czwartek, 9 czerwca 2016

„Rozśpiewana Historia 2” Część 63

„Rozśpiewana Historia” Część 63

Ulubiona herbata i ulubione żelki


***Perrie***
- Jesteś sama? Gdzie jest Angel i Liam? – Zayn pojawił się w pokoju z trzema pełnymi torbami zakupów. Sięgnęłam po pilota i ściszyłam głos wydobywający się z telewizora.
- Angel wyszła na łowy, a Liam pobiegł za nią. – wzruszyłam ramionami. Włożyłam do ust pikantnego chipsa, których całe opakowanie znalazła Angel w byłym pokoju chłopaków. Cóż, nie narzekałam.
- I zostawili cię samą? – nie dowierzał Zayn. Odłożył reklamówki na blat w kuchni.
- Angel się wymknęła, a jak Liam się zorientował to chciał iść, ale nie chciał też mnie zostawiać. Kazałam mu iść za nią. Jestem daleko od Lerrodiela, nic mi się nie stanie. – ponownie wzruszyłam ramionami zjadając kolejnego chipsa. Zayn pokręcił głową zdenerwowany.
- Chcesz jeszcze herbaty? Kupiłem więcej imbiru i twoją ulubioną herbatę Yorkshire. Mam też parę innych jakbyś chciała… - Zayn zaczął wyciągać różne przekąski z torby. Przez chwilę czułam się mocno wstrząśnięta. Kupił moją ulubioną herbatę. Ulubione chipsy. Ulubione żelki. Ulubione lody. A nawet dwie czekolady z orzechami laskowymi, bez rodzynek.
- Skąd… - wymknęło mi się zanim zdążyłam przemyśleć pytanie.
- Coś nie tak? To te żelki, prawda? Wiem, że wolisz Haribo, ale ich akurat nie było, więc starałem się znaleźć podobne. Iść do innego sklepu? Może Tesco jeszcze będzie otwarte – mówił wszystko bardzo szybko, a gdy skończył to już chwycił klucze i skierował się do przedpokoju.
- Co? Zayn, przestań. Po prostu byłam zaskoczona, że pamiętasz – zatrzymałam go. Spojrzał na mnie bez przekonania. Nagle do mnie doszło, że nawet z opatrunkiem na twarzy i ogromnym siniakiem rozlewającym się nawet pod jego prawym okiem, ciągle był przystojny. Nie wiem jak to możliwe, wyglądał jak siedem nieszczęść, ale choćby jak nieprzychylnie na niego nie spojrzeć, nie można było powiedzieć, że nie ma w sobie uroku.
- Zrobisz mi proszę herbaty? – zapytałam nieśmiało. Dzięki Bogu, że tu nie ma Liama i nie może odczytać moich myśli. Zayn uśmiechnął się lekko i pokiwał głową. Wrócił do kuchni i zaczął przygotowywać dwa ciepłe napoje. Po dziesięciu minutach podał mi kubek i usiadł obok mnie. Na początku ciążyła nam niekomfortowa cisza, ale w końcu udało nam się nawiązać luźny kontakt. Tęskniłam za tym.
- Kasjerka w supermarkecie skrzywiła się, jak mnie pierwszy raz zobaczyła – zaśmiał się ukazując minę sprzedawczyni, na co i ja wybuchnęłam śmiechem.
- Sam się prosiłeś, mogłeś mnie powstrzymać – zakryłam dłonią usta, bo nie mogłam się przestać śmiać wspominając tą sytuację.
- Zagapiłem się. A poza tym chyba mi się należało. – wzruszył ramionami i uniósł kubek z herbatą do ust.
- Zayn… - westchnęłam przeczuwając do czego zmierza.
- Nie, prawdopodobnie nie będzie lepszego momentu do spokojnej rozmowy. Perrie, chcę powiedzieć, że jest mi naprawdę bardzo, bardzo przykro. To wszystko co ci powiedziałem w hotelu… - odetchnął ciężko – Cóż, to wszystko jest świetnym przykładem, że jestem największym idiotą na świecie. Powiedziałem to, bo chciałem cię zranić. Wiem, jestem okropny. Po prostu… nie wiem... Chciałem, żebyś się poczuła tak, jak ja się czułem, kiedy rozmawiałaś w taki sposób z Lukiem – urwał na chwilę przyglądając się mojej reakcji – Nigdy, nawet przez chwilę, nie myślałem o tobie źle. Jesteś odpowiedzialna, inteligentna, bystra, troskliwa i piękna.
- Um, ja… To była moja wina… Robiłam to specjalnie… - wyjąkałam. Komplement sprawił, że zrobiło mi się gorąco. Nie byłam w stanie teraz spojrzeć Zaynowi w oczy. Zapadła jednak tak długa cisza, że musiałam na niego zerknąć, by zobaczyć wyraz jego twarzy. Przypatrywał mi się, jego brązowe oczy spojrzały prosto w moje. Nagle się nachylił, gwałtownie sięgając do moich ust. Ledwo zdążyłam poczuć jego dotyk, gdy gorąco rozlało się po moim brzuchu oraz udach. Pisnęłam wystraszona.
- Ojej, bardzo przepraszam, ja… - Zayn odstawił swój kubek oraz mój na ławę i szybko chwycił za chusteczki, które mi podał – Jeju, naprawdę przepraszam, poparzyłaś się?
- Nie, nie jest źle – pokręciłam głową i nawet nie wiem czemu, ale zaczęłam się śmiać – To nawet nie było aż takie gorące.
- Przynieść ci jakiś ręcznik, czy coś? Chyba, że wolisz… - spanikował, ale przerwałam jego słowotok kładąc dłoń na jego ręce.
- Jest w porządku. Nic się nie stało – zapewniłam go patrząc mu w oczy. Nagle cała moja pewność siebie wróciła. Zginęła na kilka dni, a teraz wróciła jak gdyby nigdy nic.
- Chciałem tylko… - wydukał przenosząc wzrok na moje usta, a potem szybko wracając do moich oczu. Przełknął nerwowo ślinę.
- Co chciałeś? – uśmiechnęłam się przekrzywiając głowę na bok. Zrozumiał, że się z nim drażnię. Wywrócił oczami i prychnął.
- Dlaczego ty mi to robisz, huh? – spytał na wpół się uśmiechając – Ja tu się stresuję, a ty mnie wyśmiewasz?
- Nie śmieję się z ciebie. Śmieję się z sytuacji. – nie mogłam nic poradzić na to, że zachichotałam. Zawsze miałam pecha. Nic dziwnego, że przy tak ważnym momencie, musiałam się oblać herbatą.
- Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać, wiesz? – Zayn znów przybliżył się do mnie. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- I vice versa. – oplotłam rękami jego kark. Kiedy w końcu mnie pocałował, pierwszy raz nie było mi zimno od momentu ataku Lerrodiela. Wszystkie problemy zniknęły. Był tylko Zayn.

