China Town
***Jade***
- Jade! Jade! Obudź się! – Ktoś potrząsł moimi ramionami.
Od razu otworzyłam oczy. Już był ranek? Czułam się, jakbym dopiero co zasnęła.
- Jade, wszystko w porządku? Dlaczego krzyczałaś? – wypytywała mnie Perrie.
Była zaspana, widocznie dopiero wstała z łóżka, ale mimo to była wyczuwalnie zaniepokojona.
- Ale ja nie krzyczałam - zdziwiłam się pytaniem Pezz.
- Jak to? Przecież tutaj byłem. Nie mogłem cię dobudzić. – Harry wydawał się być roztrzęsiony.
Nie miałam pojęcia, co się działo. Po co miałabym krzyczeć?
- Może jakiś zły sen? – Eleanor próbowała wyjaśnić całą sytuację.
- Nie, nie śniło mi się nic konkretnego. Tylko piasek – przypomniałam sobie, a gdy tylko wypowiedziałam ostatnie słowo, doszło do mnie, jak głupio to brzmiało.
- Piasek? Ale jaki piasek? Taki z piaskownicy? – dziwiła się Perrie, a ja byłam jeszcze bardziej zaskoczona od niej.
- Może był tam jakiś potwór piaskowy, czy coś w tym stylu? – podpowiadał Harry.
Pokręciłam głową.
- To nie był piasek z piaskownicy. Przypominał bardziej taki z nad morza. Z resztą nieważne, nie wiem, co wygaduję. Przepraszam, że was obudziłam, ale nawet nie wiedziałam, że krzyczałam – przeprosiłam.
Miałam wrażenie, że plątał mi się język i nie umiałam się wysłowić. Zrzuciłam winę na kiepski sen i gwałtowną pobudkę.
- Nic się nie stało. I tak pora już wstawać, dochodzi dziewiąta. – Wzruszyła ramionami Eleanor i posłała mi pocieszający uśmiech.
- Zrobię śniadanie, na co macie ochotę? – zapytała wesoło blondynka.
Cieszyłam się, że mój głupi sen odszedł w niepamięć. To było nieco upokarzające.
- Oh, ja bym chciała omlet! – przytaknęła El i wyszła razem z Pezz z mojego pokoju, po czym jak mniemałam, udały się do kuchni.
- Na pewno wszystko dobrze? – Harry złapał moją dłoń i przyglądał mi się uważnie.
- Tak, tak, wszystko w porządku – zapewniłam go i się uśmiechnęłam, by potwierdzić swoje słowa. – Obudziłam cię?
- Wcale. No, może trochę – zaśmiał się cicho i przetarł dłonią zaspane oczy.
Rozejrzałam się po mojej sypialni. Hej, a tak właściwie jak się tu znalazłam? Harry chyba musiał zauważyć moje zakłopotanie, bo zaraz wyjaśnił:
- Zasnęłaś wczoraj podczas filmu i przyniosłem cię tutaj.
- Oh, dziękuję.
- Nie ma za co. Chciałem cię zanieść do siebie, ale Perrie mi nie pozwoliła. - Skrzywił się.
Dałam mu sójkę w bok, po czym się zaśmialiśmy. Poczułam, że zrobiło mi się gorąco na myśl o tym, że mogłabym spać z Harrym w jednym łóżku. Czy było jeszcze za wcześnie? Zdecydowanie tak, ale z drugiej strony chyba bym się skusiła...
Tylko na spanie, nic więcej.
A przynajmniej tak sobie wmawiałam.
- Chodźmy na to śniadanie. – Pokręciłam głową z rozbawieniem.
Miałam wrażenie, że Harry wiedział o moich kosmatych myślach sprzed chwili. Czy Amory miały taki szósty zmysł, który im podpowiadał o czyichś najskrytszych pragnieniach? Na przykład tych zmysłowych? Miałam nadzieję, że nie, bo to dopiero by było upokarzające.
Wygramoliłam się z łóżka, zarzuciłam na siebie szlafrok i razem z chłopakiem udaliśmy się do kuchni. Tam Pezz i El zajęły się już posiłkiem, a zaraz dołączyli do nas Niall i Louis.
