czwartek, 16 lipca 2020

"Rozśpiewana Historia 2" Część 76

Czy syreny mają okres?



 - Liczyłam także na rozmowę na osobności z Waszą Najjaśnieszą Wysokością.

Król Errdiel przesunął po mnie wzrokiem i przechylił głowę. Wyprostowałam się, uśmiechając niewinnie. Co zabawne, dopiero ten uśmiech zadziałał na Errdiela. Kiwnął głową, zaoferował mi ramię i uśmiechnął się tajemniczo, gdy ruszyliśmy przed siebie. Jego dwór kierował nas w stronę zamku wzniesionego z kamienia, wyglądał niemal jak wyjęty wprost ze średniowiecza. Nie mogłam się nadziwić wspaniałością detali.

- Jest orignalny. Zbudowaliśmy i zajęliśmy to miejsce pod koniec trzynastego wieku - oznajmił z dumą. Niemal opadła mi szczęka, ale w porę się zreflektowałam. No tak, są nieśmiertelni.

- Wspaniały - powiedziałam szczerze, podziwiając budowlę. - Czy wszyscy poddani go zamieszkują?

- Tak, w istocie nie jest nas wielu, a zamek jest większy niż się zdaje - odpowiedział, gdy przemierzaliśmy piękne ogrody, które poza zamkiem zajmowały całą podziemną wysepkę. Przeszliśmy przez bramę, a stamtąd przedostaliśmy się ogromnymi wrotami do wnętrza zamku.

W środku panował przepych. Złote kolumny, czerwone oraz purpurowe zasłony z zamszu, zabytkowe naczynia z masy perłowej, mahoniowe meble. Nie miałam pojęcia jak to wszystko zostało tutaj przetransportowane. Korytarzami zostaliśmy poprowadzeni do wielkiej sali, gdzie przy stołach zasiadali Wodnicy. Nosili błękitne, luźne szaty. Wszyscy wstali, gdy weszliśmy do środka. Król pozdrowił ich uśmiechem, a ja kiwnęłam skromnie głową w każdą stronę.

- Proszę, usiądźcie, bracia. Wybranka mego serca, wasza przyszła królowa, pragnie was pozdrowić. - Król przemówił, a jego głos echem odbił się od ścian.

Wodnicy zaklaskali krótko, lecz donośnie i powrócili do spożywania posiłku. Anadyomene uprzedziła mnie, że nie będą mnie słuchać dopóki nie poślubię króla, co w zasadzie było mi na rękę, gdyż nie musiałam się uczyć kolejnej przemowy. Większa część Wodników przyglądała mi się podejrzliwie, bądź z niesmakiem, ale o tym też zostałam za wczasu uprzedzona.

- Czy Jaśnie Pani jest głodna? - zapytał uprzejmie Errdiel.

"Absolutnie nic nie bierz do ust, w trakcie pobytu u Wodników!" - zadźwięczał głos Anadyomene w mojej głowie. Z cztery razy mi o tym mówiła i jej słowa mocno zapadły w mojej pamięci. 

- Najmocniej dziękuję, ale nie - uśmiechnęłam się grzecznie. - Czy Wasza Wysokość mogłaby mi pokazać fontannę, którą mijaliśmy? Nie zdążyłam się przyjrzeć, a była wprost zapierająca dech w piersiach.

Wypowiadając te słowa nie zapomniałam, by się ustawić niepostrzeżenie pod odpowiednim kątem, który pozwalał wzrokowi Wodnika na znacznie więcej niżbym sobie tego życzyła, jednakże właśnie o to chodziło. Errdiel tym razem od razu wpadł w pułapkę. Oblizał językiem usta.

- Ależ oczywiście, o Pani - oznajmił i ponownie zaproponował mi swoje ramię, które ujęłam z małym uśmiechem. Król nie odrywał ode mnie wzroku. 

Gdy prowadził mnie korytarzem, wolną ręką dał znać swojemu dworowi, by zostali w zamku, czego nie przyjęli zbyt pozytywnie, ale nie odezwali się słowem. Sama również dałam umówiony wcześniej znak moim siostrom. Wszystkie poza dwoma strażniczkami, które zachowywały odpowiedni dystans, zostały w zamku. 

- Muszę przyznać, że inaczej sobie wyobrażałam to miejsce - powiedziałam szczerze, by zacząć rozmowę.

- Doprawdy? - zapytał grzecznie. Kiwnęłam głową.

- Myślałam, że będzie to nieco bardziej przypominać Mistyczną Zatokę. 

- Wiele musisz się jeszcze nauczyć i zobaczyć, Jaśnie Pani - rzekł z tajemniczym uśmieszkiem. 

Doskonale. Mowa ciała zadziałała tak, jak Anadyomene zapewniała i król Errdiel miał na myśli już tylko jedno. 

Zwyrodnialec.

Dotarliśmy do fontanny, w której centrum znajdowały się wykonane ze złota fale, które połyskiwały jak prawdziwe odibijając światło żyrandola. Z łagodnym szumem z góry do dołu misternie wykonanej rzeźby spływała woda. Szlachetne kamienie przyozdabiały dno zbiornika. Przysiadłam na marmurowej krawędzi i zanurzyłam dłoń w wodzie. Pachniała różami.

- Śliczna - oznajmiłam, podziwiając.

- Niedługo zostanie zastąpiona. - Król wzruszył nonszalancko ramionami i przysiadł obok mnie.

- Dlaczegóż to?

- Zleciłem już wykonanie twojej podobizny. Będzie to mój prezent ślubny. - Ujął moją rękę i znów ucałował jej wierzch. 

- Ja... Nie wiem, co powiedzieć - odparłam oniemiała. Errdiel uśmiechnął się po raz pierwszy szczerze.

- Na razie nic nie mów, zachowaj słowa na moment, kiedy ujrzysz gotowe dzieło.

Kiwnęłam głową. Zupełnie mnie zatkało. Cóż za romantyczny gest!

- Zdaje się, że chciałaś o czymś ze mną porozmawiać - przypomniał Errdiel.

Nagle zauważyłam, że przesunął się znacznie bliżej, niemal mnie obejmował. Wpatrywał się w moje usta.

- Tak, Wasza Wysokość - powiedziałam, nic nie mogąc poradzić, by nie spojrzeć na jego pełne, malinowe wargi, na których igrał uśmiech. Serce zabiło mi szybciej. Jade, skup się. - Chciałabym...

Nie dokończyłam, gdyż jego usta nagle, choć delikatnie naparły na moje. Powietrze uciekło z mej piersi, na policzkach niemal od razu wykwitły rumieńce. Pocałunek trwał może z dwie sekundy, ale było to wystarczające, bym poczuła gorzkie poczucie zdrady.

- Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać - westchnął, cały czas pochłaniając mnie wzrokiem. Gdy oblizał usta językiem, odwróciłam wzrok. Bardzo się starałam nie myśleć o dwóch strażniczkach, które wszystko widziały oraz o reakcji Harry'ego, gdyby był świadkiem tego, co się stało. 

- Chciałam się zapytać, czy ceremonia mogłaby się odbyć na plaży, ale widzę, że dla ciebie nie będzie to miało większego znaczenia. - Ryzykowałam zwracaniem się do niego na "ty", nawet nie wiem czemu tak to ujęłam. Tyle razy powtarzałam z Anadyomene i z Arią parę perfekcyjnie ułożonych zdań i prawdopodbnie wszystko zniszczyłam, ale zupełnie wytrącił mnie z równowagi. 

- W istocie - przyznał, śmiejąc się, a mi kamień spał z zerca. - A dlaczego ty wybrałaś plażę?

 - Cóż, od zawsze byłam romantyczką. Jeszcze zanim zostałam syreną, marzyłam o ślubie na plaży z Harrym - wyznałam, przypominając sobie słowa, których uczyła mnie Aria. Oczy Errdiela pociemniały. - Pomyślałam, że nawet jeśli to nie będzie Harry, marzenie nadal da się spełnić.

Wzruszyłam ramionami, jakby nie było to nic znaczącego, ale jednocześnie było widać, że kłamałam. Errdiel zamyślił się.

- O czym jeszcze marzyłaś? - dopytywał. Perfekcyjnie.

- By moi rodzice byli obecni w tak ważnym dniu - westchnęłam, lecz tym razem wcale nie musiałam udawać. - Niestety zmarli, gdy miałam dziesięć lat.

- Przykro mi. Wypadek? - Objął mnie ramieniem. Powstrzymałam się, by nie wywrócić oczami.

- Zostali zaatakowani przez wampira. Stało się to na plaży obok klifu. Pomyślałam, że gdybyś nie miał nic przeciwko, to właśnie tam odbyłby się ślub. To by wiele dla mnie znaczyło. - Spojrzałam na niego spod rzęs.

- Ależ oczywiście. Pragnę, aby to była twoja ceremonia. Mnie wystarczy twoja obecność i słowo "tak" - wyszeptał, znów nachylając się do pocałunku.

Ujęłam jednak jego twarz w dłonie niby łagodnie, a jednak stanowczo. Uśmiechnęłam się tajemniczo. Nie odrywał wzroku od moich ust i czułam jego słodki oddech na swojej skórze.

