niedziela, 29 kwietnia 2018

"Rozśpiewana Historia 2" Część 72



Nadzieja



***Jade***
Obudzona zostałam pocałunkiem. 

- Jade. Musisz się już zbierać, kochanie - powiedział Harry z ukrywanym bólem w głosie. 

Otworzyłam oczy i jęknęłam. Czekało mnie dzisiaj ogromne wyzwanie i miałam tylko ogromną nadzieję, że starczy mi cierpliwości a także odwagi do tego, co miałam zrobić.

- Jeszcze chwilkę - mruknęłam, kładąc dłoń na policzku Harry'ego i spoglądając mu w oczy.

Uśmiechnął się leniwie i nachylił, by po raz kolejny mnie pocałować. Przyciągnęłam go do siebie bliżej, objęłam nieco mocniej, jakbym próbowała wyrazić swoje wszystkie uczucia i zapewnić o ich autentyczności. Harry zaczął coś mamrotać, ale nie dałam mu szansy się ode mnie oderwać i dalej pogłębiałam pocałunek. Nie chciałam widzieć się z Errdielem, nie chciałam widzieć na sobie żadnej białej sukni z welonem, jeśli obok miało nie być Harry'ego.

- Kochanie, jeszcze parę sekund, a nigdzie cię nie puszczę - wyszeptał, kiedy musiałam nabrać oddechu.

Westchnęłam z żalem. Chciałabym, żeby mnie już nigdy nie puszczał. 

- Wszystkiego najlepszego - uśmiechnął się, zakładając mi pasmo włosów za ucho. 

- Oh, to dzisiaj. Racja. Przegapiliśmy święta - zauważyłam z zaskoczeniem i zalała mnie kolejna fala rozczarowania. 

- Następne będą idealne, obiecuję. Zero zmartwień, zero problemów. Jedynym, czym się będziemy przejmować, to czy wystarczy nam jedzienia. Zgoda? - zapytał, błądząc palcem po moim obojczyku aż przeszły mnie ciarki. 

Mogłam to sobie wyobrazić. Wszyscy w brzydkich, świątecznych sweterkach. Ja oczywiście założyłabym jeszcze opaskę z rogami renifera, a Harry'emu przywdziałabym czerwony nos. Zapalilibyśmy w kominku, choinka mieniłaby się wszystkimi kolorami tęczy, a pod spodem znajdowałby się stos prezentów. Wszyscy bylibyśmy uśmiechnięci i radośni. Może zaprosilibyśmy mamę Harry'ego? Może odwiedziliby nas Kieran i Gemma? A co z Nadie? Czy mogłaby przyjechać do naszego domu? 

- Dzień dobry, Jaśnie Pani. Przymiarka sukni za godzinę, król Errdiel życzył sobie, aby odbywała się tutaj, w Mistycznej Zatoce, ze względu na Pani wygodę. Czy chce Pani zjeść śniadanie w łóżku, czy nakryć do stołu? - Aria wjechała do komnaty z srebrnym wózkiem zastawionym różnymi talerzami z pokrywkami. 

- Zjemy przy stole, bardzo dziękuję! - zawołałam szybko, gdy tylko do mnie doszło, że nie miałam na sobie swojej nocnej koszuli. Gdzie ona się podziała?

- Tego szukasz? - uśmiechnął się zadziornie Harry, wyciągając gdzieś spod mojej poduszki ubranie. Szybko sięgnęłam po swoją własność, choć doskonale wiedziałam, że Amor będzie się ze mną droczyć i tak łatwo nie odzyskam koszuli. Na przekór więc pocałowałam namiętnie psotnika i wykorzystałam jego chwilę nieuwagi, chwytając za ubranie, które natychmiast na siebie naciągnęłam.

Harry zmrużył oczy, jakby chciał mi powiedzieć, że zawiodłam jego zaufanie, więc uśmiechnęłam się triumfująco i wysunęłam spod kołdry. Narzuciłam na siebie jeszcze cienki szlafrok i wyszłam zza zasłony, która otaczała łóżko. Materiał był praktycznie prześwitywalny, ale mimo wszystko dawał poczucie prywatności.

- Czy lepiej się Jaśnie Pani dzisiaj czuje? - zapytała grzecznie Aria, układając talerze na stoliku. 

- Tak, dziękuję. A jak ty się dzisiaj masz? - zagadnęłam, przysuwając kolejne dwa krzesła.

- Wyśmienicie, choć przyznaję, ciężko było zasnąć po wczorajaszych wydarzeniach. Czy Nadie przyjdzie na śniadanie? - spytała, wskazując na trzecie krzesło.

