czwartek, 24 grudnia 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 62

„Rozśpiewana Historia 2” Część 62

Zioła, herbata i trochę magii

****Angelica****

- Mamy jeszcze jakiś koc? – spytała Perrie cicho szczękając zębami. Może inni nie słyszeli tego, jak dzwoniły jej zęby, ale mnie zaczęło to już poważnie irytować.
- Niech ktoś jej zrobi herbaty, czy czegoś. Najlepiej jej dać imbir lub coś ostrego do zjedzenia. – mruknęłam nie podnosząc głowy znad książki.
- Czemu coś ostrego? – zdziwił się Niall. Westchnęłam ciężko.
- Krew szybciej krąży i rozgrzewa organizm. 
- To nie lepiej jej dać czegoś "mocnego" do wypicia? – zaśmiał się Ashton, który również przebywał w pokoju.
- Żadnego alkoholu! Gadam bzdury jak jestem pijana. – jęknęła Perrie. Leigh-Anne zaśmiała się pod nosem. Prawdopodobnie przypomniała sobie coś z przeszłości, ale teraz nie skupiałam się na tym. Prawie już to mam… Chwila, chwila… Tak!
- Jest! – ucieszyłam się – Leigh-Anne, możesz pozwolić?
- Co jest? – spytała podchodząc. Wskazałam palcem na pożółkłą stronę starej książki i na zapisany na niej ręcznie tekst.
- Chyba wiem, jak możemy wyleczyć Perrie. – powiedziałam zadowolona z siebie. Perrie chrząknęła znacząco.
- Nie jestem chora. – powiedziała przez zaciśnięte zęby wywracając oczami.
- Oj, wiesz o co mi chodzi. W tej księdze jest napisane, że kiedy Wodnik zabiera duszę, wpuszcza do ciała ofiary coś typu żywego ognia, który się go słucha. Kiedy kontakt cielesny Wodnika z ofiarą zostaje nagle zerwany, ogień zostaje w ciele poszkodowanego. Trzeba go wyciągnąć. – wyjaśniłam. Wszyscy zamyślili się nad moimi słowami.
- Czyli teraz mam w sobie jakiś ogień, który przypomina żywego pasożyta? Świetnie. – skwitowała śmiejąc się gorzko.
- Jak to zrobić? – spytał Zayn patrząc na mnie wyczekująco.
- Hm, z tego co tu pisze to trzeba przyrządzić eliksir i wypędzić żywy ogień. Z tego co rozumiem, to ten ogień to część Lerrodiela, dlatego słyszałaś jego głos w głowie. Im dalej jesteś od niego, tym lepiej, ponieważ kontakt jest słabszy. – mówiła Leigh czytając z księgi.
- Skąd wytrzasnęłyście tą książkę? – zdziwił się Ash.
- Kiedy koszmary nękały Jade, starałyśmy się dowiedzieć czegoś o syrenach, ale jest naprawdę nie wiele o nich gdziekolwiek napisane. To jedna z bardzo starych ksiąg o potworach morskich, ale praktycznie nie było tam nic o syrenach. Była ciekawa, więc zostawiłam ją sobie do czytania do poduszki. – wzruszyłam ramionami – Ale teraz, gdy już wiemy znacznie więcej o syrenach, okazuje się, że w tej książce było najtrafniej o nich napisane. Sprawdziłam Wodników, których tutaj nazywają również Akwarusami. Jest to słowo pochodzące z łaciny- Aquarius. Przypomniałam sobie, że w jednej z ksiąg Avalon widziałam już to słowo. I stąd mamy przepis na zaklęcie i eliksir. – podsumowałam pokazując, że na kolanach nie leży tylko jedna księga, a dwie.
- Wow, twoja pamięć jest niesamowita. – Ashton pochwalił mnie, a ja poczułam się doceniona. 
- Zalety wampiryzmu. – machnęłam niedbale ręką – A propos, jestem głodna.
- Składniki potrzebne do eliksiru są bardzo rzadkie. – Leigh westchnęła ciągle czytając księgę zaklęć i porównując ją z jakąś inną, znacznie nowszą. Podejrzewam, że mogły być to zapiski Avalon, bądź jej własne.
- Może jest tu w okolicy jakiś sklep magiczny? Wiesz, taki jak w Stockporcie, pojechaliśmy tam kiedyś. – przypomniał Niall. Usłyszałam, jak serce Leigh-Anne przyspiesza, a krew szybciej przepływa w jej żyłach. Wywnioskowałam dwie rzeczy: Leigh-Anne musi coś mieć do Nialla i naprawdę powinnam coś zjeść. Mój umysł zamąciło jeszcze jedne szybsze pulsowanie w piersi kogoś po drugiej stronie pokoju. Nie byłam pewna czy to Zayn, Ashton czy Liam i jakoś wyjątkowo nie chciało mi się tego bardziej analizować.
- W takim razie ja zrobię coś ostrego i ciepłego na obiad dla Perrie i dla nas. Wy jedźcie poszukać tego sklepu. – zaproponował Liam.
- Umiesz gotować? – prychnęłam.
- No dobra, w takim razie ja i Angelica zrobimy obiad. – poprawił się uśmiechając złośliwie.
- Ej, mnie w to nie mieszaj!
- Dobrze, czyli tak: Leigh, Niall i Ash jadą na poszukiwania składników do eliksiru, Angel i Liam robią obiad, a ja zajrzę do szpitala na chwilę. Potem przydałoby się zrobić jakieś większe zakupy. – zarządził Zayn.
- Cz-czemu? – zadygotała Pezz.
- Jutro i pojutrze będą zamknięte wszystkie sklepy, a przynajmniej większość. Musimy coś jeść. – wyjaśnił Mulat. Przekrzywiłam głowę w zastanowieniu dlaczego jutro mają być zamknięte sklepy. Chyba nie tylko ja nie mogłam tego zrozumieć, ponieważ miny wszystkich wyrażały zagubienie. Zayn westchnął i z politowaniem pokręcił głową.
- Jutro jest Wigilia, a potem święta. Wiem, że teraz mamy trochę na głowie, ale żeby nie wiedzieć, którego dzisiaj mamy?
- Rzeczywiście! – pacnęłam się w czoło.
- To będą smutne święta. – powiedziała cicho Leigh-Anne.
- Miejmy nadzieję na jakiś cud bożonarodzeniowy. Bardzo by się nam przydał. – głos Perrie słychać było zza sterty swetrów i koców.