- Tradycja nakazuje, aby zachować wszelkie kontakty na jutrzejszą noc, także Wasza Wysokość mi wybaczy, ale pragnę się godnie przygotować. 

Nawet nie zauważyłam, kiedy jego dłoń znalazła się na moim udzie, ale zdjęłam ją ostrożnie. Powstałam, a Errdiel poszedł w moje ślady.

- Rozumiem, że Jaśnie Pani nie nabrałaby się, gdybym powiedział, że tradycja Wodników nakazuje noc "przedślubną"? - zapytał, kładąc dłoń nisko na moich plecach i przyciągając mnie do siebie. Nakazałam sobie spokój i się uśmiechnęłam. - To nawet nie musi być kłamstwo, możemy rozpocząć nową tradycję. Mało tego, wydam dekret na piśmie już w tej chwili, jeśli to sprawi, że ze mną zostaniesz, Pani.

- Chciałabym, ale... - zaczęłam, lecz Errdiel pochylił się, całując moją szyję, potem ramię. Kątem oka widziałam pytający wzrok strażniczki, ale poruszyłam ustami, bezgłośnie mówiąc, że wszystko było pod kontrolą. - ...ale przede mną jeszcze tyle przygotowań i...

Nagle jego dotyk stał się tak zmysłowy, że miałam wrażenie, że się rozpływam. Jego usta były tak miękkie, skóra pachniała tak pięknie, dotyk był tak przyjemny... Nie mogłam, nie chciałam mu się oprzeć.

- Jade - wyszeptał tuż przy moim uchu i wtedy do mnie dotarło, co się właściwie działo. Nie dość, że zdradzałam Harry'ego, to jeszcze prawdopodobnie Errdiel używał na mnie swojej mocy. 

Położyłam dłonie na jego piersi i naparłam na niego, odpychając go ostrożnie, a przy tym nabrałam więcej powietrza do płuc, by nieco ochłonąć.

- Do jutra, Wasza Wysokość - powiedziałam, kiwając głową i pośpiesznie odchodząc. Nie wiedziałam, czy policzki bardziej paliły mnie ze wstydu, czy z pożądania. Naprawdę nie potrafiłam się dziwić Perrie, że nie mogła się oderwać od Lerrodiela.

***

- Udało się? - zapytała zimnym tonem Minister, która czekała na nas przy samym wejściu do Mistycznej Zatoki. 

- Wszystko idzie zgodnie z planem - potwierdziłam, rozglądając się za Nadie lub za Leigh. Czułam ogromną potrzebę pogadania z bliską osobą o tym, co się wydarzyło. Ciągle byłam wyprowadzona z równowagi. 

- Wspaniale - oznajmiła Minister z cieniem uśmiechu. Prawie nigdy nie widywałam ją z uśmiechem. Obrzuciła mnie wzrokiem z góry do dołu. - Może jednak nie będziesz tak nieudolną Najpiękniejszą, jak się na to zapowiadało.

- Dzięki. - Nawet nie byłam pewna, czy mówiłam to szczerze, czy sarkastycznie. Nie obchodziło mnie to, aczkolwiek cieszyłam się, że już moja rada nie myślała o mnie jak o wielkiej porażce w historii Najpiękniejszych. 

Pani Minister skinęła głową i odeszła, a jej świta wraz z nią. Dopiero wtedy dojrzałam Nadie oraz Nialla, którzy czekali na końcu korytarza. Podążyłam do nich czym prędzej, czując, jak z każdym krokiem mur, który wokół siebie wybudowałam, kruszył się i rozpadał cegiełka po cegielce. Niall natychmiast to zauważył i wyszedł mi naprzeciw, obejmując mnie mocno. Tak bardzo chciałam być silna, chciałam pokazać, że miałam nad wszystkim kontrolę, ale nie dawałam już rady. Łzy znowu zagościły na moich policzkach. Nadie złapała mnie za rękę i poprowadziła nas do mojej sypialni, mimo sprzeciwów Anadyomene. Siostra wiedziała, że potrzebowałam chwili odpoczynku i byłam jej za to ogromnie wdzięczna.

- Chcesz o tym porozmawiać? - zapytała łagodnie Nadie, gdy już się wypłakałam i nieco uspokoiłam.

Pokręciłam przecząco głową. Niall i tak już wszystko wyczytał z mojej aury, a ja naprawdę nie miałam ochoty powracać pamięcią do tego, co się stało i czego się dopuściłam.

- Może zjesz coś? - zapytał przyjaciel. 

Spojrzałam z niesmakiem na górę ciasteczek, babeczek, muffinek i ciast. Od samego patrzenia było mi za słodko. Skrzywiłam się, co nie uszło uwadze czujnemu oku Nadie.

- Jade, chodź do garderoby, chciałam ci coś pokazać - odezwała się nagle neutralnym tonem. Niall uniósł brew, ale tego nie skomentował.

- Co takiego? Akurat teraz? - zapytałam niechętnie. Nawet nie chciało mi się wstawać. Podróż powrotna ze spotkania z Errdielem zdecydowanie bardziej mnie zmęczyła.

- Po prostu chodź. - Podeszła do mnie i podała mi rękę. Zdziwiłam się podejrzanemu zachowaniu siostry więc po prostu ją złapałam i ruszyłam za nią do garderoby. 

Nadie szczelnie domknęła drzwi, jak już się znajdowałyśmy w środku. Rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś, co chciała mi pokazać tak pilnie. Machnęła ręką.

- Musiałam z tobą porozmawiać i uznałam, że lepiej to zrobić w cztery oczy, póki nie będę mieć pewności.

- Słucham? O co ci chodzi? - zaniepokoiłam się. Trzymała mnie w niepewności i nie podobało mi się to.

- Wybacz, że przejdę od razu do konkretu, ale w ciągu ostatniego tygodnia zmieniłaś się. Z wyglądu oczywiście. Jesteś zmęczona, nie masz apetytu albo wręcz przeciwnie. Wiem, że to wszystko może być stres, ale... - mówiła szybko i ledwo za nią nadążałam. 

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na nią, dalej zbita z tropu.

- Ale?

Nadie westchnęła, kręcąc głową, jakby nie wiedziała jak ubrać w słowa to, co chciała przekazać.

- Kiedy ostatni raz miesiączkowałaś? - wypaliła wreszcie. 

Moje żyły wypełnił lód. Zaczęłam się jąkać.

- To... syreny... mają okres? - zapytałam autentycznie zdziwiona. 

- Oczywiście. Trwa to zaledwie dwa dni i mamy dłuższy okres dni płodnych, ale mamy menstruację. - Nadie zamrugała. 

- Powiedz, że żartujesz - poprosiłam, czując, że chyba muszę usiąść. - Czego nikt mi wcześniej tego nie powiedział?

- Przepraszam, nie sądziłam, że możesz nie wiedzieć. - Nadie podeszła bliżej i chciała mi położyć dłoń na ramieniu, ale się odsunęłam. 

- To się nie dzieje naprawdę - westchnęłam, przecierając twarz i przeszukując w pamięci kartki kalendarza. 

Od zawsze moja miesiączka była nieregularna i całkiem bolesna. Jeszcze zanim trafiłam do Mistycznej Zatoki, okres spóźniał mi się około trzech tygodni, ale nie przejmowałam się tym, bo nie raz już się tak zdarzało, szczególnie przy nadmiarze stresu. Myślałam, że to przez te dziwne sny się spóźniałam, ale...

- Nie panikuj zanim nie będziesz pewna. Zaraz wezmę od ciebie próbkę krwi i zrobimy badania, wtedy wszystko się wyjaśni - uspakajała mnie.

- To by tłumaczyło nudności, zmęczenie, wahawki nastrojów, wszystko... - mówiłam bardziej do siebie niż do niej.

- Jade, może od razu poślę po Lori? Możemy jej ufać, na pewno zachowa odpowiednią ostrożność i dyskrecję. - Przez burzę mych myśli przedostał się głos Nadie.

- Nie - powiedziałam stanowczo, nagle zupełnie opanowana. - To będzie wyglądało podejrzanie, sama do niej pójdę, mogę udać, że znowu zemdlałam. Nikt nie może się dowiedzieć, nie przed jutrem, jasne?

- Dlaczego? Jeśli rzeczywiście jesteś w ciąży, musimy powiedzieć Anadyomene, żeby jutro zwiększyć ostrożność do maksimum. Najważniejsze będzie twoje bezpieczeństwo i... 

- Nie - przerwałam jej. - Jeśli tylko Errdiel się dowie w jakikolwiek sposób, nie będzie mowy o ślubie. Mamy tylko jedną możliwość, by się pozbyć Wodników i musimy ją wykorzystać.
__________________________________________________________

Ta daaa :D

Cześć i czołem, witam ponownie w Rozśpiewanej Historii 2. Nareszcie skończę tę opowieść! 

Jak Wam się podobał rozdział?
N.x

"Rozśpiewana Historia 2" Część 75

Przygotowania



***Jade***

- Jade! Jade! - usłyszałam za sobą i choć nagły hałas mnie wystraszył, odwróciłam się z uśmiechem, wiedząc, kogo zaraz zobaczę. Aria, z którą właśnie decydowałam o kolorze obrusów oraz porcelany, posłusznie usunęła się w kąt sali, dając równocześnie znać innym doradczyniom, by dały mi chwilkę wytchnienia.

