sobota, 28 lutego 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 51

„Rozśpiewana Historia 2” Część 51

Przeczucie


****Nadie****
- Tędy! Szybciej! – ponaglałam ich – Do wyjścia jeszcze trochę!
- Tu jest strasznie ciasno. – stęknął Liam. Nosze ponownie uderzyły lekko o skalną ścianę.
- Uważaj! – złapałam Nialla za łokieć w ostatniej chwili, zanim upadł. Odzyskał równowagę i stanął na równe nogi.
- Dzięki. – powiedział zajęty utrzymaniem noszy na właściwym poziomie.
- Daleko jeszcze? – spytała… Leigh-Anne? Chyba tak się nazywała ta dziewczyna. 

- Jeszcze tylko parę zakrętów. Tunel kończy się na samej górze. – wyjaśniłam i wyjrzałam za róg – Znów schody. – poinformowałam ich.
Szliśmy jeszcze pięć minut. Ja prowadziłam, Liam i Niall nieśli Louisa na noszach, czarodziejka zatrzymywała krwawienie jakimś zaklęciem, a El pilnowała, by utleniona krew jakimś cudem docierała do mózgu. Lou był w złym stanie, nawet bardzo, ale gdyby nie te dziewczyny już dawno by się wykrwawił. Matko, to są właśnie przyjaciele na śmierć i życie.
- To tutaj. – oznajmiłam i chwyciłam pochodnię zawieszoną na ścianie. Schyliłam się i na czworakach przecisnęłam przez mały otwór w ścianie jednocześnie uważając, by nie podpalić sobie włosów. Stamtąd wyszłam do małego, okrągłego pomieszczenia.
- Jak mamy tam wejść? – zapytał zza ściany Liam.
- Poczekajcie chwilę, jak znajdę otwór na suficie i go otworzę będzie trochę jaśniej. – mówiłam szukając odpowiedniego miejsca, w którym znajdowało się wyjście.
- Dobrze, że tutaj pająków nie ma. – westchnęła El, kiedy przeczołgiwała się przez małe przejście. Do moich uszu doszedł dziwny dźwięk. Przyspieszony oddech, ciche jąknięcie.
- Mamy problem. – powiedział Liam przytłumionym przez odległość głosem.
- Znalazłam. – użyłam całej siły i naparłam na sufit. El pomogła mi i w końcu nam się udało. Morskie powietrze od razu wdarło się do środka wzbijając w górę kurz. Jaskinia rozświetliła się nieco, jednak z powodu rychłego zachodu słońca i zachmurzenia nie było to zbyt efektywne.
- Co się tam dzieje? – zaniepokoiła się El kucając, by widzieć przyjaciół.
- Niall ma klaustrofobię. – odpowiedział Liam.
- O rany, El zostań tutaj. Przejdę i pomogę Liamowi przenieść Louisa, a potem wrócę z Niallem na dół.
- Dobrze.
- Masz już zasięg?
- Tak, właśnie dzwonię do Angel. – pokiwała głową przystawiając telefon do ucha. Znów na czworakach przeszłam przez krótki tuneli, który zaprojektowany był specjalnie, by zmylić ewentualnych uciekinierów.
- Niall, wszystko w porządku? Proszę, potrzymaj pochodnię. – dałam mu zadanie by go czymś zająć – Przeniesiemy Louisa, a potem wrócę tu do ciebie i wrócimy tą samą drogą, zgoda?
- Dam radę. – zacisnął zęby, ale jego dłonie, gdy je wyciągnął po pochodnię trzęsły się.
- Połóż nosze na ziemi. Przejdziesz pierwszy, a potem ja je popcham w twoją stronę, a ty je wyciągniesz. – wydałam polecenia. Myślę, że łatwiej mi było się skupić, bo nie znałam Louisa. Oni byli roztrzęsieni wizją utraty przyjaciela.
- Ok, gotowy! – zawołał z drugiej strony tunelu Liam. Uniosłam lekko nosze z jednej strony i popchałam w stronę bruneta. On szybko złapał drugi koniec i pomógł mi. Już po chwili było po wszystkim.
- Um… - chciałam coś powiedzieć do czarodziejki, ale nie byłam pewna jej imienia. Chyba mnie nie lubi, bo patrzy na mnie z nienawiścią w oczach.
- Leigh-Anne. – prychnęła i ukucnęła przed wyjściem.
- Przepraszam. – skrępowałam się lekko – Wyjdźcie na zewnątrz i czekajcie na pomoc. 
- Wiem co mamy robić, nie wydawaj nam rozkazów. 
- Ale ja…
- Daruj sobie. – warknęła i zniknęła w przejściu. Cienie płomieni zatańczyły na ścianach, odwróciłam się i zobaczyłam, że blondyn coraz bardziej się trzęsie. Widać, że próbował to opanować.
- Chodźmy. – zachichotałam widząc jego minę.
- Co cię tak bawi?
- To, że próbujesz walczyć z lękiem. To chyba bezcelowe. – odpowiedziałam szczerze biorąc od niego pochodnię.
- Jeśli z nimi nie będziesz walczyć, nigdy ich nie pokonasz.
- A się da? – byłam szczerze zdziwiona.
- Myślę, że każdy boi się śmierci. A pomyśl o tym jak Hazz dzielnie tu przyszedł. Stawił czoła lękowi. Przezwyciężył strach.
- W sumie… Nie myślałam w ten sposób. – przyznałam zaskoczona. Pokonaliśmy kolejny zakręt. Kiedy szliśmy, Niallowi powracały kolory na twarz. Widocznie kiedy jest w ruchu, jest mu łatwiej.
- Mogę cię o coś zapytać? – popatrzył na mnie, a ja pokiwałam głową – Jaki jest twój największy lęk?
- Najpiękniejsza. – odparłam nie zastanawiając się.
- Czemu? 

