sobota, 18 kwietnia 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 58



„Rozśpiewana Historia 2” Część 58

Płomienie

****Niall****

- Hej! – przywitałem się z Nadie, która stała koło stołu i piła sok. Odwróciła się i od razu uśmiechnęła.
- Cześć. – odpowiedziała – Jesteś głodny? Może chcesz coś do picia?
- Może być sok. – przytaknąłem, a ona kiwnęła lekko głową i nalała soku pomarańczowego do szklanki.
- Dziękuję. – powiedziałem, gdy podała mi do rąk naczynie – Um, Nadie? Kim oni są? Myślałem, że syreni nie istnieją…
- Syreni? – zamrugała oczami nie rozumiejąc o co chodzi.
- No wiesz, syreny-mężczyźni…
- Ah, nie. Nie ma czegoś takiego. – zaczęła się śmiać – Ci tutaj to Wodnicy. Przyjaźnimy się. Zawsze jak koronowana jest nowa Najpiękniejsza lub nowy Król Wodników to urządzamy bale i się zapraszamy nawzajem. Rozumiesz, bale są fajniejsze, gdy ma się partnera do tańca.
- Oh… - westchnąłem mierząc wzrokiem jednego z chłopaków ubranych w niebieskie garnitury – Niech zgadnę. Waszym uroczystym kolorem jest biel, a u nich niebieski?
- Tak. W sumie, jakby się uprzeć to Wodników można nazwać syrenami-mężczyznami. Tylko nie żyjemy razem, zazwyczaj też się nie łączymy w pary. No i oni nie mają ogonów. – zaśmiała się – Oni mają inne prawa, inaczej patrzą na pewne sprawy. Żyjemy w zgodzie po podpisaniu traktatu pokoju w 1689 roku. Nasz sposób życia się trochę różni… Stąd się brały różne konflikty.
- Czyli jednak nie syreni-mężczyźni? Z tego, co mówisz wynika, że są istotne różnice pomiędzy wami. – zauważyłem.
- Tak. – uśmiechnęła się i upiła trochę soku.
- Piękna dama raczyłaby przyjąć mą prośbę do tańca? – blondyn w błękitnym garniturze ukłonił się wystawiając dłoń w stronę Nadie. Podniósł głowę i uśmiechnął się pokazując równe, białe zęby. Cholera, muszę przyznać, że był przystojny… Aura Nadie się naprężyła.
- Oh, dziękuję, ale… - Nadie się zarumieniła i popatrzyła niepewnie na mnie – Rozmawiam teraz z przyjacielem.
- Rozmowa może poczekać, a piosenka ucieka. – Pan Niebieski ujął dłoń Nadie. Jego aura wyrażała pewność siebie, ale mogłem dostrzec gdzieniegdzie egoizm. Zauważyłem również niebezpieczeństwo.
- Olivier, nie mam ochoty na tańce. – powiedziała brązowowłosa patrząc pewnie w oczy blondyna – Znajdź inną partnerkę.
Chłopakowi zszedł uśmiech z twarzy, a oczy zasnuł gniew. Puścił rękę Nadie i odszedł szybkim krokiem.
- Co to było? – zapytałem patrząc za nieznajomym. Cóż, mogę już powiedzieć, że nie przepadam za Wodnikami.
- Wodnicy mają moc manipulacji, naginają twoją wolę. Są też bardzo przystojni, co im pomaga nakłonić cię do zrobienia tego, czego one chcą. Znam Oliviera od bardzo dawna, może nawet od dziecka, przyjaźniliśmy się. Ale… Cóż, podstawowa różnica pomiędzy Wodnikami, a syrenami? Syreny dążą do cielesności ze swoimi ofiarami. Dla Wodników najważniejsza jest dusza. Musiałam przestać się z nim spotykać, bo zaczął mi ją kraść.
- Duszę? Ale jak to? – poczułem się, jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę. Przerażające…
- Po prostu. Kiedy się zorientują, że któregoś z nich lubisz, już po tobie. Kradną ją dotykiem, kawałek po kawałku. Gardzą czymś takim jak fizyczne doznania. Oni pragną czegoś, co jest nieśmiertelne, trwałe, najcenniejsze. Tak jak oni. Syreny robią, co robią, by przeżyć. Nie jesteśmy długowieczne, no i musimy się rozmnażać. A Wodnicy nie.
- O rany, a wy pozwalacie im tutaj przychodzić?! – byłem w szoku.
- Cóż, trzeba utrzymywać dobre kontakty. Nie chcemy wojny, a nasze szanse są raczej marne, gdyby do tego doszło. Wspólna zabawa to nic złego, zwłaszcza, że dokładnie znamy niebezpieczeństwo. Nie narażamy się.
- Ale moi znajomi nie znają niebezpieczeństwa! – podniosłem głos i zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu przyjaciół.
- Ciszej! Jakby cię usłyszeli to… Eh, nie ważne. Znajdźmy twoich przyjaciół. – złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła w stronę tłumu.


