środa, 27 grudnia 2017

"Rozśpiewana Historia 2" Część 67


Nie trać czasu



***Angelica***
- Perrie mi napisała, że wszyscy są w szpitalu. Eleanor miała zapaść, ale już jest stabilna. Myślę, że powinniśmy do nich dołączyć – wymamrotałam, składając kartkę i chowając ją niedbale do kieszeni bluzy.

Ciążyła mi niczym worek cegieł.

- Naprawdę cię szukałem – wyszeptał. 

Kiedy na niego spojrzałam, doszło do mnie jak bardzo był przybity. Wiedziałam, że wolałby, abym się wypowiedziała na temat piosenki, ale nie byłam w stanie teraz o tym myśleć.

- Może weźmiemy z domu jedzenie i tam zjemy razem z nimi kolację? W końcu dzisiaj Wigilia, a oni muszą umierać z głodu – ciągnęłam, wzruszając ramionami. 

Ruszyłam przed siebie, byleby nie stać w miejscu.

- Angel. – Liam jeszcze raz próbował zwrócić na siebie moją uwagę, ale pokręciłam przecząco głową.

- Nie teraz.

***

- Dziękuję, Angel. Naprawdę nam dzisiaj pomogłaś. – Uśmiechnęła się do mnie Perrie, która pomagała mi zmywać naczynia w szpitalnej łazience. 

Lepszym pomysłem byłoby kupienie jednorazowych talerzy, ale wszystkie sklepy były już pozamykane.

- Pomyślałam, że pewnie byliście głodni. – Wzruszyłam ramionami. 

Nienawidziłam się za to, że moje policzki się lekko zarumieniły przez jej komplement. Nigdy, przenigdy, nie będę lubiła okazywania swoich słabości.

- Co tam masz? – spytała, wskazując łokciem zgnieciony papier, który wysunął mi się z bluzy. – Czy to nie ta kartka, z którą ostatnio nie rozstawał się Liam?

- Tak, dał mi ją – przyznałam niechętnie. 

Odłożyłam ostatni talerz na bok, ale zaraz zaczęłam go wycierać papierowym ręcznikiem. Mogłam zabrać z domu jakąś szmatkę, nie przewidziałam sterty mokrych jednorazowych ręczników.

- To piosenka, prawda? – dopytała po chwili nieprzyjemnej ciszy. 

Kiwnęłam głową, ale blondynka nie przestawała mi się przyglądać z zastanowieniem.

- Możesz przeczytać. – Wywróciłam w końcu oczami. 

Pezz się uśmiechnęła podekscytowana i wyjęła ostrożnie papier z mojej kieszeni. Nastała jeszcze bardziej krępująca cisza, podczas której zapoznawała się z jej treścią. Blondynka zacisnęła usta w wąską linię, poza tym, jej twarz była bez wyrazu. Poskładała kartkę i mi ją podała.

- To jest... dosadne – wymamrotała tylko. 

Zrozumiałam, że nie wiedziała, co powiedzieć.

- Co masz na myśli? – Uniosłam jedną brew, wpatrując się w nią.

- Cóż, uważam, że ta piosenka jest bardzo wymowna – stwierdziła po chwili namysłu. Gdy napotkała mój wyczekujący wzrok, odetchnęła ciężko. – Wyznał ci miłość.

- Nie sądzę – zaprzeczyłam od razu i zajęłam się wyrzucaniem zużytych ręczników papierowych.

- A co twoim zdaniem w takim razie oznacza „Mind is running in circles of you and me, anyone in between is the enemy"? – zapytała z sarkazmem. – Angel, jesteś z nas wszystkich najbystrzejsza, nie rób z siebie idiotki.

- Czemu on to napisał? – wyrwało mi się. 

Czułam się roztrzęsiona i mój umysł był niczym istny chaos. Nienawidziłam emocji.

- A jak myślisz? Mam zacytować? Proszę: "It took me some time but I figured out, how to fix up a heart that I let down" – podkreśliła niemal każde słowo. – On chce cię przeprosić. I odzyskać.

- Hej, dziewczyny. Potrzebujecie pomocy? – Ashton wszedł do małej łazienki i już miał wynieść talerze, gdy Perrie mało mu ich nie wyrwała z rąk.

- Tak! Angel potrzebuje pomocy. Najlepiej idźcie na spacer i to przegadajcie. – Uśmiechnęła się szeroko i wyszła szybko z łazienki. 

