niedziela, 23 listopada 2014

„Rozśpiewana historia 2” Część 39

„Rozśpiewana historia 2” Część 39

W domu El
  
****Eleanor****

- Chcesz jeszcze herbaty, kochanie?
- Nie, dziękuję, mamo. – pokręciłam głową. I tak z trudem wmusiłam w siebie kanapkę po długich naleganiach rodzicielki. W nocy, kiedy Nadie pomogła nam wrócić bezpiecznie na brzeg i powiedziała co się właśnie dzieje- a działo się dużo- musieliśmy znaleźć schronienie. Zaproponowałam swój rodzinny dom, bo rodzice Perrie chyba wyjechali, tak przynajmniej mówiła. Teraz siedzieliśmy wszyscy w ciasnym dla nas salonie, z kubkami w rękach. Godzina dziewiąta siedemnaście. Nikt nie mógł chyba zasnąć tej nocy po tym wszystkim co się stało. Byliśmy praktycznie nieprzytomni tego ranka.
- A ty… - mama urwała.
- Niall. – podpowiedział blondyn.
- Ah, tak. Niall. Chcesz może jeszcze kanapkę? – popatrzyła się na niego troskliwym spojrzeniem.
- Umm… Nie trzeba…
- Oj, proszę, to żaden kłopot. Zrobię ci z szyneczką i pomidorem, dobrze? Czy może wolisz ogórka?
- Ogórek jest w porządku… - wydukał Niall. Moja mama od razu wyczuła, że blond lubi zjeść trzy kanapki zamiast dwóch. Tylko moja rodzicielka ma skłonność do przesadzania i wciskała teraz mu piątą kanapkę. Biedny Niall, z uprzejmości nie odmawiał.
- Pomogę pani pozmywać. – zaoferował się Zayn.
- Oh, kochanie, nie jestem aż taka staroświecka. Mamy zmywarkę. – zaśmiała się – I mówiłam ci już, żebyś mówiła do mnie Kate.
- Nie szkodzi.  Ja pozmywam. – oznajmiła Leigh-Anne i w ekspresowym tempie zebrała od wszystkich naczynia i podążyła do kuchni.
- Nic się nie zmieniła. – westchnęła mama – Lee Lee zawsze w stresujących sytuacjach lubiła czymś zająć ręce.
- Dziękujemy za pani gościnę. – odezwał się Louis.
- Skarby wy moje, powtarzam- Kate! – pogroziła szatynowi palcem z uśmiechem – Ależ nie ma za co. Bardzo się cieszę, że nareszcie moja córeczka mnie odwiedziła. Mam tylko jedno pytanie… Czy wy zawsze podróżujecie w takiej dużej grupie?
- Tak, mieszkamy też w jednym domu. – potwierdziła Perrie.
- Trochę niebezpiecznie, nie uważacie? – mama wydawała się być lekko zdenerwowana.
- Ciągle im to powtarzam. – zacmokała teatralnie Angel. Jako jedyna nie miała cieni pod oczami i wyglądała na ani trochę nie zmęczoną.
- A ty jesteś…? Przypomnij mi proszę imię.
- Angelica.
- Diabelica. – powiedział cicho Lou w tym samym momencie tak, by kobieta go nie słyszała. Niall za to parsknął śmiechem, a wampirzyca zmroziła go spojrzeniem.
- Oh, wydaje mi się, że nie poznałam cię wcześniej… - mama przyglądała się badawczo brunetce.
- Dołączyła do nas niedawno. Jest przyjaciółką Liama. – wyjaśniła Jesy.
- Rozumiem. – przytaknęła wyraźnie nie usatysfakcjonowana, ale nie mierzyła jej już wzrokiem tak otwarcie. Uznaliśmy, by nie mówić mamie o jej… pochodzeniu. W końcu wampir zabił jej przyjaciół- rodziców Jade. Moja rodzicielka była jedną z osób, które nienawidzą rasy wampirów.
- Pójdę pomóc Leigh. – stwierdziła Perrie i wolnym krokiem opuściła pomieszczenie.
- Biedna Jade. Naprawdę nie wiem co o tym myśleć. Jej matka tak bardzo się starała, by Jade miała normalne życie. – mama pokręciła głową.
- Wiedziałaś o tym, że Jade ma siostrę? – spytałam ją. Ostrożnie przytaknęła. – Wiedziałaś?! Dlaczego nic nie mówiłaś?!
- Bo Jade by miała życie jakiego dla niej nie chciała Elise. Elise chciała, by jej córka pozostała śpiewakiem. Gdybym opowiedziała Jade o Nadie, na pewno chciałaby ją poznać. A to było niebezpieczne. Jade nie mogła dotknąć wody. – wytłumaczyła.
- Mogłaś chociaż mi powiedzieć! – obruszyłam się. Poczułam, że Louis kładzie rękę na mojej dłoni, ale szybko ją strąciłam, za nim mama zdążyła zauważyć ten gest.
- Jesteś jej najlepszą przyjaciółką. Na pewno byś jej w końcu powiedziała. – stwierdziła. I być może trafnie, ale nie dam tego po sobie poznać.
- Chyba muszę się przejść. – wymamrotałam i nie zważając na wołania matki wyszłam z domu. Przez chwilę biegłam. Chciałam jak najszybciej się oddalić. Nawet nie wiem jak, ale trafiłam na zejście do plaży. Nogi same mnie poniosły w to miejsce. Kiedy byłam mała i obraziłam się na mamę za coś, to zawsze tutaj przychodziłam. Siedziałam chwilę na piasku, szum morza mnie uspokajał. Przychodziłam potem z powrotem do mamy i ją przepraszałam.
- El. – usłyszałam znajomy głos. Nabrałam gwałtownie oddechu i się odwróciłam wiedząc kogo zobaczę. Szatyn zbliżał się do mnie, aż w końcu stanął ze mną twarzą w twarz. Jesteśmy praktycznie identycznego wzrostu.
- W porządku? Czemu za mną poszedłeś? – spytałam.
- Pytanie brzmi, czy z tobą w porządku. A odpowiedź na pytanie czemu za tobą wybiegłem jest oczywista. – wywrócił oczami, ale widziałam napięcie w jego ramionach.
- Przepraszam, że cię odepchnęłam. Nie chciałam, żeby… mama nas zobaczyła. – wyznałam. Louis widocznie się rozluźnił.
- Uf, a więc to nie chodzi o mnie. Nie, czekaj. Jednak o mnie. Dlaczego nie chcesz by twoja mama… - nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Jest specyficzną osobą. Widziałeś jak zareagowała na wieść o tym, że mieszkamy wszyscy razem w jednym domu. Nie podoba jej się to, że dzielę dom z pięcioma innymi chłopakami.
- Czyli nie zamierzasz jej powiedzieć, że jesteśmy razem? – próbował ukryć urazę.
- Ugh, nie… To znaczy, na pewno jeszcze nie teraz. Ale jej powiem. Obiecuję. – splotłam jego palce ze swoimi.
- Okey. – uśmiechnął się lekko. Zadrżałam. Tak szybko wybiegłam z domu, że nawet nie wzięłam jakiegoś ubrania wierzchniego. Louis też nie miał na sobie kurtki.
- Zależy mi na tobie, wiesz? – przytuliłam się do niego, a on przycisnął mnie mocniej do siebie.
- Nie, nie wiem. – droczył się, więc uszczypnęłam go w bok – Mi na tobie też. Bardzo. Dlatego musimy wracać, bo się przeziębisz.
- Ja nie choruję. – przypomniałam, ale posłusznie razem z nim kierowałam się już do domu.
- Mhm. A co to było to, kiedy nie mogłaś nawet słowa powiedzieć?
- Ej! Byłam wykończona. I trochę nadużyłam głosu. – dałam mu kuksańca w bok.
- Co nie oznacza, że też nie odczuwasz zimna. Tak się składa, że cała się trzęsiesz. – zaśmiał się.
- Ty też. – zachichotałam.
- Wcale nie.
- Wcale tak.
- Wcale nie.
- Wcale tak.
- Nie-e.
- Głupiec.
- Ale twój. – wyszczerzył się. Popatrzyłam mu w oczy z rozbawieniem. Kocham to uczucie. I kocham kiedy mówi, że jest mój. Nie mogę uwierzyć. Długo nie mogłam się zebrać by wyznać mu swoje uczucia. Aż w końcu on to zrobił pierwszy. I teraz jesteśmy razem. „Razem”. Piękne słowo. W ogóle świat wydaje się jakiś piękniejszy ostatnio. Czy to jest miłość?
Jakby czytając w moich myślach nachylił się w moją stronę i złączył nasze usta w słodkim pocałunku.

