach. Jej wzrok był również jakby przepraszający. Nie krzyczała. Wiedziała, że to już koniec. Miałem wrażenie, że jedna sekunda trwa wieczność. Nadie uśmiechała się szeroko, odwróciła i z gracją wskoczyła „na główkę” do morza. Jade spojrzała na mnie jeszcze raz, a potem odwróciła głowę na chwilę przed zetknięciem się z falami. Spadła plecami płasko w taflę wody i natychmiast zniknęła pod powierzchnią. Krzyknąłem jej imię tracąc ją z oczu. 
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie tylko ja krzyczę. Perrie darła się na całe gardło, Leigh z tyłu łkała. Słyszałem nawet krzyki Zayna i reszty z daleka, jednak nie mogłem podnieść wzroku. Ciągle wpatrywałem się w fale obijające się o skałę.
- Skaczę. – oznajmiłem nagle spokojnym, lecz grobowym tonem. Ściągałem już kurtkę, ale nagle ktoś skrępował moje ruchy.
- Nie. – powiedział Niall trzymając mnie za ręce – Nie możesz…
- Muszę! Co jeśli jej się coś stało?! – straciłem kontrolę nad głosem. Łamał się, choć nie chciałem by brzmiał rozpaczliwie. Cholera jasna! Byłem wściekły, wkurzony i zrozpaczony zarazem!
- Tobie by się mogło coś stać, gdybyś skoczył. – mówił łagodnym, ale stanowczym głosem.
- Patrzcie! – Leigh wskazała na wodę. Zaczęła… jaśnieć. W jednym miejscu, jakby ktoś schował małe słońce w morzu. Blask był tak silny, że aż musiałem zmrużyć oczy.
- Co to? – spytał oszołomiony Niall wpatrując się w błyszczący punkt, który teraz zaczął już znikać.
- Jade. – wydukała Perrie zasłaniając usta i kręcąc z niedowierzaniem głową.

****Jade****

Czułam jakby całe moje ciało się nagrzało i teraz stapiało. Bolały mnie mięśnie, blask parzył. Nie czułam nawet lodowatej wody. Wokół mnie było tylko wszechogarniające gorąco. Najpierw moje plecy wygięły się w łuk, a potem z bólu zwinęłam się w kłębek. Pod zamkniętymi powiekami czerwony kolor zaczął ciemnieć, żar wokół mnie słabł. Spanikowałam, gdy pomyślałam jak długo już nie brałam oddechu. Rękami zaczęłam machać, by wydostać się na powierzchnię. Bałam się otworzyć oczy. Ku mojemu zdziwieniu byłam tuż pod taflą wody. Wypłynęłam biorąc łapczywy oddech. Otworzyłam oczy, ale widziałam tylko zamazaną wodę. I nagle przede mną wyrosła czyjaś niewyraźna sylwetka.
Krzyknęłam, ale z moich ust nie wydostał się żaden dźwięk. Głos uwiązł mi w gardle. Ta osoba się zanurzyła, a po sekundzie poczułam, że coś ciągnie mnie na dół. Zanurzyłam się mimo woli, a raczej zostałam wciągnięta. Miotałam rękami we wszystkie strony, ale zdało się to na nic. Postanowiłam otworzyć oczy. Przede mną, jakieś dwa metry dalej, była Nadie. Uśmiechała się wesoło.
Wcześniej miała złotą górę od kostiumu i teraz również. Ale zamiast chusty obwiązanej wokół bioder był… ogon. Najprawdziwszy ogon, zakończony dwoma płetwami. Tego samego koloru co góra.
Popatrz w dół. – rozbrzmiało w mojej głowie. Zrobiłam zaskoczoną minę, a w mojej głowie Nadie zaśmiała się.
 Nie można mówić pod wodą. My się komunikujemy poprzez myśli. No dalej, popatrz na siebie.
Z przerażeniem spojrzałam na siebie. Kolor biustonosza był koloru ciemno niebieskiego, połyskliwego. Dokładnie tego samego, co kolor paznokci. Z zaskoczeniem uświadomiłam sobie, że nie zwróciłam uwagi na to, że Nadie ma złote paznokcie. Takie same jak łuski. Włosy, które falowały teraz wokół mojej twarzy, miały mocniej zaznaczone zielone końcówki. Od bioder zaczynała się błyszczeć skóra, a dalej były już łuski. Długi ogon zamiast nóg. Gdybym mogła to chyba bym teraz zemdlała, ale szok był za duży i zadziałał wręcz przeciwnie. Ocucił każdy mój mięsień, oczy były szeroko otwarte, serce dudniło w piersi.
Piękny, prawda? – Nadie mówiła z zachwytem – Masz prawdziwy dar. Wiesz jaką rzadkością są niebieskie ogony?
Jednak zupełnie nie zwracałam na nią uwagi. Spróbowałam poruszyć ogonem. Zaczęłam panikować, że mi się nie uda, ale ogon działał tak samo sprawnie jak nogi. Instynktownie wiedziałam co zrobić, by popłynąć.
Jade, wiem, że pewnie jesteś zła albo przerażona. Ale później mi podziękujesz. Twoim przeznaczeniem jest być syreną.
Popatrzyłam na nią zmrużonymi, gniewnymi oczami.
Zdecydowałaś za mnie. Dlaczego? Czy ja nie mam nic do powiedzenia? – wiedziałam jak posłać myśli do Nadie, ale nie wiem skąd. Po prostu to wiedziałam.
Ty byś nie potrafiła zdecydować. Tak powiedziała Najpiękniejsza. – ostatnie słowo powiedziała z ogromnym szacunkiem i podziwem.
Najpiękniejszą? – powtórzyłam zdezorientowana.
To nasz… Hmm… Jakby to ująć? Królowa? Coś w tym stylu.
Aha…
Chodź, pokażę ci.
Co? – spytałam.
Dlaczego warto być syreną. – mrugnęła do mnie okiem, odwróciła się i popłynęła przed siebie. Z zaciekawieniem podążyłam za nią.


****Niall****

Wszędzie kolor jasnoszary. Lęk. Wszyscy boją się o Jade i wcale im się nie dziwię. Sam się martwię. El płacze na ramieniu Lou (uhh, nie mogę się doczekać, aż jakoś tak oficjalnie powiedzą, że są parą! Bo… są, prawda? Widzę dużo koloru czerwono-różowego w ich aurze, a to oznacza zakochanie), Harry siedzi z kamienną miną na jakiejś mniejszej skale i co chwila mówi, że musimy iść do wody. Oszalał. Fale są coraz większe, nie moglibyśmy jej szukać. Jedyne co nam zostaje to czekać, ale… to chyba najgorsze. Bezradność jest okropnym uczuciem. Miażdży od środka.
Perrie chodzi w tą i z powrotem mówiąc, że to wszystko to jej wina. Zayn za to łazi za nią i mówi, że to nie prawda. Liam jest z Angelicą na tej wysokiej skale, z której spadły siostry. Szuka Jade poprzez jej myśli, ale widzę, że chyba jej nie słyszy. Leigh-Anne gada coś o zaklęciu lokalizującym z Jesy. A ja stoję i się gapię. Nie wiem co robić, oprócz obserwowania przyjaciół. Nie mogę im pomóc. Za dużo tego wszystkiego. Kręci mi się już w głowie…
Czy ona wróci? Czy zostanie w wodzie już… na zawsze?



