„Rozśpiewana Historia 2” Część 55
Dobranoc
****Leigh-Anne****
-
O Boże! Liam, co się stało?! – krzyknęłam, gdy zobaczyłam chłopaka wnoszącego
nieprzytomną Angel przez drzwi. Była blada, a jej głowa nienaturalnie zwisała.
Nie wspominając już o kończynach, które wyginały się pod dziwnym kątem.
-
Skoczyła z szóstego piętra. – stęknął próbując nogą zamknąć drzwi – Możesz mi
pomóc?
-
Czemu? – zapytałam domykając je. Ruszyłam szybkim krokiem przez przedpokój za Liamem, który niósł wampirzycę do pokoju.
Ashton również pojawił się w korytarzu.
-
Upiła się trochę i postradała zmysły… - odetchnął, gdy ułożył Angel na łóżku.
Skrzywił się prostując plecy, gdy coś cicho strzyknęło.
-
C-co z nią? – dukałam. Kompletnie nie pojmowałam co się stało. Byłam już
wystarczająco wytrącona z równowagi.
-
Skręciła kark, śmierć była natychmiastowa.
-
CO?! – Ashton wrzasnął, gdy tylko usłyszał te słowa.
-
Spokojnie, ona jest wampirem. Ocknie się za jakieś pół godziny czy coś.
-
Nie złapałeś jej, nie zadzwoniłeś po karetkę? Rany! – nie dowierzał Ash. Sama
byłam mocno zdruzgotana.
-
Gdybym próbował ją złapać, to przecież by mnie zabiło. Po co miałbym dzwonić?
Wróci do nas za niedługo. – Liam usiadł na krzesło. Ciężko oddychał.
-
Więc tak po prostu patrzyłeś, jak się rozpłaszcza na chodniku?! – Amor nie mógł
uwierzyć. Chyba muszę usiąść, robi mi się niedobrze…
-
A co miałem zrobić? – spytał nagle zdenerwowany Liam.
-
Nie wiem, cokolwiek! Może ją po prostu powstrzymać?!
-
Ash… - zaczęłam, ale Liam mnie zagłuszył.
-
Myślisz, że nie próbowałem?!
-
Liam… - ostrzegłam, ale wydawali się mnie nie słyszeć. Cóż, nic dziwnego. Oni
na siebie wrzeszczeli, a ja nie miałam siły podnieść głosu.
-
Wow, jesteś okropny. – prychnął Ashton z dezaprobatą.
-
Um, chłopcy…? – mruknęłam tak cicho, że nie wierzyłam, że mnie usłyszą.
-
Leigh, co ci jest? – Liam podskoczył do mnie w ostatniej chwili i podtrzymał.
-
Nie wiem, nic nie widzę. – powiedziałam nerwowo mrugając oczami, ale na nic się
to zdało. Nogi miałam jak z waty.
-
Usiądź. – Ashton pomógł mi zająć miejsce na krześle.
-
Co się dzieje? Źle się czujesz? – dopytywał się Liam.
-
Jesteś wyczerpana. Powinnaś się położyć i nabrać sił oraz energii. Zużyłaś
mnóstwo magii dzisiejszego dnia. – mówił z dezaprobatą Amor.
-
Trochę mi słabo to wszystko… - powiedziałam i pochyliłam głowę. Czułam ciepło
pulsujące w nasadzie nosa spływające w dół.
-
Cholera, podaj mi chusteczkę. – poprosiłam czując pierwszą kroplę krwi, która
kapnęła mi na dłoń.
-
O Boże. – wystraszył się Liam, ale za chwilkę dostałam już chusteczkę. Przyłożyłam
ją do twarzy, by krew nie brudziła ani dywanu, ani moich ubrań. Słyszałam, że
Ashton się oddala, jednak po chwili musiał wrócić. Ciągle nic nie widziałam.
-
Weź włosy. – polecił. Wykonałam prośbę i poczułam chłodny, mokry materiał na
karku. Wzdrygnęłam się.