- Przeraża mnie jej brak emocji. – wzruszyłam ramionami – Wszyscy tutaj udajemy, że ich nie mamy. Jednak my się potrafimy śmiać. Ona nie.
- Czyli boisz się braku uczuć?
- Chyba tak. – potwierdziłam, bo zaczęłam się zastanawiać nad jednym, co mnie już od dawna dręczyło.
- O czym myślisz?
- Um… Ja… Ja chyba boję się… Że będę sama. – wyznałam na głos pierwszy raz. – Moja mama potrafiła kochać. Zakochała się w człowieku, Śpiewaku. Myślę, że odziedziczyłam wiele cech po niej, nie samo to kim jestem. Boję się, że nigdy się nie zakocham.
- Cóż, nie masz się czego bać. – uśmiechnął się lekko. Zatrzymaliśmy się tuż przed wyjściem z tuneli. Po drugiej stronie ukrytych drzwi w ścianie był tron i sala Najwyższego Trybunału.
- Niby dlaczego? – nie rozumiałam. Niall popatrzył mi prosto w oczy.
- Z twojej aury wynika, że powoli się zakochujesz. Widzę różowe niteczki, które w końcu zamienią się w przebłyski, potem w paski i wreszcie nada kolor twojej aurze. Tylko musisz pielęgnować to uczucie.
- Nie rozumiem. – pokręciłam głową zdezorientowana – W kim? Ja nic nie czuję.
- Jeszcze. Musisz trochę poczekać, a uczucie się rozwinie. – zapewnił mnie. Ciągle nie potrafiłam pojąc o czym mówi. Ale postanowiłam mu zaufać. Niall wydawał się być wspaniałym chłopcem. Myślę, że w jakiś sposób mnie rozumiał. Bałam się braku emocji, a on panuje nad nimi, ma ich za dwie osoby. Może mnie polubi? Może zostaniemy przyjaciółmi?
- Dziękuję, to miłe z twojej strony. – nagle mnie objął.
- Co? – zamrugałam ponownie zaskoczona. On ciągle mnie wyprzedza! Jest o krok przede mną.
- Zaufałaś mi. Teraz od twojej aury biegnie cieniutka zielona wstęga wprost do mojej. Chcesz zobaczyć? – zapytał, był bardzo rozpromieniony.
- Mogę? – w moich żyłach popłynęła ekscytacja. Rany, to tak się da?
- Podaj mi rękę. – wystawił swoją dłoń, a ja szybko ją ujęłam.
- Hm, lepiej będzie widać jak zgasisz ogień i złapiesz mnie obiema rękami. – stwierdził przyglądając się czemuś, co dla mnie pozostawało niewidoczne. 
- Ok. – podeszłam do ściany i przytknęłam do niej czubek zatrzymując dopływ tlenu. Ogień zgasł, zrobiło się ciemno. Lekką poświatę dawała tylko pochodnia zawieszona kilka metrów dalej obok schodów. Wróciłam do Nialla i złapałam delikatnie za jego dłonie. Uśmiechnął się i zamknął oczy. Nagle poczułam jakby prąd przepływał z jego rąk do moich. Powstrzymałam krzyk zaskoczenia zagryzając język. Powoli zaczęłam dostrzegać lekką poświatę wokół dłoni Nialla. Zaczęła się rozrastać, objęła całe jego ciało. Wyglądało to trochę jak płomienie we wszystkich kolorach tęczy. Nie mogłam przestać się mu przyglądać, to była najpiękniejsza rzecz jaką w życiu widziałam. Kątem oka zauważyłam kolor wokół swoich rąk. Jasno złoty kolor. Całe moje ciało było w nim skąpane. W jednym miejscu widziałam różową nitkę, tak jak mówił Niall. Było ich kilka, gdy się dobrze przyjrzałam w różnych położeniach. Z mojego brzucha wydobywała się zielona wstęga i wprost do brzucha blondyna. Poruszała się lekko w powietrzu jakby za pomocą wiatru.
- Co oznacza ten cały złoty kolor? – zapytałam szeptem, bojąc się zakłócić aurę.
- Logiczne myślenie, rozwinięta dusza. To twój stały kolor. – odpowiedział po chwili. Poświata zaczęła znikać.
- Wow, to było niesamowite. – nie wiem czemu, ale nadal mówiłam szeptem – I ty to widzisz przez cały czas?
- Jeśli popatrzę na człowieka dłużej niż jakieś trzy sekundy. Samo się włącza. – w ciemnościach mogłam zobaczyć, że się uśmiecha – Chodźmy już.
- Tak. – przytaknęłam ciągle zafascynowana tym co widziałam. Podeszłam do ściany i palcami szukałam zagłębień w skale. Kiedy zaczęłam się już niecierpliwić wreszcie znalazłam odpowiednie miejsce i mocno je nacisnęłam. Ściana zadrżała i powoli zaczęła się odsuwać na bok, a kurz sypał się z sufitu nam na głowy. Zamrugałam kilkakrotnie, gdy ostre światło oślepiło mnie.
- Nareszcie! Angelica już jest? Zabrali Lou? – Perrie zaczęła zasypywać nas pytaniami.
- Powinna już tam być, musieliśmy niestety wyjść, bo Niall ma klaustrofobię i źle się poczuł. – wyjaśniłam. Blondynka pokiwała głową i rozejrzała się po sali niespokojnie obejmując się ramionami.
- Co się dzieje? Co się stało? – Niall jakby od razu wiedział, że coś jest nie tak.
- Jade zemdlała. Ale syreny ją zabrały i nic nie wiemy. – odpowiedziała drżąc. Nagle w moich żyłach pojawił się lodowaty chłód, który ogarnął całe ciało.
- Gdzie jest Harry? – czułam jak cała krew odpływa z mojej twarzy, a mięśnie napinają się gotowe do biegu.
- Przed drzwiami, ciągle próbuje tam wejść, ale mu nie pozwalają… Gdzie Idziesz?! – Perrie wołała jeszcze za mną, ale już jej nie słuchałam. Biegłam szybko, wypadłam z sali jak burza i popędziłam korytarzem w prawo. Przede mną Znajdowały się ogromne, ozdobne złote drzwi, a wokół mnóstwo ludzi, syren i… nie wiem kogo jeszcze, nieistotne. Przepychałam się pomiędzy znajomymi i nieznajomymi, wprost do samych drzwi.
- Pozwólcie mu wejść! – krzyknęłam do Minister, zastępczyni Najpiękniejszej. Odwróciły się w moją stronę zdziwione nagłym poruszeniem w tłumie. Harry, który się z nimi kłócić również wydawał się zaskoczony moimi słowami.
- Nadie, my nie… - zaczęła pani Minister, lecz jej przerwałam. 

- Proszę mi uwierzyć! Pani Minister, on musi być z nią! Inaczej może się stać coś złego! Wiem to! Czuję… - głos mi się załamał, a panika nasiliła. Wszyscy patrzyli na mnie z szeroko otwartymi oczyma.
Nagle Harry wydał z siebie dziwny dźwięk… Jakby się zadławił czy coś. Położył rękę po lewej stronie klatki piersiowej i nieco się pochylił do przodu. Mocno zaciskał powieki, a na jego twarzy widać było ból.
- NO JUŻ! Otwórzcie te drzwi i go tam do niej zaprowadźcie! Muszą być blisko! – znów podniosłam głos. Syreny popatrzyły się po sobie z wahaniem, ale i strachem. Anadyomene podtrzymała Harry’ego, bo by upadł. Nagle drzwi się otworzyły i wyszła ze środka jedna z naszych medykantek.
- Coś złego dzieje się z królową! – powiedziała przejętym głosem. I wtedy już nikt na nic nie czekał. Natychmiast Harry’ego zabrano do środka.



C.d.n...

____________________________________________________________

Hej!

Przepraszam, że tak późno, ale cały dzień spędziłam poza domem :/ No nic, rozdział już jest i mam nadzieję, że się podobał!
Pierwszy raz mamy opis sytuacji z perspektywy Nadie, chciałam trochę Wam przybliżyć jej postać. No i trochę Nialla też tutaj mamy ♥ Nadialli? Nie wiem jak połączyć ich imiona haha :D Nadiall... W sumie nie jest źle, brzmi całkiem dobrze ;)
Jak myślicie? Czemu Harry źle się poczuł? Co się dzieje z nową królową? No i co z Louisem? Nie wspominając już o dramie między Perrie, a Zaynem, którzy ze sobą nie rozmawiają. Jakieś pomysły lub teorie zrodziły się w Waszych głowach? Zdradźcie mi je! :)

Ostatni tydzień miałam dość ciężki. Niestety, albo stety pod względem szkoły. Mam bardzo mało czasu, mam nadzieję, że się nie gniewacie gdy późno u Was skomentuję rozdział albo z przyczyn niewytłumaczalnych zapomnę go dodać O.o Jeśli taka sytuacja się zdarzyła w ostatnim czasie, przypomnijcie mi! Bo prawdopodobnie przeczytałam na telefonie, ale w domu nie miałam czasu dorwać się do laptopa i o tym najzwyczajniej zapomniałam :P Nie gniewajcie się, plsss ♥

Hm, powiedzmy, że mam dla Was niespodziankę. Jest w fazie robienia, w zasadzie jest jak na razie eksperymentem, zobaczymy co z tego wyjdzie :) Ale mam nadzieję, że się Wam spodoba ;*

Dobranoc kochani! Słodkich snów i dziękuję Wam za wszystko ♥
Proszę, jeśli przeczytaliście, jeśli się spodobało (lub nie, chętnie przeczytam Wasze opinie) zostawcie po sobie komentarz :)

Nicol <3

PS: Wasze pytania do bohaterów pobudzają moją wyobraźnię bardzo pozytywnie! Nie raz się zdarzyło, że na podstawie pytania pojawił się zwrot akcji lub nowy pomysł ;) Dziękuję i zachęcam do pytania!

sobota, 21 lutego 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 50

„Rozśpiewana Historia 2” Część 50

To dla nas zaszczyt wykonywać rozkazy Najpiękniejszej.