****Harry****

- Harry. Harry? Czy ty nas w ogóle słuchasz? – denerwował się Zayn.
- Hm? – mruknąłem odwracając wzrok od okna. Lou i El wyglądali na naprawdę szczęśliwych. Dobrze, że przyjaciel w końcu odważył się wyznać jej swoje uczucia.
- Harry, rozmawiamy o tobie! Wyglądasz na najmniej przejętego całą tą sytuacją. A to właśnie ciebie najbardziej powinno to obchodzić.
- Ten cały Trybunał? Proszę, one nie mogą mi nic zrobić. To ta syrena na mnie skoczyła. – powiedziałem po raz dziesiąty.
- Ale ją zabiłeś.
- Broniłem się.
- Co nie zmienia faktu, że nie żyje. – wywrócił oczami Liam.
- Ten Trybunał to jakaś bujda. Nie ma czegoś takiego. – stwierdziłem.
- Nadie powiedziała, że mogą nawet wydać na ciebie karę śmierci, za to co zrobiłeś. – westchnął smutno Niall.
- To może po prostu nie pójdę na tą całą naradę czy coś tam? – zaproponowałem.
- Po pierwsze to się nazywało Najwyższy Trybunał. A po drugie zaciągną cię siłą jeśli nie pójdziesz. Lub od razu wykonają wyrok.
- One nie mogą wyjść na ląd dalej niż kilometr. – przypomniałem.
- I co? Zamierzasz się ciągle ukrywać? A co z Jade? – na wzmiankę o niej moje serce się ścisnęło – Ona też nie wyjdzie do ciebie.
- Nadie powiedziała, żebyśmy się spotkali dzisiaj o osiemnastej na plaży. Poda nam więcej informacji na temat rozprawy, oskarżeń i wszystkiego innego o czym powinniśmy wiedzieć. – powiedziała Perrie.
- A Jade? – dopytywałem się.
- O nią musisz zapytać Nadie. Ja wiem tylko tyle co ty. – odpowiedziała smutno Pezz. 

- To co teraz? – Jesy nerwowo bawiła się palcami.
- Chyba możemy jedynie czekać. – westchnął Zayn.
- Idę pomóc Kate przy obiedzie. Nie mogę siedzieć w miejscu. – oznajmiła Leigh-Anne.
- El i Lou jeszcze nie ma? Gdzie oni się podziewają? Jest strasznie zimno, a oni poszli bez kurtek. – wzdrygnęła się Jesy.
- Myślę, że im jest całkiem ciepło. – mruknąłem pod nosem na wpół się uśmiechając – Idę się przejść. Nie mogę siedzieć i nic nie robić.
Chwyciłem kurtkę i opuściłem dom zamykając za sobą drzwi.


C.d.n…

____________________________________________________________

Cześć!

Cóż, trochę naciągnęłam dla Was swojego czasu bo właśnie powinnam się uczyć. No, ale czego to ja dla Was nie zrobię :D
Dziękuję za wszystkie miłe słowa od Was. Jesteście taaacy kochani ♥

W rozdziale nie idę z akcja za bardzo naprzód. Musze jeszcze ją trochę dokładniej przemyśleć. Za to postarałam się spełnić Wasze prośby w sprawie Elounor :P Może być?
Może rozdział trochę nudny, w sensie, że nic się nie dzieje, ale mam nadzieję, że nie jest aż tak źle xd Wybaczcie. Trochę się śpieszyłam, bo mam masę nauki.
Dlatego też już nie przeciągam i idę się uczyć angielskiego. Cała strona słówek na jutro :))))

A więc życzę Wam powodzenia w szkole, jeszcze raz wszystkim dziękuję za poświęcony czas na przeczytanie tego rozdziału. Pamiętajcie, że bardzo Was kocham i będę Wam wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobiliście :)