-
Lepiej? – spytał Liam łapiąc mnie delikatnie za wolną dłoń.
-
Tak. – przytaknęłam. Czarne plamy powoli znikały, obraz robił się wyraźniejszy.
– Zabierzcie mnie stąd.
-
Czemu? – Ashton ściągnął brwi.
-
Krew. Angel może ją wyczuć. – wyjaśniłam. Złapałam się mocniej ręki Liama i
razem wyszliśmy z pokoju. Położyłam się na łóżku w sąsiednim pomieszczeniu,
które wcześniej zajmowali chłopcy. Liam wrócił do Angel, a ja szybko
zasypiałam. Powieki niemal od razu zrobiły się ciężkie, oddech lekko uspokoił. Zawroty
głowy jedynie wdawały mi się we znaki, ale starałam się o tym nie myśleć. Ostatnią
rzeczą, którą pamiętam zanim zasnęłam, był Ashton. Opierał się o framugę i patrzył
na mnie z zatroskaną miną.
****Zayn****
-
Jak Jade? – zapytałem Nadie, która właśnie wychodziła z pokoju Najpiękniejszej.
Korytarz był już pusty, wszyscy udali się na odpoczynek. Była trzecia, może
wpół do czwartej w nocy.
-
Dobrze, śpi. – odpowiedziała łagodnie. Oczy jej się zamykały, próbowała to
przepędzić mruganiem.
-
A Harry?
-
Żadnych urazów wewnętrznych. Tylko osłabienie. – zapewniła. Pokiwałem głową ze
zrozumieniem. – Nie możesz spać? Podać ci jakieś środki nasenne?
-
Nie, nie. Dziękuję. – powiedziałem szybko i się krzywo uśmiechnąłem – Czuwam.
-
Powinieneś się położyć. Jest już późno, wyglądasz na wykończonego. –
stwierdziła.
-
I vice wersa. – zauważyłem patrząc na jej bladą twarz. Pod oczami widniały sine
cienie.
-
Właśnie idę się położyć. Musiałam tylko coś sprawdzić, by móc zasnąć spokojnie.
– uśmiechnęła się lekko. – Dobranoc, Zayn.
-
Dobranoc. – kiwnąłem jej głową i odprowadziłem wzrokiem, aż zniknęła za
zakrętem. Westchnąłem ciężko. Nogi wydawały mi się ważyć tonę, bolały mnie
plecy od długiego stania. Głowa jednak ciągle bolała od nadmiaru emocji.
Szedłem wolno przez jasno oświetlony korytarz. Nie było tu okien, jedynym
źródłem światła były lampy zawieszone w różnych odstępach. Zaciekawił mnie
fakt, jakim cudem mają tutaj prąd, ale byłem zbyt wyczerpany, by o tym myśleć. Błękitne
ściany zdobiły obrazy oprawione w ozdobne złote ramy oraz muszelki i
rozgwiazdy. Kiedy skręciłem po raz trzeci znalazłem się w korytarzu pełnym
drzwi. Tutaj syreny zaprojektowały pokoje gościnne. Mój był oznaczony trzema
bladoróżowymi muszelkami. Nie miały numerów, więc musiałem zapamiętać ozdoby,
by się nie pomylić. Już miałem wchodzić do swojego pokoju, ale pewna sprawa
ciążyła mi na sercu. Odwróciłem się i podszedłem do trzecich drzwi od końca po
drugiej stronie. Chciałem zapukać, ale uznałem to za szczyt idiotyzmu. Przecież
wiadomo, że śpi. Delikatnie nacisnąłem klamkę i lekko uchyliłem drzwi tak, by
nie wydały żadnego dźwięku. Zajrzałem do środka. Mały pokoik oświetlony
drobnymi lampkami poplątanymi w ozdobną sieć rybacką zawieszoną nad dwuosobowym
łóżkiem. Włochaty, beżowy dywan zakrywał panele. Po prawej stronie znajdowały
się uchylone drzwi od łazienki. Ściany były w podobnym kolorze co te na korytarzu.