****Niall****

- Nie przestawajcie! Musimy umocnić tarczę, a potem dopiero atakować! – krzyczał Zayn.
- Louis! – do moich uszu dobiegł krzyk Eleanor i Harry’ego. Natychmiast odwróciłem głowę w tamtą stronę. Szatyn leżał nieruchomo na ziemi, a z jego głowy i szyi sączyła się krew. Syrena, która się na niego rzuciła, uśmiechnęła się z satysfakcją i zeszła z niego. Ruszyła w stronę, ciągle związanego, Harry’ego.
- Trzeba im pomóc! – krzyknąłem do Zayna. Również patrzył na tą sytuację i szybko zadecydował.
- Niall, Calum, pomóżcie im. Szybko!
Popędziliśmy w tamtą stronę. Amory nie mogły opuścić szeregu, tworzyły tarczę. Mocno odczułem jej brak, kiedy wyszedłem z rzędu. Ból głowy niemal od razu zaatakował moje skronie. Jednak biegłem dalej, krok za Calumem. Cholera, chyba nie zdążymy…
- Stój! – Jade wrzasnęła, a syrena, która zbliżała się do Harry’ego, złapała się za głowę i cofnęła.
- Jak ona to zrobiła? – mruknął Calum, chyba bardziej do siebie niż do mnie. Poczułem szarpnięcie za kostkę i upadłem. Zadzwoniło mi w uszach od upadku, a kolano boleśnie dało o sobie znać. Spojrzałem na nogę, wokół której owinięty był zielony bicz. Syrena, która trzymała jego drugi koniec z uśmiechem znów pociągnęła. W ostatniej chwili złapałem się barierki, by nie znaleźć się jej jeszcze bliżej.
- Pomóżcie Niallowi! – powiedział ktoś z przejęciem, a ja tylko mocniej zagryzłem wargę, gdy bicz znów zacisnął się na mojej nodze, odcinając krążenie krwi w palcach. Dobiegło mnie wycie syreny, a gdy odwróciłem głowę, ta leżała już bezwładnie na ziemi. Nadie stała nad nią z kawałkiem drewnianej barierki w ręce.
- Nic ci nie jest? – brunetka podbiegła do mnie i zaczęła rozwiązywać bicz. Dokładnie taki sam miała owinięty wokół ramienia. Oh, a więc to nie były ozdoby… 
- Nie. – powiedziałem i wstałem. Nadie posłała mi słaby uśmiech.
- Musicie uciekać.
- Wiem. – westchnąłem. Nie było mowy, aby teraz syreny wypuściły nas żywych. Z sali Najwyższego Trybunału zrobiliśmy miejsce bitwy.
- Te ogromne drzwi się nie otworzą. Ale drugie wyjście jest w tronie. Tamtędy wydostaniecie się na zewnątrz. Najpierw Jade i Harry. – mówiła na jednym tchu – To o nich chodzi.
Obejrzałem się w stronę tronu. Harry właśnie został uwolniony od tych przeklętych kajdanek. Jade rzuciła się mu w ramiona z płaczem.
- Chodź. – złapałem Nadie za rękę i razem pobiegliśmy w stronę przyjaciół.
- Jesteś cały? – zapytałem Harry’ego. Miał czerwone obrzęki wokół nadgarstków. Spojrzałem na Louisa, który ciągle był nie przytomny. El śpiewała mu cicho, Calum pomagał jej i uciskał lekko ranę na szyi.
- Jest ok. Jak się stąd wydostaniemy? – Harry oderwał wzrok od przyjaciela na podłodze. Mocniej zacisnął zęby. Jego aura mówiła o poczuciu winy. Próbowałem go trochę pocieszyć.
- Wy dwoje wyjdziecie tajnym przejściem pod tronem. – powiedziała Nadie do Harry’ego i Jade. – Nie wiem czy wszystkim uda się stąd wyjść. – pokręciła smutno głową.
Kolejne dwie syreny zmierzały w naszą stronę. Było jasne, że zaczęły przegrywać.
- Ale ja stąd nie wyjdę, póki… - zaczął protestować Harry, ale Jade nagle pobiegła w stronę Amorów.
- O nie… Jade, nie! – Nadie pobiegła zaraz za nią.
- Co tu się dzieje?! – zapytałem zupełnie zdezorientowany. Wraz z Harrym pobiegliśmy za siostrami, które teraz się o coś sprzeczały.
- Jeśli to zrobisz, będziesz musiała zostać Najpiękniejszą! – Nadie mocno ściskała rękę Jade próbując ją zatrzymać.
- Będę mogła im wtedy rozkazywać? – zapytała. 
- N-nie tak od razu. – zająknęła się Nadie i od razu można było wyczuć kłamstwo. Jade pokręciła głową i znów chciała ruszyć w stronę Amorów. - Jade, to nie takie proste! – ponownie ją zatrzymała.
- O czym wy mówicie? – zapytałem pożądając wyjaśnień.
- Jade jest następczynią Anadyomene. – wypaliła Nadie, a Jade zgromiła ją wzrokiem.
- Jak mogłaś?! – zdenerwowała się.
- Ale nikt jeszcze o tym nie wie, a nawet jeśli, to nieliczne osoby. – dopowiedziała szybko Nadie – Może jeszcze uciec pod pretekstem, że nie wiedziała.
- Ale jeśli mam ich uratować, to muszę być Najpiękniejszą. Teraz. – Jade zacisnęła dłonie w pięści.
- Jade, nie, nie rób tego. – powiedziała błagalnie Nadie – Nie chcesz tego.
- Muszę ich ocalić… - wskazała brodą na Amory, które ciągle śpiewały. Od czasu do czasu zerkały na nas zaciekawione co się tu dzieje, jednak wolały nie spuszczać wzroku z nieprzyjaciela. Syreny, które biegły w naszą stronę, jednak zatrzymały się i wspomagały siostry. Chyba nasza tarcza się ustabilizowała.
- Ale jeśli zostanie Najpiękniejszą… To czy nie będzie mogła ułaskawić Harry’ego? I w ogóle ta cała sprawa byłaby o wiele prostsza, nie musielibyśmy uciekać. – nie wiedziałem w czym problem. Jednak zaniepokojona aura Nadie wskazywała na to, że cena jest zbyt duża.
- Anadyomene nie ma uczuć. – westchnęła z rezygnacją.
- To już zauważyliśmy. – burknął Harry.
- Nie. – Nadie posłała mu gniewne spojrzenie – Chodzi o to, że Najpiękniejsza nie ma uczuć. Są zablokowane tak, by mogła wydawać odpowiedni werdykt w sprawach Najwyższego Trybunału. By mogła z jak najlepszego punktu widzenia podejmować decyzje. Najpiękniejsza się nie uśmiecha, nie kocha, nie cieszy. Jest tylko ten wieczny, obojętny smutek.
- To mnie nie dotyczy. – stwierdziła Jade. Mnie i Harry’emu nagle zabrakło powietrza po wyjaśnieniu Nadie. – Jestem Przeznaczoną. Muszę kochać, nie ma innego wyjścia.
- Ekhem. – chrząknąłem widząc twarz Amora obok mnie.
- I oczywiście chcę. – dodała szybko Jade patrząc na Harry’ego przepraszająco – Kocham cię. Bardzo. Wiesz o co mi chodziło. – powiedziała i ujęła jego dłoń. Loczek tylko skinął głową na znak, że nic się nie stało i uśmiechnął się lekko do Jade. 
- Chcesz ryzykować? Może jednak ta klątwa Najpiękniejszej będzie silniejsza? – nie dawała za wygraną Nadie. Bardzo się martwiła. Widziałem w niej lęk, jakim darzyła Najpiękniejszą. Jej niezrozumianą potęgę.
- Nie ma większej siły od tej. We wszystkich księgach jest tak napisane. – Harry stanął po stronie Jade.
- Ale w żadnej księdze nie ma nic o sile Najpiękniejszej. – upierała się syrena.
- Nic mi nie będzie. Wierzę w to. Nie ma większej siły od miłości Amora. – powtórzyła Jade i posłała pełen zaufania oraz miłości uśmiech do Harry’ego. On go odwzajemnił i mocniej ścisnął jej małą dłoń.
- Ale jest jeszcze jedna sprawa. – Nadie spuściła głowę.
- Jaka? – spytał Harry zbyt zajęty Jade, by usłyszeć strach w głosie syreny.
- Musimy się pośpieszyć. Amory zaczynają przegrywać. – ponagliłem ich. Parę osób stało na miękkich nogach i chwiało się niebezpiecznie. Tarcza zaczęła się burzyć. Wszystko powoli zaczynało się walić.
- Najpiękniejsza może tylko podczas pełni wyjść na ląd. – powiedziała cichutkim głosem – Musi cały czas przebywać tutaj. W królestwie.
- I tu mamy problem. – skomentowałem widząc jak twarze zakochanych bledną w jednej chwili.
- Co?! – wydusili jednocześnie.
- Anadyomene w tym roku wyszła tylko raz. W dzień oskarżenia Harry’ego. Najpiękniejsza musi przebywać w tutaj, w Krainie Fal. Nie może sobie od tak wychodzić, gdy zechce. Anadyomene może zmienić ogon w nogi tylko podczas pełni. – Nadie wpatrywała się w swoje palce. Nerwowo się nimi bawiła, aby zająć czymś dłonie. Nie miała odwagi spojrzeć na siostrę, która zna teraz okrutną prawdę.
- Ale Harry może tutaj przychodzić? – głos Jade był nieco piskliwy z przejęcia.
- Jeśli sobie tego zażyczysz jako Najpiękniejsza. – potwierdziła z wahaniem – Nie wiem co na to inne syreny. Może im to przeszkadzać.
- Harry…? – Jade spojrzała na niego, a on na nią. Właśnie toczyli jedną z tych rozmów „bez słów”. Oderwałem wzrok od nich, by dać im trochę prywatności. Poczułem mocne drganie aury, kogoś za moimi plecami. Zmieniała się i to w szybkim tempie. Odwróciłem się, by zobaczyć kto to i czemu.
- Boże, Louis! – czułem jakby moje serce się zatrzymało w jednej chwili. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że biegnę jak najszybciej do przyjaciela oraz Uzdrowicielki. Calum nie miał już rękawów od swojej koszulki. Urwał je i mocno uciskał materiałem ranę na szyi, jednak na podłodze zrobiła się już duża kałuża krwi. 
- Tętnica… Syrena ją uszkodziła. – El przestała śpiewać, gdyż głos zupełnie ugrzązł jej w gardle. Jej policzki były mokre od łez.
- Nie przestawaj, nie możesz przestać. Dasz radę. Jest z nim lepiej, gdy słyszy twój głos. – mówiłem do niej, ale sam cały się trzęsłem. Jego aura ciągle zmieniała się na ciemnoszarą. Wszystkie kolory powoli z niej upływały i zmieniały się w ten cholerny popielaty odcień, która ma się przeistoczyć w czerń. Co to znaczy? Bliski śmierci. Czarny kolor to śmierć.
- El! Musisz być silna! Śpiewaj! – Calum wrzasnął na nią. Sam się lekko wystraszyłem, ale na brunetkę podziałało to jak kubeł zimnej wody. Ułożyła swoje palce na skroniach Lou i zamknęła oczy. Śpiewała ze zdwojoną siłą.