Wasza Nicol <3

niedziela, 16 listopada 2014

„Rozśpiewana historia 2” Część 38

„Rozśpiewana historia 2” Część 38

Najpiękniejsza


- Łapcie mordercę! – wrzasnęła wściekła Miriam, która podtrzymywała już bezwładne ciało Seleny. Czerwona lampka w mojej głowie rozjarzyła się silnym kolorem. Harry. Wszystkie syreny praktycznie rzuciły się na niego. Na szczęście ja już wcześniej wystartowałam, by pomóc przyjaciołom. Nie mam zielonego pojęcia jak, ale szybkim ruchem po drodze zgarnęłam Liama, który już się podtapiał. Przerzuciłam go na drugą, w miarę bezpieczną, łódź. Syreny miały na celowniku mojego chłopaka, więc zostawiły w spokoju jedną szalupę i naprawdę byłam za to wdzięczna. Nie wiem jak bym ich wszystkich poratowała. Jednak teraz moje serce rozdzierało się na pół. Albo Harry, albo reszta. Harry’ego od razu rozerwą na strzępy za to, że zabił Selenę.  Za to Leigh-Anne, Perrie, Niall… Nienawidziłam się za tą decyzję, którą podjęłam w ułamku sekundy. Niestety nawet to chwilowe zawahanie sprawiło, że  brązowowłosa syrena mnie prześcignęła. Harry nadal trzymał ułamane na pół wiosło i broniąc się, uderzył syrenę w głowę. Ta jeszcze bardziej rozwścieczona wyskoczyła z wody znowu, a z jej ręki strzelił bicz.
Wyskoczyłam tuż przed Harrym. Myślę, że nawet nie wiedział, że to ja. Wyglądał na przerażonego, nie wiedział co się wokół niego dzieje. Nie było czasu nawet na powiedzenie głupiego: „Spokojnie, to ja”. Chwyciłam go za ramiona i wciągnęłam pod wodę. Przez chwilę oszołomiony, jeszcze machał rękami, ale nie pozwoliłam mu uciec. Nacisnęłam mocniej na jego ramiona i płynęłam jak najszybciej w dół.
On nie może oddychać. – w mojej głowie rozbrzmiał głos Nadie – Pośpiesz się. Płyń na brzeg.
Na chwilę zwolniłam i przybliżałam się do Harry’ego. Moje usta przywarły do jego warg mocno, nieoczekiwanie. Nie wiem skąd, ale po prostu wiedziałam, że tak trzeba zrobić. Nie traciłam czasu. Zmieniłam kierunek i zamiast płynąć dalej w głąb, popłynęłam w stronę płycizny. Płynęłam bardzo szybko, naprawdę nie miałam pojęcia, że tak potrafię. Nawet nie zwracałam uwagi na plecy, które piekły mocno jednym miejscu. Harry zamrugał oczami i wpatrywał się we mnie, podczas gdy ja manewrowałam tak, by nie uderzyć o jakąś skałę, których było teraz coraz więcej. Od samego początku nie pozwalałam sobie na popatrzenie się w tył, by wiedzieć czy ktoś nas goni. Teraz nie wytrzymałam i odwróciłam głowę. Trzy syreny. Były trochę w tyle, ale i tak podskoczyła  adrenalina w moich żyłach i sprawiła, że przyspieszyłam jeszcze bardziej. Poczułam, że Harry delikatnie kładzie rękę na moim policzku. Zerknęłam na niego, a on uśmiechnął się do mnie lekko, z ulgą. Miałam ogromną ochotę go teraz pocałować, ale powstrzymałam się. Najpierw musi być bezpieczny.
Było już coraz bardziej płytko. Czułam ból w ogonie jak i w płetwach, im bliżej brzegu się znajdowaliśmy. Byłam niewyobrażalnie zmęczona i bałam się, że zaraz o coś uderzę, bo obraz mi się rozmył. Zwolniłam minimalnie, bo zaczęłam widzieć wszystko podwójnie. Harry pomagał mi, odpychał się rękami i nogami, by pomóc pokonać opór wody. Nagle w głowie mi zawirowało i poczułam silny ból w lewym ramieniu, którym musiałam uderzyć o skałę. Czułam, że tracę przytomność. Desperacko starałam się przywrócić zdolność widzenia moim oczom, ale ciemność mnie pochłaniała. Ból rozchodził się po całym moim ciele. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam to mocne szarpnięcie do góry…


