poniedziałek, 19 grudnia 2016

„Rozśpiewana Historia 2” Część 65

„Rozśpiewana Historia 2” część 65

Wizyta króla

****Jesy****
- Jess. – Na dźwięk swojego imienia gwałtownie podniosłam głowę i zamrugałam parę razy. Chyba przysypiałam. Louis patrzył się na mnie zatroskany. – Idź do domu się przespać. Musisz trochę odpocząć. Ja z nią zostanę.
- Nie, nie. Zostaję. Nic mi nie jest. To tylko chwila słabości – zapewniłam i przeciągnęłam się na krześle. Słyszałam, jak kości przeskakiwały mi w ramionach i kręgosłupie. – Wiesz co, przejdę się na krótki spacer wokół budynku. Żeby rozprostować nogi. Zaraz wracam.
- Nie ma sprawy, nie śpiesz się – pokiwał głową ze zrozumieniem i przeniósł swój wzrok na śpiącą Eleanor.
- Potem się zmieniamy. Ty też potrzebujesz świeżego powietrza – popatrzyłam na niego surowo. Louis westchnął, ale przytaknął. Wyszłam z sali na korytarz i ruszyłam ku schodom. Parapety i okna były przyozdobione girlandami i świątecznymi lampkami. Tak samo poręczę schodów oplecione były zielonymi i czerwonymi łańcuchami. Na parterze, tuż przy recepcji, stała ogromna choinka, a obok przechadzał się ktoś przebrany za bałwana i rozdawał dzieciom cukierki. Z okazji świąt jutro będzie tutaj jakieś przedstawienie dla tych, którzy nie mogli wrócić do domu z powodu złego stanu zdrowia. Podeszłam do szklanej skrzyni, która znajdowała się wśród prezentów przy choince. Wyciągnęłam ostatni banknot z kieszeni i wrzuciłam go do środka. Nie byłam osobą wierzącą, ale nagle poczułam chęć odmówienia modlitwy za chłopca, którego zdjęcie wisiało na skrzyni, prosząc o datki na operację. Wstrzymałam oddech i zagryzłam wargę, czując, że zaraz się rozpłaczę. Wyszłam czym prędzej na zewnątrz, a zimne powietrze mnie trochę ocuciło. Skrzyżowałam ramiona by zachować odrobinę ciepła. To wszystko było przez zmęczenie, musiałam po prostu trochę odetchnąć. Czułam ogromny ciężar w piersi, który nie pozwalał mi się oczyścić z ponurych myśli. Skorzystałam z zejścia na plażę, które znajdowało się przy szpitalnym chodniku. Gdy zniknęły wszystkie drzewa, od razu zaatakował mnie silny wiatr. Z jednej strony przyniosło mi to ogromną ulgę, ale z drugiej zaczęłam się okropnie trząść. Nabrałam kilka głębszych wdechów i wróciłam czym prędzej do szpitala. Nie chciałam się dodatkowo przeziębić, jakbyśmy nie mieli poważniejszych problemów.
- Twoja kolej. Weź kurtkę, jest strasznie zimno – zasugerowałam Louisowi, pocierając ramiona na potwierdzenie swoich słów. Chłopak był jakoś dziwnie blady. – Louis?
- Poruszyła ręką. Ścisnęła moje palce – wydukał oszołomiony. Puls natychmiast mi przyspieszył i niemal podbiegłam do łóżka El. Złapałam ją za rękę i się przeraziłam. Była lodowata.
- Louis, co się stało? – czułam się tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody, a jednocześnie zrobiło mi się gorąco.
- Po tym, gdy mnie lekko ścisnęła, to się stało. Nagle zrobiła się bardziej blada i w jednej chwili tak oziębła. Nie wiem, ja… - mówił jak w amoku. Nie odrywał wzroku od El, nie poruszał się, jakby się bał, że może pogorszyć sytuację.
- Zawołam lekarza – oznajmiłam i skierowałam się szybko ku drzwiom. – Mów do niej, może w ten sposób się przebudzi.
Wychodząc na korytarz, jeszcze bardziej podniosło mi się ciśnienie. Nagle lampa nade mną zamrugała, wydała dziwny odgłos i poleciały z niej iskry. Zasłoniłam odruchowo głowę.
- Cholera jasna – mruknęłam, kiedy zrozumiałam, co się stało. Musiałam się uspokoić, inaczej stanowiłam zagrożenie dla każdego elektrycznego urządzenia w pobliżu. A szczególnie, że wielu pacjentów było podłączonych do aparatury, gdybym przez przypadek podniosła napięcie…
- Jesy, policz do dziesięciu. Wdech i wydech. Napij się wody – mama Eleanor postawiła plastikowy kubek z wodą na ziemi, po czym ostrożnie przesunęła go stopą w moim kierunku. Czułam, że brakuje mi powietrza. Próbowałam liczyć, ale moje myśli były chaotyczne, bałam się, że zrobię komuś krzywdę.
- Licz ze mną, jeden… - powiedziała głośno i surowo pani Kate. Zrobiła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze. - … dwa…
- Dwa – powtórzyłam słabo, bo kręciło mi się w głowie. Nabrałam głęboki wdech i wypuściłam powietrze przez usta. – Trzy…
Korytarz przestał się kręcić. Z zaskoczeniem zauważyłam, że znajduję się na podłodze na kolanach i przyciskam dłonie mocno do posadzki. Oderwałam je i zobaczyłam czarne, osmalone ślady moich rąk.
- Już dobrze, kochanie – pani Kate zbliżyła się ostrożnie, ale nadal uważała, by mnie nie dotknąć. – Oddychaj. Spokojnie. Nic się nie dzieje.
- Eleanor – wydukałam ze ściśniętym gardłem. Po moich policzkach pociekły łzy.
- Usiądź na tym krześle, dobrze? Wypij wodę. Albo idź do łazienki i przemyj twarz zimną wodą. Ja pójdę po lekarza – zapewniła i od razu poszła w stronę, z której przyszła.