****Zayn****
- Głośniej! Zaraz tarcza pęknie! – krzyknęła Perrie tak mocno, że niemal przytłumiła syreny. Amory resztkami sił podniosły głos, by wzmocnić obronę. Syreny również nie pozostawały dłużne. Nagle między rzędy wepchała się Jade. Miała mokre od łez policzki, ale zawziętą minę. Stanęła dokładnie po środku rzędu, naprzeciwko Najpiękniejszej. 
- DOŚĆ TEGO! – zagrzmiała. Pierwszy raz miałem ochotę się skulić. Jednak jej głos nie spowodował u mnie bólu… Ani u Perrie… Ani u wszystkich Amorów. Gdy spojrzałem na naszych przeciwników, to wszyscy jęczeli, kulili się z bólu. Nawet Najpiękniejsza.
- Co… się… dzieje…? – wydukała oszołomiona Perrie. Chyba pierwszy raz się do mnie dzisiaj odezwała. Pokręciłem jednak mimo to tylko głową. Nie wiedziałem. Nie miałem zielonego pojęcia co się tutaj dzieje.
- Przestańcie. Od tej pory ŻADNA z was nie ma prawa skrzywdzić ani jednego Amora, Śpiewaka czy innych naszych gości. – Jade nadal przemawiała swoim magicznym głosem, jednak już nie z tak ogromną siłą. Syreny, które ciągle miały wykrzywione twarze z powodu wewnętrznego cierpienia, powoli osuwały się na kolana i… kłaniały się? Co?
- Jaśnie Pani, to dla nas zaszczyt wykonywać rozkazy Najpiękniejszej. – Anadyomene ukłoniła się, po czym wyprostowała. Na jej twarzy gościł szczery uśmiech, jakby mogła dopiero teraz odetchnąć z ulgą.
Co się tu, do jasnej cholery, przed chwilą stało?


C.d.n…

________________________________________________________________

Cześć!

No i tak oto się przedstawiają sprawy :D Kto zaskoczony? Zadowolony? Zawiedziony? Proszę, piszcie! Chcę poznać Wasze odczucia ♥
Mi osobiście podoba się ten rozdział. Całkiem fajne gify udało mi się dobrać. Mam nadzieję, że Wam również przypadł do gustu ;)

Dziękuję za wszystkie komentarze. Jesteście najlepsi! ♥ Jak ja się Wam odwdzięczę? 