*****
*****Leigh-Anne*****

- Jesteś pewna, że to tutaj? – spytał Ashton przyglądając się okolicy. 
- Tak, tam jest ten sklep. – wskazałam palcem na starą kamienicę, w której mieściły się malutkie sklepiki na parterze. Swoją uwagę w całości poświeciłam temu, z napisem „Zioła, herbaty i trochę magii”. Zaśmiałam się cicho sama do siebie. Zazwyczaj czarownice nazywały swoje usługi handlowe „zielarskimi”, ponieważ w istocie, można było tam znaleźć najróżniejsze rośliny, ale to był pierwszy sklep, który otwarcie przyznawał się do usług magicznych. Zapewne to tylko chwyt marketingowy oraz troszeczkę poczucia humoru właścicieli.
- Wygląda na zamknięty. – powiedział Niall, który jako pierwszy ruszył do przodu. Okna były zabrudzone i zakurzone, ale i tak nie można było zobaczyć tego, co jest w środku, ponieważ zasłaniały je pęki uschłych ziół oraz regał.
- To jedyny taki sklep w okolicy, musi być otwarty. – westchnęłam modląc się w duchu, byśmy nie zostali odesłani do domu z niczym. Zaczęłam już tracić nadzieję sięgając do klamki, ale gdy ją nacisnęłam, ta ustąpiła. Drzwi zaskrzypiały, a do moich nozdrzy doszedł mocny zapach ziół i kadzideł. Zachęciłam chłopaków, by weszli za mną do środka. Gdy przekroczyłam próg pomieszczenia zadzwonił mały dzwoneczek zawieszony przy drzwiach. Było tutaj znacznie cieplej niż na dworze i z przyjemnością rozpięłam zamek swojej kurtki. Rozejrzałam się ciekawie po półkach, regałach i innych starych meblach. Drewniana podłoga skrzypiała mi pod nogami, a lekko zatęchłe powietrze poruszyło drobiny kurzu w górę wraz z zamknięciem drzwi przez Ashtona. 
- Um, halo? – zapytałam minimalnie podnosząc głos. Za ladą znajdowała się ogromna szafa z mnóstwem półek, na których stały różnej wielkości słoiczki, butelki, torebki z sypką zawartością. Dostrzegłam także różne wiązanki dzikich roślin, zagadkowe pudełeczka i dziwne przedmioty.
- Jest tu kto? – tym razem Niall odezwał się znacznie głośniej. Rozwinęłam karteczkę, którą nerwowo ściskałam w ręku. Zapisałam na niej składniki, których będziemy potrzebować do przyrządzenia eliksiru.
- Zaraz zamykamy. – nagle zza regału wyszła starsza kobieta. Podskoczyłam zaskoczona, ale powstrzymałam pisk, który chciał mi się wyrwać z ust. Ashton chwycił się za serce i głęboko odetchnął. Nie wiem czemu, ale na ten widok chciałam się zaśmiać, mimo że sama również się mocno wystraszyłam.
- My tylko na chwilkę. Chciałabym zapytać, czy można tu kupić parę rzeczy… - zwróciłam się do kobiety, która pojawiła się znikąd obok mnie. Przeszywała mnie spojrzeniem.
- Nazwisko. – zażądała podejrzliwie. Była mojego wzrostu, miała ciemną karnację i czarne włosy związane w gruby kok. Miała „trochę więcej” ciała, ale wydawała się być dostojna, mimo koszulki w panterkę i dużych, okrągłych kolczyków.
- Pinnock, ale pochodzę z rodu Bennett. – uniosłam dumnie głowę i popatrzyłam odważnie kobiecie prosto w oczy. Jej wzrok złagodniał, a postawa rozluźniła się nieco.
- Bennett, powiadasz? – powtórzyła.
- Tak. – przytaknęłam, ale teraz już niepewnie.
- Jak masz na imię, dziecko? Nie znam żadnej Pinnock z rodu Bennett. – pokręciła bezradnie głową.
- Mam na imię Leigh-Anne, to jest Niall, a to Ashton. – wskazałam na chłopaków za sobą, gdyż poczułam się nieco niekomfortowo wypytywana o swoje dane. Gdy tylko wzrok kobiety dotarł do Ashtona, ta ponownie się cała napięła.
- Ty. Wynocha. – syknęła wskazując palcem drzwi i cofając się w stronę lady.
- Co? Ale… - Ashton uniósł ręce w obronnym geście, a na jego twarzy wymalowało się zaskoczenie.
- JUŻ. – warknęła groźnie szukając czegoś pod ladą.
- Spokojnie, on jest ze mną, my tylko… - zaczęłam, ale urwałam, gdy kobieta wycelowała w naszą stronę jakiś talizman. Ashton natychmiast wycofał się o kilka kroków.
- To on, prawda? To ten Amor, przez którego zginęła Avalon? – cedziła przez zaciśnięte zęby. Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy. 
- Znała pani Avalon? – wydukał Niall. 
- Wynoście się albo was przeklnę!
- To nie on, to nie on! – stanęłam na samym środku zakrywając sobą chłopków – To ja.
- Leigh! – skarcił mnie blondyn, ale zignorowałam to.
- Ty? – zaśmiała się czarownica tak, jakbym powiedziała jakiś żart.
- To długa historia, której pani nie usłyszy, jeżeli będzie się pani tak zachowywać. – powiedziałam stanowczo patrząc jej w oczy. Ponownie się zaśmiała.
- No, teraz widać, że jesteś Bennett. – zlustrowała mnie wzrokiem, ale teraz z zaciekawieniem, a nie z odrazą – W porządku, pozwolę wam opowiedzieć waszą wersję wydarzeń.

