sobota, 28 marca 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 55


„Rozśpiewana Historia 2” Część 55



Dobranoc



****Leigh-Anne****

- O Boże! Liam, co się stało?! – krzyknęłam, gdy zobaczyłam chłopaka wnoszącego nieprzytomną Angel przez drzwi. Była blada, a jej głowa nienaturalnie zwisała. Nie wspominając już o kończynach, które wyginały się pod dziwnym kątem.
- Skoczyła z szóstego piętra. – stęknął próbując nogą zamknąć drzwi – Możesz mi pomóc?
- Czemu? – zapytałam domykając je. Ruszyłam szybkim krokiem przez przedpokój  za Liamem, który niósł wampirzycę do pokoju. Ashton również pojawił się w korytarzu.
- Upiła się trochę i postradała zmysły… - odetchnął, gdy ułożył Angel na łóżku. Skrzywił się prostując plecy, gdy coś cicho strzyknęło.
- C-co z nią? – dukałam. Kompletnie nie pojmowałam co się stało. Byłam już wystarczająco wytrącona z równowagi.

- Skręciła kark, śmierć była natychmiastowa.
- CO?! – Ashton wrzasnął, gdy tylko usłyszał te słowa.
- Spokojnie, ona jest wampirem. Ocknie się za jakieś pół godziny czy coś.
- Nie złapałeś jej, nie zadzwoniłeś po karetkę? Rany! – nie dowierzał Ash. Sama byłam mocno zdruzgotana.
- Gdybym próbował ją złapać, to przecież by mnie zabiło. Po co miałbym dzwonić? Wróci do nas za niedługo. – Liam usiadł na krzesło. Ciężko oddychał.
- Więc tak po prostu patrzyłeś, jak się rozpłaszcza na chodniku?! – Amor nie mógł uwierzyć. Chyba muszę usiąść, robi mi się niedobrze…
- A co miałem zrobić? – spytał nagle zdenerwowany Liam.
- Nie wiem, cokolwiek! Może ją po prostu powstrzymać?!
- Ash… - zaczęłam, ale Liam mnie zagłuszył.
- Myślisz, że nie próbowałem?!
- Liam… - ostrzegłam, ale wydawali się mnie nie słyszeć. Cóż, nic dziwnego. Oni na siebie wrzeszczeli, a ja nie miałam siły podnieść głosu.
- Wow, jesteś okropny. – prychnął Ashton z dezaprobatą.
- Um, chłopcy…? – mruknęłam tak cicho, że nie wierzyłam, że mnie usłyszą.
- Leigh, co ci jest? – Liam podskoczył do mnie w ostatniej chwili i podtrzymał.
- Nie wiem, nic nie widzę. – powiedziałam nerwowo mrugając oczami, ale na nic się to zdało. Nogi miałam jak z waty.
- Usiądź. – Ashton pomógł mi zająć miejsce na krześle.
- Co się dzieje? Źle się czujesz? – dopytywał się Liam.
- Jesteś wyczerpana. Powinnaś się położyć i nabrać sił oraz energii. Zużyłaś mnóstwo magii dzisiejszego dnia. – mówił z dezaprobatą Amor.
- Trochę mi słabo to wszystko… - powiedziałam i pochyliłam głowę. Czułam ciepło pulsujące w nasadzie nosa spływające w dół.
- Cholera, podaj mi chusteczkę. – poprosiłam czując pierwszą kroplę krwi, która kapnęła mi na dłoń.
- O Boże. – wystraszył się Liam, ale za chwilkę dostałam już chusteczkę. Przyłożyłam ją do twarzy, by krew nie brudziła ani dywanu, ani moich ubrań. Słyszałam, że Ashton się oddala, jednak po chwili musiał wrócić. Ciągle nic nie widziałam.
- Weź włosy. – polecił. Wykonałam prośbę i poczułam chłodny, mokry materiał na karku. Wzdrygnęłam się.
- Lepiej? – spytał Liam łapiąc mnie delikatnie za wolną dłoń.
- Tak. – przytaknęłam. Czarne plamy powoli znikały, obraz robił się wyraźniejszy. – Zabierzcie mnie stąd.
- Czemu? – Ashton ściągnął brwi.
- Krew. Angel może ją wyczuć. – wyjaśniłam. Złapałam się mocniej ręki Liama i razem wyszliśmy z pokoju. Położyłam się na łóżku w sąsiednim pomieszczeniu, które wcześniej zajmowali chłopcy. Liam wrócił do Angel, a ja szybko zasypiałam. Powieki niemal od razu zrobiły się ciężkie, oddech lekko uspokoił. Zawroty głowy jedynie wdawały mi się we znaki, ale starałam się o tym nie myśleć. Ostatnią rzeczą, którą pamiętam zanim zasnęłam, był Ashton. Opierał się o framugę i patrzył na mnie z zatroskaną miną.