C.d.n…

______________________________________________________________

Hej! 

I jak Wam się podobało? W sumie, z akcją to nie wiele nowego, ale chciałam to jeszcze ująć z perspektywy Harry'ego lub zyskać na czasie, bo wena mnie opuściła.
Rozdział nie należy do moich ulubionych. Nie jest jakiś szczególny :/ Przepraszam.

Co u Was? W szkole cisną? U mnie strasznie, ale mam już te okropny tydzień za sobą. 
Ciocia z Anglii mnie odwiedziła! Yaaay :3 Tęskniłam za nią mocno.

Przepraszam jeszcze za zaległości na Waszych blogach. Jakoś nie potrafię sobie rozłożyć czasu lub po prostu jest go za mało :(
Postaram się wszystko nadrobić! Dawajcie linki do swoich blogów w komentarzach :)

STEAL MY GIRL!!!!
Kto widział? Ja po prostu uwielbiam ten teledysk! Co chwila odświeżam by nabić wyświetlenia ;) Jak Wam się podobał?
(Louis z tą małpką awwwww *-*)

Dziękuję za całe wsparcie z Waszej strony. Za komentarze, wyświetlenia... Będę Wam to powtarzać do końca życia :D Jesteście wspaniali ♥

Wasza Nicol <3

sobota, 18 października 2014

„Rozśpiewana historia 2” Część 35

„Rozśpiewana historia 2” Część 35

Eros i Afrodyta


- To n-n-niemożliwe… - wydukałam. Cholera jasna, ona jest do mnie podobna. Kolor oczu, odcień skóry… Jest nawet niewiele wyższa ode mnie!
- Jak? – Leigh-Anne potrafiła tylko wypowiedzieć to proste pytanie. Nadie uniosła jeden kącik ust do góry. Ją chyba bawiła cała ta sytuacja!
- Cóż kiedy mama i tata bardzo się kochają…
- PRZESTAŃ. – złapałam się za głowę – Myślisz, że to jest śmieszne?!
- Wybacz. – zachichotała. Jej śmiech był jak uderzenie dzwoneczków. Delikatny, piękny, nienaturalnie idealny. – Chciałam trochę rozluźnić atmosferę.
- Coś ci nie wyszło. – prychnęłam. Nadie przybrała poważny wyraz twarzy.
- Jade, musimy porozmawiać.
- Serio? Co ty nie powiesz? – zdenerwowanie przejęło nade mną kontrolę i śmiałam się nerwowo.
- Wiem, że to dla ciebie trudne. Rozumiem. Ale prawda jest chyba lepsza niż kłamstwo, tak?
- Jakie kłamstwo? To była raczej niewiedza. – skrzyżowałam ręce na piersi.
- Daj mi szansę. Mogę ci wszystko wyjaśnić. Odpowiem na każde pytanie.– jej głos był spokojny, ton perswazyjny.
- Dobrze. Proszę, powiedz mi dlaczego ty wiesz o mnie, a ja o tobie nie? Dlaczego? – wyrzuciłam z siebie coś, co najbardziej kuło mnie w serce. Dlaczego mama mi nie powiedziała, że mam siostrę? Albo tata? Dlaczego to przede mną ukrywali?
- Bo ja jestem inna. – Nadie dumnie uniosła brodę.
- Masz na myśli…- wydukała Perrie.
- Jesteś syreną. – niemal wyszeptałam oszołomiona. Wszystko co robiła, wszystko co miała było nadnaturalnie piękne. Była po prostu perfekcyjna. To właśnie tłumaczyło, dlaczego… Nawet po jej stroju mogłam się zorientować! Matko, jaka ja jestem głupia… Najwyraźniej ta zielona bransoletka owijająca jej niemal całą prawą rękę jest z wodorostów.
- Tak. – Nadie przytaknęła.
- Chwila, chwila. Masz tych samych rodziców co Jade? – spytał Niall.
- Tak.
- To dlaczego ty jesteś syreną, a Jade hybrydą?
- Kwestia genów. – Nadie wzruszyła ramionami z zadziwiającą gracją. Wszystko co robiła było cholernie idealne. – Ja odziedziczyłam więcej po mamie, a Jade bardziej się wdała w tatusia.
- Ale to nie jest do końca odpowiedź na moje pytanie.  – zauważyłam – Dlaczego mi nic nie powiedzieli?
- Chcieli. Tylko ja mogłam wyjść na ląd dopiero w dniu dwunastych urodzin. Wcześniej młoda syrena nie może opuszczać wody. Miałyśmy się spotkać po raz pierwszy w dniu, gdy nasi rodzice przenieśli się na Pola Elizejskie*. W dniu moich dwunastych urodzin.
- Um, wszystkiego najlepszego. – Niall uśmiechnął się smutno. 
Nadie za to posłała mu piękny uśmiech. No tak. Dzisiaj rocznica śmierci rodziców, a skoro wtedy Nadie skończyła dwanaście lat, to dzisiaj ma dwadzieścia trzy lata.
- A dlaczego kontaktujesz się ze mną dopiero teraz? Gdzie byłaś kiedy rodzice… - w gardle czułam okropny ucisk – Gdzie wtedy byłaś?
- W wodzie, za tymi skałami. – wskazała palcem na kamienie, o które obijały się fale - Kiedy mama kazała ci się schować w krzakach odwróciła się też w moją stronę i pokazała gestem bym nie wychodziła. Wtedy pojawił się wampir. Też widziałam śmierć naszych rodziców. Mi też jest ciężko. Zwłaszcza, że to miał być taki wspaniały dzień… Miałam poznać ciebie, ty mnie, miałam wyjść pierwszy raz na brzeg, mieć po prostu fajne urodziny. – słowa Nadie sprawiły, że ścisnęło mi się serce. Nie byłam w tym sama. Ona też to widziała i mogła czuć dokładnie to samo co ja. Tylko ona nawet nie mogła podejść, zrobić czegokolwiek.
- P-przykro mi. – wyjąkałam desperacko starając się powstrzymać łzy. Harry podjął kolejną próbę złapania mnie za rękę i tym razem go nie odtrąciłam. Nadie spojrzała krzywo na nasze splecione dłonie i kiedy miała już coś powiedzieć, zadałam kolejne pytanie – A dlaczego kontaktujesz się ze mną dopiero teraz?
- Wcześniej nie byłam dość silna. Próbowałam, ale były to Syzyfowe prace**… Nie mogłam się nawet dostać do twojego umysłu. Ale w dniu dwudziestych trzecich urodzin syrena osiąga pełną dorosłość i siłę. Spotęgowałam to jeszcze o pełnię księżyca. Im większy był księżyc tym trudniej było ci się ode mnie oderwać, odłączyć. Wczoraj, w pełnię, byłam przeciążona. Za dużo mocy włożyłam w sen dla ciebie, bo bardzo cię potrzebowałam, chciałam, żebyś przyjechała. Przepraszam cię za te trzydzieści osiem sekund… To było naprawdę niechcący. Jednak wiedziałam, że gdy tylko się obudzisz nic ci nie będzie. Twój organizm po prostu źle znosi przesyłane sny. Jak się skończą, nic ci nie grozi.
- Oh… - nie byłam w stanie nic powiedzieć. 
Kompletnie mnie zatkało. Cała złość ulotniła się w jednej chwili, teraz były tylko pytania, których nie potrafiłam nawet sformułować.
- Jesteś z nim? – ostatnie słowo Nadie powiedziała jakby z lekką urazą.
- Oh, tak. Nadie to jest Harry. Tutaj jest Perrie, Niall i Leigh-Anne. Moi najlepsi przyjaciele. – przedstawiłam. Może powinnam być milsza? To moja… siostra. Nie chciała nic złego… Mówiła, że mnie potrzebowała.
- Mhm… - wzrok Nadie utkwił na Harrym.
- Um, a w takim razie o czymś chciałaś jeszcze ze mną porozmawiać? – spytałam by przerwać tą dziwną wymianę spojrzeń pomiędzy chłopakiem a dziewczyną.
- Tak, w zasadzie to najważniejsze. – uśmiechnęła się do mnie słodko – Tylko wolałabym w cztery oczy, jeśli nie miałabyś nic przeciwko.
- Nie. – odpowiedział za mnie Harry, zanim zdążyłam to zrobić sama. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Czemu nie?
- Twój chłopak ma chimeryczny nastrój. – parsknęła Nadie.
- Jaki? – nie zrozumiał Niall.
- Kapryśny, grymaśny. To związek frazeologiczny, Niall. – wyjaśniła Leigh-Anne cicho.
- Oh, nie mogłaś tak od razu? Po co te całe zagadki? – blondyn wywrócił oczami.
- Syreny uwielbiają mity. Mały syrenkom opowiada się je do snu… My często posługujemy się przenośniami. – Nadie posłała uśmiech do Nialla – To co Jade? Pójdziesz ze mną? Staniemy tutaj na tej skale, twoi przyjaciele będą wszystko widzieć. – mrugnęła do nich okiem.
- Jasne. – przytaknęłam i zrobiłam krok do przodu, ale Harry mnie powstrzymał bez słowa. Wbił groźny wzrok w moją siostrę.
- Spokojnie Erosie***. Będzie pod moją Egidą****. – Nadie złapała mnie za drugą rękę i lekko pociągnęła.
- Harry, o co ci chodzi? – zwróciłam się do niego lekko zdenerwowana. Czemu się tak zachowywał?
- Nie chcę, żebyś tam szła sama razem z nią. – powiedział mi patrząc się na mnie z troską.
- Będziecie tuż obok. Będziesz wszystko widział. Spokojnie, to w końcu moja siostra. Potrzebuje mnie, po to to wszystko było. – starałam się go uspokoić, ale cały był spięty. Powoli wyślizgnęłam rękę z jego żelaznego uścisku i poszłam za Nadie. Czułam na plecach wzrok Harry’ego, wiedziałam, że obserwuje nie tylko każdy mój ruch, ale i Nadie. Wspięłyśmy się na skałę. 