****Perrie****

- Gdzie jest Niall? Widział go ktoś? – zapytałam nerwowo. Tylko jeszcze on nie wie o Eleanor. Czuję się w obowiązku poinformować go o złych wieściach.
- Od wczoraj go nie widziałem… A Zayn? Wie? – spytał Harry.
- Tak. Jesy również. Tylko gdzieś ją zgubiłam… - obejrzałam się wokół siebie. Wszędzie tylko ta głupia biel i błękit. Jak mamy kogokolwiek tutaj znaleźć?! Uh, muszę się uspokoić. Wdech, wydech. Nie mogę sobie pozwolić na załamanie, choćby najmniejsze. Nie teraz.
- Muzyka znów gra. Minęła godzina. – zauważyła Jade. Przytaknęłam zamyślona. Gdzie mógłby być blondyn?
- Przepraszam, iż przeszkadzam, ale nie mogłem się powstrzymać. Czy mógłbym prosić waszą piękność do tańca? – poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się zaskoczona. Myślałam, że mówi do Jade.
- Oh… Uh… - wydukałam widząc wysokiego bruneta przede mną. Miał brązowe, ciepłe oczy i włosy tak ciemne, jak noc. Kilkudniowy zarost wyszczuplał mu twarz. Był nieziemsko przystojny i wyglądał bosko w błękitnym garniturze. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem igrającym na ustach i poświęcił mi całą swoją uwagę.
- Perrie. – szepnęła Jade, dyskretnie dźgając mnie palcem w plecy. Otrząsnęłam się i w myślach podziękowałam przyjaciółce. Jednak ruch za mną nie uszedł uwagi przystojnemu nieznajomemu. Pobladł lekko i pochylił głowę.
- Jaśnie Pani. Wybaczy mi Pani brak powitania? Jestem okrutnie zażenowany, ale pańska piękna przyjaciółka kompletnie zajęła me myśli. Najmocniej przepraszam, Wasza Wysokość. – ukłonił się i spojrzał na nią z powalającym uśmiechem – Pozwoli Pani oddalić się swej znajomej wraz ze mną?
- Proszę się nie kłaniać, ja… - wydukała Jade i popatrzyła na mnie nerwowo nie wiedząc co odpowiedzieć. Zauważyłam jak Harry się wyprostował i zmniejszył dystans między nim, a Jade. Jego oczy błysnęły czerwienią.
- Proszę, zgódź się. Będę czuł się zaszczycony, jeśli uraczysz mnie choć odrobiną uwagi na chwilę swego cennego czasu. – zwrócił się do mnie. Moje policzki się rozgrzały. Przez myśl przeszedł mi Zayn… Nie. To koniec. Nie zamierzam więcej o nim myśleć.
- Jeden taniec. Potem muszę wracać do Najpiękniejszej. – uśmiechnęłam się słabo. Nie miałam ochoty tańczyć, głównie ze względu na Eleanor. Jak mogłabym się teraz bawić, kiedy ona tam gdzieś leży i walczy o życie? Nie odmówiłam z grzeczności. Ale poznanie kogoś nowego na pewno źle mi nie posłuży...
- Oczywiście, jak sobie pani życzy. Jestem rad, że poświęci mi pani tą piosenkę. – ujął moją dłoń patrząc mi prosto w oczy. Nie mogłam odwrócić od niego wzroku, nawet nie wiem, kiedy znalazłam się już na środku sali. Pamiętam tylko jego oczy…
- Zawsze mnie dziwiło, że najsilniejsza spośród was nosi miano „Najpiękniejszej”… Prawdziwą najpiękniejszą mam przed sobą. – powiedział i położył jedną rękę na mojej talii, a drugą, splecioną z moją, uniósł w górę. Poczułam, jak od miejsc, w których mnie dotyka, rozprzestrzenia się miłe ciepło. Sunęło w górę ramienia, rozpływało się po plecach… To było takie przyjemne… Uśmiechnęłam się leniwie i przymknęłam powieki.
- Jak masz na imię, piękna? – zbliżył się i powiedział to wprost do mojego ucha. Ułożył drugą dłoń na mojej talii, a moje ręce znalazły się na jego ramionach. Kołysaliśmy się lekko w rytm cudownej, delikatnej muzyki. Ciepło było już w czubkach moich palców u nóg. Czułam, że jest coraz gorętsze. Tylko jedno miejsce pozostawało zimne, o wiele wolniej się rozgrzewało.