Kolejny rozdział jest w fazie roboczej, ale prawie skończony. Cieszę się, że wena mnie nie opuszcza, a jeśli nawet to jakoś się to wszystko układa :D Nie mam jeszcze pomysłu co dalej, ale jakoś to będzie! Grunt to optymizm :)

Wasza Nicol się za siebie wzięła! Od dzisiaj mam zamiar ćwiczyć codziennie, zobaczymy co z tego wyjdzie :D Trzymajcie za mnie kciuki! Podziękowania dla @roarfelicity za motywację każdego dnia i to cudowne "dzień dobry" oraz "dobranoc". Nie uwierzylibyście ile takie zwykłe słowa dają. Spróbujcie, to naprawdę wspaniała sprawa! Daje energię na cały dzień :)

Koooocham Was mocno i jeszcze raz za wszystko dziękuję! 
Miłej soboty!
Nicol <3

P.S. Bohaterowie bardzo się cieszą, gdy ich pytacie! (Za to ja się głowię, jak tu odpowiedzieć na Wasze skomplikowane pytania xd Haha, jak na niektóre patrzę myślę sobie: "o matko, i co teraz?" :D)

sobota, 14 lutego 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 49

„Rozśpiewana Historia 2” Część 49

Syreny vs. Amory


****Louis****
- Dobrze. A więc skoro już jest porządek, to przeprowadźmy dalszą część argumentów, które zadecydują o wyroku. – oznajmiła Minister. Dobre pół godziny trwało „wyrzucanie” Gemmy z sali Trybunału. Dziewczyna krzyczała, biła się, broniła, a do tego wszystkiego poturbowała przynajmniej ze trzy syreny. Dwa Amory i Kieran również musieli opuścić salę za próbę pomocy Gemmie, a jedna z syren za próbę "okaleczenia" Amora. Innymi słowy, każdy kto chociażby wstał ze swojego krzesła od razu został oskarżany o próbę pomocy Gemmie. I tak oto czwórka, czy piątka z nas opuściła salę. Jejku, jak ja ich nienawidzę.
- Czy ktoś ma jakiś argument, który chciałby teraz przedstawić? – zabrała głos Najpiękniejsza.
- Ja mam. – Zayn powstał ze swojego miejsca. 
- Słuchamy. Jakie jest pana stanowisko, panie…
- Malik. Zayn Malik. – przedstawił się – Harry zrobił to w obronie własnej. Syrena jako pierwsza go zaatakowała, on tylko wyciągnął ręce przed siebie. To był wypadek. A to oznacza, że zrobił to nieumyślnie.
- Hm, no dobrze. – Minister niechętnie postawiła prostą kreskę po prawej stronie tablicy, która do tej pory pozostawała pusta. Harry miał już pięć głosów przeciw (Jeden dodatkowy za „naganne” zachowanie jego rodziny. Gdzie w tym sprawiedliwość?).
- Masz coś? – szepnął w moją stronę Niall – Nie mam zielonego pojęcia co może działać jeszcze na jego korzyść…
- Mam kolejny argument. – oświadczyła jakaś syrena – Jest Amorem, który wszedł na nasze terytorium.
- Racja. – przyznała Minister.
- Ej, ej, ej! Chwila, a czy gdyby nie był Amorem, to sprawa byłaby inna? – Zayn ponownie wstał. Rany, Zayn, żeby tylko cię nie wywalili…
- Cóż, tak. – odparła bez ogródek.
- To są jakieś żarty?! – te słowa wypłynęły z moich ust jeszcze zanim zdążyłem o tym pomyśleć.
- Ma pan jakiś problem? – Minister zwróciła się w moją stronę.
- Nie, ależ skąd. Mam argument. – wstałem. Już nawet nie panowałem nad sobą. – JESTEŚCIE POKRĘCONE! Równie dobrze możecie mu wlepić krzyżyk za to, że się urodził!
- Słuszna uwaga. Gdyby się nie urodził nie byłoby nas tutaj teraz. – powiedziała Minister i zamaszystymi ruchami wlepiła Harry’emu kolejny „x”.
- POGIĘŁO CIĘ JUŻ DO KOŃCA?! ZMAZUJ TO! – Calum dołączył się do kłótni. Syreny zaczęły krzyczeć do nas, my do nich i w ogóle zrobił się straszny chaos. Paranoja jakaś. Kłócimy się o „x” na tablicy, który może zadecydować o życiu naszego przyjaciela.
- Ta rozprawa nie ma sensu! Wy go po prostu chcecie ukatrupić, nie ważne co powiemy! – krzyknąłem do tej ich „królowej”.

- Przybywajcie wszystkie cudne dziewki
Z wszystkich czterech świata stron…  - syreny zaczęły śpiewać.

