„Rozśpiewana Historia” Część 63
Ulubiona herbata i ulubione żelki
***Perrie***
-
Jesteś sama? Gdzie jest Angel i Liam? – Zayn pojawił się w pokoju z trzema
pełnymi torbami zakupów. Sięgnęłam po pilota i ściszyłam głos wydobywający się
z telewizora.
-
Angel wyszła na łowy, a Liam pobiegł za nią. – wzruszyłam ramionami. Włożyłam
do ust pikantnego chipsa, których całe opakowanie znalazła Angel w byłym pokoju
chłopaków. Cóż, nie narzekałam.
-
I zostawili cię samą? – nie dowierzał Zayn. Odłożył reklamówki na blat w
kuchni.
-
Angel się wymknęła, a jak Liam się zorientował to chciał iść, ale nie chciał
też mnie zostawiać. Kazałam mu iść za nią. Jestem daleko od Lerrodiela, nic mi
się nie stanie. – ponownie wzruszyłam ramionami zjadając kolejnego chipsa. Zayn
pokręcił głową zdenerwowany.
-
Chcesz jeszcze herbaty? Kupiłem więcej imbiru i twoją ulubioną herbatę
Yorkshire. Mam też parę innych jakbyś chciała… - Zayn zaczął wyciągać różne
przekąski z torby. Przez chwilę czułam się mocno wstrząśnięta. Kupił moją
ulubioną herbatę. Ulubione chipsy. Ulubione żelki. Ulubione lody. A nawet dwie
czekolady z orzechami laskowymi, bez rodzynek.
-
Skąd… - wymknęło mi się zanim zdążyłam przemyśleć pytanie.
-
Coś nie tak? To te żelki, prawda? Wiem, że wolisz Haribo, ale ich akurat nie
było, więc starałem się znaleźć podobne. Iść do innego sklepu? Może Tesco
jeszcze będzie otwarte – mówił wszystko bardzo szybko, a gdy skończył to już
chwycił klucze i skierował się do przedpokoju.
-
Co? Zayn, przestań. Po prostu byłam zaskoczona, że pamiętasz – zatrzymałam go.
Spojrzał na mnie bez przekonania. Nagle do mnie doszło, że nawet z opatrunkiem
na twarzy i ogromnym siniakiem rozlewającym się nawet pod jego prawym okiem,
ciągle był przystojny. Nie wiem jak to możliwe, wyglądał jak siedem nieszczęść,
ale choćby jak nieprzychylnie na niego nie spojrzeć, nie można było powiedzieć,
że nie ma w sobie uroku.
-
Zrobisz mi proszę herbaty? – zapytałam nieśmiało. Dzięki Bogu, że tu nie ma
Liama i nie może odczytać moich myśli. Zayn uśmiechnął się lekko i pokiwał
głową. Wrócił do kuchni i zaczął przygotowywać dwa ciepłe napoje. Po dziesięciu
minutach podał mi kubek i usiadł obok mnie. Na początku ciążyła nam
niekomfortowa cisza, ale w końcu udało nam się nawiązać luźny kontakt.
Tęskniłam za tym.
-
Kasjerka w supermarkecie skrzywiła się, jak mnie pierwszy raz zobaczyła –
zaśmiał się ukazując minę sprzedawczyni, na co i ja wybuchnęłam śmiechem.
-
Sam się prosiłeś, mogłeś mnie powstrzymać – zakryłam dłonią usta, bo nie mogłam
się przestać śmiać wspominając tą sytuację.
-
Zagapiłem się. A poza tym chyba mi się należało. – wzruszył ramionami i uniósł
kubek z herbatą do ust.
-
Zayn… - westchnęłam przeczuwając do czego zmierza.
-
Nie, prawdopodobnie nie będzie lepszego momentu do spokojnej rozmowy. Perrie,
chcę powiedzieć, że jest mi naprawdę bardzo, bardzo przykro. To wszystko co ci
powiedziałem w hotelu… - odetchnął ciężko – Cóż, to wszystko jest świetnym
przykładem, że jestem największym idiotą na świecie. Powiedziałem to, bo
chciałem cię zranić. Wiem, jestem okropny. Po prostu… nie wiem... Chciałem,
żebyś się poczuła tak, jak ja się czułem, kiedy rozmawiałaś w taki sposób z
Lukiem – urwał na chwilę przyglądając się mojej reakcji – Nigdy, nawet przez
chwilę, nie myślałem o tobie źle. Jesteś odpowiedzialna, inteligentna, bystra,
troskliwa i piękna.
-
Um, ja… To była moja wina… Robiłam to specjalnie… - wyjąkałam. Komplement
sprawił, że zrobiło mi się gorąco. Nie byłam w stanie teraz spojrzeć Zaynowi w
oczy. Zapadła jednak tak długa cisza, że musiałam na niego zerknąć, by zobaczyć
wyraz jego twarzy. Przypatrywał mi się, jego brązowe oczy spojrzały prosto w
moje. Nagle się nachylił, gwałtownie sięgając do moich ust. Ledwo zdążyłam
poczuć jego dotyk, gdy gorąco rozlało się po moim brzuchu oraz udach. Pisnęłam
wystraszona.