- Perrie. – spojrzałam na niego. Jak mu się udało wprowadzić mnie w taki dobry nastrój w zaledwie kilka minut? To wręcz podejrzane… Gdy przesunął lekko ręką po moim boku, te myśli odeszły w zapomnienie. Było tylko więcej ciepła. – A ty?
- Me imię nie dorównuje twojemu nawet w najmniejszym calu. – jego głos powodował u mnie ciarki. Coś mi nie grało, dziwnie się czułam. Jedna strona mnie krzyczała: „nie przestawaj!”, za to druga szeptała zastanawiająco: „odsuń się ode mnie”. – Jam jest Lerrodiel.
- Lerrodiel? – powtórzyłam rozkojarzona. Co to za imię? Ojej, zrobiło mi się duszno.
- Mhm. – mruknął zmysłowo przytulając się do mnie i całkiem obejmując mnie ramionami. Nie mogłam utrzymać otwartych oczu. Było mi tak ciepło, tak dobrze, tak przyjemnie… Hm, chyba nie dotykam stopami ziemi. Dziwne. Zaraz, czy on gdzieś ze mną idzie? Nie ważne, liczyła się teraz tylko jego obecność. To w jaki sposób ogrzewał moje ciało było fantastyczne.
- Gdzie idziemy? – wyszeptałam mocniej obejmując jego szyję. Brakowało mi trochę powietrza. Nagle zauważyłam, że palce mnie parzą.
- Perrie! – jakby z baaardzo daleka usłyszałam czyjeś wołanie. Chciałam otworzyć oczy i zobaczyć co się dzieje, ale Lerrodiel mocniej przycisnął swoje palce do mojego ciała. Oczekiwałam więcej przyjemnego ciepła, ale to się nie zdarzyło. Czułam, jakbym zaczęła płonąć. Ogień, gorący ogień, zaczął niebezpiecznie sunąć z dołu moich pleców, tam gdzie mnie trzymał, ku górze. To bolało. BARDZO.
- Puść… mnie… - od razu otworzyłam oczy szeroko z przerażenia, które ogarnęło mnie w jednej chwili. Nie byłam pewna, czy wydałam z siebie jakikolwiek dźwięk i czy zrozumiał co chciałam powiedzieć. Ba, chciałam krzyczeć! Ale gorąco kompletnie opustoszyło moje płuca, nie miałam czym oddychać. Nie znajdowaliśmy się w sali balowej. Byliśmy na jednym z pustych korytarzy.
- Puść ją, w tej chwili. – rozkazał Zayn najgroźniejszym głosem, jaki w życiu słyszałam. Stał za Lerrodielem wraz z Niallem i Nadie, więc tylko ja mogłam ich zobaczyć. Trzymał w ręku jakąś deskę i Bóg tylko wie, skąd ją wytrzasnął. Lerrodiel zupełnie go olał. Płomienie zbliżyły się do mojego serca i musnęły je raz. I od tej jakby chwili świat zwolnił. Zaczęłam krzyczeć z bólu. Nie, drzeć się wniebogłosy. Zayn uniósł deskę, zamachnął się i uderzył Lerrodiela w głowę. Siła uderzenia odrzuciła go w bok i chcąc, nie chcąc musiał mnie puścić. Wylądowałam na zimnej jak lód posadzce. A może to ja byłam taka rozpalona?
- O mój Boże! – wrzasnęła Nadie i do mnie podbiegła. Było mi gorąco, piekielnie gorąco, ale zaczęłam odzyskiwać oddech. Płomienie szalejące we mnie zniknęły wraz z brakiem dotyku Lerrodiela, lecz okropne ciepło niestety stopniowo opuszczało moje ciało. Było mi gorąco i zimno jednocześnie. Nawet zapragnęłam, aby te płomienie wróciły, bo odczuwałam chłodną pustkę…
- Zdążyłeś w ostatniej chwili. – Nadie zwróciła się do Zayna, odetchnąwszy z ulgą. Serio? Chyba jednak za późno... Tracę przytomność...

C.d.n…

________________________________________________

Hiiii! 

Oto nowy rozdział! Mam nadzieję, że podobał się Wam tak jak mi :) Bo szczerze mówiąc, to jeden z rozdziałów, które mi się rewelacyjnie pisało! Jestem z niego zadowolona ^^ 
Zayn wybawca :3 Niadiall = ekipa ratunkowa :D
Byłabym Wam OGROMNIE wdzięczna, gdybyście wyrazili mi swoją opinię w formie komentarza :) Dziękuję!!! 

Woah, ostatnio dziękowałam za 200 tyś, a teraz mamy już 205! Jesteście cudowni!!! ♥ Moje słowa nie mogą wyrazić, jak bardzo jestem Wam wdzięczna za wszystko, co dla mnie robicie. Jesteście najlepsi!!! :)

Mam nadzieję, że gify działają. U mnie nie, więc byłoby super gdybyście dali mi znać :D Z laptopem ani lepiej, ani gorzej więc... Musi wystarczyć to, co jest :P

Louis i jego własna wytwórnia muzyczna? 3 x TAK!!! Jestem z niego taka dumna, ciągle walczy o swoje marzenia i do tego teraz będzie spełniać marzenia innych! Czy to nie jest piękne? :) CO Wy o tym myślicie?

Życzę Wam udanej niedzieli i słodkich snów ;) Kocham Was mooocno!
Nicol <3 

PS: Odpowiem na pytania do bohaterów jak tylko będę mogła :( Przepraszam Was najmocniej za te usterki. Naprawdę nie mam pojęcia, co się dzieje z tym komputerem! ;-;

sobota, 11 kwietnia 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 57


„Rozśpiewana Historia 2” Część 57


Też mnie nienawidzisz, prawda?


****Jade****


Wokół mnie panował istny chaos. Jestem pewna, że teraz w sali balowej było trzy razy tyle syren, ile wcześniej w sali Najwyższego Trybunału. Były ubrane odświętnie, w białe, lekkie sukienki. Miały rozpuszczone włosy, a na głowach zielone wianki z kwiatami. Delikatna muzyka rozchodziła się po sali, ludzie tańczyli. Stoły, które znajdowały się pod ścianą po obu stronach sali, zapełnione były po brzegi wystawnymi potrawami, napojami i Bóg wie czym jeszcze. Syreny tańczyły z dżentelmenami ubranymi w jasnoniebieskie garnitury. Nie mam pojęcia kim oni są.

- Jade! – usłyszałam znajomy mi głos. Czułam się jeszcze bardziej zagubiona niż przed chwilą. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu osoby, która mnie wołała.

- Co tu się dzieje? Mówiłyście, że idziemy na śniadanie… - powiedziałam lekko zirytowana.

- Ależ to właśnie jest śniadanie, Wasza Wysokość. Wszyscy się cieszą, bo Najpiękniejsza jest już cała i zdrowa. Tańce zapewne potrwają do jutra, jak nie dłużej. Wszyscy jesteśmy bardzo szczęśliwi z powodu nowej królowej. – odpowiedziała pani Minister. Wraz z Anadyomene i inną syreną, także o wysokiej randze, nie odstępowały mnie ani na krok. Cieszyłam się, że mogłam stać tutaj razem z Harrym. Trzymając jego rękę czułam się mniej niekomfortowo.

- Jade! Harry! – znów ten głos. Perrie!