- No, chyba jednak nie. – warknął z irytacją Luke i zaczął śpiewać samogłoskę „a” na nieznaną mi melodię. Wszystkie Amory się do niego dołączyły i wspólnie zaczęły tworzyć tarczę, która miała nas osłonić przed sprawiającym ogromny ból głosem syren.
Syreny stanęły murem, Amory również. Obie strony zaczęły się nacierać nawzajem i atakować. Mieliśmy jakiś pomysł z przeznaczonymi, tak? Cóż, to chyba nie wypali. Jeszcze żadna nie zemdlała na widok swojego "ukochanego".
- Śpiewajcie to co Amory! – polecił nam Zayn. Próbowałem się wpasować w rytm i melodię. Na początku było ciężko, ale z czasem zrozumiałem. Dwa razy wyżej, niżej, równomiernie, podbicie. Potem jakieś zawijasy, ale damy radę. I tak w kółko.
- Potrzebna nam pomoc. – stwierdziła mama Harry’ego. Pomoc? Hm…
- Używajcie darów. – szepnąłem do Nialla i Jesy.  Skupiłem się na syrenach. Miały skomplikowane umysły. Wyszukałem najsłabszego i spróbowałem do niego wejść. Gdy się udało, nakazałem tamtej syrenie, by się przewróciła w lewo. Potknęła się, a parę jej „sióstr” poleciało razem z nią, jak domino.
- Nie przestawać! – krzyknął ktoś z tyłu. Śpiew syren zaczął się przedzierać przez naszą tarczę. Skrzywiłem się z bólu. 
- Gdzie jest Eleanor? – rozejrzałem się nagle spanikowany, czy z nią wszystko w porządku. Amory zdążyły już naprawić tarczę.
- O nie… - Jesy wpatrywała się w stronę tronu. Podążyłem za jej wzrokiem. El biegła do Harry’ego i próbowała go uwolnić. Spojrzałem na Minister. Też to zauważyła. Już sięgała ręką do wisiorka. O nie. Nienienienie…
- Jesy, Minister! – szturchnąłem ją.
- Ale…
- Już! – wrzasnąłem. Minister zatrzęsła się i zawyła z bólu, po czym opadła na podłogę. Teraz już wiesz jak to jest być potraktowanym prądem?! Przyjemnie?!
- Zostawcie ich! – jakby z oddali dobiegły krzyki Jade. Trzeba jej pomóc!
- Wy śpiewajcie dalej, zaraz wracam! – powiedziałem do Jesy, a potem pobiegłem do Harry’ego i El.
- Pomóż Jade, ja się nim zajmę! – próbowałem przekrzyczeć się przez „śpiewy wojenne”. Przytaknęła i popędziła w drugą stronę.
- Co z nią?! Co z Jade?! Przed chwilą ją słyszałem! – denerwował się Harry i na siłę starał się wychylić, by ją zobaczyć. Bez skutku.
- Opamiętaj się! Nie pomagasz, zaraz sobie oderwiesz nadgarstek! – miałem ochotę go uderzyć, ale powstrzymałem się. Przyjaciel na chwilę znieruchomiał. – Jak ci założyli to cholerstwo?! Albo raczej JAK SIĘ TO OTWIERA?! 
- Klucz. Chyba jest na górze. – odchylił głowę i spojrzał na tron Najpiękniejszej. Ona aktualnie starała się wywiercić dziurę w naszej obronie swoim śpiewem razem z koleżankami.
- Cholera. – zakląłem. Chwyciłem się powierzchni, z której był wykonany tron. Chropowata. Może przynajmniej się nie poślizgnę. – Są na to jakieś schody?
- Taa, ale musiałbyś opuścić salę i wejść tyłem. – odpowiedział Harry. Okay, a więc schody odpadają.
- Zaczekaj tu. – powiedziałem do Loczka.
- Nie, wiesz, zaraz pójdę sam po te klucze. – wywrócił oczami i zadzwonił łańcuchami. Chciałem mu coś odpowiedzieć, ale teraz liczył się czas.
- El! – krzyknąłem do brunetki, która właśnie się szarpała z jakąś syreną. Przegrywała. Eh, honor na bok. Kopnąłem z całej siły w drewniane barierki, a te złamały się na mniejsze części. Wziąłem jedną podłużną i zdzieliłem syrenę po głowie. Osunęła się na ziemię.
- Kobiety nie uderzę, na szczęście ty jesteś jakimś monstrum. – opuściłem dłonie z barierką wpatrując się w nieprzytomną syrenę.
- O matko. – westchnęła z wyczerpania Eleanor i odgarnęła włosy z twarzy. Miała dużo zadrapań na ramionach i szyi, jedno płytkie nacięcie na policzku.
- W porządku? Jakieś urazy wewnętrzne? – ująłem ją za podbródek i spojrzałem w oczy.
- Jestem cała. – sapnęła. Ta syrena dała jej nieźle popalić.
- Musimy znaleźć klucze. Harry mówił, że są na górze. – wskazałem na tron. Dziewczyna pokręciła głową.
- Najpiękniejsza wzięła je ze sobą.
- Jasny gwint.
- Uważajcie! – do naszych uszu doszedł wrzask Jade i w porę się uchyliłem. Szpony złotowłosej ledwie mnie drasnęły.
- Jeszcze raz się zamachniesz na mojego chłopaka to ci przyłożę! – zagroziła brunetka. Syrena pobladła i osunęła się na ziemię.
- Mojego chłopaka? – uśmiechnąłem się do niej znacząco.
- Naprawdę?! Teraz?! Śpiesz się, za chwilę się ocknie. Nie mogę jej ciągle usypiać. – wywróciła oczami.
- Gdzie mam się śpieszyć?
- Wejdź w umysł Anadyomene i niech rzuci nam ten klucz!
- To nie jest takie proste!
- A próbowałeś już?! No jazda! – ponagliła mnie – Będę cię ubezpieczać. – wyjęła z moich rąk barierkę i chwyciła mocno w obie dłonie gotowa do walki. Moja dziewczyna.
Westchnąłem i skupiłem się na Najpiękniejszej. Nie należała do najtrudniejszych umysłów, ale nie było to też łatwe. Czułem się jakbym przechodził przez labirynt. 
Ślepa uliczka.
Źle.
Kolejna zła droga.
O, chyba na coś trafiłem…
Nie, jednak nie.
Rozwidlenie dróg…
Prawo? Czy lewo?
Prawo...?
Jest!
- Mam ją! – ucieszyłem się. Spojrzałem na El, która walczyła zacięcie z dwiema syrenami. Jak długo byłem nieprzytomny na umyśle? Kiedy się koncentruję, czasami jestem nieobecny tutaj, we własnym ciele.
- To na co czekasz? – zapytała odpychając jedną z syren, ale druga już się zbliżała niebezpiecznie pazurami do jej szyi. – No dawaj!
Skupiłem się jeszcze raz. Teraz trafiłem już z pamięci i wybrałem odpowiednią kończynę. Skupiłem się na tyle mocno, że zobaczyłem świat jej oczami. Chwyciłem za klucze, które zawiesiła przy pasku. Uniosłem jej rękę, zamachnąłem się i wypuściłem klucze z dłoni. Do uszu dobiegł jej własny krzyk złości. Szybko wyślizgnąłem się z jej umysłu.
Zdałem sobie sprawę, że leżę na ziemi…
- Ty to masz cela. – zaśmiała się El, która się nade mną pochylała. Poczułem pieczenie dokładnie po środku czoła. Obie syreny, z którymi walczyła również leżały już na ziemi. – Prosto w łeb.
- Klucze trafiły we mnie, prawda? – miałem ochotę przybić sobie piątkę. Geniusz.
- Mhm. – przytaknęła rozbawiona i zabrzęczała złotym metalem – Ale mamy je. Dasz radę wstać?
- Tak. – kiwnąłem głową, a El już popędziła do Jade. Szybko ją uwolniła, a ja chwyciłem w ręce naszą broń- kawałek barierki. Albo to jest takie śmieszne jak mi się wydaje, albo porządnie przyłożyłem głową o ziemię. Najpiękniejsza wrzeszczała coś i pokazywała w naszą stronę. Dwie syreny odłączyły się od śpiewu i pobiegły w stronę Harry’ego, który ciągle był przykuty do tego głupiego tronu.
Nie ma kurde mowy.
Pobiegłem na spotkanie z nimi i stanąłem przed Harrym uzbrojony w kawałek drewna. Zdałem sobie sprawę, że wszyscy ciągle walczą na głosy. O dziwo, szanse były wyrównane. Najwidoczniej jeśli ma się dobrą obronę, to syreny nie mogą nic zrobić.
- W imię Najwyższego Trybunału rozkazujemy ci odejść! – krzyknęła jedna z nich w moją stronę. Przez moją głowę przeszła fala paraliżującego bólu. Moja niewidzialna tarcza posypała się w drobny mak. Nawet nie wiem kiedy, osunąłem się na kolana.
- Nie. – wydukałem mimo wszystko. Zamachnąłem się i chciałem podciąć im nogi. Jedna padła, a druga zrobiła unik i skoczyła na mnie.
- Louis!
Zapadła ciemność.

C.d.n…

_________________________________________________________________

Hej! 

Nareszcie coś się dzieje, huh? :D
Ile można było siedzieć jak tak grzecznie xd No to mamy początek walki, uniesienie Gemmy nie poszło na nic, a sprawy się trochę komplikują :P
Mam nadzieję, że się podobało! Dziękuję za Wasze komentarze, one naprawdę wiele dla mnie znaczą ♥ Prosiłabym Was, abyście i pod tym rozdziałem zostawili swoją opinię :) Jesteście najlepsi!

