Jesteśmy przyjaciółmi na całe życie
***Perrie***
- Chce ktoś kawy? – zapytał Zayn, zbierając ze stołu nasze talerze po śniadaniu.
Niall wyciągnął rękę w górę, zaraz potem zgłosiła chęć również Leigh-Anne, a także Ashton.
- Ja też poproszę. – Posłałam w stronę Malika czarujący uśmiech.
Kiwnął głową i również się do mnie uśmiechnął. Nie mogłam oderwać od niego oczu.
- Ziemia do Perrie! – Leigh szturchnęła mnie w ramię.
- Co? – Przeniosłam na nią swój nieprzytomny wzrok.
- Pytałam, jak się czujesz? – powtórzyła, wywracając oczami.
- Wyśmienicie – westchnęłam, podpierając brodę na ręce.
- Nie o to pytałam – mruknęła zirytowana.
Dopiero jej ton mnie nieco ocucił.
- A o co? – Starałam się jej pokazać, że poświęciłam jej już większą uwagę.
Lee Lee odetchnęła i jeszcze raz powtórzyła:
- Czy nadal jest ci zimno? Czy ciągle czujesz w sobie coś palącego? Czy słyszysz Lerrodiela?
- Nie, nie, już wszystko w porządku. Naprawdę. Twój eliksir zadziałał – przytaknęłam, uśmiechając się lekko.
Czułam się wolna, a przez chwilę nawet beztroska, dopóki nie przypomniałam sobie o Jade, która utknęła pod wodą oraz o nieprzytomnej Eleanor w szpitalu. Dopadły mnie okropne wyrzuty sumienia. Jak mogłam się tak zachowywać?
– Przepraszam, że byłam dzisiaj taka roztrzęsiona. Trochę mi... odbiło.
- Odbiło? – powtórzył z rozbawieniem Ashton, który o mało nie zakrztusił się sokiem. Popatrzyłam na niego pytająco. – Cóż, ja bym to po prostu inaczej określił.
- Niby jak?
- Jest takie słowo na „z". - Wywrócił oczami i urwał tak, jakby liczył na to, że się domyślę, o co mu chodziło i nie będzie musiał tego mówić na głos.
- Zayn? – wypaliłam, na co ryknął śmiechem.
- Miałem na myśli „zakochanie", ale „Zayn" też pasuje – stwierdził, nie przestając się śmiać.
Leigh również się zaczęła śmiać, a moje policzki nabrały rumieńców.
- Czy ktoś mnie wołał? – Malik wyjrzał z kuchni z dzbankiem do ekspresu w ręce.
Schowałam twarz w dłoniach, bo byłam cała czerwona ze wstydu, a także rozbawienia.
- Louis dzwoni, bądźcie cicho przez chwilę – rozkazał Niall i odebrał telefon. Zasłoniłam ręką usta, bo ciągle nie mogłam się uspokoić. – Hej, Lou, co tam? Co? Poczekaj, spokojnie...
- Co się stało? – Nagle całe rozbawienie mnie opuściło.
Poczułam się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.
- Zaraz tam będziemy – powiedział do telefonu Niall i od razu się rozłączył.
Wszyscy patrzyliśmy się na niego z przerażeniem, oczekując złych wieści.
- Czy... - wyjąkała Leigh, ale nie dokończyła.
Mój umysł zasypały wszystkie możliwe czarne scenariusze. Boże, błagam, tylko nie to...
- Eleanor się pogorszyło – oznajmił nam cichym głosem.
***
- Panna Calder jest już stabilna, na razie tylko tyle możemy zrobić – westchnął ciężko lekarz.
Miał ogromne wory pod oczami i domyślałam się, że musiał mieć nocną zmianę i do tej pory był jeszcze w pracy. Pokiwałam głową ze zrozumieniem i podziękowałam.
- Czy możemy do niej wejść? – spytałam z nadzieją.
- Tak, proszę. Tylko nie wszyscy na raz. Jak już wcześniej mówiłem, rozmowy z pacjentką są najlepszym sposobem na jej szybszy powrót do zdrowia – oświadczył, po czym mnie przeprosił i udał się do innego chorego.
- Co powiedział lekarz? – Leigh doskoczyła do mnie, kiedy tylko znalazłam się w zasięgu jej wzroku.
- Jest stabilna – powtórzyłam słowa lekarza.
Brzmiały jakoś tak pusto w moich ustach.
- Nie wiem, co się stało, mówiłem do niej jak zawsze – westchnął smutno Louis.
Nie opuszczał Eleanor na krok.
Jak mogłam być tak samolubna? To ja powinnam była tutaj przy niej siedzieć i jej pilnować. Powinnam była czekać, aż się obudzi i jako pierwsza ją uściskać. Byłam fatalną przyjaciółką. Czy w ogóle mogłam nazywać się jeszcze jej przyjaciółką?