Spojrzałam z czystym przerażeniem na chłopaka, a on przybrał zdezorientowaną minę.

- O co chodzi? – spytał. 

Przysięgam, miałam do czynienia z wilkołakami, pradawnymi wampirami, wściekłymi chochlikami oraz śmiercionośnymi bestiami, ale nigdy nie bałam się tak, jak w tej właśnie chwili. A przede mną stał tylko (albo aż) Amor.

- O nic – odparłam odruchowo. 

Znowu czułam się jak ta stara, krucha, bezbronna dziewczyna. Perrie zdążyła się ulotnić, a ja zostałam sam na sam z osobą, na którą nie działała moja blokada. Czułam się niemal naga.

- Liam w końcu zaśpiewał ci piosenkę? - zgadywał Ashton.

- Nie. Ale dał mi tę przeklętą kartkę. - Skrzywiłam się, czując jak papier robił się coraz cięższy w kieszeni i wypalał mi dziurę w boku.

- Nie śpiewał? - zapytał zaskoczony, a następnie przytaknął sam sobie. - Rany, nawet sobie nie zdajesz sprawy jak bardzo go onieśmielasz.

- Onieśmielam? Czytałeś to w ogóle? - prychnęłam i wyciągnęłam kartkę, by odszukać odpowiedniego fragmentu. - "The taste of your lips on the tip of my tongue, is at the top of the list of the things I want". Moim zdaniem to jest bardzo śmiałe.

- Harry to napisał, stąd bezpośredniość. Ale możesz być pewna, że Liam w myślach podpisuje się pod każdym słowem w tej piosence. Tylko trudno mu się do tego przyznać - stwierdził Amor. 

Poczułam dziwne ukłucie na fakt, że to nie Li napisał tekst. Zdziwiło mnie to jeszcze bardziej, gdy tylko to sobie uświadomiłam.

- To co teraz? - spytał niezręcznie Ashton.

- A co ma być? - nie rozumiałam.

- Dasz mu drugą szansę? - sprecyzował. - Może tego nie widzisz, ale jemu naprawdę na tobie zależy.

- Ale mi na nim nie - odparłam z irytacją. 

Uciekałam w dawne, głupie nawyki. Zaprzeczenie, gra w chowanego z własnymi uczuciami, ranienie innych, by ich do siebie zniechęcić. Nawet nie wiedziałam, po co to robiłam, ani kogo próbowałam oszukać. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że ja i Liam mieliśmy coś do siebie i to od dawna.

- Angel, on cię nie skrzywdzi drugi raz. Nigdy nie chciał, możesz mi wierzyć. Nie bój się miłości... - mówił, ale w tym miejscu gwałtownie urwał, zauważając moje gniewne spojrzenie.

- Nie potrzebuję twoich tanich porad ani tej nic nie wartej motywującej gadki. Niczego się nie boję i jestem panią swojego losu. Decyduję o wszystkim, robię to, co chcę i uważam za słuszne - warknęłam, ruszając w jego stronę oraz zmuszając go do wycofania się.

- Zgoda, masz rację - oznajmił, ku mojemu zdziwieniu.

- Mam? - spytałam z niedowierzaniem.

- Oczywiście. Jesteś panią swojego losu. Tak samo jak El i Louis. Ile im dokładnie zajęło, aby w końcu wyznali sobie nawzajem uczucia? A co ważniejsze: ile czasu spędzili rzeczywiście razem, zanim spotkało ich to nieszczęście? - Ashton patrzył mi głęboko w oczy, kwestiounując wszystko, w co wierzyłam. - Możesz decydować o sobie, ale nie o wszystkim wokół. Nie popełniaj tego błędu, nie trać czasu. Nigdy nie wiadomo, ile ci go zostało lub osobie, którą kochasz.

***

***Jade***
- To są jakieś żarty, prawda? - zaśmiał się gorzko Harry, widząc kolejny bukiet oszołamiających kwiatów, które zostały wniesione do mojej komnaty przez Arię.

- Errdiel lubi wyzwania. Nie odpuści, póki nie zdobędzie twojej Przeznaczonej - westchnęła Nadie, przekładając bukiety do wazonów.

- Po prostu wyrzuć to wszystko. Jade ich nie potrzebuje - stwierdził Amor. Był cały czerwony na twarzy.