Jasny , delikatny błękit idealnie komponował się z złotymi zdobieniami na
meblach. Po lewej stronie znajdowała się mała komoda pasująca do łóżka. Mój
pokój wyglądał niemal identycznie.
Wszedłem
do środka najciszej jak potrafiłem i zamknąłem za sobą drzwi. Na chwilę
zamarłem obawiając się, że może ją obudziłem. Spojrzałem na duże łóżko. Pod
białą pościelą skrywało się drobne ciało dziewczyny. Gdy podszedłem nieco
bliżej w końcu mogłem zobaczyć jej twarz. Jej włosy były rozrzucone na
poduszce, natomiast ona kuliła się po jednej stronie łóżka. Miała ściągnięte
brwi i niespokojny wyraz twarzy.
-
Boże, Zayn, zachowujesz się jak jakiś prześladowca. – mruknąłem do siebie. Byłem
zażenowany sobą.
-
Nie…
O
mało nie wrzasnąłem, gdy usłyszałem głos Perrie. Spojrzałem na nią przerażony,
że zostałem złapany na gorącym uczynku, ale o dziwo, oczy miała ciągle
zamknięte. Oddychała miarowo, lecz jej prawa dłoń zaciskała się mocno na
kołdrze.
-
Nie, proszę, nie mów tak… - mamrotała z żalem. Moje serce ścisnęło się tak
mocno na ten widok. Była teraz taka bezbronna, samotna. Na jej policzku
pojawiła się łza. – Nie…Nie prawda! Nie!
-
Perrie. – nie mogłem dłużej patrzeć jak się męczy. Złapałem ją delikatnie za
nagie ramię i potrząsnąłem ostrożnie. Krzyczała jeszcze przez chwilę, a potem
się zerwała nabierając łapczywie powietrza. – To tylko zły sen. Już w porządku.
-
C-co ty tu r-robisz? – zapytała oszołomiona. Szybko starła dłonią łzę z
policzka.
-
Słyszałem jak krzyczysz i przyszedłem zobaczyć co się dzieje. – skłamałem.
-
Oh… Wszystko w porządku. Możesz iść. – powiedziała szybko podciągając pościel
do góry, by się zasłonić.
-
Na pewno? – spytałem tak naprawdę grając na czas. Nie chciałem jeszcze
wychodzić.
-
Tak. – przytaknęła pochylając głowę do dołu. Włosy zasłoniły jej twarz.
-
No dobrze… - westchnąłem. Wolnym krokiem podszedłem do drzwi. Już miałem
naciskać klamkę, ale zatrzymał mnie jej cichy szept.
-
Zayn?
-
Tak? – odwróciłem się z nadzieją.
-
Możesz… - zaczęła, ale urwała i pokręciła głową – Przepraszam, już nic. Dobranoc.
-
Dobranoc. – powtórzyłem i opuściłem jej pokój. Nic nie mogłem poradzić na
uczucie zawiedzenia.
****Louis****
-
Spokojnie, chłopcze. – poczułem czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu, kiedy
gwałtownie usiadłem. W głowie mi huczało, serce waliło wręcz boleśnie o żebra.
-
Co się… Co się stało?! – pamiętam tylko trybunał, syreny, krew, potem ciemność
i… - Czy ja już umarłem? – zapytałem drżącym głosem.
-
Niestety. Będziesz musiał się jeszcze trochę z nami pomęczyć. – do moich uszu
dobiegł głos Liama. Odwróciłem się z uśmiechem w jego stronę. On również się
uśmiechał. Podszedł szybko i mnie objął klepiąc po plecach.
-
Co się stało? – zapytałem teraz spokojniejszy. Hm, znałem skądś to miejsce… Czy
to dom El?
-
Zostałeś mocno… hm, podrapany… po szyi? Nie wiem jak to ująć. – pokręcił bezradnie
głową, ale ciągle się uśmiechał. Wzruszyłem ramionami, nie ważne.
