Prawdziwy kochanek
***Louis***
- Gdzie ona jest? Mówiła, że będzie za godzinę - denerwowałem się.
Przesunęliśmy łóżko Eleanor pod samo okno, choć dostaliśmy wyraźne instrukcje od pielęgniarki, by tego nie robić. Ktoś cały czas musiał trzymać kable, do których była podłączona Uzdrowicielka, bo nie sięgały tak daleko. Pot lał mi się z czoła z nerwów.
- Spokojnie, na pewno zaraz się pojawi - mówiła łagodnie Perrie, wyglądając niecierpliwie za okno.
- To się musi udać, nie ma innego wyjścia - mamrotała pod nosem pani Kate, zakładając włosy Eleanor za ucho i delikatnie głaszcząc ją po policzku.
- Czy to nie wpłynie na zdrowie innych pacjentów? - zapytała z wahaniem Jesy. - Głos Jade przed przemianą był w stanie potłuc szkło, a co dopiero teraz?
- Miejmy nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Nie sądzę, aby mogło to wywołać permamentne szkody, najwyżej będą nieco oszołomieni - stwierdziła kobieta.
Wiedziałem, że my wszyscy powinniśmy to lepiej przemyśleć. Powinniśmy to inaczej zorganizować, zminimalizować negatywne konsekwencje i ilość osób zagrożonych nimi. Jednak byliśmy zbyt przejęci faktem, że moglibyśmy odzyskać Eleanor, że moglibyśmy jej pomóc.
- Chyba ją widzę! - pisnęła z radością Perrie.
Wszyscy podbiegliśmy do okna oprócz biednej Leigh-Anne, która podtrzymywała kable. Daleko od brzegu, wśród małych, spienionych fal mogliśmy ledwie dostrzec dwie sylwetki. Pomachały nam, ale nie wesoło, lecz ostrzegawczo. Przygotowałem się wewnętrznie na uderzenie.
Nie byłem przygotowany na taki cios. Notoryczny, drażniący, wręcz świdrujący dźwięk wciskał się do mojej głowy ze wszystkich stron. Brakło mi tchu, a nawet przez chwilę wydawało mi się, że zwymiotuję. Nawet nie zorientowałem się, kiedy wszyscy skuliliśmy się, zasłaniając desperacko uszy.
Wrzask ustał.
Z trudem uniosłem brodę i spojrzałem na łóżko. Eleanor miała otwarte oczy.
- El! - krzyknąłem przez łzy, po czym doskoczyłem do niej na chwiejnych nogach.
Mało nie przewróciłem się przez zawroty głowy, ale nie mogłem dłużej czekać. Tak bardzo, bardzo za nią tęskniłem.
Jej usta ułożyły się tak, jakby wypowiadała moje imię, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. El przeniosła swój zamglony wzrok na panią Kate. Kobieta postrzymywała łzy, ale na daremno. Przytuliła się do córki, trzymając ją opiekuńczo za policzki. El powoli unisoła ręce i delikatnie objęła swoją mamę z trudem. Dziewczyny stały obok, niechcąc przytłoczyć wszystkimi na raz biednej Uzdrowicielki.
- Zadziałało? - Do pokoju wpadł zdyszany Niall, a zaraz za nim Liam oraz Zayn z Ashtonem. Na końcu wolnym krokiem dołączyła uśmiechnięta Angelica.
- Mówiłam wam, że słyszałam zmianę w jej oddechu i rytmie serca - oznajmiła dumnie.
- Damy ci chwilkę z mamą i z Lou, ale muszę iść zawiadomić lekarza - mówiła Perrie, ocierając ukradkiem łzę. - Cieszę się, że wróciłaś.
- Powinniśmy przesunąć łóżko zanim przyjdzie tu lekarz - stwierdził Zayn.
Gdy meble wróciły na swoje pierwotne miejsce, przyjaciele wyszli. Byłem pewny, że zdecydowanie bardziej woleliby zostać, ale nie mogliśmy narażać Eleanor na dodatkowy stres. Z resztą, zrobiłoby się zbyt przytłaczająco.
- Jak się czujesz? - zapytałem czule, próbując się jakoś trzymać. Prawdą było, że emocje rozsadzały mnie od środka i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Poza tym, obecność pani Kate mnie krępowała, ale wiedziałem, że miała pierwszeństwo.