*****
- A więc dlatego tyle Amorów się zjechało? Wiedziałam, że to musiało być coś wielkiego. – Abigail zacmokała teatralnie, gdy skończyłam swoją opowieść. Jak się okazało, jest starą przyjaciółką mamy Avalon. Prowadzi sklep sama od śmierci męża.
- Tak, a tak jak już mówiłam, musimy pomóc naszej koleżance. Tutaj jest lista składników, które potrzebuję do przyrządzenia eliksiru. – podałam jej kartkę. Przygryzła długi paznokieć podczas przeglądania mojego spisu.
- Bardzo stary przepis. Bardzo, bardzo stary. Myślę, że lepiej zamiast wywaru z pestek arbuza będzie dolać pół szklanki świeżego soku. – powiedziała i zaczęła przeglądać półki w sklepie. Wystawiła na blat parę pakunków oraz buteleczkę i dwa pęki dwóch różnych ziół. – Arbuza kupcie w supermarkecie, mogę dać wam ususzone kwiaty ogórka, nie mam świeżych. To jest, to mam… Hm, chyba wszystko. Tylko upewnij się, że będziesz robiła wszystko dokładnie według przepisu. Możesz dodać trochę więcej miodu, to powinno poprawić nieco smak.
- Dziękuję bardzo! – uśmiechnęłam się do kobiety z wdzięcznością. Machnęła tylko ręką i dalej szukała jeszcze paru rzeczy. Zapakowała wszystko w torbę, po czym mi ją podała.
- Mam nadzieję, że się uda. Trzymam za was kciuki, dzieciaki. Jakbyś czegoś jeszcze potrzebowała to śmiało, wiesz gdzie mnie szukać. I jeszcze jedno: następnym razem w jakimkolwiek sklepie przedstawiaj się pospolitym nazwiskiem, na przykład Ravenclaw, broń Boże, Bennett. Możesz sobie napytać biedy, jesteś potomkinią Virginii. – przestrzegła mnie.
- Bardzo dziękuję. Zapamiętam. – uśmiechnęłam się i na pożegnanie przytuliłam kobietę. Okazała się być znacznie bardziej sympatyczna, niż by się mogło wydawać. Wraz z chłopakami opuściliśmy sklep zielarski i udaliśmy się do samochodu.
_______________________________________________

WESOŁYCH ŚWIĄT!!!

Dużo zdrowia, wspaniałych chwil z rodziną, miłej i smacznej kolacji, żeby wszystko się układało, pomyślności, samych dobrych ludzi na Waszej drodze życia, jeszcze lepszego nowego roku niż ten ostatni, dobrych ocen w szkole i błogosławieństwa Bożego :)

Taki mały prezencik ode mnie pod choinkę w postaci rozdziału :D Mam nadzieję, że się podobało ♥ PS: Mały prezencik znajdziecie także na moim drugim blogu "Wybrana" :) KLIK

Ja już muszę biec lepić pierogi, zapewne Wy też macie ręce pełne roboty haha. No nic, jeszcze raz wesołych świąt i trzymajcie się ciepło! 
Od razu składam życzenia na Nowy Rok, bo nie wiem, kiedy uda mi się napisać nowy rozdział :c Powiecie pewnie: No ale jak to? Przecież teraz będzie tyyyle wolnego!
A ja na to: Taaak, tyyyle wolnego, by przeczytać dwie lektury :( I to całkiem spore eh.
Mam nadzieję, że Wy lepiej spędzicie ten czas wolny ode mnie :)

Kocham Was mocno i bardzo dziękuję za Wasze komentarze i za to, że ciągle tu jesteście!
N.x

sobota, 28 listopada 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 61

„Rozśpiewana Historia 2” Część 61

Obrady

****Jade****

- Dokładnie wiedział co robi. Specjalnie zaatakował pannę Edwards, ponieważ była blisko z Najpiękniejszą. To zerwanie traktatu pokoju. – upierała się Minister.
- Uważam, że możemy im dać naganę i zakaz wstępu do Krainy Fal na następne pół roku. Każde inne ostrzejsze postępowanie może doprowadzić do wojny. – stwierdziła doradczyni, której imienia nie pamiętam. Głowa mnie już bolała od tych podniesionych głosów.
- Jeżeli ułaskawimy Lerrodiela Wodnicy wykorzystają nas, zaczną atakować, a my będziemy nieprzygotowane. – kręciła głową Anadyomene.
- Ale jeżeli ukażemy Lerrodiela Wodnicy będą chcieli wojny. – zauważyła kobieta o kruczoczarnych włosach sięgających za pas. Oh, czyli naprawdę nie ma wyjścia z tej sytuacji? I tak źle, i tak niedobrze…
- A jakie jest zdanie Waszej Wysokości? – zapytała Minister Sprawiedliwości.
- Ja… nie wiem. Pierwszy raz w życiu słyszę o kimś takim jak Wodnicy… - mruknęłam – Jak liczną mamy armię? Mamy jakieś szanse? 
- Musiałybyśmy mieć naprawdę dobrą strategię. Wodników jest setka więcej. – pokręciła smutno głową Anadyomene.
- Mamy z kimś jeszcze sojusz? Może mogłybyśmy prosić o pomoc? – oh, kompletnie nic nie wiedziałam o taktyce wojennej. Nie miałam nawet zielonego pojęcia o rządzeniu, a co dopiero o prowadzeniu wojny!
- Z kim? Z rekinami, żółwiami, czy jakimiś rybami? – prychnęła doradczyni – Nikt nie wie o naszym istnieniu, a jeśli wiedzą to się ukrywamy. Jak mamy mieć z kimkolwiek sojusz?
- Chyba potrzebuję przerwy. – powiedziałam czując, że ból głowy narasta.
- Z całym szacunkiem, Wasza Wysokość, ale nie mamy czasu… Co jutro powiemy Wodnikom?
Uh, z tej sytuacji nie ma wyjścia! Może po prostu uciekniemy, znikniemy, jak to syreny robią od setek lat? Dlaczego nie? Ja mam powód- przyjaciół- ale one nie.
- Muszę to wszystko przemyśleć. Zalecam, aby wszyscy zrobili to samo, może ktoś wpadnie na jakiś pomysł. Za pół godziny znów się tu spotkajmy. – powiedziałam i nie czekając na aprobatę wyszłam z sali. Potrzebowałam powietrza, teraz.
- I jak? Co zamierzasz zrobić? – Nadie podbiegła do mnie, jak tylko zobaczyła mnie na korytarzu.
- Nie wiem, nie mam pojęcia. Cokolwiek nie zrobimy będzie miało złe skutki. Nadie, nie pisałam się na to. – mimo starań, mój głos załamał się na końcu. Czułam łzy gromadzące się w kącikach oczu. Co ja teraz zrobię? Nic nie wiem o byciu Najpiękniejszą.
- Jade, spokojnie, coś wymyślimy… - próbowała mnie pocieszyć. Pokręciłam głową.
- Gdzie jest Harry? Muszę z nim porozmawiać.
- W twoim pokoju.

