piątek, 6 lipca 2018

"Rozśpiewana Historia 2" Część 74

Na zawsze



***Louis***
Patrzyłem na ciągle pobladłą twarz śpiącej dziewczyny. Choć w końcu była przy mnie i nie otaczały nas szpitalne ściany, ciągle uczucie niepokoju mnie nie opuszczało i to sprawiło, że nie mogłem zasnąć tej nocy. Mimo że i El, i jej matka, zachowywały się jakby już wszystko było w porządku, wiedziałem, że tak nie było. Wystarczył jeden wzrok pani Kate zaraz po przebudzeniu Eleanor, abym wyczytał z jej twarzy, że Uzdrowicielka już nigdy nie zaśpiewa. A bynajmniej nie tak, jak kiedyś.

El się poruszyła, a jej powieki lekko uniosły. Sięgnąłem po kosmyk jej włosów, by zająć czymś ręce, ale ze smutkiem zauważyłem, że niektóre pasma niegdyś tak błyszczące, zmatowiały w ostatnim czasie. Może to tylko przez brak słońca? Oby.

- Dzień dobry - powiedziałem, gdy już byłem pewny, że się obudziła. Uśmiechnąłem się szeroko, kryjąc przed nią zaniepokojenie.  

El zatrzepotała rzęsami, odpędzając sen. Uniosła delikatnie kąciki ust, przyglądając mi się. Uniosła dłoń i przytknęła ją do mojego policzka. Jej oczy się zaszkliły.

- Co się dzieje? Coś cię boli? - wystarszyłem się, przysuwając do niej.

Pokręciła głową i uśmiechnęła się słabo przez łzy. Westchnąłem i przyciągnąłem ją do siebie, zamykając w czułym uścisku. Ona jednak objęła moją twarz dłońmi i patrząc mi w oczy poruszyła ustami, układając je w słowa "Kocham cię". 

- Ja Ciebie też. Na zawsze - zapewniłem i w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób, w moim sercu zapanował spokój. 

Nie potrzebowaliśmy niczego, oprócz siebie. Tylko to się liczyło. Byliśmy razem i żadna przeszkoda nie była w stanie sprawić, abyśmy byli nieszczęśliwi. Może już nie będzie mi dane usłyszeć jej głosu, może będzie nam z tego powodu ciężej, ale tak długo, jak była obok, byłem absolutnie szczęśliwy.

Patrząc na jej pierwszy szczery uśmiech, odkąd się obudziła ze śpiączki, wiedziałem, że w sercu czuła to samo, co ja. Pocałowałem ją, próbując mimo wszystko przekazać w każdej mierze wszystko to, co kotłowało się we mnie tej nocy. Dzieliłem z nią wszystkie niepokoje, wszystkie radości i wszystkie marzenia, a El wszystko to przyjmowała z typową dla siebie łagodnością i czułością. I wtedy sobie uświadomiłem, że chcę spędzić z nią całe swoje życie. Nigdy nie byłem typem osoby, która wierzyła w małżeństwo, uważałem, że tak długo, jak są uczucia, nie było potrzeby afiszowania się jakąś ceremonią, rocznicami i tak dalej. Ale teraz całym sobą pragnąłem uroczyście zapewnienić, że zawsze będę dla tej drugiej osoby. 

- Eleanor - westchnąłem, odrywając się od jej ust, co przyjęła z grymasem i przyciągnęła mnie do siebie z powrotem. Uśmiechnąłem się, oddając zachłanny pocałunek, ale nie mogłem powstrzymać się przed wypowiedzeniem tych słów. - El, wyjdziesz za mnie? 

Dziewczyna zamarła i spojrzała mi ze zdziwieniem w oczy. Otworzyła usta, ale potem je zamknęła i znowu otworzyła. Ściągnęła brwi, przyglądając mi się podejrzliwie i pytając bez głośnie "Pytasz poważnie?"

- Jestem zupełnie poważny - przytaknąłem, gładząc kciukiem jej policzek. Była taka piękna.

El zarumieniła się mocno i pokiwała głową. Natychmiast na jej usta zawitał szeroki, prześliczny uśmiech. Najpiękniejszy spośród wszystkich. 

- Ta-ak - wychrypiała cichutko, wkładając wiele sił w to proste słowo. Nie byłem poetą, nie lubiłem ckliwych określeń, ale przysiągłbym, że moje serce zamarło, a zaraz potem wykonało trzy salta, jednocześnie w brzuchu pojawiły mi się motyle. 

Pocałowałem ją z radości, czując, jak do oczu napływały mi łzy. 

- Nie mam pierścionka - przypomniałem sobie, ale El machnęła tylko ręką rozgniewana, że po raz kolejny przerwałem pocałunek.

***

- Dzień dobry, El! Herbaty? Jesteś głodna? Chcesz naleśniki? Mogę ci zrobić też tosty. A może wolisz omlet? Jajecznica? - powitała nas Perrie, która się szczerzyła od ucha do ucha.