Przeszły mnie ciarki na myśl o tym, co się stało wczoraj. Wszystkie emocje mnie w nocy przytłoczyły w jednym momencie i nie mogłam przestać płakać, ba, wypłakiwać sobie oczu w  napadzie histerii. Dopiero Harry'emu udało się mnie najpierw uspokoić, a potem skutecznie odpędzić ponure myśli i poczucie winy.

- Nie wiem, ale pomyślałam, że może ty się przyłączysz. Jadłaś już?

- Oh, nie wolno mi, Jaśnie Pani! Ale bardzo dziękuję, czuję się zaszczycona. Jadłam już, proszę się mną nie przejmować. Proszę siadać, ja zajmę się wyborem kreacji na dzisiaj dla Pani. - Jej twarz rozjaśnił szczery uśmiech.

Dygnęła grzecznie i odeszła w stronę garderoby, po drodze witając się skromnie z Harrym. 

- Naleśniki! - ucieszył się, po czym szybko zajął miejsce na krześle. 

Pokręciłam głową z rozbawieniem i również poczęstowałam się słodkością z bitą śmietaną i jagodami. Zjadłam również finezyjne kanapki z szynką parmeńską, szczypiorkiem i pomidorami koktajlowymi, a także spróbowałam sałatki z tuńczykiem oraz świeżo upieczoną bagietkę.

- Cieszę się, że wrócił ci apetyt - oznajmił cicho Harry, przyglądając mi się. 

Zarumieniłam się lekko i dokończyłam pić swoje kakao akurat w chwili, gdy Aria wróciła z prostą, białą sukienką kończącą się przed kolanem. Wyglądała na naprawdę wygodną i zdecydowanie nie była tak elegancka, jak wszystkie moje poprzednie kreacje. Spojrzałam zadowolona, ale jednocześnie i podejrzliwa na Arię.

- I tak będzie się Jaśnie Pani przebierać. - Wzruszyła ramionami, a moja cała radość uleciała niczym powietrze z przekłutego balonu. 

- Racja.

Chwyciłam sukienkę i weszłam za parawan by się przebrać. Aria przygotowała dla mnie zdecydowanie bardziej zabudowaną bieliznę niż zwykle, więc byłam jej za to ogromnie wdzięczna. Naciągnęłam przez głowę sukienkę i wyszłam, by się przejrzeć w lustrze obok. Leżała jak ulał. Aria szybko rozczesała mi włosy i założyła opaskę z kolorowymi kwiatami, które były miłym akcentem dla oka w tym wszechobecnym morzu bieli. Do tego proste, skórzane baleriny i byłam gotowa do wyjścia. 

- Jak Najpiękniejsza już wie, podczas przymiarki ceremonialnych kreacji, państwo młodzi wyznają sobie nawzajem miłość, zapewniając o jej trwałości. Przygotowałam tutaj dla Jaśnie Pani parę przydatnych zwrotów. - Wręczyła mi karteczkę. - Tradycją również jest iż to przyszły małżonek oraz żona wybierają oraz projektują sobie nawzajem stroje. Przygotowałam luźny zarys tego, co mogłaby Najpiękniejsza zaproponować.

- Jejku, bardzo ci dziękuję - wyznałam szczerze. Byłam pewna, że to wszystko spadnie na moją głowę jak tylko zjawię się na miejscu, a tymczasem Aria zajęła się już każdym szczegółem. Pewnie wiedziała, jak bardzo przytłoczyła mnie myśl o wychodzeniu za kogoś innego niż Harry, nie raz o tym mówiłam bliskim, gdy gdzieś się tu krzątała. 

- Drobiazg. - Machnęła ręką i podała mi projekt garnituru. - Stwierdziłam, że dobrze będzie zaproponować biel. Jest to kolor syren, więc pokażesz w ten sposób, że nie będziesz podlegać królowi, a jesteś z nim na równi. Przy okazji, nie zdziwiłabym się, gdyby sukienka Jaśnie Pani była niebieska - uprzedziła.

- Rozumiem. - Pokiwałam głową, chłonąc wszystkie informacje, by później nie czuć się zaskoczoną. 

- Srebrny również jest kolorem Wodników, więc taki też wybrałam krawat oraz dodatki, żeby zachować wyrazu szacunku. A teraz przećwiczmy te kwestie z zapewnieniem miłości, by Jaśnie Pani zabrzmiała choć odrobinę przekonująco. - Aria uśmiechnęła się i mrugnęła do mnie figlarnie okiem.