****Zayn****

- Jak Jade? – zapytałem Nadie, która właśnie wychodziła z pokoju Najpiękniejszej. Korytarz był już pusty, wszyscy udali się na odpoczynek. Była trzecia, może wpół do czwartej w nocy.
- Dobrze, śpi. – odpowiedziała łagodnie. Oczy jej się zamykały, próbowała to przepędzić mruganiem.
- A Harry?
- Żadnych urazów wewnętrznych. Tylko osłabienie. – zapewniła. Pokiwałem głową ze zrozumieniem. – Nie możesz spać? Podać ci jakieś środki nasenne?
- Nie, nie. Dziękuję. – powiedziałem szybko i się krzywo uśmiechnąłem – Czuwam.

- Powinieneś się położyć. Jest już późno, wyglądasz na wykończonego. – stwierdziła.
- I vice wersa. – zauważyłem patrząc na jej bladą twarz. Pod oczami widniały sine cienie.
- Właśnie idę się położyć. Musiałam tylko coś sprawdzić, by móc zasnąć spokojnie. – uśmiechnęła się lekko. – Dobranoc, Zayn.
- Dobranoc. – kiwnąłem jej głową i odprowadziłem wzrokiem, aż zniknęła za zakrętem. Westchnąłem ciężko. Nogi wydawały mi się ważyć tonę, bolały mnie plecy od długiego stania. Głowa jednak ciągle bolała od nadmiaru emocji. Szedłem wolno przez jasno oświetlony korytarz. Nie było tu okien, jedynym źródłem światła były lampy zawieszone w różnych odstępach. Zaciekawił mnie fakt, jakim cudem mają tutaj prąd, ale byłem zbyt wyczerpany, by o tym myśleć. Błękitne ściany zdobiły obrazy oprawione w ozdobne złote ramy oraz muszelki i rozgwiazdy. Kiedy skręciłem po raz trzeci znalazłem się w korytarzu pełnym drzwi. Tutaj syreny zaprojektowały pokoje gościnne. Mój był oznaczony trzema bladoróżowymi muszelkami. Nie miały numerów, więc musiałem zapamiętać ozdoby, by się nie pomylić. Już miałem wchodzić do swojego pokoju, ale pewna sprawa ciążyła mi na sercu. Odwróciłem się i podszedłem do trzecich drzwi od końca po drugiej stronie. Chciałem zapukać, ale uznałem to za szczyt idiotyzmu. Przecież wiadomo, że śpi. Delikatnie nacisnąłem klamkę i lekko uchyliłem drzwi tak, by nie wydały żadnego dźwięku. Zajrzałem do środka. Mały pokoik oświetlony drobnymi lampkami poplątanymi w ozdobną sieć rybacką zawieszoną nad dwuosobowym łóżkiem. Włochaty, beżowy dywan zakrywał panele. Po prawej stronie znajdowały się uchylone drzwi od łazienki. Ściany były w podobnym kolorze co te na korytarzu. Jasny , delikatny błękit idealnie komponował się z złotymi zdobieniami na meblach. Po lewej stronie znajdowała się mała komoda pasująca do łóżka. Mój pokój wyglądał niemal identycznie.
Wszedłem do środka najciszej jak potrafiłem i zamknąłem za sobą drzwi. Na chwilę zamarłem obawiając się, że może ją obudziłem. Spojrzałem na duże łóżko. Pod białą pościelą skrywało się drobne ciało dziewczyny. Gdy podszedłem nieco bliżej w końcu mogłem zobaczyć jej twarz. Jej włosy były rozrzucone na poduszce, natomiast ona kuliła się po jednej stronie łóżka. Miała ściągnięte brwi i niespokojny wyraz twarzy.
- Boże, Zayn, zachowujesz się jak jakiś prześladowca. – mruknąłem do siebie. Byłem zażenowany sobą.
- Nie…
O mało nie wrzasnąłem, gdy usłyszałem głos Perrie. Spojrzałem na nią przerażony, że zostałem złapany na gorącym uczynku, ale o dziwo, oczy miała ciągle zamknięte. Oddychała miarowo, lecz jej prawa dłoń zaciskała się mocno na kołdrze.
- Nie, proszę, nie mów tak… - mamrotała z żalem. Moje serce ścisnęło się tak mocno na ten widok. Była teraz taka bezbronna, samotna. Na jej policzku pojawiła się łza. – Nie…Nie prawda! Nie!
- Perrie. – nie mogłem dłużej patrzeć jak się męczy. Złapałem ją delikatnie za nagie ramię i potrząsnąłem ostrożnie. Krzyczała jeszcze przez chwilę, a potem się zerwała nabierając łapczywie powietrza. – To tylko zły sen. Już w porządku.
- C-co ty tu r-robisz? – zapytała oszołomiona. Szybko starła dłonią łzę z policzka.
- Słyszałem jak krzyczysz i przyszedłem zobaczyć co się dzieje. – skłamałem.
- Oh… Wszystko w porządku. Możesz iść. – powiedziała szybko podciągając pościel do góry, by się zasłonić.