- Ja zrobię ci herbaty! - oznajmiła szybko Leigh-Anne, uprzedzając Jesy, która już się sięgała do  opakowania earl grey. 

- Oh, jak miło z waszej strony, czuję się świetnie. Tak, poproszę herbaty. Może być jajecznica, dziękuję, jesteście takie kochane - powiedziałem przesłodzonym głosem, gdy wszyscy doskoczyli do Uzdrowicielki zupełnie pomijając moją obecność, jak tylko weszliśmy do kuchni.

Eleanor się uśmiechnęła i posłała mi znaczące spojrzenie. Odwzajemniłem jej się tym samym. 

- Dobrze się czujesz, kochanie? - zapytała pani Kate, przyglądając się córce dokładnie. El pokiwała głową. - Wyglądasz znacznie lepiej, nabierasz kolorów.

Uzdrowicielka uśmiechnęła się nieśmiało i zerknęła ukradkiem w moim kierunku, gdyż nie mogłem przestać się szczerzyć. Posłałem jej spojrzenie typu "jestem niewinny", a ona wywróciła oczami.

- Okej, Louis już nadrobił czas z El, teraz nasza kolej - skomentowała naszą niemą rozmowę Perrie.

Nagle rozległ się dzwonek komórki, przerywając sprzeczkę Jesy z Leigh, kto powinien posłodzić herbatę dla El.

- To mój telefon - zorientowała się Leigh-Anne i sięgnęła po telefon. - Zastrzeżony numer? Dziwne. Halo? Oh, cześć, Jade! Poczekaj, ustawię głośnomówiący.

- Hej! - zawołaliśmy jednocześnie, witając się z przyjaciółką.

- Wszystko w porządku? - zapytała Perrie. 

Od razu zauważyłem ile pytań miała w tym momencie El i obiecałem sobie, żeby jej wyjaśnić obecną sytuację za chwilę. Wcześniej jakoś nie było na to czasu, a poza tym, nie chcieliśmy jej niepokoić.

- Tak, a jak się czuje El? Jest tam z wami? - spytała Jade.

- El jest cała i zdrowa, jest tu z nami, ale musi jeszcze oszczędzać głos - odpowiedziałem za nią, chwytając ją delikatnie za rękę i ściskając pocieszająco.

- Oh, rozumiem. Ale na pewno wszystko w porządku? - upewniła się. Była bardzo zaniepokojona.

- Potrzebuje jeszcze trochę odpoczynku, ale będzie dobrze - powiedziała stanowczo Perrie. - Opowiadaj, co się dzieje u ciebie. 

Nastąpiła chwila ciszy, podczas której Jade zająknęła się parę razy, po czym w końcu westchnęła.

- Właściwie to dzwonię, by prosić Leigh o przysługę. Potrzebuję czarownicy na swoim ślubie jutro.

- Że co?! - Jesy opluła się kakao. - Jutro?

- Wychodzisz jutro za Harry'ego?! Dlaczego nic nie mówiłaś? Czemu tak szybko? - zdziwiła się Leigh. 

El mocniej ścisnęła moją rękę ze zdenerwowania, ale mnie kompletnie zamurowało. Nie miałem pojęcia.

- Cóż, chodzi o to, że... - Jade odchrząknęła - ...że to nie za Harry'ego wychodzę za mąż, tylko za króla Wodników.

Czyżbym powiedział, że mnie zamurowało? Teraz dopiero mną wstrząsnęło.

- Że co takiego?! - Nie mogłem się powstrzymać. - Jak mogłaś zrobić to Harry'emu?

El jeszcze mocniej zacisnęła swe palce na mojej dłoni.

- Jade, co się stało? - wystraszyła się Perrie. - Czemu to robisz?

- To długa historia. - W głosie syreny dało się słyszeć zmęczenie.  - W skrócie, kiedy król odwiedził Mistyczną Zatokę, by przeprosić za atak Wodnika na ciebie, dowiedział się, że jestem Przeznaczoną Harry'ego i że nie mam zablokowanych uczuć. Ponoć mu się to spodobało i oświadczył mi się, a ze względów politycznych nie mogłam odrzucić propozycji.

- Oh, Jadie - westchnęła matka El, która do tej pory siedziała cicho w kącie kuchni, czytając gazetę i popijając kawę. - Tak bardzo mi przykro.

- Na szczęście małżeństwo również jest ryzykowne, sami wiecie do czego są zdolne Wodniki. Dlatego podczas jutrzejszego ślubu zastawimy na nich pułapkę i to jest też powód, dla którego dzwonię. Potrzebujemy pomocy Leigh-Anne.

- Oczywiście, co mogę zrobić? - zapytała od razu bez zastanowienia. 

- Nie mogę o tym rozmawiać przez telefon, przepraszam. Jak tylko się zgodzisz, poślę po ciebie Nadie. Jest tam może też Niall? Jego zdolności mogłyby się również przydać - stwierdziła.

- Akurat wyszedł z Zaynem, Angel, Ashtonem i Liamem, ale na pewno będzie chciał pomóc. Przekażemy mu, jak wróci - oznajmiłem. - Jak ma się Styles?