-
Jak to się stało, że tu jesteśmy? – zadałem kolejne pytanie rozglądając się z
fotela. Dopiero zauważyłem panią Kate siedzącą obok kanapy. Czemu tam siedziała
zamiast na niej? Oh, ktoś tam leży. Chwila, chwila…
-
O MÓJ BOŻE, ELEANOR! – zerwałem się z fotela i chciałem podbiec do dziewczyny. Jednak
mój błędnik nienajlepiej zareagował na gwałtowny ruch i runąłem na ziemię. Nie
zwracając uwagi na Liama, który chciał mi pomóc, podszedłem na czworakach do
kanapy.
-
Nie przeszkadzaj. – mruknęła kobieta nie otwierając oczu. Była blada, a ręce,
które trzymała nad głową El, trzęsły się mocno.
-
Co się stało?! – byłem mocno wystraszony. Gdy chwyciłem za dłoń dziewczyny,
okazało się, że jest nienaturalnie chłodna. Cofnąłem rękę z przestrachem. –
Czemu jest nieprzytomna? Co jej się stało?!
-
Louis, spokojnie… - zaczął Liam, ale odepchnąłem go.
-
Jak mam być spokojny?! Ona jest zimna jak trup! – złapałem się za głowę. Czułem
jak moje serce jeszcze bardziej przyspiesza. Boże, co się stało?
-
Żebyś nie wykrakał! Odejdź, przeszkadzasz mi. – warknęła mama Eleanor w moją
stronę. Kiedy w końcu otworzyła oczy i na mnie popatrzyła od razu pożałowałem. Były
mocno zaczerwienione, a jej wzrok ciskał błyskawice. Cofnąłem się mocno
wystraszony.
-
C-co… - wymamrotałem, nie potrafiłem ułożyć pełnego zdania. Czy… Czy ona…? Nie,
to nie możliwe…
C.d.n…
___________________________________________________
Hi!
Cóż, będę szczera. Kompletnie nie mam weny, nie wiem kiedy wróci. Oh, czekaj, jednak wiem. Kiedy Zayn wróci :(
Szanuję Twoją decyzję, Zayn. Naprawdę, rozumiem Cię! Ale... Cholera no... Złamałeś mi serce. Było podzielone na pięć części i teraz zabrałeś jedną z nich. I nic na to nie poradzę :(
Chyba najgorsza jest ta myśl, że już nie ma szans na pójście na koncert One Direction. Ten "oryginalny", z całą piątką. Mocno dopinguję Liama, Harry'ego, Louisa i Nialla, mam nadzieję, że chociaż na ten "zmodyfikowany" koncert One Direction uda mi się pójść, zobaczyć. Pamiętajcie, by nie zapominać o reszcie chłopców. Musimy ich teraz wspierać, pokazywać, że mimo wszystko jesteśmy z nimi. Kocham ich całym sercem i nie pozwolę, by stało się coś jeszcze gorszego. Nie mogę. Wtedy to byłby już definitywny koniec :'(
Przepraszam, że ta notka taka smutna. Pewnie macie tego już dość, tak jak ja. Przez chwilę się zastanawiałam nawet czy jest sens dalej pisać? Przecież bez Zayna to nie to samo. Ale jest. I choćby było nie wiadomo jak trudno, musimy się trzymać. Będąc kompletnie szczera to od dzisiaj jestem zła na Zayna. Przez dwa dni byłam zrozpaczona, ale jak się dowiedziałam o paru rzeczach... Kurcze, moim zdaniem mógł dokończyć chociaż ostatnią trasę, a potem zaczynać karierę solowo. Ale to moje zdanie. A co Wy o tym myślicie?
Jak rozdział? Nie aż taki zły? Mam nadzieję :P Proszę, zostawcie opinie w komentarzach. Będę Wam wdzięczna.
Stay strong x
(załamana) Nicol <3