Wesołych walentynek i miłego dnia! :D Macie jakieś szczególne plany dzisiaj? ;)

Przez cały tydzień siedziałam w domu, chora. Cóż, dzisiaj mi już lepiej i bardzo się z tego cieszę ^^ Za to miałam trochę czasu by pomyśleć o RH :3 Mam już rozdział 50, kolejny w trakcie tworzenia (co prawda tylko parę zdań, ale zawsze coś xd) no i tak sobie myślę, i myślę, a tu BUM! Wiecie co? Chyba mam pomysł na nowe opowiadanie... Jeszcze dosyć chaotyczny, trochę niezrozumiały i może nawet niewypał, ale poczekamy, zobaczymy ;) Chciałam to Wam powiedzieć, by samą siebie uspokoić, że z moją wyobraźnią nie jest jeszcze tak źle i mogę wymyślić coś nowego haha ♥

Nie męczę już Was w ten słoneczny dzień. Dziękuję, że jesteście, że czytacie. Kocham Was moooocno! Jesteście NAJLEPSI! ;*

Wasza Nicol <3

sobota, 7 lutego 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 48

„Rozśpiewana Historia 2” Część 48

Argumenty za i przeciw


*****Leigh-Anne*****
- Czy wy go właśnie poraziłyście prądem?! – Gemma zerwała się ze swojego krzesełka.
- Siadaj, Gemm. – szepnął do niej Kieran i pociągnął ją za rękę. Jednak ona go nie słuchała.
- Czy wy jesteście jakieś nienormalne?! Przecież on nic nie zrobił!
- Kim pani jest i czemu pani przeszkadza w rozprawie? Zaraz będzie pani musiała opuścić salę Najwyższego Trybunału! – ta cała „Minister Sprawiedliwości” zrobiła taką minę, jakby nie wiedziała o co chodzi Gemmie.
- Jestem jego siostrą! I nie życzę sobie, byście raziły go prądem!!! Szczególnie za NIC! – wybuchła. Kieran mocniej pociągnął ją za rękę. 
- Gemm, uspokój się. – zwrócił się do niej zmęczonym głosem Harry. Popatrzyłam na Jade. Zakrywała głowę i uszy rękami, ale kajdanki na jej rękach krępowały jej ruchy. Kiwała się to w przód, to w tył. Ten widok sprawił, że moje serce ścisnęło się jeszcze mocniej. Rany, ona nie wytrzyma tej rozprawy psychicznie!
- Wasza Wysokość, jakie jest Wasze zdanie? – Minister  zwróciła się do Najpiękniejszej.
- Niech siada. Kolejne wykroczenie zostanie ukarane. – przemówiła w końcu, po krótkiej ciszy. Gemma już miała coś jej odpowiedzieć, ale Kieran szybko zasłonił jej usta ręką i zmusił, by usiadła. Do naszych uszu doszło tylko zirytowane prychnięcie dziewczyny.
- Kontynuujmy. – Anadyomene zrobiła niedbały gest dłonią.
- Kolejne pytanie. – oświadczyła Minister – Ile osób było z tobą na łodziach? Wymień imiona.
- A więc… Zayn, Liam, Niall, Louis, Perrie, Leigh, Jesy, Eleanor i Angelica. Razem dziesięć osób, włącznie ze mną. – wyliczył na palcach.
- Czy wszyscy są tu dzisiaj obecni?
- Nie ma tylko Angelici.
- Dlaczego?
- Bo jej nie pozwoliłyście… - zmarszczył brwi – Zgadza się? Tak powiedziała Nadie.
- Nadie, proszę o powstanie. Czy to prawda co powiedział oskarżony?
- Moje imię to Harry jak coś. – burknął Loczek. Minister go zignorowała.
- Angelica to wampirzyca, wróg, powiedziałam, żeby jej nie przyprowadzali, bo to byłaby obraza dla Najpiękniejszej i nas. – Nadie wydawała się być bardzo zestresowana.
- Dobrze. – Minister się do niej uśmiechnęła łagodnie i zwróciła ponownie do Harry’ego – Co wydarzyło się dalej?
- Wypłynęliśmy. Po jakimś czasie pojawiła się przy jednej z łodzi złotowłosa syrena. Przedstawiała się jako… Marina? Nie pamiętam. – podrapał się po głowie w zamyśleniu.
- Czy na sali jest obecna nasza siostra, która jako pierwsza podpłynęła do łodzi? – zapytała donośnym głosem Minister.
- Jestem. – złotowłosa dziewczyna powstała z miejsca, a na jej ustach błąkał się tajemniczy półuśmiech – Nazywam się Miriam. 
To ona. O mój Boże.
- Miriam, więc co robiłaś przy łodzi?
- Pływałam. Usłyszałam głosy, zobaczyłam światło. Jak się zbliżyłam, zobaczyłam pięknego młodzieńca i zapragnęłam go poznać. – jej wzrok powędrował na naszą stronę, tuż ponad moją głową. Na Zayna. Uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko. Usłyszałam wciągane powietrze przez niego z sykiem.
- I co się potem stało?
- Zaśpiewałam, ponieważ na łodziach było więcej przystojnych panów, a ja chciałam się podzielić swoim znaleziskiem. No i nie dałabym rady sama z resztą obecnych tam ludzkich panienek. – ostatnie słowa wypowiedziała niemal z pogardą.
- Czy chłopiec ci uległ? – zadała kolejne pytanie Minister.
- O tak, wiedziałam, że zrobi dla mnie wszystko. – mówiła nie przerywając kontaktu wzrokowego z Zaynem. Przełknął głośno ślinę.
- Oskarżony, czy wszystko do tej pory się zgadza?
- Tak. – przytaknął niechętnie Harry.
- Kto przyszedł na zawołanie, Miriam? – kontynuowała Minister.
- Laila, Doris, Syrah, Zoe, Salomea, Ines, Akira i… Selena. – tutaj chwyciła się za serce w teatralnym geście, a po jej policzku spłynęła łza – Potem było nas więcej, lecz już nie pamiętam kto kiedy przybył. W którymś momencie zjawiła się również Nadie i Jade.
- Jade, Nadie. Zgadzacie się z tą wypowiedzią? – Minister na nie spojrzała, a one lekko przytaknęły głową nie odzywając się. - Opowiedz co było dalej. – pani Minister ponownie się zwróciła do Miriam.
- Gdy śpiewałam uznałam, że są niebezpieczni, no i mają na pokładzie wampirzycę. Więc zaatakowałam.
- Kogo?
Miriam się uśmiechnęła i wskazała na Zayna.
- Jego.
- Czyli żyje. – stwierdziła jakby ze smutkiem Minister. Wyprostowałam się na krześle i zacisnęłam dłonie w pięści. Miałam ochotę wytargać tą rybę za jej głupią pelerynkę. – Jak mu się udało?
- Ktoś podciągnął go do góry. – powiedziała z rozczarowaniem Miriam.
- Dziękuję Miriam, możesz usiąść. Wracamy do oskarżonego. Co się działo dalej?
- Rozpoczęła się bitwa. Wszystkie syreny na raz zaczęły nas atakować. – odpowiedział Harry, a gdy Minister przytaknęła kontynuował – Wtedy ta cała Lena wyskoczyła z wody wprost na mnie.
- Selena. – syknęła Minister z wściekłością, a gdy się opanowała uśmiechnęła się sztucznie – Co zrobiłeś?