******

- Nie wiem co mam robić. Chyba nie wypada mi uciec, prawda? – zaśmiałam się gorzko.
- Już to rozważałem, uwierz mi. Chyba by nam to na dobre nie wyszło. – uśmiechnął się ponuro. Podczas gdy ja leżałam na plecach na miękkim łóżku i gapiłam się w sufit, on leżał na boku i bawił się moimi włosami. Rozpaczliwie próbowałam coś wymyślić, ale wszystko wydawało się być ślepą uliczką.
- Co jeśli nie unikniemy wojny? – zapytałam patrząc się mu w oczy – Musisz mi wtedy obiecać jedno. 
- Co takiego? – spytał niepewnie domyślając się o co mi chodzi.
- Ty i cała reszta zostaniecie od tego z dala. Nie chcę was w to mieszać. Wyjedziecie z powrotem do Manchesteru.
- Nie ma mowy. – odpowiedział od razu. Westchnęłam.
- Harry, proszę. To was nie dotyczy, ostatnie czego bym chciała, to żeby któremuś z was stała się krzywda.
- Jade, nie zostawię cię. Nigdy. – uparł się.
- A ja nigdy nie dopuszczę do tego, aby stała ci się krzywda wiedząc, że mogę temu zapobiec. – odparłam stanowczo i podniosłam się do pozycji siedzącej. Harry również usiadł.
- Jak by wyglądała taka wojna? – spytał unikając drążenia tematu.
- Nie mam zielonego pojęcia. Nie mamy żadnego wsparcia, a nas jest za mało, byśmy miały jakieś szanse. – wzruszyłam bezradnie ramionami.
- A może nawiążcie nowy sojusz? – zaproponował.
- Ale z kim? – zastanawiałam się.
- Wampiry- odpadają. Śpiewacy?
- Utopią ich. – pokręciłam głową – Utopią wszystkich, którzy nie potrafią oddychać pod wodą.
- A jeśli zrobimy dla nas bransoletki?
- Pozrywają je wam z rąk. Harry, to sytuacja bez wyjścia! – schowałam twarz w dłoniach. Najgorszym uczuciem na świecie jest bezsilność- brak możliwości zrobienia czegokolwiek.
- To może zasadzka? – odezwał się po długiej, ciążącej ciszy. Wyprostowałam się.
- Co masz na myśli? – spytałam powoli, ale trybiki w mojej głowie zaczęły się odblokowywać.
- Szczerze nie wiem, ale widzę, że ty chyba już coś masz. – uśmiechnął się widząc ożywienie na mojej twarzy. Odwzajemniłam uśmiech.
- Nie mam, ale właśnie pokazałeś mi jakąkolwiek drogę wyjścia. Ktoś na pewno wpadnie na jakiś pomysł i… O matko, mówiłam ci już jak bardzo cię kocham? – zaczęłam gadać jak najęta. Ułożyłam dłonie na policzkach Harry’ego wpatrując się radośnie w jego oczy.
- Tylko parę razy. – wzruszył ramionami i złączył nasze usta w pocałunku. Byłam taka zadowolona! Szczęśliwa! Mamy jeszcze szanse. Co prawda, pewnie będziemy musiały zagrać nie fair, ale mamy wyjście z tej okropnej sytuacji. Zawsze to lepsze, niż podać się Wodnikom na talerzu.
- Hej, hej, nie rozpędzaj się tak. Masz zebranie. – Harry zaśmiał się, gdy nasz pocałunek się trochę (trochę bardzo) pogłębił. Skradłam mu jeszcze jednego, długiego całusa i uśmiechnęłam się szeroko. Co to za uczucie? Nadzieja.
- Poczekaj, aż wrócę. – zachichotałam schodząc z jego klatki piersiowej, na której się położyłam obsypując go wcześniej pocałunkami.
- Uwierz mi, będę czekał. – westchnął posyłając mi znaczące spojrzenie. Wygładziłam sukienkę i szybko sprawdziłam stan włosów w lustrze przy drzwiach. Miałam nieco zaczerwienione policzki i pozytywny błysk w oku. Odetchnęłam pełną piersią.
- Powodzenia. – usłyszałam jeszcze głos Harry’ego nim zamknęłam za sobą drzwi. Biała sukienka, w którą byłam ubrana, składała się z wielu koślawo i nierówno pociętych kawałków delikatnego materiału. Niektóre były niczym siateczka, inne nieco mniej prześwitujące. Sięgały mi do samych palców u stóp, a z tyłu ciągnęły się za mną o wiele dłuższe płaty materiału, ale mimo wszystko kreacja nie wydawała się być ciężka, wręcz przeciwnie- kiedy biegłam powiewała i falowała lekko. Zazwyczaj nie chodziłam w sukienkach, a tutaj moja szafa składała tylko z tego rodzaju ubrania. Będę musiała się do tego przyzwyczajać i to długo. Teraz już lekko podirytowana chwyciłam przód sukienki w dłonie, bo ciągle się o nią potykałam w truchcie. Gdy trafiłam pod salę, w której wcześniej było zebranie, nabrałam głębszego oddechu i weszłam do środka.
- Wasza Wysokość. – wszyscy wstali jak na zawołanie. Wywróciłam oczami i zajęłam swoje miejsce.
- Cóż, pomyślałam, że można by wysłać… - zaczęła jedna z doradczyń, ale nie mogłam wytrzymać z podekscytowania.
- Mam pomysł. – wypaliłam, a na sali zapadła cisza – To znaczy, nie ja, w zasadzie to Harry to wymyślił, ale jeżeli to jest nasze jedyne wyjście, to…
- Wasza Wysokość, troszeczkę jaśniej. – Minister położyła mi dłoń na ramieniu. Znów wzięłam wdech.
- Przygotujemy na nich zasadzkę. – powiedziałam. Cóż, nie liczyłam, że zaczną wiwatować, ale takich przerażonych min się nie spodziewałam.
- Pułapkę? Jak to tak? – doradczyni w kruczoczarnych włosach położyła teatralnie dłoń na sercu. 
- Jaśnie Pani, to nie jest godne zachowanie, należy oficjalnie wydać akt zerwania paktu pokojowego. – pokręciła głową Anadyomene.
- Ale jakie mamy wtedy szanse? Same mówiłyście, że nasza armia to nic w porównaniu do Wodników. Są od nas silniejsi, jest ich więcej, są nieśmiertelni. Zasadzka to jedyne co możemy zrobić, by przeżyć. – upierałam się przy swoim. W sali zapanował chaos, wszyscy wymieniali się swoimi opiniami.
- W zasadzie, to Najpiękniejsza ma rację…
- Nie możemy tak po prostu ich zaskoczyć, to złe!
- Nie mamy innego wyjścia.
- Czego byśmy nie zrobiły, jesteśmy w potrzasku. Element zaskoczenia, to jest to.
- Cisza! Ciszę proszę. – Minister zaklaskała w dłonie – Ponieważ są różne stanowiska, zarządzam głosowanie. Kto jest za tym, by wykorzystać pomysł Najpiękniejszej, niech podniesie rękę teraz.
- Mogę głosować? – szepnęłam ukradkiem do Anadyomene, która uśmiechnęła się i pokiwała głową rozbawiona.
- Oczywiście. Waszej Wysokości głos się liczy jak dwa. – opowiedziała cicho, więc natychmiast podniosłam rękę. Ku mojemu zdziwieniu, ostatecznie i tak większość zgromadzonych podniosła rękę. Z posępnymi minami, ale jednak. Cóż, chodziło o przetrwanie.
- Dobrze, a więc zarządzam obrady dotyczące strategii. Czy Wasza Wysokość ma jakiś konkretny plan?
- Jest tu jakieś miejsce, gdzie można by ich zamknąć? – spytałam po chwili zastanowienia. Prawie wszyscy pokręcili głowami.
- Chyba… Chyba jest takie jedno miejsce. – Anadyomene wyglądała na zamyśloną – Z dala od Krainy Fal, tak, żeby nas już nie męczyli.
- Świetnie! Gdzie to jest? – ucieszyłam się, ale gdy zobaczyłam jej smutny wzrok mój zapał ochłonął – Co jest z nim nie tak?
- Cóż, jako, że już nie jestem Najpiękniejszą, mogę wyjawić ten sekret. Poprzednia Najpiękniejsza mi go zdradziła. W starej kotlinie znajduje się portal, który wysyła każdego, kto przez niego przejdzie, daleko, daleko stąd. Najpiękniejsza mówiła, że może on prowadzić do zupełnie innego miejsca na Ziemi, ale nie wiemy gdzie.
- Co w tym złego? To świetny pomysł. – nie rozumiałam.
- Portal był niebezpieczny. Najpiękniejsza musiała go ugasić. Żeby go obudzić potrzeba potężnej czarownicy. Ale nie o to chodzi. Kiedyś nasze wody nawiedzała straszliwa bestia. Syrenom udało się jej pozbyć wpychając w portal. Jeżeli go otworzymy, potwór może wrócić.
- No i tutaj mamy problem… - westchnęłam na nowo czując nieprzyjemny ciężar na piersi.