****Harry****

Gdy tylko wypłynąłem na powierzchnię zaczerpnąłem głębokiego oddechu. Nie wiem co Jade zrobiła, ale brak tlenu pod wodą mi nie przeszkadzał. Może to ten pocałunek?
Zanurzyłem się z powrotem. Nie było tu głęboko, może z dwa i pół metra. Chwyciłem Jade i pociągnąłem do góry. Tak jak już mówiłem, brak tlenu mi w dziwny i niewytłumaczalny sposób nie przeszkadzał, ale i tak wolałem mieć głowę nad powierzchnią wody. Jade wydawała się ciężka i lekka zarazem. Grawitacja ciągnęła ją w dół, ale przy odpowiednim rozpędzeniu woda pomagała mi ją ciągnąć. Była nie przytomna. Miała podłużną ranę na plecach, gdzie inna syrena smagnęła ją biczem. Wyskoczyła tuż przede mną i ochroniła mnie własnym ciałem. Wtedy nawet nie wiedziałem, że to ona. Tyle się działo w jednej chwili, że byłem kompletnie oszołomiony. Nie dość, że one chciały mnie utopić, to jeszcze ja sam zdążyłem się zachłysnąć słoną wodą, gdy wywróciły łódź.
- Dalej, Jade. Obudź się… - powiedziałem, gdy siły zaczęły mnie opuszczać. Jednak nie mogłem się poddać. Do brzegu nie było aż tak daleko. Wystarczyłoby, żebym mógł chociaż stać na dnie. I wtedy usłyszałem za sobą wrzask syren. Okey, a więc zdecydowanie muszę się znaleźć na plaży. Teraz.
Nagle Jade zrobiła się o wiele lżejsza. Gdy na nią spojrzałem już zamiast ogona miała nogi. Na łydkach odznaczały się jeszcze gdzieniegdzie łuski. Otrząsnąłem się z zamyślenia i ruszyłem w stronę plaży. Z czasem moje stopy sięgały już dna, więc wziąłem Jade na ramiona. Słyszałem jak syreny syczały gdzieś za mną. Byłem wyczerpany. Gdy wychodziłem już na piasek potknąłem się i upadłem. Czułem się jakbym wypił połowę morza.
- Auć… - ledwo dosłyszalny głos Jade doszedł do moich uszu. Miałem wrażenie, że jest jeszcze piękniejszy niż przedtem. Mimo zmęczenia od razu zerwałem się z pozycji leżącej i pochyliłem nad dziewczyną.
- Jade? – mój głos drżał.
- Harry? – otworzyła oczy. I w tej chwili wszystkie moje obawy odleciały. Byłem już tysiąc razy spokojniejszy, bo ona była już ze mną. Bez niej czułem się jak wrak człowieka. Martwiłem się, tak bardzo się o nią martwiłem. Nawet nie zauważyłem, kiedy znalazła się w moich ramionach. W jednej chwili pochylałem się nad nią, a w drugiej już ją obejmowałem.
- Tak się martwiłem… - wyszeptałem chowając głowę w jej mokrych włosach.
- Nic mi nie jest. – powiedziała cichutko krzywiąc się lekko. Przypomniałem sobie o tym, że uderzyła się mocno w ramię i szybko rozluźniłem uścisk.
- Przepraszam. – powiedziałem szybko. Poruszyła się lekko, a za nią, na piasku, dostrzegłem krew – Cholera.
- Plecy… - wydukała jakby dopiero teraz poczuła, że coś jest nie tak – Ugh, wszystko mnie boli…
- Zaraz będzie dobrze, chwileczkę… Trzeba pójść do miasta, do lekarza, szpitala albo… Bandaże! Trzeba bandaży… I gazy. I czegoś do przemycia. – nawijałem widząc jak struga krwi płynie po piasku – Nie ruszaj się.
- Zostaw ją. – kobiecy głos był bardzo surowy. Oboje odwróciliśmy głowy.
- Anadyomene. – Jade wciągnęła powietrze przez zaciśnięte zęby.
- Kto to? – spytałem wyczuwając jej niepokój.
- Najpiękniejsza. – wyszeptała, gdy tamta się do nas zbliżała. Przyjrzałem się jej jeszcze raz. Miała długie, czarne włosy, bladą cerę. W blasku księżyca jej oczy wyglądały na bardzo ciemny błękit, prawie że granatowy. Nie wysoka, szczupła. Wydawała się być bardzo delikatna, sprawiała wrażenie, że jest z porcelany.  Stanęła obok nas, a za nią dwie inne syreny, które nas goniły.

- Odsuń się od niej. – powtórzyła Anadyomene. Jej głos wydawał się być zmęczony, ale również zły zarazem.
- Nie. – odpowiedziałem od razu. Czarnowłosa zmrużyła gniewnie oczy, ale uniosła dumnie podbródek.
- Harry Edward Styles. Słyszałam o tobie. – przemówiła tonem, przy którym każdy się czuje mniejszy, jakby z niższej półki.
- Mam się poczuć zaszczycony? – prychnąłem.
- Amor, który przełamał klątwę. Imponujące. – ciągnęła zupełnie nie zwracając uwagi na mój komentarz – Jednak niewystarczające. To dla mnie nic nie znaczy.
- Jaka szkoda. Tak mi przykro. – wywróciłem oczami. Podniosłem się i stanąłem z nią twarzą w twarz. No prawie. Ona sięgała mi może gdzieś do ramienia. Jak Jade.
- Owszem, że ci przykro. Harry Edwardzie Styles zostałeś pozwany do Najwyższego Trybunału. Jesteś winny śmierci jednej z nas, a za to grozi ci najgorsza kara. – mówiła spokojnie.
- Możesz nie mówić do mnie pełnym imieniem? – jęknąłem.
- Harry! – Jade mnie uderzyła w nogę – Właśnie zostałeś pozwany, a ty się denerwujesz o swoje imię?!
- Syrah, Zoe, zabierzcie naszą siostrę, proszę. – rozkazała Anadyomene.
- Nie! – zaprotestowałem.
- Chcesz, aby zginęła? Przecież ona krwawi. – Najpiękniejsza uniosła jedną brew.
- Da się to opatrzyć. Zostawcie ją. – stanąłem przed rudowłosą syreną, która najbardziej mnie wkurzała, a ta na mnie syknęła.
- Harry, odpuść. Nie psuj jeszcze bardziej swojej sytuacji… - powiedziała Jade słabym głosem. Odwróciłem się do niej i ująłem ją za rękę.
- Ale Jade…
- One mi pomogą. Nie masz się czym martwić. Ze mną będzie wszystko dobrze. - skrzywiła się lekko, prawdopodobnie z bólu.
- Możesz wstać? – spytała blondynka.
- Nie… - Jade zacisnęła zęby.
- Nie dotykaj jej. – moje ręce zacisnęły się w pięści.
- Oh, głupiutki Erosie… Nie masz pojęcia w co się wpakowałeś, prawda? – zachichotała Anadyomene.
- O co ci chodzi? – wyprostowałem się, ale ciągle nie dopuszczałem tych cholernych syren do Jade.
- Zostałeś pozwany za zabicie syreny, naszej siostry. Za to jest kara śmierci. W łagodnych okolicznościach wygnanie. – czarnowłosa przekrzywiła głowę na jedną stronę.
- Serio? To one chciały mnie zabić! Ja się tylko broniłem! – krzyknąłem wściekły. Kurde, czego one chcą?! Nic im nie zrobiłem!
- Syreny nie zabijają. – pokręciła głową blondyna.
- To po co wam te kły i szpony?!
- To odstraszania. – rzekła spokojnie.
- No tak, już ci wierzę. – prychnąłem – Ona na mnie skoczyła. Utopiłaby mnie.
- Wszystko to możesz powiedzieć przed Trybunałem. To nie pora ani miejsce. Chyba, że wolisz się dalej kłócić podczas gdy twoja przeznaczona będzie umierać.
Spojrzałem przerażony na Jade. Była nieprzytomna.