***

- Wasza Najpiękniejsza mość wygląda wprost fenomenalnie - pochwaliła mnie krawcowa, kłaniając się nisko, gdy przeglądałam się w lustrze, by zobaczyć końcowy efekt. 

Sześć godzin. Bite pół dnia ciągłego stania twarzą w twarz z królem Errdielem. Co prawda dzieliły nas dwa metry, ale mimo wszystko było to za blisko i zbyt długo. Przez pierwszą godzinę panowała cisza. Potem nastał czas owych wyznań miłosnych, ale i to minęło bez większych przeszkód. Krawcowe uwijały się wokół nas, dzielnie wysłuchując wszelkich uwag, których król Wodników miał zaskakująco wiele. Ja na szczęście dorzucałam tylko co jakiś czas swoją opinię, ale wtedy i tylko wtedy, gdy zostałam o nią zapytana. 

- Nie, nie, nie. Ciało Najpiękniejszej jest tak perfekcyjne, dlaczegóż je chować? Proszę, wyżej to wcięcie. Wyżej. Tak, idealnie.

Starałam się nie reagować i nie spoglądać w dół zbyt często, bo bym się przeraziła. Całe plecy miałam nagie, sukienkę podtrzymywały tam zaledwie dwie skrzyżowane wstążeczki. Dekolt nie był głęboki, ale sukienka miała wycięty trójkąt od talii w górę, kończący się pomiędzy moimi piersiami. Długa spódnica z tiulu opadała falami do kostek, ale również miała wcięcie po prawej stronie, eksponując łydkę, kolano, a także więcej niż połowę uda. Materiał na pierwszy rzut oka był biały, lecz całkiem znacząco wpadał w błękit. 

- Zgadzam się z profesjonalistką. Wyglądasz przepięknie, Jaśnie Pani - uśmiechnął się Errdiel, stając za mną. 

Mogłam go dojrzeć w lustrze, jak ostrożnie kładł dłoń na mojej talii. Ku mojemu najszczerszemu zdziwieniu, nie dotknął mojej odkrytej skóry. Nawet mnie nie musnął choćby jednym palcem, co spowodowało, że natychmiast nabrałam nieco cieplejszych odczuć względem jego osoby. 

- Dziękuję, Wasza Wysokość - odparłam, starając się nie poruszyć. Zdobyłam się na nieśmiały uśmiech.

- Podoba mi się również twoje dzieło. Wiem, że jesteś Najpiękniejszą od niedawna, masz w sobie wiele odwagi, by zaproponować dla mnie biel - stwierdził, spuszczając wzrok, ale dobrze wiedziałam, że bacznie obserwował moją reakcję. 

Przechyliłam głowę.

- Cóż, taka już jestem. Nie boję się wyzwań - oznajmiłam, spoglądając na niego z uniesionym podbródkiem. 

Wydął usta, po czym uśmiechnął się, z uznaniem kiwając raz głową.

- Zauważyłem. Od razu wiedziałem, że jesteś inna, jak tylko pierwszy raz cię zobaczyłem. 

Nie skomentowałam tego. Czułam, że chciał powiedzieć coś jeszcze i starałam się na to przygotować.

- Co z Amorem? Wyjechał? - spytał łagodnie, jakby nie chciał poruszać tej kwestii.

- Tak. W chwili, gdy się dowiedział o zaręczynach - przytaknęłam, automatycznie spuszczając wzrok. Skarciłam siebie samą w myślach za tą jawną oznakę kłamstwa. Musiałam ją zatuszować szczerym smutkiem. - Przyjęłam zaręczyny, bo wiedziałam, że tak będzie najlepiej dla moich sióstr. Nie ukrywam, nie jest to coś, co planowałam i o czym marzyłam, ale wierzę, że to jest najlepsze rozwiązanie. 

- Postąpiłaś słusznie. Razem możemy panować długo i szczęśliwie. Z czasem... - zawahał się i jeszcze raz przemyślał, co zamierzał powiedzieć. - Mam nadzieję, że z czasem uda ci się mnie pokochać. Nie liczę, że stanie się to od razu, ale może któregoś dnia. To wszystko, na czym mi zależy. Przysięgam.

Kompletnie zaniemówiłam. Jego niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z czymś, co chyba rzeczywiście było autentyczną nadzieją. Z opóźnieniem zauważyłam, że nachylił się w moją stronę. Złożył delikatny, niemal ledwie wyczuwalny pocałunek na policzku. Uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny sposób, widząc moje osłupienie.

- Do zobaczenia, Jade.

I wyszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy jeden komentarz! To wiele dla mnie znaczy, z całego serca dziękuję wszystkim ♥