_______________________________________________________

Witam po dłuuuugiej nieobecności!

Tak, wiem, to tylko i wyłącznie moja wina, no ale cóż... Muszę przyznać, że byłam naprawdę zdziwiona, kiedy pytaliście się, kiedy kolejny rozdział, czy jeszcze coś dodam, kiedy skończę opowiadanie. Macie rację, okropne z mojej strony byłoby to tak zostawić bez zakończenia, w stanie zawieszenia. 
Pragnę podziękować Monika__ za jej komentarz, ponieważ w jakiś sposób zadziałał i udało mi się skończyć rozdział. Natrudziłam się, ale mam nadzieję, że teraz pójdzie z górki :D Zwłaszcza, że czas i pora roku w opowiadaniu jest bardzo podobna do tej, którą mamy teraz, co na pewno pomoże :3

Bardzo przepraszam, za wszystkie zaległości, nieobecności, jeszcze raz. Mam nadzieję, że nie jesteście obrażeni, za brak motywacji z mojej strony. 

Wow, już 250 tyś wyświetleń... Jak to szybko idzie... Jestem pod wrażeniem, naprawdę, bardzo Wam dziękuję i ogromnie się cieszę, że tak to opowiadanie Was wciągnęło! To dla mnie najważniejsze osiągnięcie. 

Dziękuję również za tysiąc wyświetleń na moim drugim blogu! Jesteście niesamowici :) Tutaj link jakby ktoś jeszcze nie wpadł na niego wcześniej, serdecznie zapraszam >>>> PS: jest nowy rozdział :)

Jeśli macie jakieś pomysły, sugestie, jestem na nie otwarta, Wasza opinia jest dla mnie najważniejsza. Proszę, powiedzcie co myślicie o tym rozdziale. Bo jeśli się wypaliłam, to nie ma sensu tego ciągnąć, mogłabym tylko popsuć to, co do tej pory powstało. 

Kocham Was bardzo mocno, dziękuję za Wasze wsparcie ♥
N.x

sobota, 26 września 2015

Nowe opowiadanie!

Nie, nie jest to nowy rozdział. Przepraszam, że musicie tyle na niego czekać :( Szkoła + brak weny to naprawdę kiepskie połączenie...

W zamian za to przedstawiam Wam... "Wybraną"! Mam nadzieję, że to opowiadanie również przypadnie Wam do gustu i już się nie mogę doczekać, by dowiedzieć się co o nim sądzicie!
Opowiadanie jest również o Śpiewakach, tak jak już zapowiedziałam. Śpiewacy w tym opowiadaniu są nieco... inni? Tak, chyba tak mogę to ująć. No, musicie przeczytać sami! 



A tutaj prolog, by Was trochę zachęcić :D Serdecznie zapraszam!


~~♥~~

Pojawiła się tak naprawdę znikąd. W środku semestru, dumna i pewna siebie. Idealnie nadawała się do naszej paczki. Piękna, zadziorna i obojętna na wszystko oraz wszystkich. Ale czy naprawdę taka była? Czy była kolejną pustą lalą, dla której jedynym co się liczyło, była popularność? Imprezy? Alkohol? Przypadkowi chłopcy?

Dla mnie wydawała się inna przez to, jak się zachowywała. Wręcz podejrzanie... normalnie. Ani jednego błędu. Perfekcyjnie wyuczone spoglądanie z wyższością na innych.

Właśnie.

Wyuczone.

Chyba tylko ja dostrzegłem tę różnicę.

Mam zamiar ją poznać. Dowiedzieć się co jest z nią nie tak, czemu wydaje się być inna. Chociaż to może ja już popadałem w paranoję...

~~♥~~


Gra, z której nie można uciec. Nasz świat rządzi się swoimi prawami. Zasadami, których nie wolno łamać. Ściśle kontrolowany. Reguły, które są tutaj już od wieków i nigdy się nie zmieniają.

Jednak jak to się wszystko skończy? Jaki będzie tego... koniec? Zastanawialiście się nad tym kiedyś?

Cóż, pewnie nie uwierzycie, ale ja mogę mieć na to duży wpływ...

~~♥~~

"Koniec świata nadejdzie,
A ciemność będzie wszędzie.
Cztery żywioły kłócą się zaciekle,
Który z nich piekło na ziemię ześle..."




__________________________________________________________________

I jak wrażenia? 