****Leigh-Anne****

- Już w porządku? – spytała Perrie, kiedy klepała mnie w plecy, a ja kaszlałam mocno. Chyba mam wodę w płucach…
- A one gdzie się wszystkie podziały? – spytała Eleanor.
- Pewnie urządzają pogrzeb Selenie. – Nadie wzruszyła ramionami. Nie widziałam jej wcześniej. Tak się wystraszyłam, że zachłysnęłam się powietrzem i wykaszlałam resztki słonej wody.
- Co ty tu jeszcze robisz? Jeśli czekasz na podziękowania, to lepiej spływaj, bo ich nie dostaniesz. – warknęła Perrie. Niall wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Spojrzeliśmy wszyscy na niego zdziwieni.
- Powiedziała „spływaj” Haha… Um, nie powinienem się śmiać? Mhm, tak, przepraszam. Już się nie odzywam. – spuścił głowę zawstydzony.
- Wypił za dużo słonej wody. – wytłumaczyła się za niego Eleanor.
- Nie ratowałam was dla jakiegoś głupiego „dziękuję”. – Nadie wywróciła oczami – Jade by mnie zabiła gdybym tego nie zrobiła. Jesteście jej przyjaciółmi.
- Teraz jesteś miła. A co było wtedy, gdy zepchałaś Jade ze skały? – Jesy pałała nienawiścią do Nadie.
- Może w to nie uwierzycie, ale Jade jest teraz szczęśliwa. To znaczy była. Dopóki ten wasz Amorek nie zabił Seleny. – oparła się o brzeg łódki.
- A co to ma do rzeczy? Ona nie znała Seleny. – wzruszył ramionami Louis.
- Głupcy! Harry jest pozwany! Stanie przed Najwyższym Trybunałem. A karą za zabicie jednej z naszych jest śmierć.
Ciekawe czy czasem nie pobiliśmy jakiegoś rekordu Guinessa. Najwięcej osób blednących w tym samym czasie.



C.d.n…

_______________________________________________________________

Hej, cześć i witam!

Chciałabym bardzo, bardzo, bardzo, BARDZO Wam podziękować. Za te wszystkie miłe słowa. Próby wsparcia. Za to, że wyciągnęliście mnie z dołka, za to, że poczułam się... wolniejsza. Czuję, że rozpętaliście więzy, które ściskały moje nadgarstki, które nie pozwalały mi odetchnąć pełną piersią. 
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się. Myślałam, że będziecie na mnie źli itp. A wsparcie z Waszej strony było OGROMNE. Naprawdę nie wiem jak Wam podziękować. Pomyślałam, że mogę zacząć od rozdziału po pierwsze. Po drugie, żeby chociaż w jakimś stopniu powiedzieć Wam jak bardzo doceniam te wszystkie miłe słowa od Was. Nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo mi na Was zależy. Jesteście po prostu fantastyczni. Dziękuję Wam z całego serca!

No dobrze, przydałby się mały komentarz co do rozdziału. Jest nowa postać- Anadyomene (lub Najpiękniejsza, kto jak woli). Pojawi się jak najszybciej mi się uda w zakładce "Bohaterowie", tak samo jak Nadie i inni, których jeszcze nie dodałam. Co sądzicie o Anadyomene? To może być całkiem ciekawa postać. Mam na nią dwa zupełnie inne i rożne pomysły. Zobaczy się podczas pisania, który wygra i będzie bardziej odpowiadał :D Chciałabym znać Wasze zdanie o niej. Jakbyście mogli napiszcie zdanie lub dwa, a będę jeszcze bardziej wdzięczna :)
Nooo, zdziwieni, że Nadie ich uratowała? Haha, miałam dylemat, bo oczywistym było, że Jade pobiegnie (popłynie) na pomoc Harry'emu. Ale co z resztą? No i BUM! Przecież jest jeszcze Nadie :) Nadie też jest ciekawą postacią. Mam co do niej pewne plany, ale nic Wam nie zdradzę :D Jeszcze nie teraz...

Przepraszam, że rozdział nie pojawił się wczoraj. Miał być, w połowie go przerobiłam, ale reszty nie zdążyłam. 

Ja już kończę, bo muszę ugotować obiadek :) Zapraszam wszystkich na spaghetti a'la Nicol :P

Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję. Nie byłoby tego rozdziału, gdyby nie Wy ♥

Wasza Nicol <3

wtorek, 11 listopada 2014

Parę słów

Nie, to nie nowy rozdział. Niestety.


Ugh, przepraszam. 
Naprawdę. 
Nie wyrabiam się w ciągu tygodnia, szkoła wymaga ode mnie o wiele więcej niż się mogłam spodziewać. W gimnazjum jakoś to było, ale liceum... Uh, nie chce nic mówić, ale mam tyle złych ocen w przeciągu trzech miesięcy co w tamtym roku przez całą trzecią klasę. 

I bądźmy szczerzy. Nie mam weny, ani pomysłu na dalszy ciąg RH. To znaczy niby coś jest, ale nie jestem co do tego przekonana. Tak naprawdę napisałam rozdział 38. Ale nie jestem do niego przekonana. Wcześniej dodawałam rozdziały mimo tego, że nie były do końca takie jakie bym chciała, żeby były. Ale rozdział 38 jest... To tak jakbym podała komuś do zjedzenia przypalone, spalone danie. Ani on nie będzie miał z tego pożytku, ani jak najbardziej ja. Bo chcę podawać wam desery, wisienki na torcie. Rozdziały, z których będę chociaż jako tako dumna. Przy których nie będę miała wątpliwości dodania. Których nie będę się wstydzić.

I przez ostatnie trzy dni miałam mega doła. Byłam na siebie zła, że nie dodałam rozdziału na czas. No ale co miałam zrobić? Wyczarować go? Ehh... Przykro mi o tym mówić, ale myślałam nawet nad zawieszeniem opowiadania. Poważnie, zaczęła mi ta myśl ciążyć, myślałam: "Po co to ciągnąć?" Bez pomysłu nie ma po co pisać. Wtedy wszystko jest nijakie. Nudne. Nic sie nie dzieje.

