czwartek, 24 grudnia 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 62

„Rozśpiewana Historia 2” Część 62

Zioła, herbata i trochę magii

****Angelica****

- Mamy jeszcze jakiś koc? – spytała Perrie cicho szczękając zębami. Może inni nie słyszeli tego, jak dzwoniły jej zęby, ale mnie zaczęło to już poważnie irytować.
- Niech ktoś jej zrobi herbaty, czy czegoś. Najlepiej jej dać imbir lub coś ostrego do zjedzenia. – mruknęłam nie podnosząc głowy znad książki.
- Czemu coś ostrego? – zdziwił się Niall. Westchnęłam ciężko.
- Krew szybciej krąży i rozgrzewa organizm. 
- To nie lepiej jej dać czegoś "mocnego" do wypicia? – zaśmiał się Ashton, który również przebywał w pokoju.
- Żadnego alkoholu! Gadam bzdury jak jestem pijana. – jęknęła Perrie. Leigh-Anne zaśmiała się pod nosem. Prawdopodobnie przypomniała sobie coś z przeszłości, ale teraz nie skupiałam się na tym. Prawie już to mam… Chwila, chwila… Tak!
- Jest! – ucieszyłam się – Leigh-Anne, możesz pozwolić?
- Co jest? – spytała podchodząc. Wskazałam palcem na pożółkłą stronę starej książki i na zapisany na niej ręcznie tekst.
- Chyba wiem, jak możemy wyleczyć Perrie. – powiedziałam zadowolona z siebie. Perrie chrząknęła znacząco.
- Nie jestem chora. – powiedziała przez zaciśnięte zęby wywracając oczami.
- Oj, wiesz o co mi chodzi. W tej księdze jest napisane, że kiedy Wodnik zabiera duszę, wpuszcza do ciała ofiary coś typu żywego ognia, który się go słucha. Kiedy kontakt cielesny Wodnika z ofiarą zostaje nagle zerwany, ogień zostaje w ciele poszkodowanego. Trzeba go wyciągnąć. – wyjaśniłam. Wszyscy zamyślili się nad moimi słowami.
- Czyli teraz mam w sobie jakiś ogień, który przypomina żywego pasożyta? Świetnie. – skwitowała śmiejąc się gorzko.
- Jak to zrobić? – spytał Zayn patrząc na mnie wyczekująco.
- Hm, z tego co tu pisze to trzeba przyrządzić eliksir i wypędzić żywy ogień. Z tego co rozumiem, to ten ogień to część Lerrodiela, dlatego słyszałaś jego głos w głowie. Im dalej jesteś od niego, tym lepiej, ponieważ kontakt jest słabszy. – mówiła Leigh czytając z księgi.
- Skąd wytrzasnęłyście tą książkę? – zdziwił się Ash.