N.x

niedziela, 30 sierpnia 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 60

„Rozśpiewana Historia 2” Część 60

Słabość do tych, którzy ranią
  
****Perrie****

Perrie…
Zacisnęłam mocno powieki starając się odsunąć głos w mojej głowie do najdalszych zakątków umysłu. Niestety, jak na razie zajmował drugie miejsce. I zmierzał na pierwsze.
Dobrze wiesz, czego chcesz. Chodź do mnie…
Resztkami wolnej woli pociągnęłam mocno za pasek, który oplatał mnie w talii. Zimny metal kaloryfera wbijał mi się w plecy. Pewnie z czasem coraz trudniej będzie mi oddychać przez tak mocny ucisk, ale w tamtej chwili myślałam tylko o tym, by zabezpieczyć samą siebie, gdybym jednak straciła nad sobą kontrolę. Nie mogę do tego dopuścić! Ale czy kiedy głos w mojej głowie zwycięży, ten pasek mnie powstrzyma? To tylko głupi kawałek materiału podtrzymujący spodnie! Ale w pokoju nie znalazłam nic innego, a rozpaczliwie czułam potrzebę przywiązania się do czegoś. 

Kochanie, czekam. Czy nie chcesz odzyskać tego, co straciłaś?
Co? Czy on mówi o…
Tak. Oddam ci twoją duszę. Zrozumiałem, że nie mogę jej wziąć. Naprawdę mi na tobie zależy, jesteś niesamowitą dziewczyną. Proszę, wybacz mi. Jesteś taka piękna… Nie mogłem się powstrzymać! Przepraszam… Daj mi drugą szansę, błagam. Usycham bez ciebie…
Zamrugałam kilkakrotnie i zauważyłam, że moje palce krwawią od prób rozwiązania supła. To ON. To on próbuje zawładnąć moim umysłem. Nie mogę, nie poddam się!
Musisz się pośpieszyć, bo za krótką chwilę może być za późno… Nie mogę trzymać kawałka twojej duszy, jest za mały. Zniknie… Na zawsze.
Oh, weź go sobie! Ale daj mi spokój!
Na pewno, moja miła? Jak zniknie, twoje wspomnienia również… Pamiętasz swoje dwunaste urodziny? Były dla ciebie takie ważne…
Moje dwunaste urodziny. Pamiętam, że zdarzyło się coś bardzo istotnego, ale dalej była już tylko pustka. On ma moje wspomnienia? Ile, jakie?! Muszę je odzyskać, zanim…
…będzie za późno. – w mojej głowie rozbrzmiał delikatny śmiech Lerrodiela.
Do moich uszu doszedł dźwięk szczękającego metalu. Na wpół świadomie spojrzałam w dół i zdałam sobie sprawę, że pasek, jedyna rzecz utrzymująca mnie w miejscu, leży u moich stóp. To było tak, jakby moje ciało i mój umysł się rozdzieliły. Myśli mimo wszystko miałam mocno zamglone, ale starałam się z całych sił nie poddać Lerrodielowi. Wyszłam z pokoju, a chłodne powietrze nieco mnie ocuciło. Jakimś cudem złapałam się dłońmi framugi i przytrzymałam. Nogi, nad którymi nie miałam już kontroli, ciągnęły mnie w przód. Przez głowę przeszła mi myśl, by je złamać- w ten sposób nigdzie nie pójdę.
Perrie, miłości moja. Chodź do mnie. Nie skrzywdzę cię, przecież wiesz…
Palce zaczęły się ześlizgiwać z punktu zaczepienia. Zacisnęłam mocno zęby i przytrzymałam się tak długo jak potrafiłam. Potem ruszyłam środkiem korytarza. W ten sposób nie mogłam dosięgnąć niczego, czego mogłabym się złapać.
Wszystko będzie dobrze, kochanie. Odzyskasz cząstkę siebie, przysięgam.
Schodząc po schodach udało mi się przechylić do przodu i spaść. Miałam ogromne nadzieje na jakieś urazy nóg, ale poobijałam sobie tylko łokieć i kolano. Pierwszy raz w życiu tak bardzo pragnęłam, by sobie coś zrobić! Jakimś sposobem wiedziałam, że jeżeli dotrę do Lerrodiela, to będzie mój koniec. Wolałam złamać kończyny, niż zginąć.
- Perrie!!! – jak zza ściany dobiegł do mnie czyjś głos, mimo że był tak blisko.
Perrie!
- Nic ci nie jest? O mój Boże, czemu to zrobiłaś? – Zayn pomógł mi wstać. Kolano jednak bolało nieco mocniej niż przypuszczałam. Ale nadal mogłam chodzić, eh. 

- Chciałam złamać sobie nogi – mój głos brzmiał dziwnie. Jakby nie mój…
- Co? Po co?! – wydawał się mocno zaskoczony.
Perrie, kochanie. On złamał ci serce, nie pamiętasz? Ze mną będzie ci lepiej… Nigdy bym cię nie skrzywdził.
- On ma rację – wymamrotałam, a krew w moich żyłach zastygła.
- Kto? Nie możesz jego słuchać! Wiesz, że kłamie. Chce cię skrzywdzić… - Zayn zatrzymał mnie w miejscu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że ruszyłam znów po schodach.
- Najwidoczniej mam słabość do tych, którzy mnie ranią. – powiedziałam zimnym tonem. Moje ruchy były automatyczne, zmechanizowane. Już siebie nie kontrolowałam.
Perrie, skarbie…
- Przepraszam, ale nigdzie nie pójdziesz. – Zayn ponownie stanął na mojej drodze. Moja ręka sama się podniosła, by go uderzyć. Złapał mój nadgarstek centymetry od swojej twarzy. Zmarszczyłam brwi i zamachnęłam się drugą ręką. Ten cios również zablokował.
- Muszę iść. – wysyczałam przez zaciśnięte zęby – On ma moje wspomnienia…
- Nie dopuszczę do tego, nie możesz się do niego zbliżyć. Przykro mi, ale jeżeli nadal będziesz stawiała opór, użyję siły. – zagroził. Zaśmiałam się tępo.
- Chyba nic nie czuję… Wow, już rozumiem dlaczego Angelica tak bardzo upodobała sobie ten stan. – mówiłam ze wzrokiem wbitym w jeden punkt. Czułam się jak robot. Jak lalka pociągana za sznurki.
- O czym ty mówisz? – zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy, gdy zaczęłam pchać dłonie w jego stronę. Zawsze był silniejszy ode mnie. Zawsze, ale nie tym razem. – Perrie, zastanów się co robisz. Będziesz tego żałować. Tak naprawdę nie chcesz mnie zranić, to on…
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym ci złamać nos w tej chwili. – wycedziłam i wbiłam nienawistne spojrzenie wprost niego. Zacisnął zęby. Puścił moje ręce.
- W takim razie to zrób.
Zrób to!
Zawahałam się z uniesioną pięścią przez chwilę, ale zamachnęłam się. Zrobił unik.
- No właśnie. Widziałaś? Wcale nie chcesz. Wiem, że tam jesteś Perrie. Nie możesz pozwolić się mu omotać. – próbował do mnie przemówić, ale nagle wezbrała we mnie złość.
- Tak jak Luke’owi?
- Pezz… Wiesz, że ja… - nie dokończył, bo moja pięść spotkała się z jego twarzą. Ból rozniósł się po palcach i wzdłuż nadgarstka.
- Cholera. – mruknęłam rozmasowując obolałą dłoń. Dopiero po chwili zauważyłam, że Zayn leży na ziemi. I się nie rusza.
- Nie, nie, nie… Zayn? Serio ci złamałam nos? – uklękłam przerażona przy nim.
- Wiedziałem, że ci zależy. – uśmiechnął się słabo, a mnie serce stanęło. Z nosa ciekła mu krew, na podłodze robiła się już kałuża.
- Ty debilu, nie mogłeś mnie powstrzymać?! – zdenerwowałam się. O Boże, co teraz robić? Zatrzymać krwawienie, wołać o pomoc, czy przewrócić go do pozycji bezpiecznej?
- Wiedziałem, że tam byłaś. Musiałaś tylko poczuć odpowiednio silne emocje. – nie przestawał się uśmiechać.