- Przepuście ją, niech tutaj podejdzie. – poinstruowałam jedną z syren, która była strażniczką i mnie pilnowała. To było jeszcze dziwniejsze niż obecność pani Minister. Zwłaszcza, że były uzbrojone po zęby. Teraz było ich pięć. Trzy przede mną oraz dwie z tyłu. Również były ubrane w białe, krótkie sukienki, ale miały upięte włosy i złote hełmy. Ramiona wraz z szyją okrywały do kompletu złote naramienniki, a na nogach miały wiązane sandały sięgające kolan. W dłoni trzymały długie tyczki z ostrym końcem.

- Nareszcie. – Perrie odetchnęła wyraźnie zmęczona. Oddychała szybko. Popatrzyła na mnie i się uśmiechnęła. – Tęskniłam za tobą. – przytuliła mnie mocno, a ja ją.

- Coś się stało. – zauważyłam po jej napiętych mięśniach. Blondynka przytaknęła smutno. Miała na sobie białą, wełnianą sukienkę z dziurami. Sięgała do ziemi, ale odsłaniała czarne sandały. Na głowie miała fikuśną biżuterię i wplecione piórka we włosy. Makijaż dopełniał całość.


Przez chwilę miałam wrażenie, że się cofnęłam w czasie i znajduję się w starożytnym Rzymie. Perrie wyglądała ślicznie i bardzo jej pasowała ta sukienka. Byłam pod wrażeniem, że każda dziewczyna jest tutaj ubrana w białą sukienkę, ale wszystkie są zupełnie inne.

- Chodzi o Eleanor. Jest w złym stanie. Próbowała pomóc Louisowi i… - nie dokończyła widząc moją minę.

- O nie… - uniosłam rękę do ust i pokręciłam przecząco głową. O nie! Ona tego nie zrobiła! Oh, no jasne, że zrobiła. Kocha Lou. Musiało być bardzo źle… O Boże, ona żyje, prawda? Harry stojący obok mnie z sykiem wciągnął powietrze.

- Jej mama ją powstrzymała w ostatniej chwili. El zdążyła na tyle pomóc Lou, że się obudził, a resztę problemu załatwiła krew Angel. Louis jest cały i zdrowy. – uspokoiła nas nieco i kontynuowała – Eleanor jest teraz w śpiączce. Jej mama stwierdziła, że tak będzie dla niej najlepiej. Gdyby nie pani Kate… Oh, wolę o tym nie myśleć. Ciągle przytrzymywała El przy życiu… Tylko ona też już osłabła… Całą noc robiła co mogła. Ale nic nie pomagało. Wtedy wpadła na pomysł ze śpiączką. Jest stabilna, ale nie wiemy kiedy się obudzi. Musi nabrać sił. Pani Kate mówi, że też nie wszystkim udaje się wybudzić ze śpiączki. Przewieźli ją teraz do pobliskiego szpitala.

Chciałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Nogi ledwo mnie utrzymywały, ciężka suknia nagle przybrała dwa razy na wadze. W głowie mi się zakręciło… Moja przyjaciółka. Moja ukochana, najlepsza przyjaciółka jest teraz w śpiączce.

- To przeze mnie. Ta syrena rzuciła się na mnie, a Louis wyskoczył przed nią… - wyszeptał Harry. Podniosłam głowę. Muszę być silna. Nie mogę zachowywać się jak ofiara. Nie tylko ja cierpię.

- Nie gadaj bzdur. Nikt nie mógł przewidzieć tego, co się stanie. – chciałam, by zabrzmiało to pewnie, ale mój głos drżał i mówiłam niemal tak cicho jak on. Cholera, nie tak miało być.

- Czy coś się stało, Wasza Wysokość? – Anadyomene położyła rękę na moim ramieniu. Wyglądała na zatroskaną. Teraz, gdy nie jest już Najpiękniejszą, wydaje się być naprawdę miła, a w oczach widać żywy blask, którego wcześniej nie było.

- Nasza przyjaciółka… Jest w śpiączce… - wymamrotałam. Czułam łzy napływające do oczu. Szok minął, teraz pojawił się smutek. Popatrzyłam na Harry’ego wysyłając niemą prośbę. Od razu zamknął mnie w kojącym uścisku.

- Oh, nie. Tak mi przykro, Jaśnie Pani. – spuściła głowę – Czy jest coś co mogę dla Pani zrobić? Chce Pani wody?

Pokiwałam twierdząco głową. Muszę się jakoś ogarnąć. Coś wymyślić. Muszę znaleźć jakiś sposób…

- Dla moich przyjaciół też mogę prosić? Tu jest tak tłoczno i… - sama bym poszła po szklankę, ale kompletnie nie wiedziałam jak przebrnąć przez ten tłum.

- Oczywiście, nie ma sprawy. – uśmiechnęła się ze zrozumieniem i odeszła.

- Czy chce Jaśnie Pani wyjść? – spytała smutno pani Minister.

- Wszyscy tu są? – spytałam Perrie. Pokiwała głową. - Więc zostaniemy. Muszę porozmawiać z przyjaciółmi.

- Oczywiście. Zarządzę godzinę ciszy bez tańców, ze względu na pańską przyjaciółkę. – ogłosiła Minister i już miała odejść, ale ją zatrzymałam.

- Nie ma takiej potrzeby, niech nie przerywa pani innym…

- Wasza Wysokość, jeśli Pani się smuci, my smucimy się z Panią. – ukłoniła się lekko i odeszła.

- Zmieniam zdanie. Chcę stąd wyjść. Natychmiast. – jęknęłam do Harry’ego i Perrie – To za dużo dla mnie. Nie chcę być tak traktowana, nienawidzę być w centrum uwagi.





****Ashton****



- Policzyłem wszystkie moje błędy i jest tam tylko jeden,

Odstający od listy rzeczy, które zrobiłem.