- Na pewno? – spytałem tak naprawdę grając na czas. Nie chciałem jeszcze wychodzić.
- Tak. – przytaknęła pochylając głowę do dołu. Włosy zasłoniły jej twarz.
- No dobrze… - westchnąłem. Wolnym krokiem podszedłem do drzwi. Już miałem naciskać klamkę, ale zatrzymał mnie jej cichy szept.
- Zayn?
- Tak? – odwróciłem się z nadzieją.
- Możesz… - zaczęła, ale urwała i pokręciła głową – Przepraszam, już nic. Dobranoc.
- Dobranoc. – powtórzyłem i opuściłem jej pokój. Nic nie mogłem poradzić na uczucie zawiedzenia.


****Louis****

- Spokojnie, chłopcze. – poczułem czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu, kiedy gwałtownie usiadłem. W głowie mi huczało, serce waliło wręcz boleśnie o żebra.
- Co się… Co się stało?! – pamiętam tylko trybunał, syreny, krew, potem ciemność i… - Czy ja już umarłem? – zapytałem drżącym głosem.
- Niestety. Będziesz musiał się jeszcze trochę z nami pomęczyć. – do moich uszu dobiegł głos Liama. Odwróciłem się z uśmiechem w jego stronę. On również się uśmiechał. Podszedł szybko i mnie objął klepiąc po plecach.
- Co się stało? – zapytałem teraz spokojniejszy. Hm, znałem skądś to miejsce… Czy to dom El?
- Zostałeś mocno… hm, podrapany… po szyi? Nie wiem jak to ująć. – pokręcił bezradnie głową, ale ciągle się uśmiechał. Wzruszyłem ramionami, nie ważne.
- Jak to się stało, że tu jesteśmy? – zadałem kolejne pytanie rozglądając się z fotela. Dopiero zauważyłem panią Kate siedzącą obok kanapy. Czemu tam siedziała zamiast na niej? Oh, ktoś tam leży. Chwila, chwila…
- O MÓJ BOŻE, ELEANOR! – zerwałem się z fotela i chciałem podbiec do dziewczyny. Jednak mój błędnik nienajlepiej zareagował na gwałtowny ruch i runąłem na ziemię. Nie zwracając uwagi na Liama, który chciał mi pomóc, podszedłem na czworakach do kanapy.