- Nie mogę, byłaby to obraza, a teraz potrzebujemy przychylności króla Wodników, pamiętasz? - przypomniała mu syrena.

- Nie obchodzi mnie to - warknął, kręcąc się z miejsca na miejsce. 

- Harry, niepotrzebnie tak się tym denerwujesz... - zaczęłam, ale gwałtownie odwrócił się w moją stronę z jeszcze większymi wypiekami.

- Niepotrzebnie? On chce mi ciebie odbić! Jak mam się nie denerwować? Nie po to biegałem i tropiłem Avalon, nie po to ryzykowałem, by...

- Hej! - przerwałam - Pozwól, że ci przypomnę, że nie ma takiej opcji, aby ktoś ci mnie odbił. Jestem twoją Przeznaczoną, racja? Harry, jesteś Amorem, do cholery, nie widzisz, co do ciebie czuję?

Miałam dość. Mi też nie podobał się taki obrót spraw, przecież nie trzepotałam rzęsami przed królem Wodników, a winą za ściągnięcie jego uwagi wszyscy obarczyli mnie. Nie prosiłam się o to, robiłam dokładnie to, co mi kazali. Miałam być dumna i wyniosła, ale się nie wywższać ponad króla. Miałam czarować syrenim wdziękiem, na który rzekomo Wodnicy byli odporni, a szczególnie ten ich władca. Anadyomene mówiła, że jeszcze nigdy Erddiel nie zachował się tak szarmancko wobec syreny. Zawsze traktował nas jak pasożyty, z którymi z czystego lenistwa nie warto było się zajmować, zwłaszcza, że potrafiłyśmy przynosić zyski. Nie zrobiłam nic, czym mogłabym sobie zasłużyć na większą przychylność króla.

- Widzę - odparł, nabierając głębokiego wdechu i wypuszczając powoli powietrze.

- To o co ci chodzi? Przecież wiesz, że kocham cię najbardziej na świecie i nie chcę nikogo innego. Nawet jak przyśle mi dwadzieścia pięknych bukietów. - Podeszłam do niego, wpatrując mu się głęboko w oczy.

- Dwadzieścia sześć - wtrąciła się Nadie, ale zbyłam ją machnięciem ręki.

- Nie podoba mi się to, jak na ciebie patrzył. Jakbyś była jego następnym celem. - Wzdrygnął się.

- Bo jestem. Dlatego poradzimy sobie z tym tak, jak z każdym innym zagrożeniem. Razem. Jasne? - spytałam, kładąc ręce na jego piersi i nachylając się ku niemu. 

Wiedziałam, że nie mógł mi nie ulec. Na początku myślałam, że cały czas tylko ja się rozpływałam pod jego dotykiem i tańczyłam, jak mi grał. Zabawne, że musiałam się stać syreną, by zrozumieć, że on również ulegał moim wpływom.

- Jasne. - Zbliżył się, wplatając palce w moje włosy i przyciągając mnie do siebie.

- Mam wyjść? - zaproponowała Nadie, wstając niezręcznie z miejsca.

- Tak. 

- Nie - odpowiedzialiśmy w tym samym momencie.

Posłałam łagodne spojrzenie Harry'emu, dając mu znak, że później będzie czas dla nas obojga. Teraz musieliśmy się zająć obmyślaniem strategii i jak wykorzystać nagłą fascynację króla Wodników przeciwko jemu. 

- Kolejny bukiet, Jaśnie Pani. - Do pokoju weszła Aria, niosąc jeszcze większą wiązankę kwiatów od poprzednich. 

- Na tym jest wiadomość - zauważyła Nadie, odbierając od syreny kwiaty.

Aria dygnęła i opuściła komnatę.

- Nie wiem, czy chcę znać zawartość tej kartki - przyznałam niechętnie.

- Ja chcę - stwierdził Harry, zaciskając dłonie w pięści.

- Nadie, przeczytaj sama i daj mi znać, jeśli to coś ważnego. Jeśli nie, spal wiadomość - zadecydowałam. 

- Jasne - ucieszyła się. - Miałam nadzieję, że o to poprosisz. Jestem ogromnie ciekawa, co tam jest!

Siostra wyciągnęła ozdobny papier z eleganckiej koperty, która była przywiązana do najbardziej okazałej róży w bukiecie. Ostrożnie rozłożyła kartkę i zaczęła czytać zawartość. Pobladła, a jej uśmiech przygasł. Widząc jej minę, nie mogłam powiedzieć, że nie zjadała mnie ciekawość. 