Z jednej strony była bardzo stroma, biły o nią fale morza. Drugi zaś bok był niczym schody. Idealne miejsce do posiedzenia. Zachód słońca z pewnością zmieniłby to miejsce na romantyczne. Oczami wyobraźni zobaczyłam siebie i Harry’ego wtulonych w siebie przy zapadającym zmierzchu… Ah.
- Dlaczego akurat Eros, łamacz serc? To właśnie on strącił Afrodytę do morza. – Nadie wydawała się być niezadowolona. Skrzyżowała ręce na piersi. Ciekawe czy było jej zimno w samym stroju kąpielowym i cienkiej chuście obwiązanej wokół bioder. Na rekach nie miała gęsiej skórki, nie trzęsła się też przy każdym podmuchu wiatru tak jak ja, mimo że ja miałam na sobie kurkę i długie spodnie.
- Skąd wiesz, że Harry jest Amorem? – spytałam podejrzliwie.
- Dzieci Afrodyty zawsze rozpoznają potomków Erosa. Nie przepadamy za sobą. – powędrowała wzrokiem do moich przyjaciół stojących niżej i obserwujących nas z zaciekawieniem.
- Dlaczego? Jest o tym mit? – zażartowałam. Jednak Nadie nie było do śmiechu.
- Eros, bóg miłości i tak jak ty to nazywasz, Amor, był kiedyś z Afrodytą. Piękną boginią miłości, flirtu i namiętności, która się narodziła z wody. To była właśnie pierwsza syrena. Ich związek był burzliwy, bo Eros bywał groźny i okrutny równie jak bywał słodki i czarujący. Jednak gdy dowiedział się o zdradzie Afrodyty z Aresem wpadł w gniew. Zrzucił Afrodytę z Olimpu do wody i zaklął, że nie będzie mogła wyjść na ląd dalej niż na kilometr. Afrodyta zrodziła dzieci, które teraz nazywają syrenami, a Eros jest ojcem teraźniejszych Amorów. – opowiedziała Nadie*****.
- I dlatego trzymacie urazę do wszystkich morów? Za to co zrobił ich przodek? – niedowierzałam. To głupie. Po co obwiniać innych za winę ich „krewnego”?
- Nie. – Nadie pokręciła głową – Jesteśmy przeklęte. Syrena nie może wyjść na ląd dalej niż na kilometr albo dwa. Niektórym się to udaje, owszem, ale to są bardzo rzadkie wyjątki i są tego często okropne skutki. A Eros również nie był bez winy. Non stop zdradzał Afrodytę. Nie potrafił tylko znieść myśli, ze i ona to zrobiła.
- Dobra, zaciągnęłaś mnie tu tylko po to, by rozmawiać o moim chłopaku? – zaczynałam być zła. Znowu mam przez to przechodzić? Ugh.
- Też, ale faktycznie. Wróćmy do tego po co prosiłam cię byś przyjechała. Chodzi o twoje dziedzictwo.
- Moje dziedzictwo? – zdziwiłam się.
- Tak. Na świecie jest coraz mniej syren. Ukrywamy się, bo każdy chce zdobyć łuskę z ogona syreny, inny chce magiczną łzę, a jeszcze inny pukiel włosów lub głos o potężnej sile. Nie wspominając już o tych, którzy pragną sprzedawać nas w klatkach za ogromne pieniądze. Musimy się chronić. Jednak jest nas coraz mniej… Chciałam cię prosić, byś zamieszkała tutaj, blisko mnie. Ja nie mogę wyjechać. Tutaj jest nasz dom.
- P-proszę? Chcesz, żebym tu zamieszkała? – spytałam oszołomiona.
- Nie tylko. Chcę, żebyś dołączyła do naszej ławicy. Wszyscy tego chcemy. Czekaliśmy na ciebie tyle lat Jadie… - Nadie zrobiła krok w moją stronę, a ja odruchowo się cofnęłam.
- Nie mów tak do mnie. Jedyna osobą, która tak do mnie mówiła była…
- Mama? – dokończyła za mnie i uśmiechnęła się – Jade, mama chciała abyś pewnego dnia do nas dołączyła.
- Ale tata… - wyjąkałam.
- Zostałby sam? Nie przejmuj się. Mama i tak złamała najważniejsze prawo w Krainie Fal. Nie żyłby długo.
- Co? Jakie prawo? – czułam się jakby mnie spoliczkowała.
- Zakochała się w swojej ofierze. – uśmiech Nadie był przerażający. Poczułam nagłą potrzebę schronienia się za Harrym. Za każdym razem, gdy ona robiła krok w moją stronę, ja się cofałam. – Syreny muszą mieć potomstwo by przeżyć. Myślisz, że po co nam cudowna uroda, magiczny głos? Do kuszenia. Syreny od lat łapią marynarzy. Tylko ich nie jedzą jak mówią te wszystkie głupie mity, które z resztą same stworzyłyśmy, by odstraszyć ludzi. W Krainie Fal nie ma mężczyzn. Musimy ich sobie znaleźć. I to są tak zwane nasze ofiary…
- Ale mama… - ciągle się jąkałam. To co do mnie mówiła docierało do mnie z opóźnieniem.
- Nikt nie wiedział, że ona zakochała się w przyziemnej istocie. Wszyscy myśleli, że cały czas go zwodzi. To jedna z naszych rozrywek, w Krainie Fal jest nudno. Kto by pomyślał, ze na świt przyjdzie druga dziewczynka, która jest tylko w połowie syreną? Takie rzeczy się nie zdarzały, Jade. Geny syren są dominujące. Ale ty jesteś wyjątkowa. Dlatego Najpiękniejsza chce cię mieć.  – mówiła, a jej oczy ciemniały z każdą chwilą. Kiedy chciałam wzrokiem ostrzec przyjaciół okazało się, że oni już tu biegli zaalarmowani postawą Nadie.
- Nareszcie będziemy razem Jadie. W naszym domu. – kiedy chciałam się cofnąć jeszcze raz skończyła się skała. Zachwiałam się, a wysokość dzieląca mnie od wody przyprawiła o zawrót głowy. Słyszałam krzyk Harry’ego i Perrie. Gdy już byli razem z nami na skale, Nadie posłała najpiękniejszy i najbardziej złośliwy uśmiech do Harry’ego jaki w życiu widziałam. Jej oczy zrobiły się złote. Położyła rękę na moim ramieniu i nacisnęła na nie. Nie mocno. Po prostu tak, bym straciła równowagę. Przez chwilę machałam desperacko rękami by przywrócić pion ciału, ale dłoń Nadie skutecznie mi w tym przeszkadzała. Złapałam się jej i wtedy razem runęłyśmy w dół. Wydawało mi się, że czas zwolnił. Miałam tysiąc myśli na minutę. Spadając widziałam szeroki uśmiech Nadie, Harry’ego, który dobiegł z wyciągniętą ręką do miejsca naszego pobytu o ułamek sekundy za późno. Perrie krzyczała, Niall był biały jak ściana, a Leigh-Anne padła na kolana. Moja ręka była wyciągnięta do przodu jakbym łudziła się, że uda mi się jeszcze czegoś złapać. Włosy fruwały wokół mojej twarzy przez podmuchy wiatru. Kiedy odwróciłam głowę w stronę, z której przyszliśmy zobaczyłam resztę moich przyjaciół, którzy dopiero co tutaj dotarli. Widziałam rozpacz na twarzy Eleanor. I to właśnie ją widziałam jako ostatnią, póki nie poczułam jak moje plecy uderzają o twardą taflę lodowatej wody. Nadie zrobiła to z wprawą. W locie odwróciła się, złączyła obie ręce nad głową i z gracją wbiła się w ciemne fale znikając pod powierzchnią. Przez chwilę wpadłam w panikę. Czas jakby teraz przyspieszył. Lodowate zimno ogarnęło całe moje ciało, oczy szczypały od słonej wody, nie widziałam nic oprócz ciemności skały przed sobą. Fale rzucały mną tak jakby każda próbowała mnie sobie wyrwać, a ja krztusiłam się wodą. Czułam się zupełnie bezsilna, próbowałam wypłynąć na powierzchnię, by zaczerpnąć oddechu, ale prąd porywał mnie w zupełnie inną stronę. nawet nie wiedziałam, w którym momencie zgubiłam kurtkę czy buty.
Nagle moim ciałem wstrząsnęły dreszcze, moje plecy wygięły się w łuk, nogi ręce wyprostowały. Poczułam wszechogarniające gorąco, a wokół mnie rozbłysła jasność i blask… Czy to właśnie jest śmierć? Czy już umarłam?