******

- Auć, delikatniej… - jęknął Mulat, kiedy pielęgniarka przykładała mu okład. Krew już nie leciała tak mocno. Całe szczęście, nie miał złamanego nosa, ale silnie stłuczony. I lekko poparzony.
- Cóż, teraz jesteście kwita. Ty jej złamałeś serce, a ona tobie nos. – zaśmiał się Niall. 
- Nie złamałam mu nosa! Stłukłam! – przypomniałam – I mi nikt nie złamał serca. – poprawiłam się.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest. – Leigh-Anne nie przestawała mnie przytulać. Nadal byłam gorąca, ale znośnie. Przynajmniej nie parzyłam i nie zostawiałam trwałych szkód. Zayn jęknął głośniej i wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby.
- Bądź mężczyzną. – klepnął go Liam, a Niall zaczął się śmiać.
- Miałeś kiedyś złamany nos?! Jak nie, to z chęcią ci pokażę jaki to ból!
- Nie jest złamany! – przypomniałam po raz setny. Wmawiałam sobie, że jeżeli nie jest złamany, to nic złego się nie stało… A przynajmniej ten sposób myślenia nie wywoływał zbyt mocnych wyrzutów sumienia.
- A ja uważam, że zasłużył. – skwitowała Jesy i usiadła po mojej drugiej stronie. Położyła głowę na moim ramieniu dając znać, że jest ze mną. Nagle wszyscy zaczęli mnie przytulać i nareszcie zrobiło mi się wystarczająco ciepło.
- Myślałem, że to ja tutaj cierpię… - mruknął Zayn, a Lori wybuchła śmiechem.
- Ból fizyczny to nic, w porównaniu do tego emocjonalnego. Ja na miejscu Perrie złamałabym Ci co najmniej rękę.
- Nadie? Lerrodiel powiedział mi, że może oddać mi to, co zabrał. To prawda? – spytałam.
- Niestety nie, to kłamstwo. Jeżeli ukradł by całą duszę, to byłyby szanse na odzyskanie jej, ale to równałoby się z prastarymi rytuałami i prawdopodobnie skutki uboczne byłyby na tyle duże, że nie wiem, czy ktoś mógłby to przeżyć. Jednak jeśli został skradziony mały kawałek duszy to raczej nie jest do odratowania… - odpowiedziała smutno po chwili namysłu.
- Uh, Perrie! Tak się martwiłam! – drzwi się otworzyły, a Jade wbiegła do środka i od razu rzuciła mi się na szyję. Za nią trochę bardziej opanowany wkroczył Harry. Posłał mi uśmiech, wyglądał jakby mu ulżyło.
- Gdzie byłaś? – zapytałam – Jak twoja ręka?
- To nic takiego, szybko się zagoi. – wzruszyła ramionami uśmiechnięta – Musiałam porozmawiać z Minister, Anadyomene i paroma innymi doradcami. Atak Lerrodiela możemy odebrać jako zerwanie traktatu pokojowego. Kazałam natychmiast wszystkim Wodnikom opuścić Krainę Fal. Jutro rano przyjedzie ich Król. Muszę podjąć parę ważnych decyzji i tak dalej. Wiesz, sprawy Najpiękniejszej. Nie przejmuj się. – jej uśmiech był szczery, ale oczy zmęczone.
- Jade, przepraszam… - wydukałam i poczułam się winna. Super, czyli teraz przez swoją głupotę rozpętałam wojnę pomiędzy Syrenami a Wodnikami?
- Nie masz za co przepraszać! To ich wina. Nie wolno im atakować na terenie Krainy Fal, zwłaszcza w trakcie świętowania. Musiałam się sporo dowiedzieć w krótkim czasie o naszych prawach, ale jak na razie wszystko jest na naszą korzyść. – zapewniła nie patrząc mi w oczy. Harry spuścił głowę. Zauważyłam, że Liam blednie i przestępuje nerwowo z nogi na nogę. Wygląda jakby nasłuchiwał.
- Jest źle, prawda? Nie okłamujcie mnie. – westchnęłam.
- Powinnaś odpoczywać. – Lori podeszła i położyła mi okład na czole. 
- Jade? – poprosiłam ją o wyjaśnienie. Pokręciła tylko głową z teraz już sztucznym uśmiechem.
- Lori ma rację, musisz odpoczywać. Prześpij się może, zgoda? Chociaż spróbuj. Za jakieś dwie godziny wrócisz z Liamem i resztą do domu El.
- Co?! – wszyscy się wzburzyli. O, czyli nie tylko ja jestem nie doinformowana.
- Jesteście potrzebni El. Ja nie mogę wyjść. Perrie też musi być jak najdalej stąd… Tak będzie najlepiej. Bezpieczniej,
- Jade, nie zostaniesz tutaj sama. – zaprotestowała Leigh-Anne.
- Harry też tu zostaje… Nalegałam, aby też wyjechał, ale się uparł. – posłała mu zatroskane spojrzenie – Nie będę sama, jest jeszcze Nadie… Posłuchajcie, kocham was, ale tak będzie najlepiej. Nie przypuszczałam, że jako Najpiękniejsza będę miała tyle obowiązków.
- Możemy ci pomóc… - zaczął Niall, ale Jade uciszyła go gestem ręki.
- Proszę, nie utrudniajcie tego. Będziemy w stałym kontakcie, prawda? Jutro wam opowiem o spotkaniu, obiecuję. No i przysięgam, że odwiedzę Was w najbliższą pełnię. Muszę się zobaczyć z El. – Jade starała się być silna, ale widziałam łzy w jej oczach.
- Jaśnie Pani? Potrzebujemy Waszej Wysokości w sali konferencyjnej. – jakaś strażniczka weszła i ukłoniła się nisko.
- Już idę. – powiedziała do niej – Trzymajcie się. Proszę, informujcie mnie na bieżąco. – Jade uściskała mnie, a potem resztę. Szybkim krokiem podeszła do drzwi ukradkiem ocierając oczy.
- Dzwońcie na ten numer, to jedyny telefon jaki ma zasięg tutaj. – westchnął Harry i podał karteczkę Liamowi – Powiedzcie Lou, że muszę jak najszybciej z nim porozmawiać.
- Jasne.
- Trzymajcie się. – Harry również objął nas na pożegnanie i pobiegł za Jade. Kiedy drzwi się zamknęły wszyscy zwrócili się do Liama.
- Dobra. Mów wszystko, co wiesz.