- Nie przeszkadzaj. – mruknęła kobieta nie otwierając oczu. Była blada, a ręce, które trzymała nad głową El, trzęsły się mocno.
- Co się stało?! – byłem mocno wystraszony. Gdy chwyciłem za dłoń dziewczyny, okazało się, że jest nienaturalnie chłodna. Cofnąłem rękę z przestrachem. – Czemu jest nieprzytomna? Co jej się stało?!
- Louis, spokojnie… - zaczął Liam, ale odepchnąłem go.
- Jak mam być spokojny?! Ona jest zimna jak trup! – złapałem się za głowę. Czułem jak moje serce jeszcze bardziej przyspiesza. Boże, co się stało?
- Żebyś nie wykrakał! Odejdź, przeszkadzasz mi. – warknęła mama Eleanor w moją stronę. Kiedy w końcu otworzyła oczy i na mnie popatrzyła od razu pożałowałem. Były mocno zaczerwienione, a jej wzrok ciskał błyskawice. Cofnąłem się mocno wystraszony.
- C-co… - wymamrotałem, nie potrafiłem ułożyć pełnego zdania. Czy… Czy ona…? Nie, to nie możliwe…

C.d.n…

___________________________________________________

Hi!

Cóż, będę szczera. Kompletnie nie mam weny, nie wiem kiedy wróci. Oh, czekaj, jednak wiem. Kiedy Zayn wróci :(
Szanuję Twoją decyzję, Zayn. Naprawdę, rozumiem Cię! Ale... Cholera no... Złamałeś mi serce. Było podzielone na pięć części i teraz zabrałeś jedną z nich. I nic na to nie poradzę :(
Chyba najgorsza jest ta myśl, że już nie ma szans na pójście na koncert One Direction. Ten "oryginalny", z całą piątką. Mocno dopinguję Liama, Harry'ego, Louisa i Nialla, mam nadzieję, że chociaż na ten "zmodyfikowany" koncert One Direction uda mi się pójść, zobaczyć. Pamiętajcie, by nie zapominać o reszcie chłopców. Musimy ich teraz wspierać, pokazywać, że mimo wszystko jesteśmy z nimi. Kocham ich całym sercem i nie pozwolę, by stało się coś jeszcze gorszego. Nie mogę. Wtedy to byłby już definitywny koniec :'(

Przepraszam, że ta notka taka smutna. Pewnie macie tego już dość, tak jak ja. Przez chwilę się zastanawiałam nawet czy jest sens dalej pisać? Przecież bez Zayna to nie to samo. Ale jest. I choćby było nie wiadomo jak trudno, musimy się trzymać. Będąc kompletnie szczera to od dzisiaj jestem zła na Zayna. Przez dwa dni byłam zrozpaczona, ale jak się dowiedziałam o paru rzeczach... Kurcze, moim zdaniem mógł dokończyć chociaż ostatnią trasę, a potem zaczynać karierę solowo. Ale to moje zdanie. A co Wy o tym myślicie? 


Jak rozdział? Nie aż taki zły? Mam nadzieję :P Proszę, zostawcie opinie w komentarzach. Będę Wam wdzięczna.
Stay strong x

(załamana) Nicol <3

niedziela, 22 marca 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 54

„Rozśpiewana Historia 2” Część 54

Wyłączyć, czy nie wyłączyć? Oto jest pytanie.