C.d.n…

Przenieść się na Pola Elizejskie*** – znaczy umrzeć;

Syzyfowa praca** – wymagająca ustawicznych i często bezskutecznych wysiłków, trud ciężki i bezcelowy;

Eros*** - bóg miłości

Być po (czyjąś) Egidą**** - być pod czyjąś opieką


(opowieść Nadie)*****  - opowieść została zmyślona przeze mnie na potrzeby opowiadania.

________________________________________________________________

Cześć wszystkim :)

A teraz no błagam! Niech nikt nie skacze z mostu! (To się tyczy szczególnie Ciebie, Adzia! ) 
Nie wiem co powiedzieć.. Czy 'taaadaaaa' byłoby na miejscu? :D Bo to jedyne co mogę robić. Uśmiechać się nerwowo i błagać byście mi wybaczyli xd Żarty, żartami, ale kto się tego spodziewał? To chyba było akurat do przejrzenia, prawda? A tak starałam się Was zaskoczyć :(
Mam nadzieję, że mniej więcej rozumiecie te wszystkie związki frazeologiczne, którymi posługuje się Nadie. Będziecie musieli się trochę nagłowić przy nich, ale to tylko więcej wiedzy :D Będzie dużo z mitów greckich itp. ;)
Rozdział tradycyjnie, napisany przed chwilką. Cóż, dobrze, że sobota jest wolna, bo bym się w życiu nie wyrobiła. Mam strasznie dużo do roboty w szkole. A następujący tydzień zapowiada sie tak: poniedziałek- test z chemii, wtorek- test z fizyki, środa- test z wiedzy o kulturze, czwartek- edukacja dla bezpieczeństwa, będzie trzeba zaliczyć rożne chwyty itp., piątek- test z historii.
Wspaniale, prawda? :))))) 

No nic, jak się podobał rozdział? (pytałam już o to? xd). Proooszę, z chęcią przeczytam o tym co o nim sądzicie. Czytam WSZYSTKIE komentarze. Szczerze mówiąc, to najgorsze są pierwsze dwie godziny po dodaniu rozdziału. Wariuję wtedy, ze nie ma komentarza, więc może jest tak do kitu, ze powinnam usunąć post... Tak więc plsss komentujcie :) To mnie bardzo motywuje, dziękuje Wam :)

Co tam u Was? Jak w szkole? Ja tak jak już wspominałam... Mam nadzieję, że Wy macie chociaż trochę mniej pracy ;)

Przepraszam, że nie odpowiedziałam na pytania do bohaterów. Chciałam, ale... Kurcze, zaspoilerowałabym Wam cały dzisiejszy rozdział :D Odpowiem, Wam za chwilkę ;)

Przepraszam, ze tak późno komentuję Wasze blogi. Jest ich dużo, a nauki jest jeszcze więcej i się nie wyrabiam :( Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.