- Kiedy koszmary nękały Jade, starałyśmy się dowiedzieć czegoś o syrenach, ale jest naprawdę nie wiele o nich gdziekolwiek napisane. To jedna z bardzo starych ksiąg o potworach morskich, ale praktycznie nie było tam nic o syrenach. Była ciekawa, więc zostawiłam ją sobie do czytania do poduszki. – wzruszyłam ramionami – Ale teraz, gdy już wiemy znacznie więcej o syrenach, okazuje się, że w tej książce było najtrafniej o nich napisane. Sprawdziłam Wodników, których tutaj nazywają również Akwarusami. Jest to słowo pochodzące z łaciny- Aquarius. Przypomniałam sobie, że w jednej z ksiąg Avalon widziałam już to słowo. I stąd mamy przepis na zaklęcie i eliksir. – podsumowałam pokazując, że na kolanach nie leży tylko jedna księga, a dwie.
- Wow, twoja pamięć jest niesamowita. – Ashton pochwalił mnie, a ja poczułam się doceniona. 
- Zalety wampiryzmu. – machnęłam niedbale ręką – A propos, jestem głodna.
- Składniki potrzebne do eliksiru są bardzo rzadkie. – Leigh westchnęła ciągle czytając księgę zaklęć i porównując ją z jakąś inną, znacznie nowszą. Podejrzewam, że mogły być to zapiski Avalon, bądź jej własne.
- Może jest tu w okolicy jakiś sklep magiczny? Wiesz, taki jak w Stockporcie, pojechaliśmy tam kiedyś. – przypomniał Niall. Usłyszałam, jak serce Leigh-Anne przyspiesza, a krew szybciej przepływa w jej żyłach. Wywnioskowałam dwie rzeczy: Leigh-Anne musi coś mieć do Nialla i naprawdę powinnam coś zjeść. Mój umysł zamąciło jeszcze jedne szybsze pulsowanie w piersi kogoś po drugiej stronie pokoju. Nie byłam pewna czy to Zayn, Ashton czy Liam i jakoś wyjątkowo nie chciało mi się tego bardziej analizować.
- W takim razie ja zrobię coś ostrego i ciepłego na obiad dla Perrie i dla nas. Wy jedźcie poszukać tego sklepu. – zaproponował Liam.
- Umiesz gotować? – prychnęłam.
- No dobra, w takim razie ja i Angelica zrobimy obiad. – poprawił się uśmiechając złośliwie.
- Ej, mnie w to nie mieszaj!
- Dobrze, czyli tak: Leigh, Niall i Ash jadą na poszukiwania składników do eliksiru, Angel i Liam robią obiad, a ja zajrzę do szpitala na chwilę. Potem przydałoby się zrobić jakieś większe zakupy. – zarządził Zayn.
- Cz-czemu? – zadygotała Pezz.
- Jutro i pojutrze będą zamknięte wszystkie sklepy, a przynajmniej większość. Musimy coś jeść. – wyjaśnił Mulat. Przekrzywiłam głowę w zastanowieniu dlaczego jutro mają być zamknięte sklepy. Chyba nie tylko ja nie mogłam tego zrozumieć, ponieważ miny wszystkich wyrażały zagubienie. Zayn westchnął i z politowaniem pokręcił głową.
- Jutro jest Wigilia, a potem święta. Wiem, że teraz mamy trochę na głowie, ale żeby nie wiedzieć, którego dzisiaj mamy?
- Rzeczywiście! – pacnęłam się w czoło.
- To będą smutne święta. – powiedziała cicho Leigh-Anne.
- Miejmy nadzieję na jakiś cud bożonarodzeniowy. Bardzo by się nam przydał. – głos Perrie słychać było zza sterty swetrów i koców.