- Rytm serca stabilny, oddech również. Wszystkie funkcje życiowe w normie. Możesz się czuć troszkę zesztywniała, ale to normalne - zapewniła ją pani Kate. - Nie próbuj na razie mówić. - przykazała.
El kiwnęła ostrożnie głową i spojrzała na mnie. Przyglądała się mojej szyi.
- Uratowałaś mnie. Widzisz? Ani śladu. Dziękuję - powiedziałem, klękając obok niej i łapiąc ja za rękę.
Ścisnęła moje palce delikatnie, pocieszająco. Uśmiechnąłem się.
- Nigdy więcej tego nie rób. - Chciałem zabrzmieć stanowczo, ale nie wyszło mi z tak szerokim uśmiechem. - Kocham cię.
El ponownie przytaknęła i również się uśmiechnęła.
***
***Jade***
W milczeniu przebyłyśmy całą drogę z powrotem. Gdy znalazłyśmy się już w Mistycznej Zatoce i przeszłyśmy parę krętych korytarzy, wpadłyśmy na Anadyomene.
- Gdzie wyście były?
- Pokazywałam Najpiękniejszej wszystkie wyjścia alarmowe w razie niebezpieczeństwa. Nie rozsądnym by było, gdyby dłużej o nich nie miała pojęcia ze względu na obecną sytuację. - Nadie odpowiedziała, zanim ja chociażby zdążyłam wymyślić kłamstwo.
Anadyomne popatrzyła krzywo, ale nie była w stanie zaprzeczyć.
- Jakże wspaniałomyślnie z twojej strony.
- Czy coś się stało? - zapytałam.
- Jaśnie Pani, zgodnie z wczorajszmi nocnymi ustaleniami, dzisiaj odbywa się uroczysty obiad zorganizowany na cześć zaręczyn. Musi się Pani odpowiednio przygotować. Aria czeka na Panią w pokoju. - Anadyomene dygnęła i pośpiesznie znikła nam z oczu.
- Obiad. Zapomniałam - westchnęłam.
- Spokojnie, to akurat będzie ta przyjemna część. Na takie okazje zawsze przygotowują lody - rozmarzyła się Nadie.
Parsknęłam cicho i ruszyłam powoli przed siebie. Chciałam być już w pokoju, by móc zadzwonić do Perrie i się zapytać o zdrowie El.
- Czy pomiędzy tobą a Harrym wszystko w porządku? - zapytała ostrożnie.
- Nie bardzo. Jest wściekły - ponownie westchnęłam, tym razem znacznie ciężej. - Nie widziałam go od wczoraj.
- Jestem pewna, że potrzebował tylko trochę czasu. Zobaczysz, niedługo wszystko się ułoży. Jade? - Nadie z zaniepokojeniem mnie podtrzymała. - Jade, dobrze się czujesz?
- Tak, tak. Tylko zakręciło mi się w głowie - przytkanęłam, oddychając nieco głębiej, by pozbyć się plam przed oczami.
- Mamu jeszcze trochę czasu, powinnaś się położyć na chwilę - stwierdziła troskliwie.
- Z chęcią - przyznałam. Byłam okropnie zmęczona.
Nadie zaprowadziła mnie do pokoju, gdzie w środku znajdowała się Aria oraz Harry. Siostra nabrała z sykiem powietrza, a ja natychmiast się wyprostowałam i od niej odsunęłam. Nie zareagowała, ale wiedziałam, że zdziwiła ją moja reakcja.
- Jaśnie Pani. - Aria zerwała się z miejsca i dygnęła ze spuszczoną głową.
- Jade. - Harry odecthnął z ulgą.
- Przepraszam was, ale potrzebuję porozmawiać z siostrą na osobności. To pilne - oznajmiłam stanowczo, nie patrząc im w oczy.
Aria posłusznie dygnęła i wyszła pospiesznie. Harry zrobił krok w moją stronę, ale stanęłam do niego plecami, udając, że szukałam czegoś w komodzie.
- Perrie dzwoniła, mówiła, że uważają, że syreni krzyk mógłby obudzić El ze śpiączki - powiedziałam.
- Naprawdę? To na co jeszcze czekamy?
- Już tam byłam. Czekam na telefon od Perrie - odpowiedziałam, ruszając do następnej komody i przeszukując ją dokładnie.