- Omlet! – ucieszył się blondyn i zaczął jeść. – Jejku, pyszne! Czyje to dzieło?
- Moje, dziękuję. – Uśmiechnęła się przyjaźnie Eleanor.
- Louis, dbaj o nią – powiedział śmiertelnie poważnie Niall, a zaraz potem zaczął się śmiać z wyrazu nagle pobladłej twarzy Tomlinsona. El z resztą też nie była lepsza. Jej policzki nabrały koloru dorodnych pomidorów.
- W sensie? – wydukała zakłopotana.
- Oj, daj spokój. Wszyscy to widzą. – Wzruszył ramionami blondyn i nałożył sobie jeszcze jedną porcję omletu.
Jeżeli reszta szybko tutaj nie przyjdzie, to będą musieli sobie sami zrobić śniadanie.
- Nie wiem, o czym ty mówisz - burknął Louis, chcąc uciąć temat.
Niall jednak wywrócił oczami i dalej prowokował parę przyjaciół.
- Wmawiaj sobie.
- Pezz, powiedz mu coś – jęknęła szatynka, posyłając błagające spojrzenie Perrie.
- Przecież nie będę kłamać – zachichotała cicho.
El zmrużyła gniewnie oczy na ten komentarz.
- Piąteczka! – zaśmiał się Niall i przybił sobie dłonie z blondynką.
- Zdrajca – fuknęła Eleanor, odsunęła swoje krzesło i wyszła z kuchni.
- Długo się będzie gniewać? – zapytał Harry, gdy Perrie i Nialla nawiedziła kolejna fala śmiechu.
- Nie. Jak tylko Louis do niej pójdzie zapomni o bożym świecie – zachichotała znowu Perrie.
Najwidoczniej udzielił jej się złośliwy humorek. Nie mogłam zaprzeczyć, mnie również śmieszyły ich żarty, ale starałam się zachowywać pozory. Wiedziałam, że to był nieco drażliwy temat.
- Ja tu nadal jestem – odchrząknął gniewnie Lou.
- Ups. Ale wtopa. – Perrie zasłoniła teatralnie usta ręką i się ponownie zaśmiała.
Szatyn tylko zacisnął usta w wąską linię. Odstawił brudny talerz do zmywarki i wyszedł z kuchni. Odprowadziliśmy go wzrokiem.
- Zakład o dychę, że poszedł do El – odezwał się nagle Harry.
- Stoi. – Niall uścisnął jego rękę, a w kuchni zapanowała dziwna cisza.
- To co dzisiaj robimy? – zapytałam, by rozkręcić rozmowę.
- Ja się chciałam trochę rozejrzeć po okolicy, a wy macie jakieś plany? – Pezz wzięła łyk soku ze szklanki.
Jak na zawołanie mi też się zachciało pić. Podniosłam do ust naczynie z sokiem pomarańczowym.
- Nic konkretnego. Obiecałem Leigh-Anne trochę poszperać z nią w księgach Avalon – oznajmił blondyn.
- Co? – zadławiłam się napojem. Musiałam zakasłać, by pozbyć się soku z gardła.
- Czemu? Po co? – dopytywała się zaskoczona Perrie.
- Leigh-Anne szuka sposobu, aby się z nią skontaktować - westchnął bezradnie Niall.
- To niebezpieczne, Leigh nie powinna tego robić. Jeszcze nawet nie zebrała sił po rytuale. – Harry pokręcił głową z dezaprobatą.
- Zgadzam się – przytaknęła mu Perrie.
- Leigh-Anne czuje się winna. Nie spocznie póki nie znajdzie sposobu, by się porozumieć z Av – stwierdziłam.
- Co nie zmienia faktu, że nie jest na to gotowa – kontynuował Amor.
- Ale ona nie chce czarować, chce po prostu poczytać i być może znaleźć jakieś informacje na ten temat – wyjaśnił Niall.
- A ty tam po co? Proszę cię, wiem, że Avalon jest dla ciebie bardzo ważna, ale nie naciskaj na Leigh-Anne. – Perrie posłała znaczące spojrzenie Niallowi.