Z czerwieni wpadałam w pustkę. Czułam okropny ból w klatce piersiowej za każdym razem, kiedy nicość na nowo wciągała mnie do środka. Jakbym unosiła się w powietrzu i dwie ogromne, potężne siły wyrywały mnie sobie nawzajem, a ja byłam jak szmaciana lalka. Nie mogłam nic zrobić. Czerwień była ciepła. Czułam się w niej bezpiecznie, znajomo. Natomiast pustka była… niczym.
Było chłodno, niepewnie i zdecydowanie nie chciałam tam być. Jednak nie ze względu na chłód… Na ból. Jak nicość mnie otuliła nie czułam nic. Oprócz wzmożonego bólu, rzecz jasna. Wiedziałam, że on nie pochodzi od ciemności, tylko od czerwieni. Pustka nie była tak silna. Jak tylko mnie schwytała, czerwień lub ciepło uderzało ze zdwojoną siłą. I wtedy pojawiło się coś nowego. Ciemność, chłód, strach, ale i spokój. Od razu wiedziałam, że nie mogę nawet dopuścić, by ta niezwyciężona siła, mnie choćby dotknęła. Domyśliłam się co to jest. Śmierć.

Wróć do mnie…

Ależ chcę! Tylko to jest takie mocne… Za silne. Gdyby było nieco delikatniejsze… To pustce, by się udało. Ale czerwień z kolei była zbyt agresywna. Napierała na mnie swą potęgą i tym samym przybliżała do mrocznej mgły, której za wszelką cenę musiałam uniknąć. Jakimś cudem. Słyszałam niewyraźne głosy. Dochodziły z oddali. Im bliżej znajdowałam się czerwieni tym lepiej je słyszałam. Natomiast, gdy byłam bliżej mroku… Kompletnie na odwrót.
Jade, musisz być silna. Dasz sobie radę!

My nic nie możemy zrobić. To jej walka.

Kocham cię…

Jej organizm może tego nie wytrzymać.

Zderzyły się dwie klątwy. Nie wiemy jakie może to mieć konsekwencje.

Nie możesz teraz tak po prostu umrzeć!

Potrzebujemy cię…

Wróć, Jade. Wróć do mnie.

Jeśli ona umrze, umrze i on.

Harry.
Poczułam się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Jakbym się obudziła ze snu i zdała sobie sprawę, że wszystko wokół mnie płonie. Moje serce przyspieszyło. Czułam na karku chłód, niemal dotyk tego, czego się obawiałam najbardziej. To nie może się tak skończyć.
Zaczęłam wracać. Nie wiem jak, po prostu powoli sunęłam w stronę ciepła. Niemal na oślep. Nie odwracałam się za siebie.

Zerwałam się i nabrałam głębokiego oddechu. Nic nie widziałam, jasność mnie oślepiła, a moje myśli szalały. Po ułamku sekundy poczułam jak ktoś mnie przyciąga mocno do siebie i zamyka w szczelnym uścisku.
- Wróciłaś. – westchnął z ulgą, pełen radości.


****Nadie****
- Sytuacja opanowana, Najpiękniejsza musi teraz chwilę odpocząć. Jest już dobrze. – zapewniłam tłum zgromadzony za drzwiami sypialni królowej. Rozległy się brawa, okrzyki radości, wiwaty szczęścia.
- Niech żyje królowa Jade! – krzyczały syreny, a Amory i inni goście klaskali w dłonie. To była piękna chwila.
- Nadie! – zawołał ktoś z pośród tłumu. Odwróciłam się w tamtą stronę. Niall machał do mnie ręką i próbował się przecisnąć do mnie. Uśmiechnęłam się i również podjęłam walkę o przejście przez zatłoczony korytarz.
- Co z Jade? – zapytał, kiedy już do siebie dotarliśmy. 