- Leigh-Anne, Niall - westchnęłam z ulgą, gdy w końcu do mnie przypadli i zamknęli w mocnym uścisku. Nadie, która przyprowadziła moich przyjaciół, pomachała mi tylko dłonią na przywitanie. Spojrzałam na nią z wdzięcznością, mając nadzieję, że wiedziała, jak bardzo ceniłam jej pomoc.

Musiałam dać dłonią znak moim przybocznym strażniczkom, że sytuacja była pod kontrolą. Bywały nieco nadopiekuńcze po tym, jak ostatnio zasłabłam wieczorem.

- Wyglądasz... dobrze. - Niall, który jako pierwszy wyślizgnął się z moich ramion, w ostatniej chwili ugryzł się w język.

-  Schudłaś - zauważyła przujaciółka, gdy odsunęła się tylko po to, by przyjrzeć mi się z zaniepokojeniem.

- Dziękuję, właśnie to każda dziewczyna chce usłyszeć dzień przed swoim ślubem. - Wywróciłam oczami, parskając. - To był ciężki tydzień, okej? Jestem zmęczona, to wszystko. Nie patrzcie tak na mnie. 

- Przepraszam, po prostu się martwię. - Leigh położyła dłoń na moim ramieniu, a po chwili znów mnie przytuliła. - Tak dawno cię nie widziałam. Stęskniłam się.

- Ja też. - Strałam się ukryć wzruszenie, ale na marne. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo mi brakowało przyjaciółki. 

Do sali narad weszła Anadyomene oraz Pani Minister, powodując małe zamieszanie. Ich obecność oznaczała, że wszystkie nieproszone osoby, w tym Aria oraz Nadie, musiały opuścić pomieszczenie.

- Jaśnie Pani. - Obie skinęły mi grzecznie głową, okazując szacunek należny Najpiękniejszej. Uczyniłam to samo.

- Pragnę wam przedstawić Leigh-Anne oraz Nialla. To o nich wam opowiadałam.

- Dziękujemy za waszą pomoc, jest ona niezwykle dla nas cenna - przemówiła Pani Minister neutralnym głosem. 

Leigh oraz Niall jedynie kiwnęli niechętnie głowami, zapewne pamiętając okoliczności w jakich ostatni raz się z spotkali z obiema syrenami. 

- Proszę, usiądźmy - zaproponowała Anadyomene wskazując ogromny, podłużny stół. Do tego czasu pomieszczenie zostało wysprzątane z wszelkich próbek materiałów i katalogów, które miały pomóc w wyborze odpowiednich dekoracji i innych szczegółów na ślub. Wyższe rangą syreny, które nadal nie zamieniły ze mną zbyt wielu słów poza tą salą i stąd nie znałam ich imion, zasiadły na swoich miejscach. Zaprowadziłam Leigh oraz Nialla na dostawione dwa krzesła, które znajdowały się obok mojego.

- Skoro w naszej naradzie uczestniczą nowoprzybyli, powtórzmy więc plany, które do tej pory zostały zatwierdzone - zadecydowała Minister, machając niedbale ręką, jakby ją irytowało, że trzeba powtórzyć przebieg poprzednich zgromadzeń.

- Zadecydowano o rozpoczęciu ceremonii zgodnie z tradycjami dla obu ras: syren oraz Wodników. Potencjalny scenariusz przebiegu wydarzenia został przygotowany przez obecną tutaj Ines, jest gotowy do zatwierdzenia i przesłania Wodnikom. - Syrena o długich, kruczoczarnych włosach czytała głośno i wyraźnie z kartki, zapełnionej pięknym, odręcznym pismem. - Ustalono również, że najbardziej dogodnym momentem ataku będzie chwila, gdy król Errdiel podejdzie do swoich poddanych, ślubując im długie oraz rozważne rządy u boku nowej królowej. 

- Najpiękniesza wspominała, że jej czarownica jest w stanie otworzyć portal, do którego wepchniemy Wodników - przypomniała inna syrena. - A obdarzony Śpiewak będzie pilnował, aby żaden z Wodników nie zrobił się zbyt podejrzliwy, wpływając na ich nastroje.

- Czarownica oraz Śpiewak wolą, aby się zwracano do nich po imieniu - ozajmiła gniewnie przyjaciółka, po czym zwróciła się do mnie szeptem. - Ale ja nie umiem otwierać portalu, skąd ci to przyszło do głowy?

- Ależ tak. Pamiętasz jak otworzyłaś portal do zaświatów przywołując Avalon? Tylko tym razem nie będziemy nikogo przywoływać, a ich tam wysyłać - odpowiedziałam łagodnie. 

- Potrafisz otworzyć portal do zaświatów? - Anadyomene, która siedziała najbliżej, uniosła brwi z uznaniem, zwracając się do Leigh.

- Jaśnie Pani nie wspominała, że jej znajoma czarownica jest obdarzona tak potężną mocą - zdziwiła się Minister, odsuwając się niemal niezauważenie.

- Powiedziałam, że jest w stanie otworzyć portal i uznałam, że ta informacja jest wystarczająca - powiedziałam stanowczo. Nie chciałam, by o tym wiedziały, no ale cóż, teraz się tych słów nie dało cofnąć.

- Co jest potrzebne do otworzenia portalu? - zapytała Ines, a wzrok wszystkich obecnych w sali padł na Leigh. Przyjaciółka odchrząknęła nerwowo.

- Cóż, po pierwsze nie sądzę, by zaklęcie zadziałało pod wodą, bo potrzebuję kregu ze świec, które będą zamykać wytyczoną przestrzeń i osoby, które mają być... których chcemy się pozbyć - dokończyła niepewnie. Wyobraziłam sobie, jak ciężkie musiały być słowa do wypowiedzenia na głos.

- Gdzie w takim razie odbędzie się ślub? - zaniepokoiła się jedna z doradczyń.

- Może na plaży? - zaproponowała inna. - Obok wielkiego klifu. Jest to miejsce całkiem odludnione, a klif odcina drogę ucieczki. Jak się wysprząta plażę z nadmorskiej roślinności i paru większych kamieni, to powinno być idealnie. 

Znałam tylko jedną plażę obok klifu i sama myśl o nim sprawiła, że przed oczami stanął mi obraz z dzieciństwa. Syk wampira, błysk kłów, krew na piasku, krzyk taty. 

- Jaśnie Pani? 

- Tak, przepraszam. To miejsce będzie dobre - odparłam, odcinając się od wspomnień zalewających mój umysł.

A więc tam, gdzie się to wszystko zaczęło, także się to skończy. 

- Nie wydaje mi się, aby Wodnicy byli tym faktem zadowoleni. Raczej unikają wychodzenia na ląd - stwierdziła syrena, która przed chwilą czytała z kartki. - Mogą coś podejrzewać.

- Uważam, że gdy Najpiękniejsza poprosi króla osobiście, podając odpowiednie argumenty, nie oprze się jej propozycji. - Anadyomene uśmiechnęła się znacząco i miałam wrażenie, że pod jej słowami kryło się drugie znaczenie, którego jako jedyna nie mogłam się domyślilć. 

- Wspaniale. Co jeszcze, panno Leigh-Anne? - spytała Miniter.

- Tak, jak już wspomniałam, świece. Mnóstwo świec. Trzeba je rozstawić w sposób nie przyciągający uwagi, a jednocześnie, by tworzyły zamkniętą przestrzeń wokół Wodników. Do tego parę ziół o właściwościach magicznych, mogłabym je przygotować wcześniej i włożyć na przykład pod dywan? Albo jakiś materiał. Aktywuję je w odpowiednim momencie w trakcie ceremonii - myślała na głos Leigh.

- Będzie ciężko je dostać? - dopytywała się Minister.

- Niekoniecznie, mogę poprosić przyjaciół jeszcze dziś, by się w nie zaopatrzyli u znajomej czarownicy - zapewniła. - Najlepiej by było, abym zaczęła przygotowania jak najszybciej.

- Rozumiem. W takim bądź razie proponuję wysłać nasze siostry czym prędzej, aby przgotować plażę. Przed nimi dużo pracy - oznajmiła syrena o fioletowych oczach. Nie znałam jej imienia, ale miałam wrażenie, że była najprzyjaźniejszą osobą w tym pokoju. Prawdopodobnie dlatego, że z jej twarzy zawsze można było wyczytać emocje, w przeciwnieństwie do innych syren, które zawsze zachowywały powagę.

- Może zadzwonię do Zayna i poproszę by pomogli? Pewnie szybciej by im poszło, zwłaszcza jeśli Angel zajmie się tymi dużymi kamieniami. Jest znacznie silniejsza - mówił do mnie cicho Niall. 

- Hm, nie chciałam ich w to mieszać, ale może masz rację - przyznałam.

Syreny zapewne będą pracować całe popołudnie i potem przez całą noc aż do rana. Gdyby dostały parę dodatkowych rąk do pomocy, zaoszczędziłoby im to sporo czasu.

- Tak więc teraz należy tylko przekonać króla Errdiela, że ślub na plaży jest dobrym pomysłem - rzekła Minister z westchnieniem. - Naradę uznaję za owocną oraz tymże pozytywnym akcentem ją zakończymy. Do roboty, siostry. 