- Ale ja jej do tego nie namawiałem! – oburzył się. - Ona sama to wszystko wymyśliła, jak jej opowiedziałem o tym, jak Av kontaktowała się z babcią po Drugiej Stronie – bronił się.
- To po co jej to mówiłeś?
Ta konwersacja zaczęła się robić coraz cięższa, a atmosfera znacznie się napięła.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że nie można! – Niall wywrócił sarkastycznie oczami.
- Ej, spokojnie! Nic się przecież nie stało. – Postanowiłam wkroczyć do akcji i ich trochę uspokoić.
- To niech ona na mnie nie naskakuje! – Niall wskazał na dziewczynę.
- To ty zacząłeś! – Nie dawała za wygraną Perrie.
- Hej. - Dalej próbowałam im przerwać, jednak przekrzykiwali mnie.
- Ja nic nie zrobiłem!
- Nic, wcale, tylko dałeś fałszywą nadzieję Leigh-Anne na rozmowę z Avalon!
- Ja tylko wspomniałem o Drugiej Stronie! Sama by się w końcu dowiedziała o niej z ksiąg.
- Halo, ludzie. - Chyba w ogóle nie zdawali sobie sprawy z tego, że tam byłam. Jakby w ogóle mnie nie słyszeli.
- Teraz ona będzie sobie na tym niszczyła zdrowie. Kto wie, jaka niebezpieczna potrafi być magia? Nigdy nie miałyśmy z nią do czynienia na dłuższą metę – drążyła Perrie.
- A ja skąd mam to wiedzieć? Ja jej do niczego nie namawiałem. Przyznaj się, że po prostu cię denerwuje, jak ktoś podejmuje decyzję bez wcześniejszego konsultowania tego z tobą! To ty masz obsesję nad kontrolowaniem czyjegoś życia - stwierdził Niall.
- Nie prawda! Przyznaj się, że sam chciałeś porozmawiać z Avalon! Nie zrzucaj winy na Leigh-Anne!
- Dość! – wrzasnęłam dźwięcznie.
Perrie, Niall i Harry skrzywili się, po czym natychmiast zasłonili uszy dłońmi. Wszystko, co szklane - talerze, szklanki, dzban i kubki - popękało w jednej chwili. Poszła w mak nawet jedna szafka ze szklanymi drzwiczkami.
Na szczęście, okna wytrzymały...
Zamrugałam oczyma, by się pozbyć żółtego koloru tęczówek i przywrócić nie zagrażającą nikomu barwę głosu.
– Już? Dotarło? – zapytałam, patrząc wyczekująco na przyjaciół.
- Tak - jęknął Niall, rozsmarowując sobie dwoma palcami obolałe skronie.
- Nie chcę słyszeć więcej kłótni, jasne? Musimy żyć w zgodzie, inaczej się znienawidzimy. Perrie, on nic nie zrobił, Leigh-Anne sama na to wpadła. Byłam przy tym. Pamiętaj, że on teraz też przeżywa ciężkie chwile. Jednak na pewno nie kazałby Leigh zrobić czegoś, co mogłoby jej zagrażać. Niall, ona po prostu się martwi o Leigh, nie chce, aby stała jej się znowu krzywda. Harry, przepraszam, byłeś w zasięgu mojego głosu - mówiłam do każdego po kolei stanowczym głosem, ale do Amora uśmiechnęłam się przepraszająco. – A teraz czy chcecie sobie coś powiedzieć?
Założyłam ręce na piersi. Czułam się jak przedszkolanka.
- Przepraszam - westchnęła niechętnie blondynka.
- Wybacz. – Niall wywrócił oczami.
- Chyba trzeba kupić nowy zestaw talerzy i szklanek - odezwał się nagle Harry.
Rozejrzałam się po bałaganie, który narobiłam.
- Zajmę się tym – obiecałam. – Ale teraz za karę ktoś tu posprząta i będzie to Pezz oraz Nialler.
- Nie ma mowy! – wyśmiał mnie Niall, chwycił kawałek chleba i cały czas się śmiejąc, opuścił kuchnię.