-
Ojej, bardzo przepraszam, ja… - Zayn odstawił swój kubek oraz mój na ławę i
szybko chwycił za chusteczki, które mi podał – Jeju, naprawdę przepraszam,
poparzyłaś się?
-
Nie, nie jest źle – pokręciłam głową i nawet nie wiem czemu, ale zaczęłam się
śmiać – To nawet nie było aż takie gorące.
-
Przynieść ci jakiś ręcznik, czy coś? Chyba, że wolisz… - spanikował, ale
przerwałam jego słowotok kładąc dłoń na jego ręce.
-
Jest w porządku. Nic się nie stało – zapewniłam go patrząc mu w oczy. Nagle
cała moja pewność siebie wróciła. Zginęła na kilka dni, a teraz wróciła jak
gdyby nigdy nic.
-
Chciałem tylko… - wydukał przenosząc wzrok na moje usta, a potem szybko
wracając do moich oczu. Przełknął nerwowo ślinę.
-
Co chciałeś? – uśmiechnęłam się przekrzywiając głowę na bok. Zrozumiał, że się
z nim drażnię. Wywrócił oczami i prychnął.
-
Dlaczego ty mi to robisz, huh? – spytał na wpół się uśmiechając – Ja tu się
stresuję, a ty mnie wyśmiewasz?
-
Nie śmieję się z ciebie. Śmieję się z sytuacji. – nie mogłam nic poradzić na
to, że zachichotałam. Zawsze miałam pecha. Nic dziwnego, że przy tak ważnym
momencie, musiałam się oblać herbatą.
-
Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać, wiesz? – Zayn znów przybliżył się do
mnie. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-
I vice versa. – oplotłam rękami jego kark. Kiedy w końcu mnie pocałował,
pierwszy raz nie było mi zimno od momentu ataku Lerrodiela. Wszystkie problemy
zniknęły. Był tylko Zayn.
*****
***Leigh-Anne***
-
To co trzeba kupić? – spytał Niall zaglądając mi przez ramię w karteczkę ze
składnikami do eliksiru.
-
Arbuza, miód i zieloną herbatę. Resztę składników dała nam Abigail –
powiedziałam zastanawiając się, czy potrzeba nam jeszcze czegoś.
-
Ja skoczę jeszcze po jakiegoś energetyka – mruknął Ashton i wyprzedził nas
znikając za jakimś regałem. Chwyciłam koszyk do ręki, po czym ruszyłam przed
siebie w poszukiwaniu składników.
-
Przepraszam, za chwilę zamykamy – ostrzegł nas ochroniarz.
-
My tylko na sekundkę. Leigh, idź po resztę, ja znajdę arbuza. Spotkamy się przy
kasie – Niall uśmiechnął się przepraszająco do ochroniarza, na co ten tylko
wywrócił oczami i burknął coś w stylu „byle szybko”. Znalazłam odpowiedni dział
z herbatami i wybrałam jak najbardziej naturalną zieloną herbatę, bez żadnych
ulepszaczy. Potem szybko ruszyłam do alejki z dżemami, bo wydawało mi się, że
widziałam tam miód. Nie pomyliłam się, rzeczywiście na najwyższej półce stało
parę ostatnich słoiczków. Sięgnęłam ręką, ale w kozakach na obcasie i tak nie
mogłam nawet dotknąć palcem produktu. Już zaczęłam kombinować jak się tam
wspiąć, gdy nagle ktoś ściągnął słoik, o który mi chodziło.
-
Nie ma za co. – Ashton podał mi miód. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i
odebrałam od niego słoiczek. Przez przypadek nasze palce zetknęły się na
sekundę i w tym samym momencie zakręciło mi się w głowie, a serce zaczęło bić
jak szalone. Westchnęłam ciężko.
-
Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? – wystraszył się Ash.
-
Zrobiło mi się słabo przez moment… Ale już jest dobrze. Jej, to było dziwne. –
potrząsnęłam głową, by odegnać to uczucie. – Chodźmy, bo Niall będzie się
denerwować.
-
Tak, właśnie… - tym razem westchnął Ashton.
-
Wszystko ok? – zaśmiałam się słysząc jego zrezygnowany ton.
-
Tak, po prostu jestem trochę zmęczony – uśmiechnął się niepewnie unosząc do
góry puszkę Red Bulla.
-
No jesteście, już się bałem, że mnie tu zostawiliście. – Niall podszedł do nas
z ogromnym arbuzem w rękach. Skasowaliśmy nasze zakupy, życzyliśmy wszystkim
wesołych świąt i czym prędzej udaliśmy się do auta. Jak wracaliśmy do domu El
ulice były niemal puste, a na blokach i wystawach sklepowych żarzyły się
świąteczne lampki i ozdoby. Było mi przykro, że nie spędzimy tych świąt tak,
jak zawsze. Niall zaparkował samochód na podjeździe, zabraliśmy nasze rzeczy i
wysiedliśmy. Blondyn włączył alarm i ruszyliśmy ku drzwiom. Nie były zamknięte,
więc spokojnie weszliśmy do środka. Gdy nie zastałam Pezz w salonie, ani nikogo
w kuchni zaczęłam się denerwować. Zostawiłam zakupy na blacie i zaczęłam szukać
przyjaciółki.