Kocham Was baaaaaardzo mocno! Dziękuję za kolejne tysiące wyświetleń :D Jesteście cudowni <3

Wasza Nicol <3

sobota, 11 października 2014

„Rozśpiewana historia 2” Część 34

„Rozśpiewana historia 2” Część 34

Nadie


- Nareszcie! – Perrie zaraz po wyjściu z samochodu przeciągnęła się.
- Uh, jak dobrze wyprostować nogi. – Niall zrobił skłon. Mnie również bolały mięśnie od siedzenia. Rozciągnęłam się nieco i wzięłam głęboki wdech, by napełnić płuca świeżym powietrzem. Dobrze, że wzięłam jednak ten szal. Wiatr sprawia, że jest naprawdę zimno.
- Wow, skoro nam się niewygodnie siedziało, to ciekawe co tamci mieli podczas jazdy! – zaśmiała się Leigh-Anne.
- Racja! Oni musieli rozkładać jeden fotel w bagażniku, bo była ich szóstka. – zawtórował jej Harry.
- Muszę do nich zadzwonić i spytać się kiedy tu będą. – Perrie skrzywiła się.
- Zatrzymywali się kilka razy po drodze. Zamieniali się miejscami, bo na fotelu w bagażniku jest bardzo ciasno. – powiedział to, co przeczytałam w wiadomości od El.
- Zaraz wracam. – oznajmiła Pezz odchodząc z telefonem przy uchu.
Rozejrzałam się. Byliśmy niedaleko mola, stamtąd łatwiej będzie nam zejść na plażę. Niebo zasnute było szarymi chmurami, z których nie wiadomo czy i kiedy lunie deszcz. Wiatr smagał moją twarz i rozwiewał włosy.
- Rany, ale chce mi się spać. – jęknął Harry przecierając oczy.
- Spałeś prawie całą podróż! – oburzyłam się.
- No właśnie. Prawie. – wyszczerzył się.
- Przez ciebie boli mnie teraz ramię. Twoja głowa jest strasznie ciężka. – postanowiłam się z nim trochę podrażnić.
- Cóż, ludzie mówią, że miłość to ból. – wzruszył ramionami i widząc moją minę zaśmiał się. Cóż, wszyscy się zaśmialiśmy.
- Będą za jakieś pół godziny. – Perrie wróciła do nas z niezadowoloną miną – Powiedzieli, żebyśmy sami zaczęli szukać. Chodźcie. Nie ma czasu do stracenia.
Ruszyliśmy w stronę mola. Wątpię, żebyśmy dostali gdzieś tutaj znicz, więc kupiłam w jednym z nielicznych czynnych straganów świeczkę zapachową ozdobioną muszelkami. Lepsze to niż nic. Po drodze Harry złapał mnie za rękę i splótł nasze palce. Czułam, że przez to chce pokazać, że nie jestem sama. Byłam mu wdzięczna za jego wsparcie. Za ich wszystkich. Normalnie, gdy przyjeżdżałyśmy tu co roku z dziewczynami, byłam bardzo przygnębiona. A teraz nie jest aż tak źle. Czuję, że to sprawka pewnego bardzo miłego blondyna. Podłapałam jego spojrzenie i uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił ten gest.
Zeszliśmy na plażę. Gdyby nie to, że jest tak zimno, zdjęłabym buty i niosła je w ręce. Kocham czuć piasek pod stopami. Plaża była zupełnie opustoszała. Może to z powodu pory lunchu? Może dlatego, że normalni ludzie raczej nie chodzą na plażę w grudniu? Może zła pogoda odstrasza wszystkich przed wyjściem z domu? Cóż, to bardzo prawdopodobne pytania. Jednak zazwyczaj znajdowali się jacyś szaleńcy (tacy jak my), którzy wychodzili choćby z psem na krótki spacer. A teraz nie było absolutnie nikogo. Fakt ten sprawił, że było mi jeszcze bardziej zimno. Szliśmy w milczeniu. Każdy patrzył się gdzie indziej: inni w piasek, inni w chowające się miasto za wzgórzem. Ja natomiast patrzyłam się w morze. Woda była mętna i ciemna. Skutecznie odstraszała, a jednocześnie czułam jej przyciąganie… W głowie mi się zakręciło. Miałam wrażenie, że fale bijące o brzeg są coraz bliżej i bliżej. Jakby specjalnie próbowały się wyrwać do mnie. Wystarczyłby jeden plusk. Zadziwiająco dobrze czułam wszystkie bodźce z zewnątrz. Zapach soli w powietrzu powodował u mnie suchość w ustach. Każdy podmuch wiatru jakby spychał mnie nieco w stronę morza. Wzrok miałam natężony, widziałam wszystko wyraźnie, zbyt wyraźnie i to przyprawiało mnie o zawroty głowy.
- Jade? – głos Harry’ego sprawił, że wróciłam do rzeczywistości. Wszyscy stali i gapili się na mnie zdziwieni. Wcześniej byłam tuż przy Harrym. A teraz znajdowałam się zdecydowanie dalej od niego, bliżej brzegu plaży. Jedyną przeszkodą, bym była jeszcze dalej, były nasze splecione ręce.
- Myślę, że powinnaś iść z tej strony… - powiedział zatroskany i zamieniliśmy się miejscami. Czułam, że teraz uważniej i nieco mocniej trzyma moją rękę.
- Dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blada… - Perrie stanęła po mojej prawej.
- Mamy coś do picia? strasznie mi się chce pić… - przełknęłam ślinę, lecz to zupełnie nic nie dało.
- Chyba mam jeszcze trochę… O, jest! Proszę. – Leigh-Anne podała mi połowie napełnioną butelkę, którą wyciągnęła ze swojej torby. Podziękowałam i szybko wypiłam całą jej zawartość. Było nieco lepiej, ale dziwna suchość mnie nie opuszczała. Co się ze mną dzieje?
- Ile będziemy jeszcze tak iść? Jestem głodny… - jęknął Niall.
- Już nie długo. Za tym zakrętem są skały i roślinność nadbrzeżna. Tam ludzie nie chodzą, bo jest dużo ostrych kamieni i nie ma nawet czasami jak przejść. Właśnie tam idziemy. Tam… to… się stało. – nie potrafiłam inaczej tego wyjaśnić.
- Oh, ok. – przytaknął i nikt już się nie odezwał póki nie doszliśmy do zakrętu.
Doszliśmy do kamiennej ściany. Obeszliśmy ją, przeszliśmy wąskim korytarzem pomiędzy skałą a wodą i byliśmy na miejscu. Nie duży kawałek kamienistej plaży był otoczony z trzech stron wysokimi skałami. Kiedyś było tutaj tak jakby trochę ciaśniej… Skały były bliżej siebie. No, ale cóż… Tak właśnie działa morze. Erozyjnie.
- Wow. Ładnie tu. - Niall rozglądał się dookoła. Rzeczywiście, otoczenie robiło wrażenie.
- Dobra, załatwmy to co mamy do załatwienia i chodźmy stąd. - stwierdziła Perrie. Westchnęłam, wyciągnęłam świeczkę z torby i podeszłam do miejsca, które zapamiętałam jako małe dziecko. Tuż za dużym kamieniem, trzy razy większym ode mnie, obok zielonych roślin, które nie wiem jak się nazywają. Były mieszanką różnych krzaków, ale teraz wyglądały jak suche, kolczaste ciernie. Gdy tylko wychyliłam się za kamień, zauważyłam, że ktoś tam jest. Natychmiastowo się cofnęłam, ale owa osoba zdążyła mnie zauważyć kątem oka.
- Jade. - to była ta dziewczyna. Dziewczyna ze snu. Ponownie wychyliłam się zza kamienia, by ją widzieć.
- S-skąd mnie znasz? - oczy miałam szeroko otwarte, obserwowałam każdy ruch brązowowłosej. Była śliczna. Idealna sylwetka, włosy sięgały do ramion, miała piwne, duże oczy. Miała na sobie złoty strój kąpielowy i zieloną chustę obwiązaną wokół bioder tworzącą prowizoryczną spódniczkę. Wokół prawego przedramienia miała zawiązaną długą, zieloną bransoletkę, która wyglądała jak gruby sznur z wodorostów. Odwróciła się w moją stronę. W tej samej chwili za mną stanęli moi przyjaciele z wyjątkiem Perrie i Harry'ego , którzy stanęli na równi ze mną. Chłopak chwycił mnie lekko za rękę.
- Cóż, to skomplikowane. - uśmiechnęła się pokazując idealnie równe, bielutkie zęby- Nie mogę uwierzyć, że wreszcie cię widzę... To twoi przyjaciele?
- Kim jesteś? - Perrie mierzyła wzrokiem dziewczynę.
- Jestem Nadie. - przekrzywiła głowę, a w jej oczach pojawiły się iskierki rozbawienia- A ty kim jesteś?
- Nie baw się z nami. To ty wysłałaś te sny? - poczułam złość. Jak ona śmie? Pogrywa z nami. Męczy mnie koszmarami. Tak naprawdę to rozkazała mi tu przyjechać!
- Tak. - przybrała poważny wyraz twarzy - Przepraszam. Nie mogłam inaczej się z Tobą skontaktować.
- Ty mnie prawie zabiłaś!!! - wykrzyczałam wściekła.
- Przepraszam.
- Twoje „przepraszam” nic tu nie da! Kim ty w ogóle jesteś?! - musiałam być cała czerwona z gniewu. Czułam jak się we mnie wszystko gotuje.
- Twoją siostrą.