- Kto nabrudził ten posprząta. – Perrie uciekła z pomieszczenia, szczerząc się jak głupi do sera.
- Ale... – jęknęłam zbita z pantałyku. – Ej, wracać mi tu! - krzyczałam za nimi, ale na marne.
- No, kotek... Daj znać, jak skończysz. – Harry prześlizgnął się obok mnie.
- Nie pomożesz mi? – patrzyłam, jak chłopak ucieka po schodach na górę. A to zdrajca! – Harry?!
Cisza. Oczywiście.
Westchnęłam ciężko i zabrałam się za sprzątanie kawałków szkła ze stołu. Dzbanek z sokiem pękł i praktycznie wszędzie był sok pomarańczowy.
Świetna robota, Jade.
- Żartowałem – usłyszałam za sobą roześmiany głos Stylesa.
- No ja myślę! Nie odezwałabym się do ciebie przez cały dzień. – Odwróciłam się do niego i podparłam ręce pod boki.
- Potrafiłabyś? – Uniósł zawadiacko brew, uśmiechnął się i zaczął zamiatać podłogę.
Oczywiście, że nie potrafiłabym. Ale on miał myśleć, że jak najbardziej.
- Nie wiedziałam, że potrafię zbić szkło - westchnęłam.
Sprzątania było naprawdę sporo.
- Pewnie zazwyczaj używałaś głosu na zewnątrz, gdzie było mniej naczyń – stwierdził, wzruszając ramionami.
- Czemu ci dzisiaj tak odbija? – zaśmiałam się, kręcąc głową.
Wyrzuciłam dosłownie połowę talerza do kosza na śmieci.
- A czemu nie? Jest grudzień, do tego całkiem ładna pogoda. Tylko się cieszyć. – Uśmiechnął się promiennie. Kochałam ten uśmiech. Mogłabym się godzinami po prostu gapić, jak się tak szczerzył. Nie sposób oderwać od niego oczu. – Ziemia do Jade! Halo? Słyszysz mnie?
- Oh, tak, słucham? Zamyśliłam się - oprzytomniałam.
Zarumieniłam się, gdy Harry posłał mi znaczące spojrzenie w odwecie. Znów przez myśl mi przeszło, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że był powodem mojego zamyślenia.
- Zapytałem, czy pojedziemy na małą wycieczkę do Liverpoolu? Nie mamy planów na dzisiaj, a myślę, że taki wypad by nam dobrze zrobił – powtórzył.
- To jest świetny pomysł – zgodziłam się z nim, zbierając większe kawałki szkła z podłogi. – Będę mogła tam odkupić talerze.
- Tak, będziesz mogła – zarechotał, wywracając oczami.
- Uważaj, Styles – zagroziłam mu, ale moje groźby na nic się zdały, bo oboje parsknęliśmy śmiechem.
***
- Do C&A! Nie, nie! Do H&M! – mówiła niezdecydowana Eleanor.
Na szczęście, nie gniewała się za długo. Jak tylko usłyszała, że jechaliśmy na wycieczkę, od razu powrócił jej dobry humor.
- Ej, a może do kina? Jest na ostatnim piętrze, a akurat grają film z Seleną Gomez – oznajmił Zayn.
- Nie wiem, „Spring Breakers"? Nie jestem przekonana. - El wydęła usta.
- Ja też nie mam ochoty na coś takiego – zgodził się z nią Lou.
- Ja ogółem nie chcę siedzieć w miejscu. Może gdzieś pójdziemy? – zapytałam.
- Ale gdzie? – zastanawiał się Niall.
- Może do China Town? Ponoć jest tam pięknie o tej porze i jest dobre jedzenie – zaproponował Harry.
- O, tak! W tej dzielnicy jest kolorowo, wszędzie są lampiony. Są zabawne sklepy z drobiazgami i świetne restauracje – opowiedziała podekscytowana Leigh-Anne.
- Dokładnie – potwierdził Niall. – Byłem tam kiedyś, niesamowite miejsce. Pilnujcie dobrze torebek, dziewczyny.