- Rozumiem. - Jego głos był zrównoważony, ale nie mogłam nie zauważyć lekkiego rozczarowania.
Zamknęłam szufladę i podeszłam do stoliczka nocnego.
- Czego szukasz? - zapytała niepewnie Nadie.
- Jakiejś tabletki przeciwbólowej. Boli mnie głowa - wymamrotałam, nie zaprzestając poszukiwań.
- Nie znajdziesz ich tutaj. Poślę po siostrę sanitariuszkę - orzekła.
- Nie trzeba, dziękuję. W takim razie się po prostu położę. Obudź mnie na pół godziny przed uroczystością, dobrze? - poprosiłam siostrę.
Zasunęłam moskitierę z jednej strony, cały czas uważnie ignorując zaniepokojone spojrzenie Harry'ego.
- Oczywiście. - Nadie cicho opuściła komnatę.
- Źle się czujesz? - spytał Amor, zapewne tylko by przerwać dziwną ciszę.
- Nie spałam poprzedniej nocy. Byłam na naradach - odpowiedziałam neutralnie, ściągając złoty naszyjnik, kolczyki i pierścionki, po czym ułożyłam je na stoliczku obok.
- Czy mogę ci jakoś pomóc? - odezwał się po raz kolejny.
Jeszcze nigdy tak bardzo nie chciałam, aby sobie po prostu poszedł. Po raz pierwszy jego obecność mnie przytłaczała.
- Nie.
Położyłam się po prawej stronie łóżka i skuliłam, by się nieco ogrzać. Powieki same mi się zamykały, a łomotanie w głowie nie cichło.
- Przepraszam. - Głos Harry'ego wypełnił pomieszczenie. - Przesadziłem wczoraj.
- W porządku. - Kiwnęłam głową, choć nie mógł tego widzieć. Łzy zgromadziły mi się pod powiekami.
Cisza była tak długa i nieprzenikniona, że myślałam, że opuścił pokój. Zmęczenie wygrało i byłam na skraju zaśnięcia, gdy nagle poczułam, jak materac ugina się pod dodatkowym ciężarem. Przez chwilę to było wszystko, ale później Harry się do mnie przytulił ostrożnie, delikatnie mnie do siebie przyciągając. Nieco mi ulżyło i przynajmniej już nie marzłam, ale ciągle nie znajdowałam w nim odpowiedniego pocieszenia. Coś we mnie cały czas nie dawało mi spokoju.
- Kocham cię, Jade - wyszeptał i pocałował mnie w szyję.
Sięgnęłam dłonią i przytrzymałam go, wplatając palce w jego włosy. Dopiero wtedy się rozluźniłam w jego objęciach.
- Ja ciebie też - wzynałam, odchylając głowę.
Trwaliśmy w tej pozycji póki nie zasnęłam.
***
- Jade, kochanie.
Zerwałam się wystraszona. Śniło mi się, że tonęłam i teraz nie mogłam nabrać oddechu.
- Hej, spokojnie. - Harry dotknął czule mojego ramienia i spojrzał mi uważnie w oczy. - Wszystko w porządku?
- Tak, tak - wymamrotałam, wyplątując się z jego objęć i ruszyłam pośpiesznie do łazienki.
Znów było mi niedobrze, a nie chciałam zwymiotować na dywan.
- Na pewno? - zawołał Harry zza drzwi, ale nie przekroczył progu, choć były uchylone.
Nabrałam parę głębszych wdechów i postarałam się skupić na jakiejś konkretnej melodii. To zawsze mnie uspokajało oraz odciągało myśli. Na szczęście, żołądek się uspokoił. Wyprostowałam się i podeszłam do zlewu, gdzie przepłukałam twarz zimną wodą.
- Na pewno - odpowiedziałam już w pełni opanowana i opuściłam łazienkę.
To wszystko przez stres, ostatnio po prostu osiągnął maksimum i w taki sposób na to reagowałam. To naturalne. Nie jadłam też ostatnio za dużo, nie sypiałam prawie w ogóle. Muszę się za siebie wziąć, bo inaczej długo tak nie pociągnę.
- Wyglądasz blado ostatnio - stwierdził Amor, przyglądając mi się.
- To przez brak snu. - Wzruszyłam ramionami.
Dopiero teraz zauważyłam obecność Nadie oraz Arii w komnacie.