****Harry****

Słysząc słowa, które wypadły niemal obojętnie z ust dziewczyny, prawie zakrztusiłem się powietrzem. Od razu spojrzałem na Jade. Dlaczego nie powiedziała, że ma siostrę?! Jednak, gdy zobaczyłem jak blednie w jednej chwili zrozumiałem, że ona też chyba nie wiedziała…
Cholera, od razu to czułem. Jak tylko zobaczyłem Nadie zdziwiło mnie jej podobieństwo do Jade. Były bardzo podobnej urody. Ten sam kolor włosów (oprócz teraz zielonych końcówek Jade), podobny odcień skóry, oczy, szczupła sylwetka… Tylko od Nadie biła tajemniczość i pewność siebie. Doskonale wiedziała, że jest piękna i dobrze to wykorzystywała.
Nadie jest siostrą Jade…



C.d.n…

________________________________________________________________

Cześć!

Wow, dawno nie napisałam takiego krótkiego rozdziału! Zajął mi niecałe 3 strony w Wordzie! Ogółem byłby dłuższy, ale uznałam, że w tym miejscu właśnie najlepiej byłoby skończyć ;) 
I jak się podoba? Kto się spodziewał takiego zwrotu akcji??? Nadie już od dawna siedziała mi w głowie. Już od czerwca!!! :O (Tylko wtedy miała na imię jeszcze "Nade" xd W końcu zdecydowałam, że Nadie będzie lepsze. W końcu Jade i Nadie nie są bliźniaczkami :D ["Nade"? Maaatko, jak ja na to wpadłam? xd] )
Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyście pozostawili po sobie komentarz z opinią :) To dla mnie bardzo ważne. Proszę, zróbcie to dla mnie :*

Dobra, nawet nie wiecie jak trudno pisało mi się ten rozdział (już tradycyjnie, pisałam go przed chwilką). Nie czuję jeszcze do końca tej Nadie, niby mam w głowie już mniej więcej jej charakter, ale nie jest, że tak powiem, dopracowana :D Ale myślę, że szybko Nadie zacznie żyć w mojej głowie swoim życiem i szybko ją poznam tak jak i Wy poprzez rozdziały czy pytania do niej ;)
Tak więc witamy nową bohaterkę! 
(Nie umieszczam Nadie w zakładce "Bohaterowie". Myślę, że byłby to za duży spoiler dla tych, którzy dopiero zaczynają czytać RH lub będą :D )

To tyle co do rozdziału.
Chciałabym bardzo, bardzo, bardzo Wam podziękować za wszystkie życzenia, prezenty i miłe słowa! Sprawiliście, że moje urodziny nie trwały dzień, a cały tydzień!
Szczególne podziękowania wędrują do: 
- wspaniałej Ani M za przepiękny, przezabawny imagin (już Ci dziękowałam w poprzednim poście, ale co tam xd) 
- mojej kochanej Iww ♥ za zrobienie mi WSPANIAŁEGO prezentu, którego zupełnie się nie spodziewałam! Tutaj możecie go zobaczyć:


- przecudownej Nataszy za wspaniały rozdział "Child Of Darkness" z specjalną dedykacją dla mnie i przewspaniałym wątkiem.. Nicolarry? Hicol? haha muszę wymyślić shipowskie imię xd Zrobiłaś mi wielką radochę, bardzo dziękuję ♥
- wszystkich czytelników bloga za to, ze po prostu jesteście! Dziękuję! To dla mnie najwspanialszy prezent!

Dziękuję za kolejną okrągłą sumkę wyświetleń! 130 tyś mamy już za sobą :D Jejku, jesteście nieziemscy, kocham Was <3 (rany, już 133!)

Piszcie, komentujcie, pytajcie, czytajcie może nawet i tweetujcie :D Dziękuję Wam bardzo!

Do soboty!
Wasza Nicol <3

P.S. Czekamy na pytania! :3 ~~ bohaterowie opowiadania

sobota, 4 października 2014

„Rozśpiewana historia 2” Część 33

„Rozśpiewana historia 2” Część 33

Co byś zrobił?