- Co? – spojrzałam na niego pytającym, a jednocześnie wystraszonym wzrokiem.
- A więc postanowione! Pakujemy się do samochodów i jedziemy – zarządził Zayn.
Wróciliśmy na parking i wsiedliśmy do pojazdów. Była nas dziesiątka, czyli wypadało równo po pięć osób w każdym aucie. Pierwsze prowadził Louis, a wraz z nim był Liam, Leigh-Anne, Jesy i Niall. U nas kierowała Perrie (po długiej kłótni z Zaynem), a na siedzeniach pasażera siedzieliśmy wraz z Eleanor i Harrym. Po godzinnej jeździe, przez te męczące korki, dotarliśmy na miejsce. Zaczęło się już ściemniać. Latarnie się zapaliły, a na ulicy zapanowała przyjemna atmosfera. Dzieci biegały z patyczkami w rękach, z których leciały iskry. O ile pamiętam to się chyba nazywało zimne ognie, prawda? Ślicznie to wyglądało. Ja nigdy nie miałam w ręku czegoś takiego.
- Jestem głodna, a wy? Może chodźmy na sushi, czy coś? – spytała Leigh-Anne.
- Wolę "coś". Ja też już zgłodniałem. Idziemy? – Niall machnął na nas ręką i nas wyprzedził w poszukiwaniu restauracji.
Zaśmialiśmy się tylko i ruszyliśmy za nim. Pozwoliliśmy mu wybrać i już po chwili siedzieliśmy na wygodnych kanapach przy stole w całkiem przytulnej knajpce.
Jedzenie było wspaniałe. Zamówiłam sobie ryż z warzywami i z kurczakiem. Będziemy musieli tu kiedyś wrócić.
- Ale się obżarłam - jęknęła Jesy.
Zamówiła makaron z pędami bambusa, jeśli się nie myliłam. Coś w tym stylu, tylko kelner to jakoś dziwnie nazywał.
- Ja też. Ale to jest takie dobre! - westchnął Liam i włożył do ust jeszcze jeden kawałek sushi.
- To jest w ogóle jadalne? – skrzywiłam się.
Nigdy nie jadłam sushi i nawet nie zamierzałam. Nie lubiłam ryb, a co dopiero surowych! Nikt nie był w stanie mnie przekonać do spróbowania.
- Jasne, to jest pyszne! – oburzył się Zayn i od razu włożył do buzi rybę.
Pokręciłam tylko głową i wzięłam do ręki swoją filiżankę z chińską herbatą. Ciekawe, prawda? Sądziłam, że tylko i wyłącznie angielska herbata może być dobra, ale myliłam się. Ta też bardzo dobrze smakowała.
- Chodźmy się jeszcze trochę przejść. Zaraz będziemy musieli wracać, a nie chcę jechać taki obżarty. - Oparł głowę o zagłówek Louis.
Wszyscy mu przytaknęliśmy. Nie miałam jeszcze ochoty wracać, ale byłam już troszkę zmęczona. Zapłaciliśmy i opuściliśmy lokal. Na dworze zrobiło się zupełnie ciemno, a chińskie lampiony wraz z latarniami oświetlały ulicę czerwonym i złotym blaskiem. Tutaj było naprawdę pięknie.
- To co kolejne? Londyn? Może Glasgow? Birmingham? – zaśmiała się Leigh-Anne.
- Ja bym chciał znów odwiedzić Londyn. Dawno tam nie byłem – zamyślił się Harry.
- My też. Na początku tam mieszkałyśmy, ale tylko przez pół roku. Świetne miejsce by dobrze zarobić w barach z muzyką na żywo. Niestety, było nam w tym mieście strasznie tłoczno i stwierdziłyśmy, że lepiej będzie gdzie indziej. Przeprowadziłyśmy się do Birmingham, ale szału również nie było. Kolejne pół roku spędziłyśmy tam, aż w końcu znalazłyśmy się w Manchesterze – przypominałam sobie naszą wędrówkę po kraju w poszukiwaniu dla siebie odpowiedniego miejsca.
Uwielbiałam przeprowadzki, ale jednocześnie ich nie znosiłam.