*****

***Leigh-Anne***
- To co trzeba kupić? – spytał Niall zaglądając mi przez ramię w karteczkę ze składnikami do eliksiru.
- Arbuza, miód i zieloną herbatę. Resztę składników dała nam Abigail – powiedziałam zastanawiając się, czy potrzeba nam jeszcze czegoś.
- Ja skoczę jeszcze po jakiegoś energetyka – mruknął Ashton i wyprzedził nas znikając za jakimś regałem. Chwyciłam koszyk do ręki, po czym ruszyłam przed siebie w poszukiwaniu składników.
- Przepraszam, za chwilę zamykamy – ostrzegł nas ochroniarz.
- My tylko na sekundkę. Leigh, idź po resztę, ja znajdę arbuza. Spotkamy się przy kasie – Niall uśmiechnął się przepraszająco do ochroniarza, na co ten tylko wywrócił oczami i burknął coś w stylu „byle szybko”. Znalazłam odpowiedni dział z herbatami i wybrałam jak najbardziej naturalną zieloną herbatę, bez żadnych ulepszaczy. Potem szybko ruszyłam do alejki z dżemami, bo wydawało mi się, że widziałam tam miód. Nie pomyliłam się, rzeczywiście na najwyższej półce stało parę ostatnich słoiczków. Sięgnęłam ręką, ale w kozakach na obcasie i tak nie mogłam nawet dotknąć palcem produktu. Już zaczęłam kombinować jak się tam wspiąć, gdy nagle ktoś ściągnął słoik, o który mi chodziło.
- Nie ma za co. – Ashton podał mi miód. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i odebrałam od niego słoiczek. Przez przypadek nasze palce zetknęły się na sekundę i w tym samym momencie zakręciło mi się w głowie, a serce zaczęło bić jak szalone. Westchnęłam ciężko.
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? – wystraszył się Ash.
- Zrobiło mi się słabo przez moment… Ale już jest dobrze. Jej, to było dziwne. – potrząsnęłam głową, by odegnać to uczucie. – Chodźmy, bo Niall będzie się denerwować.
- Tak, właśnie… - tym razem westchnął Ashton.
- Wszystko ok? – zaśmiałam się słysząc jego zrezygnowany ton.
- Tak, po prostu jestem trochę zmęczony – uśmiechnął się niepewnie unosząc do góry puszkę Red Bulla.
- No jesteście, już się bałem, że mnie tu zostawiliście. – Niall podszedł do nas z ogromnym arbuzem w rękach. Skasowaliśmy nasze zakupy, życzyliśmy wszystkim wesołych świąt i czym prędzej udaliśmy się do auta. Jak wracaliśmy do domu El ulice były niemal puste, a na blokach i wystawach sklepowych żarzyły się świąteczne lampki i ozdoby. Było mi przykro, że nie spędzimy tych świąt tak, jak zawsze. Niall zaparkował samochód na podjeździe, zabraliśmy nasze rzeczy i wysiedliśmy. Blondyn włączył alarm i ruszyliśmy ku drzwiom. Nie były zamknięte, więc spokojnie weszliśmy do środka. Gdy nie zastałam Pezz w salonie, ani nikogo w kuchni zaczęłam się denerwować. Zostawiłam zakupy na blacie i zaczęłam szukać przyjaciółki.
- Pezz? Angel! Liam! Już jesteśmy! – zawołałam. Usłyszałam dziwne szmery w naszym tymczasowym pokoju. Niewiele myśląc chwyciłam jakiś posążek z przedpokoju i udałam się w tym kierunku.
- Leigh, hej! Kiedy wróciliście? – do moich uszu doszedł głos Perrie. Odetchnęłam z ulgą i opuściłam rękę z posążkiem, którym spokojnie mogłabym kogoś ogłuszyć.