*****
*****Leigh-Anne*****

- Jesteś pewna, że to tutaj? – spytał Ashton przyglądając się okolicy. 
- Tak, tam jest ten sklep. – wskazałam palcem na starą kamienicę, w której mieściły się malutkie sklepiki na parterze. Swoją uwagę w całości poświeciłam temu, z napisem „Zioła, herbaty i trochę magii”. Zaśmiałam się cicho sama do siebie. Zazwyczaj czarownice nazywały swoje usługi handlowe „zielarskimi”, ponieważ w istocie, można było tam znaleźć najróżniejsze rośliny, ale to był pierwszy sklep, który otwarcie przyznawał się do usług magicznych. Zapewne to tylko chwyt marketingowy oraz troszeczkę poczucia humoru właścicieli.
- Wygląda na zamknięty. – powiedział Niall, który jako pierwszy ruszył do przodu. Okna były zabrudzone i zakurzone, ale i tak nie można było zobaczyć tego, co jest w środku, ponieważ zasłaniały je pęki uschłych ziół oraz regał.
- To jedyny taki sklep w okolicy, musi być otwarty. – westchnęłam modląc się w duchu, byśmy nie zostali odesłani do domu z niczym. Zaczęłam już tracić nadzieję sięgając do klamki, ale gdy ją nacisnęłam, ta ustąpiła. Drzwi zaskrzypiały, a do moich nozdrzy doszedł mocny zapach ziół i kadzideł. Zachęciłam chłopaków, by weszli za mną do środka. Gdy przekroczyłam próg pomieszczenia zadzwonił mały dzwoneczek zawieszony przy drzwiach. Było tutaj znacznie cieplej niż na dworze i z przyjemnością rozpięłam zamek swojej kurtki. Rozejrzałam się ciekawie po półkach, regałach i innych starych meblach. Drewniana podłoga skrzypiała mi pod nogami, a lekko zatęchłe powietrze poruszyło drobiny kurzu w górę wraz z zamknięciem drzwi przez Ashtona. 
- Um, halo? – zapytałam minimalnie podnosząc głos. Za ladą znajdowała się ogromna szafa z mnóstwem półek, na których stały różnej wielkości słoiczki, butelki, torebki z sypką zawartością. Dostrzegłam także różne wiązanki dzikich roślin, zagadkowe pudełeczka i dziwne przedmioty.
- Jest tu kto? – tym razem Niall odezwał się znacznie głośniej. Rozwinęłam karteczkę, którą nerwowo ściskałam w ręku. Zapisałam na niej składniki, których będziemy potrzebować do przyrządzenia eliksiru.
- Zaraz zamykamy. – nagle zza regału wyszła starsza kobieta. Podskoczyłam zaskoczona, ale powstrzymałam pisk, który chciał mi się wyrwać z ust. Ashton chwycił się za serce i głęboko odetchnął. Nie wiem czemu, ale na ten widok chciałam się zaśmiać, mimo że sama również się mocno wystraszyłam.
- My tylko na chwilkę. Chciałabym zapytać, czy można tu kupić parę rzeczy… - zwróciłam się do kobiety, która pojawiła się znikąd obok mnie. Przeszywała mnie spojrzeniem.
- Nazwisko. – zażądała podejrzliwie. Była mojego wzrostu, miała ciemną karnację i czarne włosy związane w gruby kok. Miała „trochę więcej” ciała, ale wydawała się być dostojna, mimo koszulki w panterkę i dużych, okrągłych kolczyków.
- Pinnock, ale pochodzę z rodu Bennett. – uniosłam dumnie głowę i popatrzyłam odważnie kobiecie prosto w oczy. Jej wzrok złagodniał, a postawa rozluźniła się nieco.
- Bennett, powiadasz? – powtórzyła.
- Tak. – przytaknęłam, ale teraz już niepewnie.
- Jak masz na imię, dziecko? Nie znam żadnej Pinnock z rodu Bennett. – pokręciła bezradnie głową.
- Mam na imię Leigh-Anne, to jest Niall, a to Ashton. – wskazałam na chłopaków za sobą, gdyż poczułam się nieco niekomfortowo wypytywana o swoje dane. Gdy tylko wzrok kobiety dotarł do Ashtona, ta ponownie się cała napięła.
- Ty. Wynocha. – syknęła wskazując palcem drzwi i cofając się w stronę lady.
- Co? Ale… - Ashton uniósł ręce w obronnym geście, a na jego twarzy wymalowało się zaskoczenie.
- JUŻ. – warknęła groźnie szukając czegoś pod ladą.
- Spokojnie, on jest ze mną, my tylko… - zaczęłam, ale urwałam, gdy kobieta wycelowała w naszą stronę jakiś talizman. Ashton natychmiast wycofał się o kilka kroków.
- To on, prawda? To ten Amor, przez którego zginęła Avalon? – cedziła przez zaciśnięte zęby. Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy. 
- Znała pani Avalon? – wydukał Niall. 
- Wynoście się albo was przeklnę!
- To nie on, to nie on! – stanęłam na samym środku zakrywając sobą chłopków – To ja.
- Leigh! – skarcił mnie blondyn, ale zignorowałam to.
- Ty? – zaśmiała się czarownica tak, jakbym powiedziała jakiś żart.
- To długa historia, której pani nie usłyszy, jeżeli będzie się pani tak zachowywać. – powiedziałam stanowczo patrząc jej w oczy. Ponownie się zaśmiała.
- No, teraz widać, że jesteś Bennett. – zlustrowała mnie wzrokiem, ale teraz z zaciekawieniem, a nie z odrazą – W porządku, pozwolę wam opowiedzieć waszą wersję wydarzeń.