***

Należało najpierw pisemnie poinformować króla Wodników o mojej rychłej wizycie i dopiero niecałą godzinę później, mogłam opuścić Mistyczną Zatokę. Towarzyszyła mi Anadyomene, Aria oraz sześć najbardziej zasłużonych strażniczek. Płynęłyśmy w zwartym szyku, ja w jego środku, a sama podróż nawet nie zdążyła mnie zbytnio zmęczyć, trwała może z pół godziny, maksymalnie czterdzieści minut. Nagle strażniczki płynące na przodzie gwałtownie zanurkowały niżej, ku dnu oceanu. Ruszyłam ich śladem, tłumiąc pytania. Gdy zostały nam może trzy metry od wyjątkowo zarośniętego długimi wodorostami dna, zawahałam się. Strażniczki nie zwalniając wpłynęły prosto między gęste rośliny i zniknęły. Aria delikatnie dotknęła mojego łokcia i zachęciła mnie bym przyspieszyła. Nie ukrywając odrazy ruszyłam ku dnu, czując oślizgłe wodorosty na skórze. Zrobiło się ciemno i gdyby nie dotyk Arii, spanikowałabym. Podwodnna roślinność dalej smagała mnie po plecach i ogonie, a ciemności nie ustępowały, gdy zdałam sobie sprawę, że już dawno powinnyśmy uderzyć w dno. Wyczulone zmysły podpowiadały mi, że otaczały nas nie tylko wodorosty, ale i kamienne, nieregularne ściany. Robiło się coraz ciaśniej, ale przestałyśmy płynąć coraz głębiej, gdyż tunel prowadził nas teraz na jednym poziomie, a potem nawet nieco w górę. Podwodna jaskinia?

Wodorosty zniknęły, a ciemności rozrzedziły się gdy nagle cały tunel wypełniły piękne, fluorosencyjne mchy w odcieniach zieleni, żółci, a nawet błękitu. Dostrzegłam również koniec tunelu, a także gwałtowny wzrost prądów. Strażniczki przyspieszyły raptownie, Anadyomene również. Razem z Arią poszłyśmy w ich śladu obierając maksymalną prędkość i wypadłyśmy z tunelu. Z przerażeniem zauważyłam, że spadałyśmy w dół wodospadu. Nim zdążyłam choćby pisnąć, wpadłyśmy z powrotem do głębokiej wody, reszta syren zdecydowanie bardziej umiejętnie i z większą gracją. Wypłynęłyśmy na powierzchnię bajorka i zapardło mi aż dech w piersiach. 

Znajdowałyśmy się w ogromnej jaskini, która znajdowała się pod morskim dnem. Bez dwóch zdań sam fakt, że nie była zalana wodą i można było normalnie oddychać, oznaczał, że to miejsce powstało przy pomocy odrobiny magii. Skalny sufit znajdował się na wysokości co najmniej trzydziestu metrów, gdzie zawieszony był ogromny kryształowy żyrandol, który oświetlal całą jaskinię złoto-srebrnymi refleksami tańczącymi na ścianach. Zauważyłam także tu i ówdzie lustra, odbijające światło specjalnie w stronę zamku znajdującego się na wyspie. Podpłynęłyśmy do częściowo zanurzonych przy brzegu rozległych schodów. Na ostatnim stopniu czekał na nas król Errdiel wraz ze swoim dworem. Przeszył mnie nagły ból oraz dreszcz towarzyszący zmianie. Strałam się ukryć grymas, ale nie umknął on uwadze króla, który cały czas śledził mnie wzrokiem. Stanęłam przed nim ubrana w popielatobiałą, krótką sukienkę o głębokim dekolcie, unosząc dzielnie podbródek, Aria oraz Anadyomene tuż za mną po moich bokach oraz otaczające nas strażniczki ukłoniły się nisko. Pochyliłam się również, ale nie aż tak nisko. Mięśnie nadal bolały mnie po przemianie. 

- Wasza Najjaśniejsza Wysokość.

- Wasza Najpiękniejsza Mość. - Ujął mą dłoń i pocałował jej wierzch, jednocześnie się kłaniając. - Me serce raduje się na twój widok znacznie bardziej niż chciałbym to przyznać. Czymże sobie zasłużyłem na tę cudowną niespodziankę?

- Dziękuję, Wasza Wysokość. Pragnęłam odwiedzić pański dwór oraz pozdrowić poddanych zanim ślubuję im służyć. Zaiste, jest to piękne miejsce - oznajmiłam głośno, rozglądając się, po czym spojrzałam na króla. Nachyliłam się kospiracyjnie dokładnie tak, jak uczyła mnie Anadyomene, by wyeksponować wszystkie atuty mojego ciała i powiedziałam już ciszej, kierując słowa tylko do niego. - Liczyłam także na rozmowę na osobności z Waszą Najjaśnieszą Wysokością.

____________________________________________________________

Hej hej!

Witam, po prawie... dwóch latach? Jest tu jeszcze ktoś? :D
N.x

piątek, 6 lipca 2018

"Rozśpiewana Historia 2" Część 74

Na zawsze



***Louis***
Patrzyłem na ciągle pobladłą twarz śpiącej dziewczyny. Choć w końcu była przy mnie i nie otaczały nas szpitalne ściany, ciągle uczucie niepokoju mnie nie opuszczało i to sprawiło, że nie mogłem zasnąć tej nocy. Mimo że i El, i jej matka, zachowywały się jakby już wszystko było w porządku, wiedziałem, że tak nie było. Wystarczył jeden wzrok pani Kate zaraz po przebudzeniu Eleanor, abym wyczytał z jej twarzy, że Uzdrowicielka już nigdy nie zaśpiewa. A bynajmniej nie tak, jak kiedyś.

El się poruszyła, a jej powieki lekko uniosły. Sięgnąłem po kosmyk jej włosów, by zająć czymś ręce, ale ze smutkiem zauważyłem, że niektóre pasma niegdyś tak błyszczące, zmatowiały w ostatnim czasie. Może to tylko przez brak słońca? Oby.

- Dzień dobry - powiedziałem, gdy już byłem pewny, że się obudziła. Uśmiechnąłem się szeroko, kryjąc przed nią zaniepokojenie.  

El zatrzepotała rzęsami, odpędzając sen. Uniosła delikatnie kąciki ust, przyglądając mi się. Uniosła dłoń i przytknęła ją do mojego policzka. Jej oczy się zaszkliły.

- Co się dzieje? Coś cię boli? - wystarszyłem się, przysuwając do niej.

Pokręciła głową i uśmiechnęła się słabo przez łzy. Westchnąłem i przyciągnąłem ją do siebie, zamykając w czułym uścisku. Ona jednak objęła moją twarz dłońmi i patrząc mi w oczy poruszyła ustami, układając je w słowa "Kocham cię". 

- Ja Ciebie też. Na zawsze - zapewniłem i w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób, w moim sercu zapanował spokój. 

Nie potrzebowaliśmy niczego, oprócz siebie. Tylko to się liczyło. Byliśmy razem i żadna przeszkoda nie była w stanie sprawić, abyśmy byli nieszczęśliwi. Może już nie będzie mi dane usłyszeć jej głosu, może będzie nam z tego powodu ciężej, ale tak długo, jak była obok, byłem absolutnie szczęśliwy.

Patrząc na jej pierwszy szczery uśmiech, odkąd się obudziła ze śpiączki, wiedziałem, że w sercu czuła to samo, co ja. Pocałowałem ją, próbując mimo wszystko przekazać w każdej mierze wszystko to, co kotłowało się we mnie tej nocy. Dzieliłem z nią wszystkie niepokoje, wszystkie radości i wszystkie marzenia, a El wszystko to przyjmowała z typową dla siebie łagodnością i czułością. I wtedy sobie uświadomiłem, że chcę spędzić z nią całe swoje życie. Nigdy nie byłem typem osoby, która wierzyła w małżeństwo, uważałem, że tak długo, jak są uczucia, nie było potrzeby afiszowania się jakąś ceremonią, rocznicami i tak dalej. Ale teraz całym sobą pragnąłem uroczyście zapewnienić, że zawsze będę dla tej drugiej osoby. 

- Eleanor - westchnąłem, odrywając się od jej ust, co przyjęła z grymasem i przyciągnęła mnie do siebie z powrotem. Uśmiechnąłem się, oddając zachłanny pocałunek, ale nie mogłem powstrzymać się przed wypowiedzeniem tych słów. - El, wyjdziesz za mnie? 

Dziewczyna zamarła i spojrzała mi ze zdziwieniem w oczy. Otworzyła usta, ale potem je zamknęła i znowu otworzyła. Ściągnęła brwi, przyglądając mi się podejrzliwie i pytając bez głośnie "Pytasz poważnie?"

- Jestem zupełnie poważny - przytaknąłem, gładząc kciukiem jej policzek. Była taka piękna.

El zarumieniła się mocno i pokiwała głową. Natychmiast na jej usta zawitał szeroki, prześliczny uśmiech. Najpiękniejszy spośród wszystkich. 