Piasek, ślad, muszelka, woda, wodorost, więcej wodorostów, krwawa fala, napis na piasku. Tak w skrócie. I nagle wszystko się zmienia. Nie widzę już wszystkiego z lotu ptaka, lecz jakby własnymi oczyma. Przede mną rozciąga się wzburzone morze i plaża. Fale są duże i ciemne. Mam wrażenie, że jestem malutka w porównaniu do tej ogromnej otwartej przestrzeni. I wtedy zauważam JĄ. Też wydaje się być drobna. Stoi tyłem do mnie, a przodem do wzburzonej wody. Silny wiatr, który wieje wydaje się ją omijać, a tylko leciutkie podmuchy kołyszą jej włosami.
Znam to miejsce. Wychowywałam się tutaj.
- JADE!!! PROSZĘ, OBUDŹ SIE! - słyszę głos. Głos, który nie pochodzi ze snu. Dziwne, pierwszy raz w tym śnie jestem spokojna. Nie boję się.
- BŁAGAM! - teraz doszedł do moich uszu kobiecy głos. Eleanor! A wcześniej był Harry! Hmm, coś musi być nie tak. Wiedziałam, że zaraz się obudzę. Sen się skończył. Powoli wracałam do rzeczywistości. Mój umysł był na nowo razem z ciałem. Czułam ból w klatce piersiowej i zdrętwiałe palce u rąk. Ktoś szarpał moimi ramionami.
W tym samym czasie, gdy otworzyłam oczy, zrobiłam duży wdech.
- Dzięki Bogu. - westchnęła z ulgą Perrie, która pochylała się nade mną.
- Wystraszyłaś nas na śmierć! - wyznał Niall i zaraz został spiorunowany wzrokiem przez resztę - Um, to znaczy... Bardzo nas wystraszyłaś.
- Strasznie tu duszno... - wydukałam nabierając płytkich, ale szybkich oddechów. Jakoś brakowało mi powietrza, tlenu. Może dlatego, że jest tutaj tak dużo ludzi? Widziałam wymianę spojrzeń przyjaciół. Wszyscy byli trochę... wstrząśnięci? Kiedy spojrzałam na Harry'ego był cały blady, lecz kolory zaczęły powracać na jego twarz. O czym nie wiem? Coś mnie ominęło?
- Coś się stało? - spytałam marszcząc czoło. Ugh, kręci mi się w głowie…
- Byłaś trochę... nieprzytomna. - pierwszy odezwał się Liam, ale od razu wiedziałam, że kłamie. Może nie tyle co kłamie, ale nie mówi całej prawdy.
- Co masz na myśli mówiąc "trochę nieprzytomna"? - usiadłam, bo leżenie mnie męczyło. Gdy nikt się nie odzywał, a moje zdenerwowanie rosło, Angelica wywróciła oczami.
- Twoje serce nie biło dokładnie przez 38 sekund. Doprawdy, aż tak trudno to powiedzieć? - zwróciła się do innych. Wszyscy, włącznie ze mną, wytrzeszczyli oczy na jej nietaktowne zachowanie, za to ja z powodu szoku.
- Poczułam to. Od razu przybiegłam tutaj. - powiedziała cicho El ze spuszczoną głową.
- O matko... - wydukałam drżącym głosem. Harry po prostu nie wytrzymał i w ułamku sekundy objął mnie mocno, tak mocno, jakby bał się, że zaraz zniknę.
- To przez sen. Wiedziałam, że dzisiaj będzie najgorzej, dlatego cały czas czuwałam, ale... nie przypuszczałam, że do tego może dojść. - Eleanor otarła ręką łzy spływające po jej policzkach. Louis przytulił dziewczynę. Wypełniło mnie uczucie pustki. Okropna myśl, że byłam martwa przez 38 sekund nie potrafiła opuścić mojej głowy.
- Ale już jest w porządku. Już jest dobrze. Prawda? Boli cię coś? - zapytała Pezz.
- Nie. Już nie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, co wyraźnie uspokoiło przyjaciół. Wtuliłam się mocniej w ramię Harry'ego. Ścisk w klatce piersiowej ustępował.
- Um, ładny kolor. - uśmiechnęła się lekko Leigh-Anne, zapewne by zmienić przytłaczający temat. Nie wiedząc o co chodzi, spojrzałam na swoje dłonie, na których spoczywał wzrok dziewczyny. Moje paznokcie były koloru ciemno niebieskiego, połyskujące w świetle, jakby z brokatem. - Gdzie kupiłaś ten lakier? Też chcę taki mieć!
- J-ja... Yyy... - Nie byłam w stanie wypowiedzieć sensownego zdania. Wpatrywałam się szeroko otwartymi oczami w swoje dłonie. Czułam nawet, że cała krew odpływa z mojej twarzy.
- Jade? O co chodzi? - Harry jako jedyny mógł wiedzieć, że cała drżę.
- J-ja ich n-nie malowałam... - myślałam, że chyba zwariowałam. Wczoraj robiłam mnóstwo rzeczy. Pierwszy raz od dawna po prostu obejrzałam serial na laptopie, napisałam parę kartek ni to wierszy, ni to piosenek (które tak na marginesie są całkiem niezłe, może wyjdzie z tego jakiś nasz nowy wspólny kawałek?), zrobiłam porządki w szafie... A to wszystko by myśleć o czymś innym, niż o tym napisie na piasku. A poza tym nie chciałam wychodzić z pokoju. Chciałam być sama. Zajmowałam się tysiącem różnych rzeczy, ale na pewno nie malowałam paznokci!
- Może nie pamiętasz? – Niall w ogóle nie podzielał mojego zdenerwowania, chociaż doskonale je czuł.
- Pamiętałabym! – ciśnienie mi podskoczyło.
- Jade… A farbowałaś może włosy? – spytał Harry łapiąc za jeden z moich kosmyków. Końcówki włosów miały delikatny, zielonkawy odcień.
- Co tu się dzieje?! – gdyby ktoś powiedział, że byłam zmieszana, byłoby to niedopowiedzeniem. Czyżbym malowała paznokcie i farbowała włosy przez sen?! – To ona… - dotarło do mnie.
- Kto? – zdziwił się Harry, który jedyny mógł usłyszeć mój szept.
- Dziewczyna ze snu. – wyjaśniłam patrząc się mu w oczy.
-  Ktoś ci się przyśnił?
- Może to ta dziewczyna za wszystkim stoi!
- Kim ona jest?
- Znasz ją? – zasypali mnie pytaniami. Odepchnęłam od siebie Harry’ego, wygrzebałam się spod kołdry i podeszłam do szafy.
- Gdzie ty teraz idziesz? – zdziwiła się Jesy.
- Jadę tam. Muszę. – odpowiedziałam krótko podczas gdy wybrałam zadziwiająco szybko ciuchy i zamknęłam się w łazience, by się ubrać.
- Gdzie jedziesz? Jedziesz do South Shields? – zapytała Perrie przez drzwi.
- Tak.
- Ale Jade! Ustaliłyśmy wczoraj, że… - zaczęła, ale jej przerwałam.
- Wiem co ustaliłyśmy wczoraj. Ale dziś, jest dzisiaj i teraz zmieniłam zdanie. Muszę tam jechać. Ta dziewczyna… Ona tam jest. Ona może nam… mi pomóc. – naciągnęłam na siebie spodnie.
- Co to za dziewczyna?
- Ze snu, widziałam ją. No, tak jakby, stała do mnie tyłem. Ale ona na mnie czeka. Wiem to. – stęknęłam, gdy w pośpiechu zakładałam koszulkę.
- Ale…
- Ona naprawdę może mi pomóc… - jęknęłam błagalnie. Usłyszałem ciche pomruki zza drzwi, wymianę pary szeptów.
- No dobrze. Wszyscy pojedziemy. – zadecydowała w końcu Perrie – Przygotuj się, my też idziemy się ubrać. Zbiórka na dole za piętnaście minut.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się mimo tego, że mnie nie wiedziała. Wszyscy musieli opuścić mój pokój, bo zrobiło się ciszej. Zabrałam się za szczotkowanie włosów i przyprowadzenia ich do porządku. Te zielonkawe końcówki nie są złe. Naprawdę fajnie wyglądają. Tylko jakim cudem one się same pojawiły? Ehh…
- Jade? – wszędzie rozpoznam ten głos. Harry.
- Tak? Możesz wejść. – odblokowałam drzwi i wróciłam do lusterka. Chłopak wszedł do małego pomieszczenia i stanął za mną. Widziałam jego odbicie w lustrze. Patrzył się na mnie zaniepokojonym wzrokiem.
- Coś się stało? – spytałam.
- Nie, wiesz, nic się nie stało. – wywrócił oczami, po czym wbił wzrok w swoje palce. Odłożyłam szczotkę i podeszłam do niego. Ujęłam delikatnie jego dłonie, by zamiast na nie, popatrzył mi się w oczy. W końcu to zrobił.
- Bałem się o ciebie. Bałem się, że cię stracę. – wyznał. Poczułam przyjemne ciepło w brzuchu. Bał się o mnie. Wiem, że to samolubne, okropne i strasznie egoistyczne, ale podobało mi się to. Oznaczało to, że mu na mnie zależy. Tak, tak, powinnam to już wiedzieć. I wiem, tylko dobrze jest to odczuć na nowo. Uśmiechnęłam się lekko i przybliżyłam swoją twarz do jego. Pocałowałam go, a on z jakby tęsknotą oddał ten gest. Uwielbiałam to uczucie, za każdym razem gdy się całowaliśmy czułam, że wkłada w to bardzo głębokie uczucia. Tak jak i ja. Położył rękę na mojej talii i przyciągnął mnie bliżej. Zarzuciłam swoje dłonie na jego kark i stanęłam na palcach by jeszcze bardziej (o ile to możliwe) zmniejszyć dystans między nami. Czułam, ze się uśmiecha, ja również nie mogłam się powstrzymać. Oparł swoje czoło o moje i po prostu patrzyliśmy sobie w oczy uśmiechając się.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz. – nakazał. Przygryzłam wargę, wiedząc, że nie zdołam powstrzymać pytania, które cisnęło mi się na usta.
- A co by się stało, gdybym umarła? Co byś zrobił? – uciekłam wzrokiem bojąc się jego reakcji na pytanie.
- Cóż, leżałbym obok. – odparł bez zastanowienia. Uśmiechnęłam się lekko i znów się pocałowaliśmy.
- Musisz się ubrać. Perrie nie będzie czekać, już jest w nienajlepszym humorze. – zaśmiałam się. Harry wydał z siebie pomruk niezadowolenia, ale zgodził się ze mną. Złożył ostatni pocałunek na moich ustach i wyszedł mówiąc, że widzimy się za chwilę na dole. Odwróciłam się z powrotem do lusterka. Moje policzki były zaczerwienione, oczy błyszczały radośnie. A mi po prostu bardzo chciało się uśmiechać. Tak właśnie działa na mnie Harry. Sprawia, że jestem szczęśliwa i zapominam o wszystkim innym. Na przykład o celu naszej podróży. Westchnęłam ciężko i zabrałam się szybko za makijaż. Gdy skończyłam wszystkie czynności związane z poranną toaletą, wyszłam z łazienki, chwyciłam torbę i zaczęłam do niej pakować: telefon, słuchawki, dokumenty, portfel, chusteczki, scyzoryk (lepiej mieć coś ostrego pod ręką…), lusterko i inne mniej lub bardziej potrzebne rzeczy. Założyłam czarne trampki, chwyciłam kurtkę i szal na wypadek gdyby mocno wiało. Przejrzałam się w lustrze. Chyba może być.
Przypomniałam sobie jeszcze o zapałkach, znicz kupimy na miejscu. Fakt, jedziemy by odnaleźć tą dziewczynę, ale skoro tam będziemy, to możemy poświęcić chwilę rodzicom. To w końcu rocznica... El pewnie też będzie chciała odwiedzić swoich rodziców. I może Perrie też… Eh, za dużo wspomnień nagle atakuje moją głowę.
- Jade!!! Wyjeżdżamy! – krzyknęła Perrie.
- Idę! – wrzasnęłam, wyciągnęłam z szuflady zapałki i popędziłam po schodach na dół. Mam wrażenie, że ten dzień będzie czymś przełomowym. Tylko w jakiej sprawie? Czy pozbędę się tych snów? Czy może stanie się coś innego? Niedługo się przekonamy…