****Jade****
Znajdowaliśmy się w sali narad Najwyższego Trybunału. Uważałam, że to pomieszczenie było najpiękniejsze i najbardziej majestatyczne spośród wszystkich w Karinie Fal. Przez to, nawet nie wzbudzało we mnie złych wspomnień z czasów, kiedy to Harry był tutaj sądzony. Nieliczne syreny zasiadły na trybunach po lewej stronie, ale zdecydowana większość znajdowała się na środku sali i gawędziła z Wodnikami. Stałam przy misternie wykonanym tronie, a za moimi plecami znajdowały się Anadyomene, Minister Sprawiedliwości, Aria i jeszcze dwie inne wysokie rangą syreny. Oczywiście, u mojego boku stał Harry, którego się kurczowo trzymałam. Co chwilę ktoś przychodził by się ukłonić, życzył mi miłego dnia i gratulował nowego tytułu Najpiękniejszej. Czułam się spięta i nie na miejscu. Dziękowałam, uśmiechałam się i wzdychałam ciężko po każdych tego typu słowach. Harry wtedy dyskretnie ściskał mocniej moją rękę i gładził uspokajająco kciukiem wierch mojej dłoni.
- Uwaga, uwaga! Jego Najjaśniejsza Wysokość Król Errdiel Alwin Dyffros Morlynn II – ogłosił jeden z Wodników stojących koło ogromnych drzwi. Uniósł do ust dostojną trąbkę i zadął w nią. W tej chwili wrota się otworzyły i do środka wszedł Wodnik w granatowej pelerynie i srebrnej koronie w otoczeniu czterech innych wyniośle wyglądających Wodników. Wszyscy w sali cofnęli się do tyłu i uformowali klarowne przejście prosto w naszą stronę. Poczułam się zupełnie odsłonięta, niczym w pierwszym szeregu na wojnie. Nogi mi się trzęsły, ale podbródek uniosłam wysoko i próbowałam wyglądać choć w połowie tak majestatycznie i okazale jak Król Wodników. Nie mogłam dać po sobie niczego poznać, jeśli nasz plan miał się udać.
- Co mam zrobić? – szepnęłam nagle spanikowana do Anadyomene, gdy jeszcze król był za daleko, by mnie usłyszeć.
- Kiedy się ukłoni, dygnij i zachowuj kamienną twarz. Przywitaj się, potakuj. Udawaj obojętną – odpowiedziała szybko, po czym się delikatnie cofnęła do tyłu. Król stanął przede mną i zmierzył mnie wzrokiem z dziwnym uśmieszkiem. Dopiero wtedy się ukłonił.
- Wasza Najpiękniejsza Mość – kiwnął dodatkowo głową. Był wysoki, miał kruczoczarne włosy i czysto niebieskie oczy. Jego skóra miała nieco niebieskawy odcień, a przynajmniej tak mi się wydawało. Był przystojny, nie mogłam zaprzeczyć, ale wydawał mi się sztuczny. Wszystko było w nim idealne, żadnej skazy- to budziło moją niechęć. Był nieludzki.
- Wasza Najjaśniejsza Wysokość – dygnęłam ostrożnie, ale tak jak mnie poinstruowała Aria, nie spuściłam głowy. Miałam pokazać królowi Wodników, że ani się go nie bałam, ani nie miał nade mną żadnej władzy. Razem ze mną ukłoniła się cała elita. Errdiel przekrzywił głowę z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a potem wygiął usta i przytaknął sam sobie. Musiałam zacisnąć usta w wąską linię, by się nie roześmiać.
- Uwielbiam wizyty w Krainie Fal. Tutaj jest tak pięknie – stwierdził rozglądając się po sali.
- To zaszczyt gościć Waszą Najjaśniejszą Wysokość – odparłam. Wzrok króla przesunął się znowu po mnie, a gdy zauważył moje dłonie złączone z Harrym, przyjrzał mu się uważnie. – Wasza Królewska Mość, to jest Harry Edward Styles, mój… - urwałam, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć, by brzmiało to dostojniej niż „chłopak”.
- Partner – wyręczył mnie Amor i posłał mi łagodny uśmiech. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, ale potem szybko przywdziałam kamienną maskę. Wystraszyłam się, że ta chwila nieuwagi mogła wszystko zniszczyć.
- Potomek Erosa zdobył serce najpiękniejszej spośród córek Afrodyty. Intrygujące – Errdielowi nie schodził pobłażliwy uśmieszek z twarzy. Nie wiedziałam, czy on tak już miał zawsze, czy może wróżyło to coś złego.
- Jaśnie Pani jest Przeznaczoną pana Stylesa – wyjaśniła Minister Sprawiedliwości. Errdiel uniósł brwi w zaskoczeniu.
- Nonsens. Syreny nie kochają – roześmiał się. Poczułam gniewny ścisk w brzuchu.
- Jestem bardziej niż pewny, że to nie prawda – odezwał się surowo Harry. Anadyomene dyskretnie pociągnęła mnie za sukienkę.
- Czyżby? – Errdiel popatrzył na Harry’ego, z wyższością unosząc jedną brew do góry. Mój ukochany już miał zamiar zrobić krok w jego stronę, ale mocniej ścisnęłam go za ramię.
- Chciałabym zaprosić Waszą Najjaśniejszą Wysokość na moją koronację – wypaliłam. W końcu król Wodników zwrócił na mnie uwagę. – Odbędzie się w przyszłym tygodniu. Jestem pewna, że pańska obecność w tak ważnym dla nas dniu wynagrodziłaby ostatnie nieporozumienie – dodałam już spokojniejszym, czarującym tonem.
- Cóż, trudno mi odmówić. Koronacja Najpiękniejszej jest niezwykłą uroczystością zaiste – skłonił się, ale nie za nisko.
- Ogromnie mnie to cieszy. Chciałabym, aby moja koronacja była okazała, więc postanowiłyśmy ją urządzić w Kotlinie Wichrów. Liczę, że będzie jeszcze bardziej niesamowicie, jak w Sali Balowej – opowiedziałam. Errdiel zamyślił się przez chwilę, ale przytaknął.
- To będzie zaszczyt – wyciągnął w moją stronę rękę, patrząc mi prosto w oczy. Przełknęłam nerwowo ślinę, ale miałam nadzieję, że tego nie zauważył. Czy to była pułapka?
- Dla mnie również Pańska obecność będzie nieoceniona. – Odważyłam się i podałam mu dłoń, którą powoli uniósł do ust i nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego szarmancko ją ucałował. Poczułam, jak Harry się cały napina. Errdiel ponownie się ukłonił i kiwnął głową z triumfującym uśmiechem do Harry’ego.
- Do zobaczenia, Jaśnie Pani. Już się nie mogę doczekać, aż ujrzę najpiękniejszą z najpiękniejszych ponownie. Waszej Najpiękniejszej Mości uroda oraz blask wypełniają całe pomieszczenie. Do widzenia, moja pani – mówiąc to jakże długie pożegnanie, ciągle utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy. Słyszałam, jak za mną Anadyomene z sykiem wciąga powietrze. Król Errdiel cały czas przodem do mnie wycofał się i opuścił salę Najwyższego Trybunału. Zaraz za nim do wyjścia ruszyły wszystkie inne Wodniki, a w pomieszczeniu rozległ się szum rozmów. Odwróciłam się do Anadyomene, Minister Sprawiedliwości i Arii.
- Jak wypadłam? Powiedziałam wszystko dobrze? – zapytałam spanikowana. Syreny wydawały się być nieco osłupiałe, a Anadyomene niemal pobladła.
- Aż za dobrze. Myślę, że mu się spodobałaś.
______________________________________________