 I wiecie co? Nie wiem skąd, nie wiem dlaczego, ale dostałam w ostatnim czasie parę komentarzy, które zupełnie mnie zbiły z pantałyku. Np, ktoś się dokopał do pierwszego opowiadania na tym blogu, "Przypadki nie istnieją", napisał, że opowiadanie jest super. (Mimo, że wiem, że do najlepszych nie należało, zdecydowanie xd) Na kolejny dzień, może to ta sama osoba, ale kolejne opowiadanie pt. "Ciemność" też dostało pozytywny komentarz. No i dzisiaj pojawiła się nowa czytelniczka, która napisała w komentarzu, że przeczytała całe opowiadanie (RH), że bardzo się jej podoba itd. Doszło 3 nowych obserwatorów. Kurcze, wy chyba czujecie kiedy i co trzeba napisać, abym się wzięła w garść! 
Bardzo dziękuję za każdy komentarz pod ostatnim rozdziałem, naprawdę. I te krótkie i te długie. To właśnie one dają motywację. 

Będę kontynuowała RH, nie wiem czy potrafiłabym tego nie robić, to opowiadanie stało się częścią mnie. Ale chyba potrzebuję po prostu więcej czasu... Pisanie na ostatnią chwilę, na moment przed dodaniem wcale mi nie służy. Wtedy czuję się zmuszona, a to na pewno nie pomaga, mimo że kocham pisać, przymuszona czy nie. Jednak zdecydowanie lepszej jakości są rozdziały, kiedy mam czas je przemyśleć, rozważyć, zaplanować dalsze losy bohaterów. Dlatego przepraszam, ale myślę, że zrozumiecie jeśli powiem, że teraz rozdziały będą dodawane nieregularnie... To znaczy nadal się postaram podtrzymać "tradycję" soboty, ale jak mi nie uda się tak zorganizować czasu, żeby PRZED sobotą jeszcze napisać rozdział, to nie będę dodawała nic na siłę. Może się okazać, ze co dwa tygodnie czasem pojawi się nowa część... Nie wiem, po prostu uprzedzam. Muszę poważnie przemyśleć dalsze losy bohaterów, bo serio trochę brakuje mi pomysłów :P

Tak więc to chyba tyle.

Dziękuję za uwagę.
Wasza Nicol.

sobota, 1 listopada 2014

„Rozśpiewana historia 2” Część 37

„Rozśpiewana historia 2” Część 37

Syreny 

****Niall****

- Mamy łódź! – zawołałem zadowolony, gdy tylko przeszedłem przez skalny korytarz i zobaczyłem przyjaciół. Ich głowy szybko odwróciły się w moją stronę.
- Naprawdę? Skąd? – zdziwiła się Eleanor.
- Z przystani. Co prawda to tak naprawdę łódka, ale… zawsze coś. – wzruszyłem ramionami.
- Co masz na myśli mówiąc „łódka”? – Louis skrzyżował ręce na piersi.
- Yyy… No… Tego… Wiecie… Wiosła… I tak dalej… - potarłem nerwowo kark, gdy na ich twarzy odmalowało się rozczarowanie - Oj, no trochę optymizmu!
- Optymizmu? Niall, musimy wypłynąć trochę dalej niż na kilka metrów od plaży. – pokręcił głową Zayn.
- Harry chciał sam płynąć bez niczego. Myślę, że taka łódka to już i tak jest postęp. – wskazałem na siedzącego chłopaka, który wpatrywał się w fale smętnym i tęsknym spojrzeniem. Rany, naprawdę musimy znaleźć Jade. On bez niej nie może żyć.
- Żeby znaleźć Jade potrzebowalibyśmy chyba raczej łodzi podwodnej. – westchnęła Perrie i znowu schowała twarz w dłoniach.
- Ej no! Rozchmurzcie się! Damy radę! – poparła mnie Leigh-Anne. Razem ze mną poszła szukać tej nieszczęsnej łodzi. Tak samo Liam i Angelica. Oni właśnie płyną nią tutaj. - Znajdziemy ją. Już nie takie rzeczy udawało nam się zrobić.
- Gdzie jest ta łódź? – spytała zdenerwowana El.
- Liam i Angel powinni zaraz tutaj być. Płyną nią od przystani. – odpowiedziałem.
- Cholera, robi się coraz ciemniej. – zaklął Zayn oglądając zachmurzone niebo. Gdyby nie chmury, pewnie jakiś czas wcześniej widać by było zachodzące słońce.
- I zimniej. – dodała Jesy pocierając ramiona, by się trochę ogrzać.
- Trochę dalej jest latarnia morska. Nie zabłądzimy. – uspokoiła nas nieco Leigh.
- Chociaż tyle… - Perrie znowu westchnęła.
- Pezz, weź się w garść! – Leigh-Anne uderzyła blondynkę w ramię. Zrobiła to na tyle mocno, że ta prawie spadła z kamienia, na którym siedziała.
- Ałć! – wrzasnęła.
- Miało zaboleć. – syknęła Leigh – Otrząśnij się! Nie jesteś sobą. Później będziesz rozpaczać, ale jak na razie możemy jeszcze coś zrobić. Nic nie jest stracone.
Słowa czarnowłosej podziałały na Perrie jak kubeł zimnej wody. Zbladła, ale przybrała kamienną minę. Zacisnęła usta w wąską linię, a dłonie w pięści.
- Będą nam potrzebne dwie łódki. Nie zmieścimy się do jednej. – oświadczyła chłodno.
- Już o tym pomyślałem. – uśmiechnąłem się szeroko, gdy zza skały wypłynęła najpierw swoją łódką Angelica, a po jakiejś chwili Liam.
- Liam! Szybciej! – zawołała radośnie Angel.
- Przepraszam, ale nie mam wampirzego napędu! – wydyszał, a wampirzyca się roześmiała.
- W drogę! – Pezz klasnęła w dłonie i ruszyła na płaską skałę, która była najbardziej wysunięta w morze, używając jej jako pomostu. Angel i Liam „przycumowali” obok, no a tak konkretnie to zbliżyli się do tej skały jak tylko mogli najbliżej. Perrie przeskoczyła do łodzi Liama. Za nią do łodzi Angel poszła El, Louis, Zayn oraz Jesy. Do łodzi Liama powędrowała Leigh-Anne, za nią wsiadł Harry, a na końcu ja. Postanowiłem wyręczyć teraz biednego Payne’a i sam chwyciłem za wiosła. Angel znowu wiosłowała i naprawdę nie trudziłem się, by ją wyprzedzić, nie miałem szans. Po prostu starałem się nie tracić ich z oczu.
- Pomogę ci. – zaoferowała się Leigh po piętnastu, naprawdę długich, minutach.
- Nie, no co ty. – wysapałem. Co jak co, ale dziewczyna zastępować mnie nie będzie.
- Na pewno? – uniosła jedną brew do góry patrząc na mnie rozbawionym wzrokiem. Czy jestem aż tak bardzo czerwony z wysiłku, jak czuję? Leigh zamknęła oczy i zaczęła coś mówić pod nosem. Po chwili w moich ramionach pojawiła się nowa siła i energia. Udało mi się trochę przyspieszyć i dogonić resztę.
- Nie ma za co. – mrugnęła do mnie okiem i wróciła do rozglądaniem się po morzu. Było już ciemno. Jednym oświetleniem były małe lampy przy łodziach i latarnia w oddali, która rzucała snop światła.
- Oni się zatrzymali. – Harry odezwał się chyba dopiero pierwszy raz odkąd wróciłem z wieścią o łodzi. Podpłynęliśmy nieco bliżej i również się zatrzymaliśmy. Dzielił nas taki dystans, przez który moglibyśmy usłyszeć siebie nawzajem.
- O co chodzi? Czemu stoimy? – spytała Perrie.
- Jesy chyba coś zobaczyła… - El odpowiedziała podniesionym głosem tak, by ją usłyszała.
- Znowu! Tam! – Jesy wskazała palcem przed siebie.
- Nic nie widzę… Za ciemno… - jęknął Louis, który na próżno próbował coś wypatrzeć.
- Ale ja widzę. – odparła spokojnie Angel, kiedy mrużyła oczy. Oczekiwaliśmy w ciszy na to co powie wampirzyca. Wszyscy wpatrywali się w ciemność przed nami, ale chyba tylko właśnie ona mogła coś tam zobaczyć. Było tak, jak w każdym horrorze. Wpatrujesz się w jeden punkt i wiesz, że coś zaraz wyskoczy i, że cię wystraszy, ale nie potrafisz oderwać wzroku. Nagle spod wody wyłoniła się dziewczyna. Nie zrobiła tego w jakiś niesamowicie straszny sposób czy coś, ale moje serce zatrzymało się na chwilę ze strachu. Chyba wszyscy wstrzymali oddech w tym momencie. Dziewczyna była śliczna. Miała blond włosy i duże, niebieskie oczy. Uśmiechała się delikatnie. Powoli, spokojnie podpłynęła do tamtej łodzi i oparła się o jej brzeg. 
- K-kim jesteś? – wydukała El z szeroko otwartymi oczami.
- Jestem Miriam. A wy? Nie znam was… Nigdy was tu nie widziałam. – odparła śpiewnym głosem. Można by go słuchać godzinami! Bez żadnej skazy, delikatny kobiecy… Piękny. Nieludzko piękny. Idealny. 
– A szkoda. Jesteście przystojni. - dodała.
Nachyliła się lekko w stronę Zayna, który był najbliżej. W moim umyśle pojawiła się igiełka zazdrości. Zayn nie odtrącał Miriam, która delikatnie chwyciła go za dłoń. Moją własną zazdrość przytłumił mocny kolor brudno żółtej aury Perrie. Moja zazdrość w porównaniu do jej była niczym.
- Serio? – spytał Louis, który próbował się choć trochę zbliżyć do Miriam. Jednak ta w ogóle nie odrywała wzroku od Zayna. Mulat nachylił się w jej stronę, a ta się uśmiechnęła. Ledwo zauważyłem ruch koło siebie, tak bardzo byłem wpatrzony w Miriam. Przy naszej łodzi pojawiła się inna dziewczyna, brązowowłosa. Równie piękna.
Uśmiechnęła się do mnie lekko. Poczułem, że Leigh kładzie rękę na moim ramieniu,  ale odepchnąłem ją wpatrując się w brązowowłosą. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, gdy tych pięknych dziewczyn przybyło. Było już ich kilka, sześć może siedem.
- Jest źle… Jest naprawdę źle. – jak zza ściany słyszałem głos Leigh-Anne.