- Nadie? - zapytał wyczekująco Harry, ale jego głos wyrażał obawę.

- To jest ważne. Ale raczej nie chcecie wiedzieć - oznajmiła Nadie, odkładając kartkę. 

Była wstrząśnięta, widziałam to po jej twarzy i rozkojarzonych ruchach.

- Powiedz - westchnęłam zrezygnowana.

Czułam się, jakbym oczekiwała na wyrok. Nadie otworzyła usta, ale zaraz potem je zamknęła. Wyglądała, jakby zastanawiała się jakich słów powinna użyć. W końcu pokręciła jedynie bezradnie głową i powiedziała:

- Król Errdiel prosi cię o rękę.

Nie byłam pewna, kim to bardziej wstrząsnęło: mną, czy Harrym.
______________________________________________________________

Hej! 
Mam nadzieję, że spodobał Wam się rozdział! Trochę dramatycznie się pod koniec zrobiło hehe :D Co myślicie o takim obrocie spraw? Co z Angel i Liamem? Piszcie!

Jak tam święta Wam minęły? Chcę Wam życzyć wspaniałego Nowego Roku, wielu sukcesów i spełnienia postanowień oraz marzeń ;)

Pragnę Wam również bardzo podziękować za 315 tyś wyświetleń! Wow, to dla mnie zawsze ogormna duma, dziękuję, że jesteście! 
N.x

piątek, 1 września 2017

„Rozśpiewana Historia 2” Część 66


Jesteśmy przyjaciółmi na całe życie


***Perrie***
- Chce ktoś kawy? – zapytał Zayn, zbierając ze stołu nasze talerze po śniadaniu. 

Niall wyciągnął rękę w górę, zaraz potem zgłosiła chęć również Leigh-Anne, a także Ashton.

- Ja też poproszę. – Posłałam w stronę Malika czarujący uśmiech. 

Kiwnął głową i również się do mnie uśmiechnął. Nie mogłam oderwać od niego oczu.

- Ziemia do Perrie! – Leigh szturchnęła mnie w ramię.

- Co? – Przeniosłam na nią swój nieprzytomny wzrok.

- Pytałam, jak się czujesz? – powtórzyła, wywracając oczami.

- Wyśmienicie – westchnęłam, podpierając brodę na ręce.

- Nie o to pytałam – mruknęła zirytowana. 

Dopiero jej ton mnie nieco ocucił.

- A o co? – Starałam się jej pokazać, że poświęciłam jej już większą uwagę. 

Lee Lee odetchnęła i jeszcze raz powtórzyła:

- Czy nadal jest ci zimno? Czy ciągle czujesz w sobie coś palącego? Czy słyszysz Lerrodiela?

- Nie, nie, już wszystko w porządku. Naprawdę. Twój eliksir zadziałał – przytaknęłam, uśmiechając się lekko. 

Czułam się wolna, a przez chwilę nawet beztroska, dopóki nie przypomniałam sobie o Jade, która utknęła pod wodą oraz o nieprzytomnej Eleanor w szpitalu. Dopadły mnie okropne wyrzuty sumienia. Jak mogłam się tak zachowywać?

 – Przepraszam, że byłam dzisiaj taka roztrzęsiona. Trochę mi... odbiło.

- Odbiło? – powtórzył z rozbawieniem Ashton, który o mało nie zakrztusił się sokiem. Popatrzyłam na niego pytająco. – Cóż, ja bym to po prostu inaczej określił.

- Niby jak?

- Jest takie słowo na „z". - Wywrócił oczami i urwał tak, jakby liczył na to, że się domyślę, o co mu chodziło i nie będzie musiał tego mówić na głos.

- Zayn? – wypaliłam, na co ryknął śmiechem.

- Miałem na myśli „zakochanie", ale „Zayn" też pasuje – stwierdził, nie przestając się śmiać. 

Leigh również się zaczęła śmiać, a moje policzki nabrały rumieńców. 

- Czy ktoś mnie wołał? – Malik wyjrzał z kuchni z dzbankiem do ekspresu w ręce. 

Schowałam twarz w dłoniach, bo byłam cała czerwona ze wstydu, a także rozbawienia.

- Louis dzwoni, bądźcie cicho przez chwilę – rozkazał Niall i odebrał telefon. Zasłoniłam ręką usta, bo ciągle nie mogłam się uspokoić. – Hej, Lou, co tam? Co? Poczekaj, spokojnie...