- Pezz, wszystko gra? Gdzie są wszyscy? – spytałam chwytając za klamkę do pokoju, ale nagle dziewczyna krzyknęła, więc ją puściłam.
- Nie wchodź! Um, przebieram się, oblałam się herbatą… - głos Perrie był nieco piskliwy. Uniosłam jedną brew.
- Gdzie są wszyscy? – ponowiłam pytanie posłusznie pozostając w korytarzu.
- Louis jest ciągle w szpitalu z mamą El, a Angel i Li są na polowaniu czy coś. – mówiła z pośpiechem i niewyraźnie. Nagle drzwi się uchyliły i ostrożnie wyszła zza nich Perrie w podkoszulce i dresach. Ale chyba raczej nie swoich. Zamknęła zaraz za sobą drzwi, skrzyżowała ramiona na piersi i uśmiechnęła się szeroko.
- Na polowaniu? – powtórzyłam zdezorientowana.
- To znaczy tylko Angel, Liam poszedł jej szukać. – poprawiła się blondynka ciągle się szczerząc.
- Um, mogę przejść? Chciałabym się przebrać w coś wygodniejszego. – wyjaśniłam próbując przejść obok niej, ale zagrodziła mi drogę. Przestała się uśmiechać.
- Nie możesz tam wejść – pobladła – Tam jest… pająk. Ogromny, mówię ci. Straszne.
- Perrie, to co robisz jest śmieszne. Masz mnie za głupią? Po pierwsze: nie powiedziałaś, gdzie jest Zayn, czyli musi być tam. Po drugie: ciągle się szczerzysz. Po trzecie: Masz na sobie spodnie Zayna. Po czwarte: masz fobię na punkcie pająków, nie wyszłabyś z pokoju, w którym widziałaś pająka, taka uśmiechnięta. Po piąte: masz malinkę na szyi. – wyliczyłam wszystko spokojnie na palcach.
- To ja może powiem Zaynowi, żeby nie wychodził przez okno… - Perrie wybuchnęłam śmiechem.
- Nie mam jak, zabrałaś moje spodnie! – odezwał się chłopak zza drzwi.
- Śpieszyłam się! – usprawiedliła się Pezz i znowu zaczęła się śmiać.
- Nie wierzę, zostawiliśmy was na parę godzin skłóconych na śmierć i życie, a teraz wracam i przyłapuję was na… - Perrie nie pozwoliła mi dokończyć, bo zasłoniła mi ręką usta.
- Ciii – Perrie nie mogła przestać się uśmiechać. Dawno nie widziałam u niej tego błysku w oczach. – Idź do salonu, dobrze? Zaraz do was z Zaynem dołączymy.
- Chcę za to kolację – zastrzegłam, ale moja groźba nie wyszła, bo sama zaczęłam się szczerzyć.
- Zgoda. – Perrie objęła mnie szybko i posłała wdzięczny uśmiech – Tylko się pozbieram i już idę. Trzymaj ciekawskich panów z daleka.

- Ma się rozumieć – posłałam ostatni uśmiech Perrie i ruszyłam do kuchni – Ej, chłopaki! Chcecie mi pomóc w robieniu eliksiru? 
_________________________________________________

Hej, przepraszam za małe zamieszanie... Poprawiałam rozdział 65 i nagle 63 z drugiej części RH mi się usunął i w jego miejsce wskoczył kolejny 65...
Usunęły się gify uhhhh... Zaraz coś mnie trafi. Chyba nie powinno się walczyć z blospotem, kiedy ma się zły humor :))
Przepraszam jeszcze raz za zamieszanie. 
Dodatkowo: przepraszam za to, że znowu nowy rozdział się nie pojawia i nie pojawia :( Mam nadzieję, że w wakacje w końcu jak uda mi się trochę odetchnąć to znajdę motywację by dokończyć rozdział 64 lub napisać go od nowa... Bo napisać, napisany jest. Tylko jakoś go nie czuję :/ Wybaczcie.

Wasza Nicol x