- Ta-ak - wychrypiała cichutko, wkładając wiele sił w to proste słowo. Nie byłem poetą, nie lubiłem ckliwych określeń, ale przysiągłbym, że moje serce zamarło, a zaraz potem wykonało trzy salta, jednocześnie w brzuchu pojawiły mi się motyle. 

Pocałowałem ją z radości, czując, jak do oczu napływały mi łzy. 

- Nie mam pierścionka - przypomniałem sobie, ale El machnęła tylko ręką rozgniewana, że po raz kolejny przerwałem pocałunek.

***

- Dzień dobry, El! Herbaty? Jesteś głodna? Chcesz naleśniki? Mogę ci zrobić też tosty. A może wolisz omlet? Jajecznica? - powitała nas Perrie, która się szczerzyła od ucha do ucha.

- Ja zrobię ci herbaty! - oznajmiła szybko Leigh-Anne, uprzedzając Jesy, która już się sięgała do  opakowania earl grey. 

- Oh, jak miło z waszej strony, czuję się świetnie. Tak, poproszę herbaty. Może być jajecznica, dziękuję, jesteście takie kochane - powiedziałem przesłodzonym głosem, gdy wszyscy doskoczyli do Uzdrowicielki zupełnie pomijając moją obecność, jak tylko weszliśmy do kuchni.

Eleanor się uśmiechnęła i posłała mi znaczące spojrzenie. Odwzajemniłem jej się tym samym. 

- Dobrze się czujesz, kochanie? - zapytała pani Kate, przyglądając się córce dokładnie. El pokiwała głową. - Wyglądasz znacznie lepiej, nabierasz kolorów.

Uzdrowicielka uśmiechnęła się nieśmiało i zerknęła ukradkiem w moim kierunku, gdyż nie mogłem przestać się szczerzyć. Posłałem jej spojrzenie typu "jestem niewinny", a ona wywróciła oczami.

- Okej, Louis już nadrobił czas z El, teraz nasza kolej - skomentowała naszą niemą rozmowę Perrie.

Nagle rozległ się dzwonek komórki, przerywając sprzeczkę Jesy z Leigh, kto powinien posłodzić herbatę dla El.

- To mój telefon - zorientowała się Leigh-Anne i sięgnęła po telefon. - Zastrzeżony numer? Dziwne. Halo? Oh, cześć, Jade! Poczekaj, ustawię głośnomówiący.

- Hej! - zawołaliśmy jednocześnie, witając się z przyjaciółką.

- Wszystko w porządku? - zapytała Perrie. 

Od razu zauważyłem ile pytań miała w tym momencie El i obiecałem sobie, żeby jej wyjaśnić obecną sytuację za chwilę. Wcześniej jakoś nie było na to czasu, a poza tym, nie chcieliśmy jej niepokoić.

- Tak, a jak się czuje El? Jest tam z wami? - spytała Jade.

- El jest cała i zdrowa, jest tu z nami, ale musi jeszcze oszczędzać głos - odpowiedziałem za nią, chwytając ją delikatnie za rękę i ściskając pocieszająco.

- Oh, rozumiem. Ale na pewno wszystko w porządku? - upewniła się. Była bardzo zaniepokojona.

- Potrzebuje jeszcze trochę odpoczynku, ale będzie dobrze - powiedziała stanowczo Perrie. - Opowiadaj, co się dzieje u ciebie. 

Nastąpiła chwila ciszy, podczas której Jade zająknęła się parę razy, po czym w końcu westchnęła.

- Właściwie to dzwonię, by prosić Leigh o przysługę. Potrzebuję czarownicy na swoim ślubie jutro.

- Że co?! - Jesy opluła się kakao. - Jutro?

- Wychodzisz jutro za Harry'ego?! Dlaczego nic nie mówiłaś? Czemu tak szybko? - zdziwiła się Leigh. 

El mocniej ścisnęła moją rękę ze zdenerwowania, ale mnie kompletnie zamurowało. Nie miałem pojęcia.

- Cóż, chodzi o to, że... - Jade odchrząknęła - ...że to nie za Harry'ego wychodzę za mąż, tylko za króla Wodników.

Czyżbym powiedział, że mnie zamurowało? Teraz dopiero mną wstrząsnęło.

- Że co takiego?! - Nie mogłem się powstrzymać. - Jak mogłaś zrobić to Harry'emu?

El jeszcze mocniej zacisnęła swe palce na mojej dłoni.

- Jade, co się stało? - wystraszyła się Perrie. - Czemu to robisz?

- To długa historia. - W głosie syreny dało się słyszeć zmęczenie.  - W skrócie, kiedy król odwiedził Mistyczną Zatokę, by przeprosić za atak Wodnika na ciebie, dowiedział się, że jestem Przeznaczoną Harry'ego i że nie mam zablokowanych uczuć. Ponoć mu się to spodobało i oświadczył mi się, a ze względów politycznych nie mogłam odrzucić propozycji.

- Oh, Jadie - westchnęła matka El, która do tej pory siedziała cicho w kącie kuchni, czytając gazetę i popijając kawę. - Tak bardzo mi przykro.

- Na szczęście małżeństwo również jest ryzykowne, sami wiecie do czego są zdolne Wodniki. Dlatego podczas jutrzejszego ślubu zastawimy na nich pułapkę i to jest też powód, dla którego dzwonię. Potrzebujemy pomocy Leigh-Anne.

- Oczywiście, co mogę zrobić? - zapytała od razu bez zastanowienia. 

- Nie mogę o tym rozmawiać przez telefon, przepraszam. Jak tylko się zgodzisz, poślę po ciebie Nadie. Jest tam może też Niall? Jego zdolności mogłyby się również przydać - stwierdziła.

- Akurat wyszedł z Zaynem, Angel, Ashtonem i Liamem, ale na pewno będzie chciał pomóc. Przekażemy mu, jak wróci - oznajmiłem. - Jak ma się Styles?

- Dziękuję wam bardzo. Harry jest... cóż, nieco nerwowy. Próbuję go przekonać, by do was wrócił, ale nie chce o tym słyszeć - westchnęła Jade. - Będę dalej próbować.

- Kiedy mam być gotowa z Niallem? - zapytała Leigh-Anne.

- Nadie powinna zjawić się po was za około godzinę. Czekajcie na nią w miejscu, gdzie co roku zapalałyśmy znicz dla moich rodziców. Jeszcze raz wam dziękuję, nie wiem, co bym bez was zrobiła. - Głos Jade się lekko załamał. W tle pojawiły się jakieś szmery i hałasy. - Muszę kończyć.

- Czy mogę też jakoś pomóc? Gdzie będzie ślub? - zapytała szybko Perrie.

- Niestety nie, to zbyt ryzykowne, ale dziękuję. Właśnie muszę ustalić z Leigh najbardziej dogodne dla niej miejsce. Przepraszam, naprawdę muszę już iść. Tęsknię - powiedziała i rozłączyła się. Brzmiała na bardzo nerwową i zmęczoną.

- Nie mogę w to uwierzyć - oznajmiła ze smutkiem Jesy, wzdychając.

- To moja wina. Narobiłam tyle zamieszania z Lerrodielem... Gdybym tylko nie była taka naiwna, Jade nie miałaby teraz tylu problemów. - Perrie pokręciła głową, wbijając wzrok w podłogę.

El szarpnęła mnie za rękę, żądając wyjaśnień. Drzwi się otworzyły i w kuchni pojawili się nasi uśmiechnięci, niczego nieświadomi przyjaciele. 

- Mamy wasze zakupy, już nie róbcie takich min, spokojnie. - Angelica wywróciła oczami.

- Co się stało? - zaniepokoił się Niall.

- Ja im wyjaśnię - westchnęła z rezygnacją Pezz.

***

Gdy dotarliśmy na umówione miejsce, Nadie oraz Harry już na nas czekali. Wystarczyło rzucić raz okiem na Amora, by wiedzieć, że był poważnie wkurzony i nie była to wina mokrych ubrań. Gdybym wiedział, że przypłynie wraz z Nadie, wziąłbym dla niego jakiś ręcznik lub ciuchy na zmianę. 

- Cześć - przywitała się grzecznie Nadie. 

Miała na sobie krótką, beżową sukienkę. Ciągle nie rozumiałem, jakim cudem syrenom nie było zimno w takich skąpych strojach w czasie zimy. Miałem na sobie kurtkę, a wiatr i tak dawał mi w kość.

- Hej - odpowiedział Niall. - Będziemy płynąć?

Nadie pokiwała głową i wyjaśniła, że to jedyny sposób, który nie ściągał uwagi. 

- Dobrze, że zabrałam bransoletkę - powiedziała Leigh, wyciągając drobny rzemyk zrobiony z alg i muszli. Wypowiedziała parę nieznanych mi słów, rzucających zaklęcie. Bransoletka zabłyszczała delikatnie. Najpierw chciałem zapytać, gdzie bransoletka dla Nialla, ale potem sobie przypomniałem, że szczęściarz jej nie potrzebuje.

- Uważaj na siebie, dobrze? - poprosił Ashton, przytulając Leigh na pożegnanie. Nie znosił najlepiej wiadomości o rozłące ze swoją Przeznaczoną. 

- Zawsze - zapewniła, całując Amora. Harry uniósł brwi, ale nie powiedział nic. 