- Co się stało? – Nagle całe rozbawienie mnie opuściło. 

Poczułam się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.

- Zaraz tam będziemy – powiedział do telefonu Niall i od razu się rozłączył. 

Wszyscy patrzyliśmy się na niego z przerażeniem, oczekując złych wieści.

- Czy... - wyjąkała Leigh, ale nie dokończyła.

Mój umysł zasypały wszystkie możliwe czarne scenariusze. Boże, błagam, tylko nie to...

- Eleanor się pogorszyło – oznajmił nam cichym głosem.

***

- Panna Calder jest już stabilna, na razie tylko tyle możemy zrobić – westchnął ciężko lekarz. 

Miał ogromne wory pod oczami i domyślałam się, że musiał mieć nocną zmianę i do tej pory był jeszcze w pracy. Pokiwałam głową ze zrozumieniem i podziękowałam.

- Czy możemy do niej wejść? – spytałam z nadzieją.

- Tak, proszę. Tylko nie wszyscy na raz. Jak już wcześniej mówiłem, rozmowy z pacjentką są najlepszym sposobem na jej szybszy powrót do zdrowia – oświadczył, po czym mnie przeprosił i udał się do innego chorego.

- Co powiedział lekarz? – Leigh doskoczyła do mnie, kiedy tylko znalazłam się w zasięgu jej wzroku.

- Jest stabilna – powtórzyłam słowa lekarza. 

Brzmiały jakoś tak pusto w moich ustach.

- Nie wiem, co się stało, mówiłem do niej jak zawsze – westchnął smutno Louis. 

Nie opuszczał Eleanor na krok. 
Jak mogłam być tak samolubna? To ja powinnam była tutaj przy niej siedzieć i jej pilnować. Powinnam była czekać, aż się obudzi i jako pierwsza ją uściskać. Byłam fatalną przyjaciółką. Czy w ogóle mogłam nazywać się jeszcze jej przyjaciółką?

- To nie twoja wina, Louisie. Eleanor zadecydowała o uratowaniu twojego życia, to cud, że udało się nam ją zatrzymać – powiedziała tonem bez wyrazu pani Kate. 

Dopadły mnie kolejne wyrzuty sumienia.

- Wyjdzie z tego? – spytałam tak cicho, że myślałam, iż nikt tego nie usłyszy. 

Miałam ściśnięte gardło i nie mogłam się tak odezwać, by nie wybuchnąć płaczem.

- Nie mam pojęcia. A nawet jeśli, Eleanor nie będzie już tą samą osobą – stwierdziła kobieta i spuściła głowę.

- Powinniśmy jej zaśpiewać – odezwała się Jesy nagle i stanowczo. 

Zapadła dziwna, krępująca cisza. Wiedziałam, że każdy miał gulę w gardle, co uniemożliwiało czyste śpiewanie. Jednak ktoś zebrał w sobie odwagę i w końcu ta okropna cisza została przerwana.

- We are friends for life
Hold that deep inside
Let this be your drive
To survive. – Leigh-Anne trząsł się głos, ale brzmiała pięknie. 

Słychać było szczerość płynącą prosto z serca. Następna powinna zaśpiewać Jade, ale jej brak znowu oddziałał na nas ponuro. Przeszłyśmy więc od razu do refrenu.

- We'll always be together,
Don't you worry.
I'll always be by your side,
Don't you worry.
The circle will never end,
Just know that we'll meet again
And we'll always be together forever always.
I am here. – Mój głos mnie zawodził, a cała się trzęsłam. 

Ta piosenka tak wiele dla nas znaczyła. Napisałyśmy ją dawno temu, gdy w którąś rocznicę śmierci rodziców Jade, ta nie miała już sił. Dodatkowo, Jesy miała wtedy problemy z kolanem, a ja byłam świeżo po operacji strun głosowych. Ta piosenka była naszą przysięgą, że choćbyśmy nie wiadomo w jakiej sytuacji się znalazły, zawsze będziemy razem.

- Find me in the sky
Dancing with the moon at night
Your heartbeat is disguised as my lullaby. – Gdy Jesy śpiewała, po jej policzkach spływały łzy. 

Pisząc o niebie, nie miałyśmy TEGO na myśli.