- Miała szpony i kły. Wiedziałem, że rozerwie mi gardło lub wrzuci do morza, więc wystawiłem wiosło, które trzymałem, przed siebie. Nadziała się na nie i wpadła do wody. – skrzywił się lekko na to wspomnienie. Na sali zapanował chaos. Rozległy się krzyki i wrzaski. Jakaś syrena wyskoczyła z rzędu i popędziła ku Harry’emu. Jade również chciała wstać, ale łańcuch jej na to nie pozwolił i przytrzymał w miejscu. Harry skrzyżował przed sobą ręce w geście obrony, gdy syrena z sykiem zaczęła się do niego zbliżać z obnażonymi szponami. Ktoś z naszego rzędu również wyskoczył na pomoc naszemu przyjacielowi.
- SPOKÓJ! – głos Anadyomene sprawił, że zobaczyłam gwiazdy. Był tak potężny, że niemal ogłuszający. W mojej głowie eksplodowała fala bólu. Złapałam się za uszy i skuliłam. Mogłam się domyśleć, że wszyscy inni robią to samo. 
- Zatrzymajcie ją! Ona go skrzywdzi! Zróbcie coś! – krzyczała rozhisteryzowana Jade przez łzy. Całą swoją wolną wolą zmusiłam się by popatrzeć na salę. Wszyscy, wszystkie syreny, wszystkie Amory, wszyscy Śpiewacy zasłaniali uszy i jęczeli z bólu spowodowanego głosem Najpiękniejszej. Wszyscy poza Jade. 
- Ma być spokój. – powtórzyła, ale już spokojnie i wywróciła oczami - Proszę wyprowadzić z sali Aksell. Niniejszym oficjalnie ogłaszam, że ma zakaz uczestniczenia w tej rozprawie.
Wielkie drzwi się otworzyły, a dwie syreny ubrane na biało ze złotymi hełmami weszły do sali i wyprowadziły dziewczynę, która zaatakowała Harry’ego.
- Prosimy o wybaczenie. Aksell to siostra Seleny. Bardzo przeżywa jej stratę. – powiedziała z typową dla siebie obojętnością Anadyomene – Możemy kontynuować?
- Oczywiście, Wasza Wysokość. – Minister dopiero pozbierała się z podłogi. Na jej twarzy ciągle było widać ból – Oskarżony, co się stało potem?
- Umm… - Harry wziął głęboki oddech i rozmasował sobie skronie chcąc pozbyć się bólu – Wtedy wywrócono moją łódź. Wpadliśmy do wody… Wszyscy zaczęli mnie atakować… I… Ktoś wciągnął mnie pod wodę.
- Kto?
- Jade. – westchnął, jakby nie chciał jej w to mieszać.
- Co dalej?
- M-mogę ja powiedzieć? – Jade uniosła głowę.
- Twoją wersję już znamy. Teraz czas na oskarżonego. – powiedziała zmęczonym głosem – Proszę kontynuować. – poleciła.
- Eh, no nic więcej. Jade mnie uratowała i wyciągnęła na plażę. Była ranna, bo jedna z WAS uderzyła ją biczem po plecach. – lekko zauważalnie się wzdrygnął.
- Mierzyłam w ciebie! Nie zraniłam jej specjalnie! – jedna z syren wstała i wyglądała na bardzo zdenerwowaną.
- Cisza. – Najpiękniejsza stuknęła trójzębem o podłogę – Przypominam, że odzywają się tylko osoby wskazane przez Minister.
- Dziękuję Jaśnie Pani. – Minister dygnęła i odwróciła się w stronę tamtej syreny – Jeszcze jedno takie wykroczenie i zostaniesz ukarana. Zrozumiano?
- Tak jest. – usiadła szybko i spuściła głowę.
- Hm, nadal jesteśmy w punkcie wyjścia. Wiemy, iż to Harry Edward Styles zabił naszą siostrę Selenę. I przyznaje się do tego czynu. Czy nadal się upierasz, że zrobiłeś to w obronie własnej?
- Oczywiście, że tak. Nie zabiłbym jej celowo. – potrząsnął głową, jakby jej pytanie było czymś absurdalnym. I takie właśnie było. 
- Dobrze. Powołuję w takim razie pierwszego świadka. Miriam, jakie jest twoje stanowisko? Zabił ją umyślnie, czy w obronie własnej? – Minister znów odwróciła się do złotowłosej syreny, która zaraz wstała na dźwięk swojego imienia.
- Zrobił to specjalnie! – zmrużyła gniewnie oczy patrząc na Harry’ego.
- Dlaczego?
- Bo to widziałam. Ciągle trzymał wiosło w ręku, na pewno to zaplanował. – odparła.
- Zapisuję argument. – oświadczyła Minister. Do sali została przyniesiona tablica przez jedną z syren. Na środku znajdowała się pozioma kreska, która dzieliła ją na dwie połowy. Po jednej stronie Pani Minister postawiła "x".
- Czy to są jakieś żarty? – szepnęłam do siedzącego obok Liama – Kto będzie miał więcej argumentów wygrywa?
- Chyba na to wygląda. Jest bardzo źle. – odpowiedział nie spuszczając wzroku z tablicy.
- Laila, jakie jest twoje stanowisko?
- Zabójstwo celowe.
- Czemuż to?
- Jest seryjnym mordercą. Na pewno nie zawahał się również przy Selenie.
- Co proszę?! Jakim mordercą?! – wzburzył się Harry. Wstał na równe nogi, ale łańcuchy pociągnęły go do tyłu. Amory zaczęły krzyczeć, że to nie prawda. 
- A jak w takim razie zdjąłeś klątwę Amorów? – syrena o imieniu Laila uśmiechnęła się złowieszczo. Liam pobladł. – Legenda głosi, że aby złamać klątwę jest do tego potrzebny wampir i czarownica. Gdzie oni są?
Harry wyglądał jakby miał zwymiotować. Jade z resztą też. Jej policzki były mokre od łez.
- Oskarżony, proszę odpowiedzieć na pytanie.
- N-nie żyją. – wyszeptał ze wzrokiem wbitym w ziemię.
- I wampir, i czarownica? Hm, masowe zabójstwo. – stwierdziła Minister i postawiła kolejne trzy "x". Harry zacisnął mocno powieki.
- Zaraz, zaraz, ale to nie jego wina! Czarownica sama poszła na śmierć! – Gemma po raz kolejny się odezwała – Sama chciała wykonać rytuał! Nikt jej nie zmuszał. To było… samobójstwo. Nie morderstwo. Harry nie miał nic z tym wspólnego.
- Mimo upomnienia, postanowiła pani po raz kolejny złamać panujące tu zasady. Musi pani opuścić salę. – Minister nie kryła się z uśmiechem.


C.d.n…

__________________________________________________ 

Hej!

Ostatnio dostałam tyyyyyle miłych słów od Was, że zaczęłam się stresować, czy spodoba Wam się i ten rozdział tak bardzo jak poprzedni. Mam nadzieję! 
Akcja się komplikuje i komplikuje. Ale chyba tak jest ciekawiej, nieprawdaż? :)
Proszę, pozostawcie swoje opinie w komentarzach. Wszystko co macie do powiedzenia, co myślicie o RH, o blogu, o rozdziałach, o bohaterach. Proszę, podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami! Wtedy będę mogła ewentualnie zmienić to i owo :)

Cóż, syreny okazały się być jednak wrednymi zołzami :/ Na początku miałam o nich inne wyobrażenie haha :D Ale jak u mnie to zawsze bywa, wszystko wymyka mi się spod kontroli i piszę pod natchnieniem xD

Wow, już powoli się zbliżamy do 180 tyś! Dziękuję Wam bardzo, jesteście wspaniali <3
Tak wygląda już "skończone" wydanie RH:

Dziękuję, to wszystko dzięki Wam! Bardzo dziękuję wszystkim, którzy tu są, czytają i robią dla mnie tak wiele ♥
Ilysm xxx

Nicol <3