****Zayn****

Nie wiedziałem co się dzieje. Przede mną była tylko ta piękna blondynka o niebieskich oczach. Nie widziałem nic więcej. Poczułem nagłą potrzebę bycia jak najbliżej niej. Ujęła mnie za policzki i wpatrywała się w moje oczy, a ja w jej. I wtedy zaczęła śpiewać, a jej śpiew był czymś niezapomnianym. Nie chciałem by przestawała. Jej głos był miękki, cudowny, hipnotyzujący… W miarę tego jak śpiewała z wody wynurzało się coraz więcej pięknych dziewczyn.


- Come all you pretty fair maids,
whoever you may be
Who love a jolly sailor
that plows the raging sea,

My heart is pierced by Cupid,
I disdain all glittering gold,
There is nothing can console me
but my jolly sailor bold.* 

Im bardziej ona się oddalała, tym ja bardziej pragnąłem być bliżej. Podążałem za nią, wychylałem się tak mocno jak tylko mogłem, aż zdałem sobie sprawę, że ktoś trzyma mnie za koszulę na plecach, bym nie wpadł do wody. Miriam patrzyła mi się prosto w oczy. Ona zdążyła się już lekko zanurzyć, a ta granica, delikatna tafla wody, doprowadzała mnie do szaleństwa. Wskoczyłbym do wody, gdyby nie żelazna ręka na moich ubraniach. 
Miriam uśmiechnęła się lekko, prawie niezauważalnie. A potem rozwarła szeroko usta, a w nich dojrzałem… kły. Ostre jak brzytwy. Źrenice w jej oczach zwężyły się do takich, jak u kota, czy może raczej jak u węża. I przybrały barwę płynnego złota. Przed oczami mi pociemniało, a jedyne co potem pamiętam, to mój krzyk.


****Jade****

Czułam się wolna. Pierwszy raz czułam się beztrosko wolna i spełniona pływając w zimnych, lecz dla mnie idealnych wodach Morza Północnego. Musiał być już wieczór, bo było ciemniej niż przedtem. Jednak nie przeszkadzało mi to. Czułam się bezpieczniej, bo mogłam się ukryć w ciemnościach i głębinach.
Szybka jesteś! – Śmiech Nadie rozbrzmiał w mojej głowie. Również się zaśmiałam, po czym zatrzymałam i odwróciłam. Płynęła za mną z szerokim uśmiechem na twarzy.
To miejsce jest niesamowite. Kraina Fal jest przepiękna! Nigdy bym nie pomyślała, że znajduje się na lądzie. – mówiłam (a raczej myślałam) podekscytowanym tonem.
Nikt by na to nie wpadł. Wszyscy szukają go na dnie morza. To zapewnia nam bezpieczeństwo. – odparła.
Do moich uszu dobiegł głos innej syreny. Nie myśl, ale głos. Mogłabym przysiąc, że wcale ta syrena nie jest tak blisko, a ja  ją słyszę.