- Obiad za pół godziny, Jaśnie Pani - poinformowała mnie dziewczyna, kłaniając się.
- Oczywiście. Już się szykuję. - Pokiwałam głową, zbierając się w sobie na kolejne starcie z obecną sytuacją. Zemdliło mnie natychmiast, ale tylko trochę. Przełknęłam ślinę.
- Przygotowałam specjalną sukienkę z okazji zaręczyn. Proszę za mną. - Aria skierowała się do garderoby, a ja powstrzymałam z trudem westchnięcie.
Po dwudziestu minutach byłam gotowa. Delikatnie szara, bufiasta spódnica była bardzo rozłożysta i nieco dłuższa z tyłu. Sięgała mi nieco za kolana. Do tego śnieżno biały top z głębokim dekoltem i odkrywający ramiona. Odmówiłam założenia nowej biżuterii i w zamian zawiesiłam na szyi podarek od Harry'ego - rubinowe serce opatulone brudnozłotymi skrzydłami. W zamian założyłam kolczyki, które proponowała Aria oraz bransoletkę, a także pierścionek z czerwonym oczkiem. Syrena podkręciła mi starannie włosy i nałożyła czerwoną pomadkę na usta.
- Jade, masz chwilkę? - zapytała Nadie.
Po tonie jej głosu rozpoznałam, że nie spodoba mi się to, co ma mi do powiedzenia.
- Słucham? - Popatrzyłam na nią zaniepokojnona, podczas gdy Aria kończyły poprawki przy mojej fryzurze.
- Chodzi o Harry'ego. Bardzo mi przykro to mówić, ale... ale chyba lepiej będzie jak wróci do South Shields - oznajmiła tak, jakby chciała to już mieć za sobą.
- Tak, wiem. Już mu to mówiłam - westchnęłam.
- Tylko teraz to jest nieco poważniejszy problem. Jeśli będziesz z nim widziana, Errdiel zwątpi w przyjęte oświadczyny i zacznie coś podejrzewać.
- Masz rację. - Wbiłam wzrok w złotą spinkę do włosów, która leżała przede mną.
- Nigdzie nie idę. Nie muszę wychodzić poza tą komnatę, naprawdę, ale nie zostawię cię tu samej - odezwał się Harry, który musiał podsłuchać naszą rozmowę.
- Ale... - zaczęłam, lecz mi od razu przerwał.
- Nie. Słyszysz? Nie ma mowy. Zostanę tu, choćby nie wiem co. Nie będziesz wychodziła za mąż, beze mnie, zrozumiano? Nawet, jeśli to nie ja jestem panem młodym - oznajmił przekonująco.
Spojrzałam z trudem na Nadie.
- Czy jak tu zostanie, będzie bezpieczny?
- Cóż, twoja komnata to jedno z najbezpieczniejszych miejsc w Mistycznej Zatoce. Jeśli miałby tu zostać, to nikt nie powinien o tym wiedzieć - westchnęła ciężko.
- Ja nie pisnę ani słowa. Mogę przynosić do komnaty cokolwiek bez żadnych podejrzeń, jestem do tego upoważniona, także nie będzie problemem dopilnowanie, aby wszystko było w porządku - zapewniła Aria, o której obecności, szczerze mówiąc, zapomniałam.
- Za każdym razem, jak ktoś będzie tu wchodził, masz się chować w szafie, jasne? - zastrzegłam, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Niczym prawdziwy kochanek - wyszczerzył się. - W jakiś sposób podoba mi się to.
Pokręciłam głową, śmiejąc się. Aria skończyła swoją pracę i zaczęła mnie prowadzić do drzwi.
- Uważaj na siebie - powiedziałam do Harry'ego, zanim opuściłam komnatę.
- Ty również. Przynieś mi coś dobrego. - Mrugnął do mnie, nim drzwi się zatrzasnęły.
__________________________________________________
Cześć!
Zgadnijcie, kto dostał pracę! Także zapraszam do Subwaya, może jak się uśmiechniecie dostaniecie ode mnie kanapkę ;p
Także teraz studiuję i jednocześnie pracuję. Mam dość :))
Mam mocne postanowienie zakońćzenia RH w te wakacje, także nie zrażajcie się brakiem rozdziałów, bo dostaniecie je już niedługo! Jeszcze tylko troszkę, obiecuję x
Komentujcie!
N.x