- Be happy and know that I'm
Watching you travel far and wide
Waiting for us to meet again. – Ja również nie mogłam dłużej powstrzymać łez. 

Zayn dyskretnie złapał mnie za rękę i ścisnął ją pocieszająco. To było jego zapewnienie, że nie byłam sama, że mogłam na niego liczyć. Miałam wrażenie, że El odeszła po prostu za daleko i teraz nie mogła znaleźć drogi powrotnej. Może śpiewając, naprowadzimy ją na właściwy kierunek?

- If you need me, yeah,
I'm in the wind, look for me friend.
I'm in the stars. – Wiedziałam, że Lee Lee wpadła dokładnie na ten sam pomysł, gdy zaśpiewała te wersy. 

Złapaliśmy się wszyscy razem za ręce i powtórzyliśmy refren, a potem jeszcze raz. Dołączyła się do nas nawet pani Kate, choć gardło miała zdarte od ciągłego leczącego śpiewu dla El. Utworzyliśmy krąg. Louis trzymał El za prawą rękę, a jej mama za lewą. Niall położył swoją dłoń na ramieniu pani Kate, a drugą ściskał Jesy. Potem kolejno była Leigh, ja, Zayn, Ashton, kończąc na Louisie. Parę pielęgniarek oraz pacjentów zebrało się za szybą na korytarzu i patrzyło na nas z smutnymi półuśmiechami. To była magiczna chwila.

- Kochamy cię, El. Czekamy na ciebie – powiedział szeptem Louis.

***

***Angelica***
- Skończyłeś już? – Wywróciłam oczami, gdy Liam musiał urwać swój wykład na temat mojej nieodpowiedzialności, by wziąć wdech.

- Angel, do ciebie nic nie dociera – stwierdził z rozżaleniem. 

Widziałam, że był zdenerwowany i najwidoczniej chyba już miał mnie dosyć. Postanowiłam zakończyć to raz na zawsze i sprawić, żeby w końcu coś w nim pękło. Żeby nie chciał mnie więcej widzieć.

- Nie, Liam. To do ciebie nic nie dociera! Jestem wampirem, cholera jasna! Będę gryzła ludzi, bo taka już moja natura! – niemal wykrzyczałam, zirytowana jego zachowaniem. Jakaś para popatrzyła na mnie, marszcząc brwi. – Nie, nie przesłyszeliście się. Będziecie następni! – krzyknęłam do nich, a natychmiast przyspieszyli kroku i się oddalili. 

Pewnie mieli mnie za wariatkę, ale mnie to po prostu bawiło.

- Angel – skarcił mnie Liam i posłał mi gniewne spojrzenie.

- Liam – sparodiowałam go, na co zaczęła mu pulsować żyłka na szyi. 

Słyszałam szybsze bicie jego serca. Wziął głębszy oddech na uspokojenie, zamknął oczy, po czym spojrzał na mnie łagodnie.

- Nie mam do ciebie wyrzutów o to, że gryziesz ludzi – odpowiedział spokojnie. 

I to zupełnie zbiło mnie z tropu.

- Nie? – zapytałam zdziwiona. 

Liam wydawał się być jeszcze bardziej zaskoczony moją reakcją.

- Oczywiście, że nie. A co myślałaś? – zamrugał zmieszany. 

Przez chwilę musiałam się zastanowić, o czym my w ogóle rozmawialiśmy, bo nie miałam pojęcia, co się właściwie stało.

- Ja... Nic nie... myślałam... - zaplątał mi się język. 

Wyprostowałam się jak struna, pierwszy raz w życiu czując się po prostu ogłupiała. Zawsze byłam panią sytuacji, wszystko kontrolowałam i wyprzedzałam wszystkich w rozumowaniu oraz wyciąganiu wniosków. A teraz?

- Nic nie myślałaś? – zaśmiał się Liam. – Ty?

Nic nie odpowiedziałam, czując się zażenowana. Chłopak przekrzywił głowę i posłał mi pobłażliwe spojrzenie.

- Angel, czy właśnie to cię niepokoiło? Że mamy cię za zabójcę? – Zbliżył się do mnie o krok, ale natychmiast się cofnęłam, by wydłużyć dystans między nami. 

Automatycznie pokręciłam głową, mimo że nawet nie wiedziałam, czy kłamałam, czy też nie.