Liam odstąpił zmokłemu przyjacielowi swoją kurtkę, którą ten przyjął z grymasem, ale i widoczną ulgą.

- Powinniśmy już ruszać. Jade na nas czeka - stwierdziła Nadie. Leigh i Niall pokiwali głowami patrząc z niepokojem na wzburzone fale. Woda musiała być lodowata.

- Proszę, przekaż Jade, że gdyby czegokolwiek potrzebowała, przybędziemy z pomocą - poprosiła Perrie. - I że ją kochamy.

- Oczywiście - przytaknęła Nadie, uśmiechając się słabo. 

Chwyciła Leigh-Anne oraz Nialla za dłonie i razem weszli między fale w akopaniamencie siarczystych przekleństw skierowanych do zimnej wody. Nadie powstrzymywała chichot. Po chwili zupełnie zniknęli pod wodą. 
__________________________________________________

Cześć!

Wybaczcie, rozdział miał być wcześniej, ale... usunęłam go. Niechcący. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z tego, jak poważnie byłam wkurzona. Przekleństwa leciały gorsze niż z ust Leigh oraz Nialla, wchodzących do lodowatej wody.

Co myślicie? Nasi bohaterzy w końcu troszkę lepiej ogarniają sytuację, Harry powraca z Mistycznej Zatoki, ślub Jade nastąpi już tak niedługo...
Oh no i nie zapominajmy o ZARĘCZYNACH ELOUNOR <3 
Piszcie, co sądzicie o nowych wydarzeniach, a także tych przyszłych!
N.x

środa, 13 czerwca 2018

"Rozśpiewana Historia 2" Część 73




Powrót do domu







***Leigh-Anne***

- Już tu są! - zawołałam, kiedy w końcu zauważyłam za oknem nadjeżdżający znajomy samochód.


- Nareszcie, ileż można czekać! - pisnęła radośnie zniecierpliwiona Jesy. Włosy zaczęły jej odstawać od misternie ułożonej fryzury, nagle naelektryzowane z ekscytacji. 



- Spokojnie, teraz już wszystko będzie jak dawniej - zaśmiałam się, próbując troszkę uspokoić przyjaciółkę. 



Niestety nasza radość przygasła, gdy do nas obu dotarło, że nic nie będzie już takie samo. Jade nie było i prawdopodobnie już nie będzie z nami, a tam, gdzie Jade, był i Harry. 



- Wszystko gotowe? Perrie będzie wściekła, jak tylko zobaczy, że coś jest nie tak - biadolił Zayn, który od godziny już się miotał po całym domu, przygotowując się na uroczysty powrót Eleanor.


- Jest idealnie, nawet królowa mogłaby tu zawitać i nie miałaby na co narzekać - zaśmiał się Ashton, rozlewając każdemu trochę wina do lampek. Przyłapał mnie na przyglądaniu i uśmiechnął się szeroko, po czym powrócił do wykonywanej czynności. Starałam się ukryć uśmiech, który mi się wręcz cisnął na usta, ale bez skutku.



Nagle poczułam jakby delikatne ukłucie i podskoczyłam, łapiąc się za ramię. Spojrzałam z wyrzutem na Jesy, która jedynie wzruszyła ramionami, po czym zaśmiała się złośliwie.


- Ja otworzę - oznajmił wesoło Niall, kierując się do drzwi i otwierając je na oścież.



Pani Kate, Louis, a także Perrie wysiedli z samochodu. Chłopak pomógł Eleanor, a Perrie zabrała torbę z rzeczami Uzdrowcielki z bagażnika. Na ustach mamy El widniał szeroki uśmiech.


- Jejku, dzieci, jak tu wspaniale pachnie! - pochwaliła, przestępując przez próg. 


- Zayn przygotował kurczaka. Proszę, niech pani od razu siada. - Liam zaprosił panią Kate do stołu, odsuwając dla niech krzesło. Kobieta podziękowała uśmiechem i zajęła miejsce. 



- Cześć, wam - przywitał się Lou, jednak nie odrywał wzroku od ciągle osłabionej El. Pomógł jej zdjąć kurtkę.


- Tak się stęskniliśmy! - zawołała Jesy, korzystając z tej chwili, gdy chłopak oddalił się o krok, by odwiesić ubranie. Dziewczyna zamknęła El w niecierpliwym uścisku. Ja również nie mogłam czekać, więc się po prostu dołączyłam. 


- Jak się czujesz? - zapytałam przezornie, gdyż nie chciałam, by zasłabła nam w ramionach. 


- Dobrze - wychrypiała tak cicho i tak niepodobnym głosem, że aż mnie zamurowało. 


Jesy była równie zaskoczona, co nie umknęło uwadze El. Posłała nam łagodne spojrzenie.



- El nie powinna dużo mówić, ciągle dochodzi do siebie - oświadczyła pani Kate.



- Chodź, usiądź sobie. Jesteś głodna? Może chcesz herbaty? - Podprowadziłam przyjaciółkę do krzesła obok jej mamy. Pokręciła głową i machnęła ręką, jakby chciała powiedzieć, żebyśmy się nią nie przejmowali.


- To ja zrobię herbatę - zadecydowała mimo wszystko Jesy i popędziła do kuchni. 


El wywróciła oczami, ale się uśmiechnęła.



Wszyscy zajęliśmy miejsca przy stole i choć z początku było trochę sztywno, dosłownie po pięciu minutach atmosfera się rozluźniła. 



***


- I wtedy Perrie złamała Zaynowi nos! - zaśmiała się, a raczej wydusiła z siebie pomiędzy napadami śmiechu, Jesy. 


- Nie, nie-e, nie. O-obiłam. Takie jest oficjalne stwierdzenie lekarz-a - sprostowała całkiem stanowczo jak na swój aktualny stan Perrie, gestykulując ręką, w której trzymała kieliszek z resztą wina. 


Dopiero po chwili do mnie dotarło, jak głośno się śmiałam. Zakryłam dłonią usta, próbując się kontrolować, ale bez większego skutku. Po chwili znów rechotałam, opowiadając El jak nakryłam Perrie i Zayna w naszej sypialni.



- Czekaj, co?! - wyparował Liam. Był cały czerwony na twarzy.


- Już dawno byś o tym wiedział, gdybyś sam nie był tak zajęty Angel - skwitował Niall, śmiejąc się złośliwie.



- Liam, ty skurczybyku! - wyparował Louis, dając przyjacielowi sójkę w bok. Payne jeszcze bardziej się zaczerwienił, natomiast Angelica odrzuciła nonszalancko włosy do tyłu. 


Zaśmiałam się po raz kolejny i odchyliłam na krześle do tyłu, widząc zadowoloną z siebie minę wampirzycy.


- Okej, tobie już wystarczy tego wina - stwierdził Ashton, łapiąc mnie w ostatniej chwili, nim się przewróciłam na podłogę. Kręciło mi się w głowie...



- A-ależ wsysko jest w porząsiu - zapewniłam, choć nie do końca byłam tego taka pewna. 


- A jeśli rozmawiamy już o potajemnych schadzkach to czy tamta dwójka nie ma nam czegoś do powiedzenia? - Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Louis zwracał się do nas. Ashtona i mnie. 



Wydałam z siebie jakiś niezrozumiały bełkot, choć chciałam ułożyć zdanie pełne przekleństw w stronę Śpiewaka. Ashton zaczął się śmiać.


- Czy ty go właśnie nazwałaś niewdzięcznym kapciem? - Jesy, która siedziała po mojej drugiej stronie, też rechotała.


- Może - potwierdziłam. W mojej głowie brzmiało to zdecydowanie bardziej agresywnie. 



Poprawiłam się na krześle, ale znów świat zawirował mi przed oczami. Choć sam był wstawiony,  Ashton mnie przytrzymał pewną ręką. Nawet nie zauważyłam, kiedy usadowiłam się w taki sposób, że opierałam się o niego plecami. Było mi ciepło, a już na pewno teraz nie miałam jak upaść. 



- Leigh, już nie tak przy wszystkich. Nie masz wstydu, czy co? - Louis zacmokał teatralnie z dezaprobatą. Uśmiechnął się szeroko, gdy wystawiłam mu język.



- Czyli to już oficjalne, tak? - zagadnął Niall, który siedział obok Ashtona. 



- Nie śpieszymy się - wyjaśnił wymijająco, ale grzecznie Amor.



- On to ukrywał! On cały ten czas wiedział i mi nic nie powiedział! Nic! - zaczęłam marudzić, pokazując palcem na Irwina, którego chyba bardzo bawiło moje zachowanie. - No co się tak szczerzysz? Nie patrz tak na mnie! Nie jestem pijana!



- Leigh, idź spać - rozkazała Perrie, która sama prawie przysypiała na krześle. Oczy jej się zamykały, a głowę jeszcze cudem utrzymywała w górze.


- Dobrze, że Zayn i pani Kate już śpią i nie muszą cię widzieć w takim stanie - zaśmiał się złośliwie Louis. Perrie jedynie wzruszyła ramionami, wstała i chyba zamierzała zacząć składać brudne talerze, ale powstrzymała ją ręka Angel.