- Come all you pretty fair maids,
whoever you may be
Who love a jolly sailor
that plows the raging sea*…

Coś się dzieje. – Nadie wyglądała na zaniepokojoną i również nasłuchiwała.
Wzywają nas. – nawet nie musiała tego mówić. Każdy miesień w moim ciele drgał, rwał się w stronę śpiewu owej syreny. Sygnał nawołujący. Popatrzyłyśmy jeszcze na siebie z Nadie i czym prędzej ruszyłyśmy. Nadie teraz była o wiele szybsza. Zrozumiałam, że wtedy musiała dawać mi fory, bo teraz ledwo za nią nadążałam. Ale nie traciłam jej z oczu. Dzięki temu mogłam ją śledzić i się nie gubić. Chociaż jestem prawie pewna, że sama słuchając nawoływania, też bym świetnie trafiła. Byłyśmy już naprawdę blisko. Śpiew dochodził oczywiście znad tafli wody, a ja znajdowałam się przy samym dnie. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam łódź, a pod nią mnóstwo syren.
Każda powoli, ostrożnie wypływała na powierzchnię, a potem podpływała do łódki. Nie czekałam. Od razu popłynęłam ku górze, ale z dala od szalupy. Gdy się wynurzyłam najpierw ich nie rozpoznałam. 
Dopiero gdy zobaczyłam, jak Zayn się wychyla za Miriam zrozumiałam co się dzieje. Do drugiej łodzi zaczęły podpływać syreny, których imion już nie pamiętałam. Niall wpatrywał się w brązowowłosą dziewczynę, która uwodziła go spojrzeniem. Cztery inne uwiesiły się na tej samej stronie łódki, by w każdej chwili móc przewrócić ją. El wyglądała na przerażoną, gdy (jak przypuszczam) Laila uśmiechnęła się uwodzicielsko do Louisa i wyciągnęła rękę, by dotknąć jego ramienia. I w tym momencie Miriam przestała śpiewać, bo zanurzyła się na głębokość kilku centymetrów pod wodę. Zayn wypadłby z łodzi, gdyby nie mocny uścisk Angel, która starała się jakoś opanować sytuację. Miała zaciętą minę, ale i niepokój wymalowany na twarzy.
Miriam zaatakowała. Zayn wrzasnął. Łódź zachybotała się niebezpiecznie i przyprawiła o krzyk Jesy i Eleanor. Angel w porę podciągnęła Mulata do góry, bo zostałby wciągnięty pod wodę. Syreny zaczęły syczeć. Selena wyskoczyła z wody wprost na Harry'ego, ale ten wstał i zamachnął się wiosłem tak, że wbił je w brzuch dziewczyny.


Syreny opierające się o brzeg szalupy, przechyliły ją na jedną stronę i łódka się przewróciła. Nie wiedziałam co robić. Mój umysł nie kontaktował. Moje ciało samo rzuciło się do przodu na ratunek przyjaciołom…


C.d.n…



*Przybywajcie wszystkie cudne dziewki
Z wszystkich czterech świata stron,
I żeglarza za przyśpiewki,
obdarzcie miłością swą.

Moje serce przeszył Kupidyn, 
pogardzam całym błyszczącym złotem,
Radości innej już zaznać nie potrafię,
żeglarzu mój dla ciebie jam jedyna.

 ___________________________________________________________


Good evening! 

Przepraszam, że tak późno. Znowu. Aż zastanawiałam się, czy sobie dzisiaj nie odpuścić i napisać rozdział dopiero jutro, ale nie chciałam Was zawieść. Albo chociaż się dowartościować, że ktoś oczekuje na ten rozdział

No. To dzisiaj mi wyszło takie coś :D Jest trochę akcji, choć muszę przyznać, że zupełnie nie miałam pomysłu na ten rozdział. Dopiero dzisiaj wpadłam na takie coś. Mam nadzieję, że to "coś" nie jest takie złe xd
Co sądzicie? Czy Jade uratuje ich wszystkich? Bo kurcze, ona jest tylko jedna, a ich dziesiątka... Tak, zgadza się, przerwałam w tym momencie, bo nie mam zielonego pojęcia jak ich wszystkich poratować.  Brawa dla mnie.
Jakieś pomysły? :(((
Byłabym wdzięczna za Wasze opinie. Mam wrażenie, że piszę coraz gorzej. Nie lubię pisać na ostatnią chwilę... W tamtym roku miałam zawsze przynajmniej 4 rozdziały do przodu napisane! Rozumiecie to? Cztery! A teraz piszę na chwilę przed dodaniem! Czasem nawet nie mam czasu sprawdzać błędów, a ostatnio jak czytałam rozdział 35 to aż się załamałam. Tyyyyle literówek tam było, ze masakra! Dlaczego nic nie mówicie? Alarmujcie jeśli jest coś nie tak! (Nie mam na myśli każdej literówki, ale jak będziecie na to zwracać uwagę, to się poprawię :P )

Przepraszam Was bardzo za te wszystkie niedociągnięcia. Jest mi wstyd.

Dziękuję za 140 tyś wyświetleń! Yaaaaay! Możecie myśleć, że to dla mnie nic wielkiego, ale się mylicie! To chyba moje największe osiągnięcie! A wyświetleń jest ciągle więcej i więcej! No i jeszcze 69 obserwatorów! Wow!  Dziękuję :)

Prooooszę, komentujcie. To dla mnie bardzo ważne, bo wtedy mówicie mi co robię dobrze, a co powinnam poprawić. Dzisiaj zrobiłam troszkę inaczej te gify. Czy jest lepiej? A może wolicie tak jak było? PISZCIE! Ten blog jest dla Was, więc chcę żebyście byli zadowoleni :)

Trochę długa ta notka, przepraszam :D Już kończę.

Wesołego Dnia Wszystkich Świętych! :)
Nicol <3