- Dziękuję wam bardzo. Harry jest... cóż, nieco nerwowy. Próbuję go przekonać, by do was wrócił, ale nie chce o tym słyszeć - westchnęła Jade. - Będę dalej próbować.

- Kiedy mam być gotowa z Niallem? - zapytała Leigh-Anne.

- Nadie powinna zjawić się po was za około godzinę. Czekajcie na nią w miejscu, gdzie co roku zapalałyśmy znicz dla moich rodziców. Jeszcze raz wam dziękuję, nie wiem, co bym bez was zrobiła. - Głos Jade się lekko załamał. W tle pojawiły się jakieś szmery i hałasy. - Muszę kończyć.

- Czy mogę też jakoś pomóc? Gdzie będzie ślub? - zapytała szybko Perrie.

- Niestety nie, to zbyt ryzykowne, ale dziękuję. Właśnie muszę ustalić z Leigh najbardziej dogodne dla niej miejsce. Przepraszam, naprawdę muszę już iść. Tęsknię - powiedziała i rozłączyła się. Brzmiała na bardzo nerwową i zmęczoną.

- Nie mogę w to uwierzyć - oznajmiła ze smutkiem Jesy, wzdychając.

- To moja wina. Narobiłam tyle zamieszania z Lerrodielem... Gdybym tylko nie była taka naiwna, Jade nie miałaby teraz tylu problemów. - Perrie pokręciła głową, wbijając wzrok w podłogę.

El szarpnęła mnie za rękę, żądając wyjaśnień. Drzwi się otworzyły i w kuchni pojawili się nasi uśmiechnięci, niczego nieświadomi przyjaciele. 

- Mamy wasze zakupy, już nie róbcie takich min, spokojnie. - Angelica wywróciła oczami.

- Co się stało? - zaniepokoił się Niall.

- Ja im wyjaśnię - westchnęła z rezygnacją Pezz.

***

Gdy dotarliśmy na umówione miejsce, Nadie oraz Harry już na nas czekali. Wystarczyło rzucić raz okiem na Amora, by wiedzieć, że był poważnie wkurzony i nie była to wina mokrych ubrań. Gdybym wiedział, że przypłynie wraz z Nadie, wziąłbym dla niego jakiś ręcznik lub ciuchy na zmianę. 

- Cześć - przywitała się grzecznie Nadie. 

Miała na sobie krótką, beżową sukienkę. Ciągle nie rozumiałem, jakim cudem syrenom nie było zimno w takich skąpych strojach w czasie zimy. Miałem na sobie kurtkę, a wiatr i tak dawał mi w kość.

- Hej - odpowiedział Niall. - Będziemy płynąć?

Nadie pokiwała głową i wyjaśniła, że to jedyny sposób, który nie ściągał uwagi. 

- Dobrze, że zabrałam bransoletkę - powiedziała Leigh, wyciągając drobny rzemyk zrobiony z alg i muszli. Wypowiedziała parę nieznanych mi słów, rzucających zaklęcie. Bransoletka zabłyszczała delikatnie. Najpierw chciałem zapytać, gdzie bransoletka dla Nialla, ale potem sobie przypomniałem, że szczęściarz jej nie potrzebuje.

- Uważaj na siebie, dobrze? - poprosił Ashton, przytulając Leigh na pożegnanie. Nie znosił najlepiej wiadomości o rozłące ze swoją Przeznaczoną. 

- Zawsze - zapewniła, całując Amora. Harry uniósł brwi, ale nie powiedział nic. 

Liam odstąpił zmokłemu przyjacielowi swoją kurtkę, którą ten przyjął z grymasem, ale i widoczną ulgą.

- Powinniśmy już ruszać. Jade na nas czeka - stwierdziła Nadie. Leigh i Niall pokiwali głowami patrząc z niepokojem na wzburzone fale. Woda musiała być lodowata.

- Proszę, przekaż Jade, że gdyby czegokolwiek potrzebowała, przybędziemy z pomocą - poprosiła Perrie. - I że ją kochamy.

- Oczywiście - przytaknęła Nadie, uśmiechając się słabo. 

Chwyciła Leigh-Anne oraz Nialla za dłonie i razem weszli między fale w akopaniamencie siarczystych przekleństw skierowanych do zimnej wody. Nadie powstrzymywała chichot. Po chwili zupełnie zniknęli pod wodą. 
__________________________________________________

Cześć!

Wybaczcie, rozdział miał być wcześniej, ale... usunęłam go. Niechcący. Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z tego, jak poważnie byłam wkurzona. Przekleństwa leciały gorsze niż z ust Leigh oraz Nialla, wchodzących do lodowatej wody.

Co myślicie? Nasi bohaterzy w końcu troszkę lepiej ogarniają sytuację, Harry powraca z Mistycznej Zatoki, ślub Jade nastąpi już tak niedługo...
Oh no i nie zapominajmy o ZARĘCZYNACH ELOUNOR <3 
Piszcie, co sądzicie o nowych wydarzeniach, a także tych przyszłych!
N.x