C.d.n…

________________________________________________________________

Heeeejoooo :3

Nareszcie wszystko się wyjaśni! (No prawie wszystko xd) Zadowoleni? :D Mam nadzieję, ze rozdział był do zniesienia, w sumie jestem z niego zadowolona :P (znowu, napisałam go dokładnie przed chwilą i od razu publikuję. )
Podobało się? Moment Jarry wyszedł okey? ;) (Spokojnie, Elounor się jeszcze bardziej rozjaśni, po prostu zabrakło mi kartki :D )
Moje rozdziały mają po 3-4 strony w Wordzie. Chciałam się zapytać, czy odpowiada Wam długość? Czy starać się pisać krótsze rozdziały? Może chcecie jeszcze dłuższe, z tym nie byłoby kłopotu xd Już i tak muszę się ściskać :P Proszę, odpowiedzcie mi, to dla mnie bardzo ważne. 

A teraz baaaardzo przepraszam, że nie komentuję na Waszych blogach. Staram się czytać, ale niestety brakuje mi czasu :((( Liceum to nie przelewki, myślałam, że jakoś to będzie, a tu z grubej rury od razu mapa polityczna świata!!! (Europę zaliczyłam na 3, jak ja zdam całą kulę ziemską??!! ) Tak więc proooszę, nie obrażajcie się na mnie :( Naprawdę brakuje mi czasu. Już z pisaniem swoich rozdziałów jest kiepsko (nawet nie wspominam o drugim blogu, na którym po prostu się udzielam raz do roku -,-" ) pisze je na ostatnią chwilę, tuż przed dodaniem na bloga. 

W poniedziałek miałam urodziny (sweet sixteen oh yeaaah :D ) i dostałam naprawdę fantastyczne prezenty! Ale chciałabym się szczególnie pochwalić cudem, które napisała na tą okazję Ania M. otóż napisała dla mnie imagin!!! :D ALE NIE BYLE JAKI, TYLKO NAJWSPANIALSZY, NAJCUDOWNIEJSZY, NAJPIĘKNIEJSZY IMAGIN JAKI W ŻYCIU CZYTAŁAM!!! Proszę, >>TU<< macie linka, gdybyście chcieli przeczytać :) A polecam z całego serca! (Hyhy jestem tam z Harrym, yeah, marzenia się spełniają xd) Jeszcze raz Ci dziękuję kochana!!! ♥
I pochwale się jeszcze prezentem od mojej uzdolnionej plastycznie koleżanki: 

Piękny, prawda? :3 

____________________________________________

NAJLEPSZEGO LEIGH-ANNE!!!


_________________________________________________


No dobrze, już nie przedłużam, i tak nikt tego nie czyta xd Proszę jeszcze o komentarze! Będę prze szczęśliwa gdybyście wyrazili swoje opinie :)

Wasza Nicol <3

P.S. Zakładka do pytania bohaterów >>>