- Idź spać. Wy wszyscy, z resztą. Jesteście nieprzytomni, zaraz wszystkie talerze potłuczecie - westchnęła wampirzyca, patrząc szczególnie oskarżycielsko na Liama. 



Louis od razu odprowadził El do pokoju, Perrie oraz Jesy podążyły za nimi. Niall zaczął pomagać Angel, chyba jako jedyny z nas był w całkiem niezłej formie. Skubaniec miał mocną głowę. Liam przeniósł się na sofę. Chciałam wstać, ale jednocześnie było mi tak bardzo wygodnie, że nie chciałam się ruszać z miejsca. 


- Chcesz się przejść na krótki spacer? - usłyszałam szept Ashtona zaraz przy swoim uchu.



Przytaknęłam, choć to była ostatnia rzecz na jaką miałam ochotę. Amor mnie troskliwie ubezpieczał, gdy mozolnie zakładałam buty na obcasie, bo jako jedyne pasowały do mojej spódniczki. Ubrałam na siebie płaszcz i niedbale zarzuciłam pierwszy lepszy szalik. Ashton już na mnie czekał. Nie mówiąc nic nikomu, wyszliśmy na zewnątrz. Świeże powietrze od razu mnie ocuciło, a jeden chłodny powiew wiatru wystarczył, bym zaczęła się trząść. 



- Jak się czujesz? - zagadnął Irwin, przyciągając mnie do siebie, by ochronić przed zimnem. Chwyciłam go za ramię i szliśmy przed siebie.



- Nieco lepiej, dziękuję - odpowiedziałam, choć przy każdym kroku nadal czułam efekty alkoholu. - Wszystko w porządku?



- Tak, tak - zapewnił, choć fałsz wyłapałam nawet pomimo swojego nietrzeźwego stanu. 



- Hej, o co chodzi? - wystraszyłam się. Ashton na mnie spojrzał, a potem odwrócił wzrok.



O nie. Pewnie zrozumiał, że to nie ja byłam jego Przeznaczoną. Musiał się pomylić. Głupi zbieg okoliczności, niedopatrzenie. Żart? To też mogło być prawdopodobne. 


- Rozumiem - westchnęłam, zatrzymując się. 



- Rozumiesz? - zdziwił się Ash, ale widząc moją minę, pokręcił głową. - Nie, nie rozumiesz. 


- Po prostu to powiedz, nie przedłużajmy tego - stwierdziłam, czując rosnącą gulę w gardle. Nie mogłam uwierzyć, że tak szybko się do niego przyzwyczaiłam. 



- Nie chcę cię wystraszyć, ale... Siedząc z tobą dzisiaj, śmiejąc się i po prostu widząc cię taką radosną, ja... Nie mogę tak dłużej, naprawdę - westchnął, kręcąc znowu głową. 



Zdobyłam się na krótkie "aha", ale nawet przy tym mój głos się załamał. Jestem taką idiotką... Tyle czekałam na kogoś, kto w końcu dojrzy we mnie coś specjalnego, że kiedy ktoś się nareszcie pojawił, od razu rzuciłam się na tę osobę spragniona miłości. Ależ ja byłam głupia i naiwna.



- Nie, nie, Leigh, nie rozumiesz. Chcę ci powiedzieć, że cię kocham i nie mogłem już tego ukrywać. O nie, nie płacz, proszę. Schrzaniłem, prawda? Przepraszam, bardzo przepraszam... - Przejął się. 



Nie mogłam opanować łez i po prostu rozpłakałam się na środku ulicy. Gdy to nie pomogło mi rozładować napięcia, uderzyłam Ashtona w pierś, a potem jeszcze raz. On po prostu tam stał, przyjmując moje ciosy, ale zupełnie nie wiedział, co zrobić lub jak zareagować.


- Jak mogłeś mi to zrobić? - zapytałam z wyrzutem, ocierając policzki. - Byłam pewna, że chcesz mnie zostawić!


- Co? Dlaczego miałbym cię zostawiać? - zdziwił się. Był autentycznie oniemiały. - Jesteś moją Przeznaczoną, czemu miałbym cię zostawiać?



Chciałam mu cisnąć niepodważalnym argumentem, ale takiego nie znalazłam. Ash przyciągnął mnie do siebie i zamknął w uścisku.



- Po prostu nie chciałem cię przytłoczyć, dopiero co mówiłem ci, że potrzebujesz czasu po Niallu. Nie chciałem byś się wystraszyła takim wyznaniem, żebyś czuła się zobowiązana, czy coś i... - paplał i paplał, więc złapałam go za kołnierz i siłą nakzałam mu się pochylić, po czym przycisnęłam swoje usta do jego. Był to krótki, ale intensywny pocałunek. 


- Skończyłeś? - zapytałam stanowczo, równocześnie łapiąc oddech.



- Gadać bzdury czy całować? - wymamrotał, nie odrywając wzroku od moich ust. 


- To pierwsze. - Uśmiechnęłam się.


- Na miłość boską, tak. - Pokiwał głową i znów przyciągnął mnie do siebie zachłannie, obejmując moją twarz w dłońmi. 

____________________________________________________________

niedziela, 29 kwietnia 2018

"Rozśpiewana Historia 2" Część 72



Nadzieja



***Jade***
Obudzona zostałam pocałunkiem. 

- Jade. Musisz się już zbierać, kochanie - powiedział Harry z ukrywanym bólem w głosie. 

Otworzyłam oczy i jęknęłam. Czekało mnie dzisiaj ogromne wyzwanie i miałam tylko ogromną nadzieję, że starczy mi cierpliwości a także odwagi do tego, co miałam zrobić.

- Jeszcze chwilkę - mruknęłam, kładąc dłoń na policzku Harry'ego i spoglądając mu w oczy.

Uśmiechnął się leniwie i nachylił, by po raz kolejny mnie pocałować. Przyciągnęłam go do siebie bliżej, objęłam nieco mocniej, jakbym próbowała wyrazić swoje wszystkie uczucia i zapewnić o ich autentyczności. Harry zaczął coś mamrotać, ale nie dałam mu szansy się ode mnie oderwać i dalej pogłębiałam pocałunek. Nie chciałam widzieć się z Errdielem, nie chciałam widzieć na sobie żadnej białej sukni z welonem, jeśli obok miało nie być Harry'ego.

- Kochanie, jeszcze parę sekund, a nigdzie cię nie puszczę - wyszeptał, kiedy musiałam nabrać oddechu.

Westchnęłam z żalem. Chciałabym, żeby mnie już nigdy nie puszczał. 

- Wszystkiego najlepszego - uśmiechnął się, zakładając mi pasmo włosów za ucho. 

- Oh, to dzisiaj. Racja. Przegapiliśmy święta - zauważyłam z zaskoczeniem i zalała mnie kolejna fala rozczarowania. 

- Następne będą idealne, obiecuję. Zero zmartwień, zero problemów. Jedynym, czym się będziemy przejmować, to czy wystarczy nam jedzienia. Zgoda? - zapytał, błądząc palcem po moim obojczyku aż przeszły mnie ciarki. 

Mogłam to sobie wyobrazić. Wszyscy w brzydkich, świątecznych sweterkach. Ja oczywiście założyłabym jeszcze opaskę z rogami renifera, a Harry'emu przywdziałabym czerwony nos. Zapalilibyśmy w kominku, choinka mieniłaby się wszystkimi kolorami tęczy, a pod spodem znajdowałby się stos prezentów. Wszyscy bylibyśmy uśmiechnięci i radośni. Może zaprosilibyśmy mamę Harry'ego? Może odwiedziliby nas Kieran i Gemma? A co z Nadie? Czy mogłaby przyjechać do naszego domu? 

- Dzień dobry, Jaśnie Pani. Przymiarka sukni za godzinę, król Errdiel życzył sobie, aby odbywała się tutaj, w Mistycznej Zatoce, ze względu na Pani wygodę. Czy chce Pani zjeść śniadanie w łóżku, czy nakryć do stołu? - Aria wjechała do komnaty z srebrnym wózkiem zastawionym różnymi talerzami z pokrywkami. 

- Zjemy przy stole, bardzo dziękuję! - zawołałam szybko, gdy tylko do mnie doszło, że nie miałam na sobie swojej nocnej koszuli. Gdzie ona się podziała?

- Tego szukasz? - uśmiechnął się zadziornie Harry, wyciągając gdzieś spod mojej poduszki ubranie. Szybko sięgnęłam po swoją własność, choć doskonale wiedziałam, że Amor będzie się ze mną droczyć i tak łatwo nie odzyskam koszuli. Na przekór więc pocałowałam namiętnie psotnika i wykorzystałam jego chwilę nieuwagi, chwytając za ubranie, które natychmiast na siebie naciągnęłam.

Harry zmrużył oczy, jakby chciał mi powiedzieć, że zawiodłam jego zaufanie, więc uśmiechnęłam się triumfująco i wysunęłam spod kołdry. Narzuciłam na siebie jeszcze cienki szlafrok i wyszłam zza zasłony, która otaczała łóżko. Materiał był praktycznie prześwitywalny, ale mimo wszystko dawał poczucie prywatności.

- Czy lepiej się Jaśnie Pani dzisiaj czuje? - zapytała grzecznie Aria, układając talerze na stoliku. 