-
Pezz? Angel! Liam! Już jesteśmy! – zawołałam. Usłyszałam dziwne szmery w naszym
tymczasowym pokoju. Niewiele myśląc chwyciłam jakiś posążek z przedpokoju i
udałam się w tym kierunku.
-
Leigh, hej! Kiedy wróciliście? – do moich uszu doszedł głos Perrie. Odetchnęłam
z ulgą i opuściłam rękę z posążkiem, którym spokojnie mogłabym kogoś ogłuszyć.
-
Pezz, wszystko gra? Gdzie są wszyscy? – spytałam chwytając za klamkę do pokoju,
ale nagle dziewczyna krzyknęła, więc ją puściłam.
-
Nie wchodź! Um, przebieram się, oblałam się herbatą… - głos Perrie był nieco
piskliwy. Uniosłam jedną brew.
-
Gdzie są wszyscy? – ponowiłam pytanie posłusznie pozostając w korytarzu.
-
Louis jest ciągle w szpitalu z mamą El, a Angel i Li są na polowaniu czy coś. –
mówiła z pośpiechem i niewyraźnie. Nagle drzwi się uchyliły i ostrożnie wyszła
zza nich Perrie w podkoszulce i dresach. Ale chyba raczej nie swoich. Zamknęła
zaraz za sobą drzwi, skrzyżowała ramiona na piersi i uśmiechnęła się szeroko.
-
Na polowaniu? – powtórzyłam zdezorientowana.
-
To znaczy tylko Angel, Liam poszedł jej szukać. – poprawiła się blondynka
ciągle się szczerząc.
-
Um, mogę przejść? Chciałabym się przebrać w coś wygodniejszego. – wyjaśniłam
próbując przejść obok niej, ale zagrodziła mi drogę. Przestała się uśmiechać.
-
Nie możesz tam wejść – pobladła – Tam jest… pająk. Ogromny, mówię ci. Straszne.
-
Perrie, to co robisz jest śmieszne. Masz mnie za głupią? Po pierwsze: nie
powiedziałaś, gdzie jest Zayn, czyli musi być tam. Po drugie: ciągle się
szczerzysz. Po trzecie: Masz na sobie spodnie Zayna. Po czwarte: masz fobię na
punkcie pająków, nie wyszłabyś z pokoju, w którym widziałaś pająka, taka
uśmiechnięta. Po piąte: masz malinkę na szyi. – wyliczyłam wszystko spokojnie
na palcach.
-
To ja może powiem Zaynowi, żeby nie wychodził przez okno… - Perrie wybuchnęłam
śmiechem.
-
Nie mam jak, zabrałaś moje spodnie! – odezwał się chłopak zza drzwi.
-
Śpieszyłam się! – usprawiedliła się Pezz i znowu zaczęła się śmiać.
-
Nie wierzę, zostawiliśmy was na parę godzin skłóconych na śmierć i życie, a
teraz wracam i przyłapuję was na… - Perrie nie pozwoliła mi dokończyć, bo
zasłoniła mi ręką usta.
-
Ciii – Perrie nie mogła przestać się uśmiechać. Dawno nie widziałam u niej tego
błysku w oczach. – Idź do salonu, dobrze? Zaraz do was z Zaynem dołączymy.
-
Chcę za to kolację – zastrzegłam, ale moja groźba nie wyszła, bo sama zaczęłam
się szczerzyć.
-
Zgoda. – Perrie objęła mnie szybko i posłała wdzięczny uśmiech – Tylko się
pozbieram i już idę. Trzymaj ciekawskich panów z daleka.
-
Ma się rozumieć – posłałam ostatni uśmiech Perrie i ruszyłam do kuchni – Ej,
chłopaki! Chcecie mi pomóc w robieniu eliksiru?
_________________________________________________
Hej, przepraszam za małe zamieszanie... Poprawiałam rozdział 65 i nagle 63 z drugiej części RH mi się usunął i w jego miejsce wskoczył kolejny 65...
Usunęły się gify uhhhh... Zaraz coś mnie trafi. Chyba nie powinno się walczyć z blospotem, kiedy ma się zły humor :))
Przepraszam jeszcze raz za zamieszanie.
Przepraszam jeszcze raz za zamieszanie.
Dodatkowo: przepraszam za to, że znowu nowy rozdział się nie pojawia i nie pojawia :( Mam nadzieję, że w wakacje w końcu jak uda mi się trochę odetchnąć to znajdę motywację by dokończyć rozdział 64 lub napisać go od nowa... Bo napisać, napisany jest. Tylko jakoś go nie czuję :/ Wybaczcie.
Wasza Nicol x
Wasza Nicol x