Cała reszta moich zbrodni, nie jest podobna

Do wyrazu twojej twarzy, kiedy pozwoliłem ci odejść…


- Wiesz, że powinieneś śpiewać to jej, a nie morzu? – zapytałem odpychając się od skały, o którą się opierałem. Podszedłem bliżej Liama, który siedział na piasku z kartką w ręku.

- Co ty tu… - zaczął, ale urwał. Uśmiechnął się gorzko i popatrzył w dal, w fale morza. Teraz to ja poczułem się zdezorientowany.

- Co? – zmarszczyłem brwi. Zająłem miejsce obok niego na wilgotnym piasku.

- Pierwszy raz byłem tak zamyślony, że nie słyszałem cudzych myśli. – odpowiedział po chwili – Ona robi ze mną co chce.

- Cóż, tak działa…

- Nie. – przerwał mi natychmiast – Nie kończ. Nie chcę słyszeć słowa na „m”, jasne? Już wystarczy, że słyszę twoje myśli. I to nie prawda.

- Mogę? – zapytałem wskazując na kartkę. Podał mi ją ostrożnie. – Ten tekst mi nie wygląda na to, że to nie prawda. – stwierdziłem przebiegając linijki wzrokiem.

- Bo nie jest mój. Harry to napisał.

- Domyślam się. Ale jest o tobie. – zauważyłem.

- Jest zbyt śmiały, nie powiedziałbym wielu z tych rzeczy… - pokręcił z żalem głową.

- A pomyślałbyś? To twoja mocniejsza strona. No, a poza tym, ta pierwsza zwrotka moim zdaniem pasuje do ciebie idealnie.

- Ugh, zamknij się. – mruknął i zabrał mi kartkę.

- Oh, racja, najmocniej przepraszam. Do WAS. – położyłem nacisk na ostatnie słowo i uśmiechnąłem się szeroko.

- Też mnie nienawidzisz, prawda? – jęknął i położył się. Zrobiło mi się zimno patrząc, jak leży na tym chłodnym piasku.

- Kto jest drugą osobą? – spytałem. Wziąłem w palce kamień, który leżał obok i zacząłem go czyścić z piasku.

- Angel. A przynajmniej tak powiedziała.

- Błagam cię, nie mów mi, że jej wierzysz. – wywróciłem oczami zirytowany. Tracę wiarę w ludzkość.

- Nie, nie po tym co mówiła wczoraj. I po tym co zrobiła. – westchnął – Ale i tak zabolało.

- Próbuje cię odtrącić.

- Wiem. Ale po co? – przejechał dłońmi po twarzy. Widać, że był zmęczony tym wszystkim.

- Boi się uczuć. Tego, co czuje do ciebie. To dla niej za dużo. – wzruszyłem ramionami. Automatycznie moje myśli powędrowały do Leigh-Anne, która ciągle chroni się czarem, by nikt się nie dowiedział o jej uczuciach do Nialla.

- Co takiego?! – Liam się poderwał i popatrzył na mnie zszokowany. O cholera…

- Nie wolno ci nikomu powiedzieć! Obiecałem, że nikt się nie dowie! O rany, Liam, przysięgnij, że nikomu nie powiesz… - poprosiłem go. Rany, Leigh-Anne by mnie znienawidziła do końca życia…

- Spokojnie, wiesz ile sekretów muszę tu trzymać? – wskazał na swoją głowę – Ale jak to… Kiedy Leigh...

- Od jakiegoś czasu. Zakochała się, ale…

- Bez wzajemności. – dokończył za mnie Liam.

- Skąd wiesz?

- Bo słyszałem jak Niall myśli o Nadie. Biedna Leigh… Ciągle ją miłość omija.

- Taa… - przytaknąłem i spuściłem głowę. Nie, to jeszcze nie pora. - Wracajmy. Angel jest w nienajlepszym stanie emocjonalnym. Tylko ty ją powstrzymasz przed zrobieniem czegoś głupiego.

- Myślisz?

- Udawaj, że jej wierzysz. Wiesz, w to, co ci powiedziała. W ten sposób jej będzie trochę łatwiej. Musi sama sobie poradzić z uczuciami. Jak dasz jej trochę przestrzeni, może uda jej się trochę ogarnąć co nieco. Rozumiesz, dużo jej się zwaliło na głowę… - doradziłem. Wstaliśmy i kierowaliśmy się z powrotem w stronę szpitala.

- Wiem. Muszę zachować dystans. Może czas sprawi, że będzie troszkę silniejsza…

- Zdecydowanie. I wtedy nie przerazisz jej swoim wyznaniem. – zgodziłem się. Szliśmy przez plażę w ciszy. Dopiero, gdy stanęliśmy na chodniku Liam znów się odezwał.

- Biedny Louis. Mam nadzieję, że Eleanor szybko się obudzi. Lou sobie bez niej nie poradzi. Nie teraz.

- Trzeba być dobrej myśli. Musimy spróbować wszystkich sposobów, by ją obudzić. Zbyt długotrwała śpiączka dla Uzdrowiciela nie jest dobra. – skrzywiłem się na myśl o tym, co mówiła pani Kate przez telefon do swojego męża, który jest w podróży biznesowej.

- Tak… Spróbujemy wszystkiego. – oboje westchnęliśmy na widok szpitala. Tu przewieźliśmy Eleanor. Tutaj są odpowiednie maszyny, sprzęt, który pomoże utrzymać ją w stabilnym stanie. Oby tylko tak było…



C.d.n…



___________________________________________________________

Hej!