- Tak, dziękuję. A jak ty się dzisiaj masz? - zagadnęłam, przysuwając kolejne dwa krzesła.

- Wyśmienicie, choć przyznaję, ciężko było zasnąć po wczorajaszych wydarzeniach. Czy Nadie przyjdzie na śniadanie? - spytała, wskazując na trzecie krzesło.

Przeszły mnie ciarki na myśl o tym, co się stało wczoraj. Wszystkie emocje mnie w nocy przytłoczyły w jednym momencie i nie mogłam przestać płakać, ba, wypłakiwać sobie oczu w  napadzie histerii. Dopiero Harry'emu udało się mnie najpierw uspokoić, a potem skutecznie odpędzić ponure myśli i poczucie winy.

- Nie wiem, ale pomyślałam, że może ty się przyłączysz. Jadłaś już?

- Oh, nie wolno mi, Jaśnie Pani! Ale bardzo dziękuję, czuję się zaszczycona. Jadłam już, proszę się mną nie przejmować. Proszę siadać, ja zajmę się wyborem kreacji na dzisiaj dla Pani. - Jej twarz rozjaśnił szczery uśmiech.

Dygnęła grzecznie i odeszła w stronę garderoby, po drodze witając się skromnie z Harrym. 

- Naleśniki! - ucieszył się, po czym szybko zajął miejsce na krześle. 

Pokręciłam głową z rozbawieniem i również poczęstowałam się słodkością z bitą śmietaną i jagodami. Zjadłam również finezyjne kanapki z szynką parmeńską, szczypiorkiem i pomidorami koktajlowymi, a także spróbowałam sałatki z tuńczykiem oraz świeżo upieczoną bagietkę.

- Cieszę się, że wrócił ci apetyt - oznajmił cicho Harry, przyglądając mi się. 

Zarumieniłam się lekko i dokończyłam pić swoje kakao akurat w chwili, gdy Aria wróciła z prostą, białą sukienką kończącą się przed kolanem. Wyglądała na naprawdę wygodną i zdecydowanie nie była tak elegancka, jak wszystkie moje poprzednie kreacje. Spojrzałam zadowolona, ale jednocześnie i podejrzliwa na Arię.

- I tak będzie się Jaśnie Pani przebierać. - Wzruszyła ramionami, a moja cała radość uleciała niczym powietrze z przekłutego balonu. 

- Racja.

Chwyciłam sukienkę i weszłam za parawan by się przebrać. Aria przygotowała dla mnie zdecydowanie bardziej zabudowaną bieliznę niż zwykle, więc byłam jej za to ogromnie wdzięczna. Naciągnęłam przez głowę sukienkę i wyszłam, by się przejrzeć w lustrze obok. Leżała jak ulał. Aria szybko rozczesała mi włosy i założyła opaskę z kolorowymi kwiatami, które były miłym akcentem dla oka w tym wszechobecnym morzu bieli. Do tego proste, skórzane baleriny i byłam gotowa do wyjścia. 

- Jak Najpiękniejsza już wie, podczas przymiarki ceremonialnych kreacji, państwo młodzi wyznają sobie nawzajem miłość, zapewniając o jej trwałości. Przygotowałam tutaj dla Jaśnie Pani parę przydatnych zwrotów. - Wręczyła mi karteczkę. - Tradycją również jest iż to przyszły małżonek oraz żona wybierają oraz projektują sobie nawzajem stroje. Przygotowałam luźny zarys tego, co mogłaby Najpiękniejsza zaproponować.

- Jejku, bardzo ci dziękuję - wyznałam szczerze. Byłam pewna, że to wszystko spadnie na moją głowę jak tylko zjawię się na miejscu, a tymczasem Aria zajęła się już każdym szczegółem. Pewnie wiedziała, jak bardzo przytłoczyła mnie myśl o wychodzeniu za kogoś innego niż Harry, nie raz o tym mówiłam bliskim, gdy gdzieś się tu krzątała. 

- Drobiazg. - Machnęła ręką i podała mi projekt garnituru. - Stwierdziłam, że dobrze będzie zaproponować biel. Jest to kolor syren, więc pokażesz w ten sposób, że nie będziesz podlegać królowi, a jesteś z nim na równi. Przy okazji, nie zdziwiłabym się, gdyby sukienka Jaśnie Pani była niebieska - uprzedziła.

- Rozumiem. - Pokiwałam głową, chłonąc wszystkie informacje, by później nie czuć się zaskoczoną. 

- Srebrny również jest kolorem Wodników, więc taki też wybrałam krawat oraz dodatki, żeby zachować wyrazu szacunku. A teraz przećwiczmy te kwestie z zapewnieniem miłości, by Jaśnie Pani zabrzmiała choć odrobinę przekonująco. - Aria uśmiechnęła się i mrugnęła do mnie figlarnie okiem.

***

- Wasza Najpiękniejsza mość wygląda wprost fenomenalnie - pochwaliła mnie krawcowa, kłaniając się nisko, gdy przeglądałam się w lustrze, by zobaczyć końcowy efekt. 

Sześć godzin. Bite pół dnia ciągłego stania twarzą w twarz z królem Errdielem. Co prawda dzieliły nas dwa metry, ale mimo wszystko było to za blisko i zbyt długo. Przez pierwszą godzinę panowała cisza. Potem nastał czas owych wyznań miłosnych, ale i to minęło bez większych przeszkód. Krawcowe uwijały się wokół nas, dzielnie wysłuchując wszelkich uwag, których król Wodników miał zaskakująco wiele. Ja na szczęście dorzucałam tylko co jakiś czas swoją opinię, ale wtedy i tylko wtedy, gdy zostałam o nią zapytana. 

- Nie, nie, nie. Ciało Najpiękniejszej jest tak perfekcyjne, dlaczegóż je chować? Proszę, wyżej to wcięcie. Wyżej. Tak, idealnie.

Starałam się nie reagować i nie spoglądać w dół zbyt często, bo bym się przeraziła. Całe plecy miałam nagie, sukienkę podtrzymywały tam zaledwie dwie skrzyżowane wstążeczki. Dekolt nie był głęboki, ale sukienka miała wycięty trójkąt od talii w górę, kończący się pomiędzy moimi piersiami. Długa spódnica z tiulu opadała falami do kostek, ale również miała wcięcie po prawej stronie, eksponując łydkę, kolano, a także więcej niż połowę uda. Materiał na pierwszy rzut oka był biały, lecz całkiem znacząco wpadał w błękit. 

- Zgadzam się z profesjonalistką. Wyglądasz przepięknie, Jaśnie Pani - uśmiechnął się Errdiel, stając za mną. 

Mogłam go dojrzeć w lustrze, jak ostrożnie kładł dłoń na mojej talii. Ku mojemu najszczerszemu zdziwieniu, nie dotknął mojej odkrytej skóry. Nawet mnie nie musnął choćby jednym palcem, co spowodowało, że natychmiast nabrałam nieco cieplejszych odczuć względem jego osoby. 

- Dziękuję, Wasza Wysokość - odparłam, starając się nie poruszyć. Zdobyłam się na nieśmiały uśmiech.

- Podoba mi się również twoje dzieło. Wiem, że jesteś Najpiękniejszą od niedawna, masz w sobie wiele odwagi, by zaproponować dla mnie biel - stwierdził, spuszczając wzrok, ale dobrze wiedziałam, że bacznie obserwował moją reakcję. 

Przechyliłam głowę.

- Cóż, taka już jestem. Nie boję się wyzwań - oznajmiłam, spoglądając na niego z uniesionym podbródkiem. 

Wydął usta, po czym uśmiechnął się, z uznaniem kiwając raz głową.

- Zauważyłem. Od razu wiedziałem, że jesteś inna, jak tylko pierwszy raz cię zobaczyłem. 

Nie skomentowałam tego. Czułam, że chciał powiedzieć coś jeszcze i starałam się na to przygotować.

- Co z Amorem? Wyjechał? - spytał łagodnie, jakby nie chciał poruszać tej kwestii.

- Tak. W chwili, gdy się dowiedział o zaręczynach - przytaknęłam, automatycznie spuszczając wzrok. Skarciłam siebie samą w myślach za tą jawną oznakę kłamstwa. Musiałam ją zatuszować szczerym smutkiem. - Przyjęłam zaręczyny, bo wiedziałam, że tak będzie najlepiej dla moich sióstr. Nie ukrywam, nie jest to coś, co planowałam i o czym marzyłam, ale wierzę, że to jest najlepsze rozwiązanie. 

- Postąpiłaś słusznie. Razem możemy panować długo i szczęśliwie. Z czasem... - zawahał się i jeszcze raz przemyślał, co zamierzał powiedzieć. - Mam nadzieję, że z czasem uda ci się mnie pokochać. Nie liczę, że stanie się to od razu, ale może któregoś dnia. To wszystko, na czym mi zależy. Przysięgam.

Kompletnie zaniemówiłam. Jego niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z czymś, co chyba rzeczywiście było autentyczną nadzieją. Z opóźnieniem zauważyłam, że nachylił się w moją stronę. Złożył delikatny, niemal ledwie wyczuwalny pocałunek na policzku. Uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny sposób, widząc moje osłupienie.

- Do zobaczenia, Jade.

I wyszedł.