- To nie twoja wina, Louisie. Eleanor zadecydowała o uratowaniu twojego życia, to cud, że udało się nam ją zatrzymać – powiedziała tonem bez wyrazu pani Kate.
Dopadły mnie kolejne wyrzuty sumienia.
- Wyjdzie z tego? – spytałam tak cicho, że myślałam, iż nikt tego nie usłyszy.
Miałam ściśnięte gardło i nie mogłam się tak odezwać, by nie wybuchnąć płaczem.
- Nie mam pojęcia. A nawet jeśli, Eleanor nie będzie już tą samą osobą – stwierdziła kobieta i spuściła głowę.
- Powinniśmy jej zaśpiewać – odezwała się Jesy nagle i stanowczo.
Zapadła dziwna, krępująca cisza. Wiedziałam, że każdy miał gulę w gardle, co uniemożliwiało czyste śpiewanie. Jednak ktoś zebrał w sobie odwagę i w końcu ta okropna cisza została przerwana.
- We are friends for life
Hold that deep inside
Let this be your drive
To survive. – Leigh-Anne trząsł się głos, ale brzmiała pięknie.
Słychać było szczerość płynącą prosto z serca. Następna powinna zaśpiewać Jade, ale jej brak znowu oddziałał na nas ponuro. Przeszłyśmy więc od razu do refrenu.
- We'll always be together,
Don't you worry.
I'll always be by your side,
Don't you worry.
The circle will never end,
Just know that we'll meet again
And we'll always be together forever always.
I am here. – Mój głos mnie zawodził, a cała się trzęsłam.
Ta piosenka tak wiele dla nas znaczyła. Napisałyśmy ją dawno temu, gdy w którąś rocznicę śmierci rodziców Jade, ta nie miała już sił. Dodatkowo, Jesy miała wtedy problemy z kolanem, a ja byłam świeżo po operacji strun głosowych. Ta piosenka była naszą przysięgą, że choćbyśmy nie wiadomo w jakiej sytuacji się znalazły, zawsze będziemy razem.
- Find me in the sky
Dancing with the moon at night
Your heartbeat is disguised as my lullaby. – Gdy Jesy śpiewała, po jej policzkach spływały łzy.
Pisząc o niebie, nie miałyśmy TEGO na myśli.
- Be happy and know that I'm
Watching you travel far and wide
Waiting for us to meet again. – Ja również nie mogłam dłużej powstrzymać łez.
Zayn dyskretnie złapał mnie za rękę i ścisnął ją pocieszająco. To było jego zapewnienie, że nie byłam sama, że mogłam na niego liczyć. Miałam wrażenie, że El odeszła po prostu za daleko i teraz nie mogła znaleźć drogi powrotnej. Może śpiewając, naprowadzimy ją na właściwy kierunek?
- If you need me, yeah,
I'm in the wind, look for me friend.
I'm in the stars. – Wiedziałam, że Lee Lee wpadła dokładnie na ten sam pomysł, gdy zaśpiewała te wersy.
Złapaliśmy się wszyscy razem za ręce i powtórzyliśmy refren, a potem jeszcze raz. Dołączyła się do nas nawet pani Kate, choć gardło miała zdarte od ciągłego leczącego śpiewu dla El. Utworzyliśmy krąg. Louis trzymał El za prawą rękę, a jej mama za lewą. Niall położył swoją dłoń na ramieniu pani Kate, a drugą ściskał Jesy. Potem kolejno była Leigh, ja, Zayn, Ashton, kończąc na Louisie. Parę pielęgniarek oraz pacjentów zebrało się za szybą na korytarzu i patrzyło na nas z smutnymi półuśmiechami. To była magiczna chwila.
- Kochamy cię, El. Czekamy na ciebie – powiedział szeptem Louis.
***
***Angelica***
- Skończyłeś już? – Wywróciłam oczami, gdy Liam musiał urwać swój wykład na temat mojej nieodpowiedzialności, by wziąć wdech.
- Angel, do ciebie nic nie dociera – stwierdził z rozżaleniem.
Widziałam, że był zdenerwowany i najwidoczniej chyba już miał mnie dosyć. Postanowiłam zakończyć to raz na zawsze i sprawić, żeby w końcu coś w nim pękło. Żeby nie chciał mnie więcej widzieć.
- Nie, Liam. To do ciebie nic nie dociera! Jestem wampirem, cholera jasna! Będę gryzła ludzi, bo taka już moja natura! – niemal wykrzyczałam, zirytowana jego zachowaniem. Jakaś para popatrzyła na mnie, marszcząc brwi. – Nie, nie przesłyszeliście się. Będziecie następni! – krzyknęłam do nich, a natychmiast przyspieszyli kroku i się oddalili.