Nie działają gify, prawda? Ugh, wszystko po kolei mi się knoci :/ Nie wiem, co się dzieje z moim laptopem :( Robiłam co mogłam, by chociaż udało mi się je wgrać, ale najwidoczniej ciągle to nic nie dało. 
Chyba będę musiała oddać laptop do naprawy, na jakiś przegląd czy coś. Bo ja nie umiem tego naprawić. Tylko mam nadzieję, że to nie będzie trwało długo, bo jak napiszę nowy rozdział, huh? No, pożyjemy zobaczymy. Trzymajcie kciuki, żeby wszystko dobrze (i szybko) się skończyło.

Jak rozdział? :D Mam nadzieję, że się podobał. Robię co mogę xD 
Ten "bal" może być skutkiem oglądania "Cinderella (2015)" oraz mojego nowego serialu , w którym się zakochałam- "Once Upon A Time" :) Tak mnie wzięło na sukienki :P 
No! Nareszcie poznaliśmy tajemnicę kartki Liama :) Kurcze, osobiście, to jedna z moich ulubionych piosenek ^^ Tak, prawdopodobnie dlatego się tu pojawiła :D Poza tym, że po prostu idealnie mi pasowała do Langel. Zawsze jak jej słucham to myślę o naszej parce ;) Macie piosenki, które przypominają Wam o RH? Jakie? PISZCIE! ♥ Moja lista jest ogroooomna :D

Dziękuję Wam za kochane komentarze pod poprzednim rozdziałem! To naprawdę MEGA motywujące, uwielbiam czytać co do mnie piszecie :) Zawsze czytam, wszyściusieńko ;) Przepraszam, jeśli czasem nie odpiszę, ale to oznacza, że z moim laptopem coraz gorzej :/ Dlatego też będziecie musieli jeszcze trochę poczekać na odpowiedzi bohaterów pod pytaniami do nich. Przepraszam za te usterki :(

Ależ piękna pogoda, nieprawdaż? Miłego dnia!!! Wspaniałego weekendu ;)
Nicol <3

sobota, 4 kwietnia 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 56


„Rozśpiewana Historia 2” Część 56



Kocham cię, wiesz? 


****Jade****

Pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna obudziłam się sama, a nie przy pomocy czegoś lub kogoś. Miałam wrażenie, że spałam wieki i męczyło mnie już leżenie. Jednak nie ruszałam się. Nie chciałam obudzić Harry’ego, który trzymał jedną rękę na mojej talii obejmując mnie przez sen. Mała lampka stojąca na stoliczku za moimi plecami oświetlała pokój. Byłam odwrócona twarzą do twarzy Harry’ego. Patrzyłam na jego wygładzoną przez sen twarz. Jednak widziałam, że nie jest absolutnie spokojny. Co jakiś czas nerwowo zaciskał dłoń na materiale mojej sukienki. Budził się, ale nie całkiem. Był bardzo zmęczony i cieszę się, że choć w minimalnym stopniu nabiera energii. Był ze mną cały czas. Teraz moja kolej.

- Kocham cię, wiesz? – wyszeptałam delikatnie poprawiając niesforny kosmyk włosów, który opadł mu na oczy. Zmarszczył lekko brwi, ale już po chwili grymas z jego twarzy zniknął. Uśmiechnęłam się. Jestem największą szczęściarą na świecie, mimo całego pecha, który do siebie przyciągam. Zabawne, prawda?

Przeniosłam wzrok na baldachim nad łóżkiem w rozmyślaniu. Jeden dzień w miesiącu, huh? Niezbyt optymistyczna wizja. Czy jako Najpiękniejsza mogę zaprosić do siebie przyjaciół? Może by tu zamieszkali? Jest wiele pokoi, może…

- Jade? – cichy, lekko ochrypły głos wyrwał mnie z zamyślenia. Wydawał się być zaniepokojony. Przysunęłam się bliżej niego.

- Jestem tu. – powiedziałam spokojnie wtulając się w jego tors. Nabrałam powietrza do płuc rozkoszując się jego zapachem. Brakowało mi tego.

- Miałem zły sen. – objął mnie mocniej.

- To tylko sen. – zapewniłam go.

- Tak… - przytaknął sennie.

- Śpij. – uśmiechnęłam się.

- Nie… - pokręcił lekko głową i przywarł policzkiem do mojej głowy. Zachichotałam.

- Tak. – przejechałam lekko palcem po jego ramieniu. Nie widziałam go, ale byłam pewna, że uśmiecha się i zasypia spokojnie.





****Angel****



Wciągnęłam z sykiem powietrze. Szyja mi zesztywniała i bolał mnie kark.  Po głowie rozszedł się przytłumiony ból. Znajdowałam się w pokoju, który skądś kojarzyłam. Było widno, poranne światło wlewało się do pomieszczenia. Poczułam zaschłą krew na dywanie. Po niecałej sekundzie wiedziałam już, że należy do Leigh-Anne, tej czarownicy. Co się stało? Słyszałam spokojny puls tuż obok. Gdy podniosłam głowę (co MOCNO zabolało) zauważyłam, że na fotelu przysuniętym tak, żeby znajdował się obok mojego łóżka, leży Liam. Niemal się zaśmiałam widząc pozę, w której zasnął. Głowę opartą na ramionach miał na moim materacu, a resztę ciała zgarbioną na fotelu. Oczywiście, już po samym zapachu mogłam rozpoznać, że to Liam. Jednak miałam nikłą nadzieję na to, że się myliłam.

Chciałam wstać, ale nie czułam nóg. Cholera, muszę chyba jeszcze trochę poleżeć, aż odzyskam władzę w dolnych kończynach. Strasznie długo się regeneruję… Oparłam się na łokciach, by móc widzieć Liama. Co on tutaj robi? Chyba nie spał przy mnie całą noc. Prawda?