Co chwilę otwierałam usta, by coś powiedzieć, uzasadnić swoje dziwne zachowanie, ale słowa za każdym razem zanikały nim zdążyłam ułożyć je w zdanie. Stałam więc w miejscu, jak ta idiotka, dopóki nie zauważyłam, że Liam zawstydził się. Wymamrotał coś tak cicho, że nawet mój wampirzy słuch ledwo rozróżnił jego słowa od szmeru.

- It took me some time but I figured out,
How to fix up a heart that I let down.*

- Co takiego? – Popatrzyłam na niego, jeszcze bardziej ogłupiała. 

Liam odetchnął ciężko i przełknął nerwowo ślinę, ale nie urwał ze mną kontaktu wzrokowego.

- Chyba już wiem, gdzie chodzą złamane serca – oznajmił cicho i widząc moją zdumioną minę, wyciągnął z tylnej kieszeni jeansów kartkę papieru poskładaną nierówno i nieschludnie. Przez chwilę miętosił ją w dłoniach, ale ostatecznie rozłożył ją, po czym wyciągnął ją w moją stronę. – To dla ciebie.

Na górze kartki wielkimi literami zapisany był tytuł piosenki „Where Do Broken Hearts Go?".
________________________________________________________________

*It took me some time but I figured out,
How to fix up a heart that I let down. - Zajęło mi to trochę czasu, ale zrozumiałem jak naprawić serce, które zawiodłem.
________________________________________________________________

No, kochani. Nie będę udawać, że nie płakałam, jak to pisałam. Ryczałam jak bóbr :')


Dzięki, że tyle czekaliście na nowy rozdział!

Dobre wieści: RH już całe pięknie poprawione i jestem dumna z rezultatu ♥ Nad RH2 jeszcze pracuję, chyba poprawiłam zaledwie 6 pierwszych rozdziałów i obawiam się, że w najbliższym czasie nie uda mi się dopieścić RH2, ale postaram się chociażby zaaktualizować ostatnią pisaną wersję z Wattpada. Dziękuję za Waszą cierpliwość :)

No i cóż, muszę się Wam pochwalić, że dokładnie za tydzień o tej porze będę już w Anglii czekać na rozpoczęcie roku uniwersyteckiego! Tak, dostałam się na studia w University of Derby na kierunek Journalism and Creative & Professional Writing (Dziennikarstwo i Kreatywne & Profesjonale Pisanie). Mam duże plany co do RH, tak w skrócie xD 
Studia są tak naprawdę powodem mojej kolejnej prawdopodobnej nieobecności, jednak postaram się zakończyć opowiadanie jak najszybciej, by i Was nie męczyć, i siebie. Trzeba w końcu wpaść na pomysł na coś nowego, nieprawdaż? ;)

Wasza Nicol (tak, ciągle żyję) <3

piątek, 12 maja 2017

Ogłoszenie


Z przyjemnością ogłaszam, że w przyszłym tygodniu  (a może i dłużej) będę poprawiała rozdziały RH, co się wiąże z tym, że trochę się zmieni ich treść. Nie jakoś drastycznie, wszystkie najważniejsze wątki pozostaną bez zmian, fabuła również będzie taka sama. Najważniejsze to wyłapać i poprawić tyle błędów, ile się tylko da, bo jak zerkam na pierwsze rozdziały to aż się załamać można. Dopracuję też nieco postacie, pozmieniam to, co z biegiem czasu mi się już nie podoba. 
Blog będzie aktywny w tym czasie, także ostrzegam, że poprawiać będę stopniowo, etapami. Mam nadzieję, że dzięki temu RH zyska jeszcze paru czytelników, a także może ktoś będzie skłonny oraz chętny odświeżyć sobie tę opowieść :)


Ah, nie mogę w to uwierzyć. Ten blog ma tyle lat, założyłam go na początku drugiej klasy gimnazjum. A teraz skończyłam szkołę, wybieram się na studia... Ten czas tak szybko leci! Trzeba poprawić dzieło mojego życia, aby dało się to czytać :D 

Ponieważ mam teraz trochę więcej czasu oraz chcę udoskonalić tego bloga jak tylko się da, chciałabym Was prosić o jakieś sugestie co chętnie byście tutaj przeczytali, bądź chcieli zobaczyć. Niech będzie to mniej lub bardziej związane z RH, co tylko chcecie :)

Po "remoncie" również możecie się spodziewać nowych, świeżuteńkich rozdziałów RH2 ♥

Nicol x