*****
- A więc dlatego tyle Amorów się zjechało? Wiedziałam, że to musiało być coś wielkiego. – Abigail zacmokała teatralnie, gdy skończyłam swoją opowieść. Jak się okazało, jest starą przyjaciółką mamy Avalon. Prowadzi sklep sama od śmierci męża.
- Tak, a tak jak już mówiłam, musimy pomóc naszej koleżance. Tutaj jest lista składników, które potrzebuję do przyrządzenia eliksiru. – podałam jej kartkę. Przygryzła długi paznokieć podczas przeglądania mojego spisu.
- Bardzo stary przepis. Bardzo, bardzo stary. Myślę, że lepiej zamiast wywaru z pestek arbuza będzie dolać pół szklanki świeżego soku. – powiedziała i zaczęła przeglądać półki w sklepie. Wystawiła na blat parę pakunków oraz buteleczkę i dwa pęki dwóch różnych ziół. – Arbuza kupcie w supermarkecie, mogę dać wam ususzone kwiaty ogórka, nie mam świeżych. To jest, to mam… Hm, chyba wszystko. Tylko upewnij się, że będziesz robiła wszystko dokładnie według przepisu. Możesz dodać trochę więcej miodu, to powinno poprawić nieco smak.
- Dziękuję bardzo! – uśmiechnęłam się do kobiety z wdzięcznością. Machnęła tylko ręką i dalej szukała jeszcze paru rzeczy. Zapakowała wszystko w torbę, po czym mi ją podała.
- Mam nadzieję, że się uda. Trzymam za was kciuki, dzieciaki. Jakbyś czegoś jeszcze potrzebowała to śmiało, wiesz gdzie mnie szukać. I jeszcze jedno: następnym razem w jakimkolwiek sklepie przedstawiaj się pospolitym nazwiskiem, na przykład Ravenclaw, broń Boże, Bennett. Możesz sobie napytać biedy, jesteś potomkinią Virginii. – przestrzegła mnie.
- Bardzo dziękuję. Zapamiętam. – uśmiechnęłam się i na pożegnanie przytuliłam kobietę. Okazała się być znacznie bardziej sympatyczna, niż by się mogło wydawać. Wraz z chłopakami opuściliśmy sklep zielarski i udaliśmy się do samochodu.
_______________________________________________

WESOŁYCH ŚWIĄT!!!

Dużo zdrowia, wspaniałych chwil z rodziną, miłej i smacznej kolacji, żeby wszystko się układało, pomyślności, samych dobrych ludzi na Waszej drodze życia, jeszcze lepszego nowego roku niż ten ostatni, dobrych ocen w szkole i błogosławieństwa Bożego :)

Taki mały prezencik ode mnie pod choinkę w postaci rozdziału :D Mam nadzieję, że się podobało ♥ PS: Mały prezencik znajdziecie także na moim drugim blogu "Wybrana" :) KLIK

Ja już muszę biec lepić pierogi, zapewne Wy też macie ręce pełne roboty haha. No nic, jeszcze raz wesołych świąt i trzymajcie się ciepło! 
Od razu składam życzenia na Nowy Rok, bo nie wiem, kiedy uda mi się napisać nowy rozdział :c Powiecie pewnie: No ale jak to? Przecież teraz będzie tyyyle wolnego!
A ja na to: Taaak, tyyyle wolnego, by przeczytać dwie lektury :( I to całkiem spore eh.
Mam nadzieję, że Wy lepiej spędzicie ten czas wolny ode mnie :)

Kocham Was mocno i bardzo dziękuję za Wasze komentarze i za to, że ciągle tu jesteście!
N.x