- Ej. – powiedziałam ciszej niż zamierzałam, gdy tylko zobaczyłam zmiętą kartkę tuż obok jego ręki. To TA kartka. Cały czas ma ją przy sobie, ciągle ją czyta i nie pozwala nikomu jej przeczytać. Oto moja szansa. Chociaż bolała mnie szyja (i to porządnie) zmusiłam się, by usiąść. Kiedy już mi się to udało, byłam bardziej niż zadowolona. Trudno siadać, kiedy nie do końca czuje się swoje nogi. Czułam ból w lewym kolanie, świetnie. Wywróciłam oczami i skupiłam się na kartce. Nachyliłam się i wyciągnęłam rękę przed siebie. Z wysiłku przygryzłam język. Brakowało mi centymetra…

Trzask!

Zacisnęłam zęby, bacznie obserwując czy Liama obudził odgłos wyłamanego ramienia. Chwyciłam w dwa palce kartkę i nastawiłam ramię z powrotem. Mocniej zamknęłam powieki, by nie odezwać się. Nieprzyjemne chrupnięcie sprawiło, że niemal się wzdrygnęłam. Położyłam się z powrotem i uniosłam kartkę nad twarz, by móc nareszcie poznać jej tajemnicę.

- Angel! – nagle kartka została mi siłą zabrana.

- Ej! Wyłamałam sobie rękę, by ją zdobyć! – oburzyłam się ponownie siadając.

- Czytałaś to? – Liam wydawał się być wściekły.

- Nie zdążyłam, zluzuj majty. – wywróciłam oczami.

- Pytam poważnie.

- A ja poważnie odpowiadam. O co chodzi z tą kartką? Czemu ciągle ją przy sobie masz? Daj mi ją. – wyciągnęłam przed siebie rękę. Liam się zaczął śmiać.

- Nie, nie ma mowy.

- Oh, na pewno? – zmrużyłam gniewnie oczy. Czy on mnie przed chwilką wyśmiał?

- Jak się czujesz? – zapytał ucinając temat i chowając kartkę do kieszeni spodni.

- Nie czuję palców.

- Co?! – zaniepokoił się. Tym razem to ja się zaśmiałam.

- Spoko, dochodzę już do siebie. Czuję ból w kolanie i piszczelu. Co ja wczoraj robiłam? – położyłam się i przetarłam twarz dłonią. Hm, ciekawe. Czemu mam swoją krew we włosach?

- Nic nie pamiętasz? – zdziwił się.

- „Nic” to za dużo powiedziane. Pamiętam co nieco, ale urwała mi się taśma w miejscu, gdzie widzę gwiazdy… - zamyśliłam się.

- W tym momencie postanowiłaś się targnąć na swoje życie i skoczyłaś z szóstego piętra. – wyjaśnił.

Cholera.

- Zrobiłam co? – podniosłam się. Wow, ile już brzuszków zrobiłam? Co chwila kładę się i siadam.

- Mówiłaś, że…

- O nie, nie chcę słuchać niczego, co mówiłam. – uniosłam rękę uciszając go gestem – Byłam pijana, gadałam brednie.

- Czyli to nie prawda? Nie jesteś na mnie zła? – spytał z ulgą. Ups…

- Um, wiesz co? Chyba jednak musisz mi przypomnieć co mówiłam wczoraj… - co ja mu nagadałam?! No chyba nie… O matko, czy ja się wygadałam?! Jak mogłam?! Ok., zasłużyłam na lewego sierpowego od siebie samej.

- Mówiłaś, że przypominam ci, o wszystkim co najgorsze. I że nie możesz tego znieść… I że mnie nienawidzisz. – nie patrzył na mnie. Bawił się nerwowo palcami, choć zapewne sam o tym nie wiedział. Cóż, czas użyć najcięższej artylerii…

- No, przynajmniej ostatnie się zgadza. – westchnęłam udając aprobatę. Poczułam jak zgniatam swoje własne serce. Cholera, te emocje to jakiś koszmar. Liam gwałtownie uniósł głowę i popatrzył na mnie z niedowierzaniem. Utrzymywałam obojętną i znudzoną minę z wysiłkiem większym, niż zwykle.

- Nienawidzisz mnie? – w jego oczach dostrzegłam ból. Nie mogłam na to patrzeć i przeniosłam wzrok na swoje paznokcie. Musiałam udać, że teraz to one są najważniejsze. Nie odezwałam się. Bałam się, że głos mnie zdradzi. Jako wampir, przeżywasz wszystko dwa razy mocniej. Liam jest najmilszą osobą jaką znam, a tak się składa, że znam go bardzo dobrze. Powiedzenie mu czegoś takiego równało się z wyrwaniem mu serca.

- Pójdę zobaczyć co z Lou i El. – odezwał się po chwili mroźnej ciszy. Jego głos był wyprany z emocji.





****Perrie****



- Dość tego, nie mogę tak dłużej. – z irytacją zrzuciłam z siebie kołdrę. Mój zegarek wskazywał godzinę szóstą, a ja nie spałam już od czwartej. Nie mogłam zasnąć po tym jak Zayn opuścił mój pokój.

- Oh, a to co? – zapytałam samą siebie, kiedy zobaczyłam pudełko obwiązane czerwoną wstążką znajdujące się na komodzie. Na pewno nie należy do mnie. Podeszłam niepewnie do mebla i potrząsnęłam lekko pudełkiem. Nie było ciężkie, ale nie było też lekkie. U góry znajdowała się karteczka.



„Śniadanie o godzinie ósmej trzydzieści. Prosimy się nie spóźniać.

Dziękujemy.”