Witam po długiej przerwie :)
Chciałabym Wam życzyć wesołych świąt, szczęśliwego Nowego Roku, spełnienia marzeń i spokojnych oraz radosnych chwil spędzonych z bliskimi ♥
Dziękuję wszystkim, którzy tu jeszcze zaglądają, mimo że od lipca nie pojawił się nowy post. Jestem wdzięczna za Wasze poświęcenie oraz fakt, że tak bardzo przywiązaliście się do moje historii :) Prawda jest taka, że wcale sobie jej nie odpuściłam. O nie, zdecydowanie nie. Po prostu wróciłam do początku i pracuję nad poprawnością pierwszej części RH na Wattpadzie. Publikuję już pierwsze rozdziały RH2, ale te również zasługują na trochę więcej korekty. Mam nadzieję, że kiedy będę w mniej więcej zbliżonych miejscach i czasie wydarzeń będzie mi łatwiej napisać coś nowego :)
Także przepraszam, ale część 66 będzie prawdopodobnie opublikowana nie wiadomo kiedy, ale szybko to nie będzie niestety. Dziękuję za Wasze wsparcie jeszcze raz. To już prawie 300 tyś wyświetleń! Wow!


Do kiedyś!
Wasza Nicol <3

PS: Co myślicie o Errdielu? Będzie drama? :p