Pewnie mieli mnie za wariatkę, ale mnie to po prostu bawiło.
- Angel – skarcił mnie Liam i posłał mi gniewne spojrzenie.
- Liam – sparodiowałam go, na co zaczęła mu pulsować żyłka na szyi.
Słyszałam szybsze bicie jego serca. Wziął głębszy oddech na uspokojenie, zamknął oczy, po czym spojrzał na mnie łagodnie.
- Nie mam do ciebie wyrzutów o to, że gryziesz ludzi – odpowiedział spokojnie.
I to zupełnie zbiło mnie z tropu.
- Nie? – zapytałam zdziwiona.
Liam wydawał się być jeszcze bardziej zaskoczony moją reakcją.
- Oczywiście, że nie. A co myślałaś? – zamrugał zmieszany.
Przez chwilę musiałam się zastanowić, o czym my w ogóle rozmawialiśmy, bo nie miałam pojęcia, co się właściwie stało.
- Ja... Nic nie... myślałam... - zaplątał mi się język.
Wyprostowałam się jak struna, pierwszy raz w życiu czując się po prostu ogłupiała. Zawsze byłam panią sytuacji, wszystko kontrolowałam i wyprzedzałam wszystkich w rozumowaniu oraz wyciąganiu wniosków. A teraz?
- Nic nie myślałaś? – zaśmiał się Liam. – Ty?
Nic nie odpowiedziałam, czując się zażenowana. Chłopak przekrzywił głowę i posłał mi pobłażliwe spojrzenie.
- Angel, czy właśnie to cię niepokoiło? Że mamy cię za zabójcę? – Zbliżył się do mnie o krok, ale natychmiast się cofnęłam, by wydłużyć dystans między nami.
Automatycznie pokręciłam głową, mimo że nawet nie wiedziałam, czy kłamałam, czy też nie.
Co chwilę otwierałam usta, by coś powiedzieć, uzasadnić swoje dziwne zachowanie, ale słowa za każdym razem zanikały nim zdążyłam ułożyć je w zdanie. Stałam więc w miejscu, jak ta idiotka, dopóki nie zauważyłam, że Liam zawstydził się. Wymamrotał coś tak cicho, że nawet mój wampirzy słuch ledwo rozróżnił jego słowa od szmeru.
- It took me some time but I figured out,
How to fix up a heart that I let down.*
- Co takiego? – Popatrzyłam na niego, jeszcze bardziej ogłupiała.
Liam odetchnął ciężko i przełknął nerwowo ślinę, ale nie urwał ze mną kontaktu wzrokowego.
- Chyba już wiem, gdzie chodzą złamane serca – oznajmił cicho i widząc moją zdumioną minę, wyciągnął z tylnej kieszeni jeansów kartkę papieru poskładaną nierówno i nieschludnie. Przez chwilę miętosił ją w dłoniach, ale ostatecznie rozłożył ją, po czym wyciągnął ją w moją stronę. – To dla ciebie.
Na górze kartki wielkimi literami zapisany był tytuł piosenki „Where Do Broken Hearts Go?".
________________________________________________________________
*It took me some time but I figured out,
How to fix up a heart that I let down. - Zajęło mi to trochę czasu, ale zrozumiałem jak naprawić serce, które zawiodłem.
________________________________________________________________
No, kochani. Nie będę udawać, że nie płakałam, jak to pisałam. Ryczałam jak bóbr :')
Dzięki, że tyle czekaliście na nowy rozdział!
Dobre wieści: RH już całe pięknie poprawione i jestem dumna z rezultatu ♥ Nad RH2 jeszcze pracuję, chyba poprawiłam zaledwie 6 pierwszych rozdziałów i obawiam się, że w najbliższym czasie nie uda mi się dopieścić RH2, ale postaram się chociażby zaaktualizować ostatnią pisaną wersję z Wattpada. Dziękuję za Waszą cierpliwość :)
No i cóż, muszę się Wam pochwalić, że dokładnie za tydzień o tej porze będę już w Anglii czekać na rozpoczęcie roku uniwersyteckiego! Tak, dostałam się na studia w University of Derby na kierunek Journalism and Creative & Professional Writing (Dziennikarstwo i Kreatywne & Profesjonale Pisanie). Mam duże plany co do RH, tak w skrócie xD
Studia są tak naprawdę powodem mojej kolejnej prawdopodobnej nieobecności, jednak postaram się zakończyć opowiadanie jak najszybciej, by i Was nie męczyć, i siebie. Trzeba w końcu wpaść na pomysł na coś nowego, nieprawdaż? ;)
Wasza Nicol (tak, ciągle żyję) <3