- A jak się poznałyście? – zagadnął Niall.
- Cóż, poznałyśmy się w szkole - odpowiedziała Jesy. - Jade, Eleanor i Perrie są z South Shields. Leigh jest z High Wycombe, a ja z Londynu. Razem z Leigh-Anne i Perrie chodziłyśmy do szkoły artystycznej w Londynie, a potem pojawiły się dwie nowe dziewczyny. Jak się okazało były to Eleanor i Jade. Na początku Perrie chciała, aby się trzymały z nami tylko ze względu na to, że też były Śpiewakami, a Jade do tego miała najpotężniejszy głos. Szybko się jednak zaprzyjaźniłyśmy.
- Znałyście się wcześniej? – zaciekawił się Harry.
- Jade i ja tak, byłyśmy razem od dziecka. Pezz, Jesy i Leigh poznałyśmy dopiero w Londynie – wyjaśniła El.
- Musiałyśmy opuścić South Shields ze względu na mnie. Nie mogłam sobie poradzić ze śmiercią rodziców i wtedy mama Eleanor zdecydowała, że najlepiej będzie jak zmienimy otoczenie – dodałam.
- Ej, słyszycie to? – powiedział nagle dziwnie podejrzliwym tonem Louis.
- Co? – zapytała Leigh, ale Lou uciszył ją gestem ręki.
Cicho, na palcach, podszedł do bocznej uliczki pomiędzy dwoma blokami.
- Coś jakby warczenie. – Zatrzymał się i nasłuchiwał. - Tędy! – stwierdził i ruszył przed siebie.
- Louis, czekaj! – Eleanor i Liam pobiegli za nim.
Niewiele myśląc, ruszyłam za nimi. Pomiędzy budynkami mieściło się wąskie przejście, a dalej był już tylko ślepy zaułek z paroma kontenerami na śmieci. To miejsce znajdowało się z dala od latarni, więc było znacznie ciemniej niż na ulicy.
Jednak z łatwością rozpoznałam twarz dziewczyny stojącej kilka metrów od nas.
- Nie, to wasz problem – powiedziała groźnie do mężczyzny przed sobą.
Syknęła i ukazała swoje kły, a krew w moich żyłach zastygła.
Angelica.
___________________________________________
Heeeeeeej! :)
Angelica! Angelica! Tak bardzo ją polubiliście, że absolutnie nie mogła zniknąć i się już nie pojawić :D Z resztą, nigdy nie myślałam, aby już się nie pojawiła. Też ją polubiłam ;)
W pytaniach do bohaterów ktoś się zapytał Angeliki czy wróci, a ona odpowiedziała, że absolutnie nie. Nie kłamała. Ona nie wróciła, nie chciała, przecież to jej nie na rękę, prawda? Tyle, że ona nie ma tu nic do gadania! To ja tutaj decyduję, kto zostaje, kto odchodzi hyhyhy :D
Tak więc fanfary... Angelica! Yaaaay :)
Cóż, mam nadzieję, że rozdział się wam podobał^^ Jeśli możecie to bardzo proszę o komentarze, zgoda? Z rozdziału na rozdział jest ich coraz mniej, a to bardzo pomaga w pisaniu. Możecie to dla mnie zrobić? :)
Szczerze mówiąc mam teraz wenę i napisałam wczoraj już 9 część RH2, ale niestety i tak czy siak będziecie musieli poczekać do kolejnej soboty... (A wiedzieliście, że zły humor pomaga pisać? Normalnie aż sama sie zdziwiłam!) Piszę trochę naprzód, w razie gdybym miała tak zawalony tydzień i nie mogła napisać nic w trakcie. Zwłaszcza, że teraz nadchodzą egzaminy (3 TYGODNIE! OMMMGGG!). Jak będzie już trochę luźniej to myślę, że powrócę do dwóch rozdziałów w tygodniu, co Wy na to? ;)
Troszkę się rozpisałam, ha! Mam nadzieję, że wytrwaliście do końca :)
Miłego weekendu! (Mnie czeka sprzątanie...)
Nicol <3
P.S. Zachęcam do pytania bohaterów!