C.d.n…

______________________________________________________

Tadaaaa!

Po takim czasie udało się, rozdział jest! No, ja jestem z siebie dumna :D Mam nadzieję, że rozdział był wart wysiłku i się Wam spodobał :3
Proszę, powiedzcie mi co myślicie, to dla mnie bardzo ważne x

Cóż... Koniec wakacji. Czy tylko ja nie mogę znieść tej myśli? :( Do której klasy się wybieracie? Przede mną teraz druga klasa liceum i strasznie się boję rozszerzeń z polskiego i historii..

Jeszcze jedno małe ogłoszenie :D Otóż moje nowe opowiadanie ma już swojego własnego bloga. Co prawda jest tam tylko jeden rozdział, ale mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. O czym jest to opowiadanie? O... *bębny*... Śpiewakach! Haha tak, ciągnę mój najlepszy pomysł, wiem. To jest nieco inna wersja Śpiewaków, mogłabym powiedzieć, że nieco ulepszona, ale z drugiej strony obie są takie same, a jednak inne i to jest piękne :) 
Dlaczego nie ma tu linka? Bo czekam na szablon :D Zamówiony, w trakcie robienia, więc w przeciągu tygodnia powinnam dodać osobną notkę z linkiem do nowego opowiadania :) (tak tylko uprzedzam xd)

Dobrze, na koniec życzę Wam udanego (ostatniego) wolnego poniedziałku! Wykorzystajcie jak najlepiej ten dzień :>

Kocham Was!
Nicol x

niedziela, 23 sierpnia 2015

Krótkie imaginy z gifami z bohaterami RH :)

*Zayn powiedział, że Perrie nie jest śmieszna. Oburzona dziewczyna próbuje udowodnić, że to nie prawda.*
Zayn:

Perrie:

Zayn: 

Perrie:

Zayn:

Perrie: No dalej! Śmiej się!

Zayn: 

Perrie: Ty po prostu nie masz poczucia humoru!

Zayn: Moje poczucie humoru jest świetne! To Ty jesteś kiepska.

Perrie: 

Zayn: Ups...


Wszyscy w pokoju: 


******


Harry: Kogo kocham najbardziej na świecie?

Jade: Ooo, ja Ciebie bardziej :)

Harry: Niemożliwe, ja Ciebie najbardziej :)

Jade: Nie! Ja Ciebie bardziej!

Niall: Oh, zamknijcie się w końcu!


******


Liam: Jestem taki przystojny! *przegląda się w lustrze*

Angelica: Chciałbyś.

Liam: No dobra, masz rację.

Angelica:

Liam:


******


Louis: Hej, Diabelica! Jak tam polowanko?

Angelica:

Louis: 


******


*Harry i Jade się pokłócili. Chłopak na przeprosiny upiekł swojej ukochanej babeczki.*

Jade: Nie chcę.

Harry: No proszę, chociaż jedno... Naprawdę mi przykro... Przepraszam...

Jade: No dobrze... ale tylko jedno.

Harry: I jak? 

Jade: Ujdzie.


******


*Leigh-Anne odbiera telefon domowy*
Nadie: Cześć, jest może Niall?
Lee Lee: Może...

******


Kieran: Najpierw byłem z twoją dziewczyną...

Harry: Zabiję gnoja...

Kieran: Teraz jestem z twoją siostrą.

Harry: Ukatrupię, przysięgam...

Kieran: Nigdy się mnie nie pozbędziesz!

Harry: NIE ŻYJESZ!


******


Jesy: 

Zayn:

Perrie: SERIO?! Robiłam dokładnie taką samą minę!

________________________________________________________________

Cześć!

Chciałabym zadedykować te imaginy Zuzi M., która ma dzisiaj urodziny! Wszystkiego najlepszego! Zdrówka, szczęścia, pomyślności, dużo radości i spełnienia marzeń :) A tu życzonka od Niallerka:

Niall: Wszystkiego najlepszego Zuzia! Mam nadzieję, że miałaś wspaniały dzień!


Zuzia poprosiła mnie o rozdział lub gify lub imagina. Z racji tego, że jestem w martwym punkcie przy rozdziale, a imagin to taka oklepana sprawa, to postanowiłam zrobić gify z bohaterami opowiadania :) To takie scenki poza rozdziałami, nie bierzcie ich też na serio, miały być po prostu śmieszne :D Mam nadzieję, że się podobało!

Chciałabym Wam bardzo podziękować za wszystkie miłe słowa, jesteście tacy kochani! Mimo że nic nie dodaję, że zniknęłam na jakiś czas to ciągle tu dla mnie byliście i mnie wspieraliście. Jesteście niesamowici! BARDZO dziękuję :) 

Na rozdział chyba jednak będziecie musieli jeszcze trochę poczekać :/ Wena odeszła i tak to już jest, ale pracuję nad tym :D Przeczytałam już parę książek i mam parę inspiracji :)

Dziękuję Wam raz jeszcze i dajcie mi znać co myślicie o gifach! Może chcielibyście wywiad z bohaterami opowiadania? A może więcej takich gifów? Piszcie!

Kocham Was!
Nicol <3