Uniosłam jedną brew na tą wiadomość. Może jednak przysnęłam na chwilę? Nie pamiętam, aby ktoś tu wchodził. Pokręciłam tylko głową i otworzyłam pudełko. W środku znajdował się czysty ręcznik, mydło, szczotka do włosów oraz… sukienka. Biała. Dosyć podobna do tych, które mają na sobie syreny. Westchnęłam bezradnie i zabrałam ze sobą pakunek do małej łazienki. Gdyby nie fakt, że znajduję się pod wodą w Krainie Fal- miejscu zamieszkania syren- to byłabym pewna, ze to jakiś pięciogwiazdkowy hotel.

Zrzuciłam z siebie swoje ciuchy, składające się z jasnych dżinsów oraz kolorowego topu. W pokoju miałam też gdzieś moją dżinsową kurtkę, którą ściągnęłam na czas snu. Już i tak wyjątkowo niewygodnie było mi w spodniach. Mogłam je ściągnąć, ale wolałam być w pełnej gotowości, w razie potrzeby. Gdy pozbyłam się już wszystkich części odzieży, weszłam pod prysznic. Wczoraj nie miałam już na to siły, a ciągle czuję się brudna od przymusowej kąpieli w morzu. Czułam się niekomfortowo do czasu, aż ciepła woda spłynęła na moje ciało. Dokładnie się wyszorowałam, wymydliłam i opłukałam. Potem stałam jeszcze pięć minut pod lejącą się wodą, by się trochę rozluźnić. Męczyła mnie jedna sprawa. Skoro rzekomo krzyczałam przez sen, czemu tylko Zayn przyszedł sprawdzić co się dzieje? W pokoju obok jest Jesy, jestem pewna, że ona również by zareagowała. Wątpię, by Malik mógł mnie usłyszeć z takiej odległości, w jakiej się znajdują nasze pokoje.

Zakręciłam korek i owinęłam się ręcznikiem. Wyprałam jako tako swoje własne ciuchy, bo były pogniecione i rozciągnięte, po wczorajszym dniu. Rozwiesiłam je na małym kaloryferze w łazience, by wyschły. Miałam jeszcze spokojnie półtorej godziny do śniadania. Muszę jakoś zabić ten czas, bo nie wyjdę w samym ręczniku, prawda? Trzeba poczekać, aż ubrania wyschną. Albo chociaż bielizna, wtedy założę tą sukienkę… Wyszłam z łazienki do pokoju i otwierałam wszystkie szuflady, szafy i komody, w poszukiwaniu czegoś. Czegokolwiek. Znalazłam tylko gumki do włosów, długopis i notes. Westchnęłam i użyłam gumek, by zrobić sobie koka. Włosy mi się zaczęły kręcić od wilgoci.

Rozległo się pukanie, po czym ktoś chwycił za klamkę i otworzył drzwi.

- Zwariowałeś?! – pisnęłam chowając się za otwartymi drzwiami łazienki.

- Oh, przepraszam… - Zayn zasłonił sobie oczy ręką – Myślałem, że śpisz i chciałem uprzedzić, że śniadanie jest o ósmej…

- Wyjdź! – wrzasnęłam wystawiając głowę.

- Poczekaj, ale muszę ci coś…

- Zayn!

- No ale…

- Czy to naprawdę nie może poczekać, aż się ubiorę?!

- Eh, obawiam się, że nie. – westchnął smutno – Rozmawiałem z Liamem.

- Ugh, no szybciej. Przejdź do sedna, bo to naprawdę niekomfortowa sytuacja. – powiedziałam czując gorąco na policzkach. Poprawiłam nerwowo ręcznik na biuście.

- Louis się obudził, wszystko z nim w porządku.

- To świetnie. A teraz mógłbyś wyjść?

- Perrie…

- Co?!

- Tracą… Tracimy… - zaczął się jąkać. Pokręcił głową z rezygnacją i spróbował ułożyć zdanie innymi słowami - El jest w złym stanie.

O mój Boże…





C.d.n…

______________________________________________________

Heeeej!!!

OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG DZIĘKUJĘ WAM Z CAŁEGO SERCA!♥ 
DZIĘKUUUUUUJĘ!!!!
W rozdziale się trochę dzieje :) Miła scena z Jarry (aww *^*), trochę Langel (w sumie było trochę smutno tym razem) no i Zerrie :D 
Która para jest Waszą ulubioną? O kim chcecie czytać jeszcze więcej? Piszcie! ♥ 
Ja osobiście bardzo lubię Angel. Jej tok myślenia jest dziwny i trochę skomplikowany (nawet dla mnie), ale mam nadzieję, że w końcu zrozumiecie o co chodzi :) Teraz już i tak ukazałam Wam trochę jej odczucia, wystarczy nieco pomyśleć, by ją zrozumieć :D Chyba właśnie to w niej lubię. Jest tajemnicza i niechętnie mówi o swoich uczuciach ^^

Kochani, życzę Wam beztroskich świąt, smacznego śniadania, pysznego jajka, cudownych chwil z rodziną i duuuużo radości! Jezus zmartwychwstał! Alleluja! :) 

Jeszcze raz pragnę Wam podziękować za te wyświetlenia... To dużo znaczy, naprawdę :) Jesteście w.s.p.a.n.i.a.l.i.!!! Kocham Was bardzo mocno i równie mocno ściskam Was teraz :D
PS: Ciągle mam problemy z dodawaniem komentarzy nie-jako-ja. To znaczy, że nie mogę odpowiedzieć na Wasze pytania do bohaterów np. jako Perrie. Napiszcie mi czy chcecie, aby odpowiedź została dodana z mojego konta, czy poczekać, aż się naprawi :) Dziękuję!

Wesołych Świąt Wielkanocnych!
Nicol <3