- W porządku. Obudziła się, robią badania, by sprawdzić, czy nie ma jakiegoś urazu wewnętrznego. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Niall był taki szczęśliwy! Chyba odbierał to również z powodu tylu radosnych osób wokół. Nagle przyciągnął mnie do siebie i mocno uściskał.
- Tak się cieszę! – powiedział wesoło, a jego ciepły oddech omiótł mój kark.
- Ja też. Jade jest teraz jedynym co mam. – wyznałam, choć sama nie wiedziałam dlaczego. Blondyn odsunął się lekko ode mnie i spojrzał mi w oczy.
- Ej, już jest dobrze. I będzie jeszcze lepiej. – starł kciukiem łzy z moich policzków. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że się tam pojawiły.
- Wiem. – przytaknęłam wzruszona. Musi być dobrze.
- A poza tym, masz teraz nas. – dodał.
- Naprawdę tak myślisz? Oni mnie nienawidzą. – zaśmiałam się gorzko. Chociażby ta czarownica, ona na pewno. Harry mnie nie znosi. Perrie odzywa się do mnie tylko wtedy, kiedy musi. Zayn też raczej mnie unika… A o reszcie nie wspominam. Rozmawiałam z nimi chyba jeszcze rzadziej niż z Perrie…
- Są po prostu trochę… zdystansowani. – próbował odnaleźć odpowiednie słowo. Było to widać, ale doceniam gest. – Z resztą, co tam oni? Masz mnie. Przyjaźnimy się, tak? – mrugnął do mnie.
- Tak. – przytaknęłam – A więc, przyjacielu. Co teraz zrobimy?
- Na razie cieszmy się ze wszystkimi. – zaproponował wesoło.
- A rozmawiałeś z… Um, tą Uzdrowicielką… No wiesz, na temat Louisa. To on został ranny, prawda?
- Tak, tak. Masz na myśli Eleanor. Nie, nie rozmawialiśmy. Nie mam tu, na dole, zasięgu.
- Czyli nic nie wiadomo?
- Niestety nie. – posmutniał.
- Hej, Niall. Przedstawisz mi twoją koleżankę? – przystojny blondyn podszedł do Nialla. Uśmiechał się szeroko.
- Luke, to jest Nadie. Nadie, to jest Luke. – powiedział Niall, a gdy wyciągnęłam dłoń do nowego znajomego, ten uniósł ją i ucałował wierzch.
- Miło mi poznać. – mrugnął czarująco jednym okiem.
- Zgaduję, że jesteś kuzynem Harry’ego? – zaśmiałam się.
- Tak, tym najprzystojniejszym w rodzinie. Moja sława mnie wyprzedza. – zaśmiał się. Muszę przyznać, że mimo wszystko był słodki.
- Uważaj. Jeszcze jedna z moich sióstr to wykorzysta. – mrugnęłam tajemniczo do niego okiem kradnąc jego grę.
- Czemu miałbym uważać? Myślę, że mogłoby mi się to spodobać. – wyszczerzył się.


****Angel****
Wiatr rozwiewał moje włosy, gdy szłam ulicami miasta. Powinno mi być zimno, ale cóż, jak to bywa od jakiś czterech lat- nie czuję chłodu. Po raz kolejny poczułam gniew na samą siebie. Znów nie dawałam rady. 
- Co panienka robi tutaj sama? W środku nocy? Zgubiłaś się, dziewczynko? – pomiędzy budynkami stało trzech mężczyzn z butelkami w rękach. Zaśmiali się głośno. Dwóch z nich odłożyło butelki na ziemię i podążyło w moim kierunku.
- Spaceruję. – odparłam krótko z obojętną miną. Przystanęłam zaciekawiona nowym towarzystwem. 
- Grzeczne dziewczynki nie chodzą same o tej godzinie. – zauważył jeden z nich z szyderczym uśmieszkiem. Jakbym miała się tego wystraszyć.
- A może ja nie jestem grzeczną dziewczynką? – skrzyżowałam ręce na piersi.
- To już zauważyliśmy. – brunet mrugnął okiem - Jak cię zwą?
- To w sumie zabawne. Mam na imię Angel, ale jestem potworem. – zaśmiałam się sama ze swojego żartu. Był to gorzki śmiech.
- Nie wierzę… Taki aniołek miałby być potworem?
- Pokazałabym ci, ale aktualnie potrzebuję towarzystwa. – wzięłam z jego ręki zieloną butelkę i pociągnęłam z niej długiego łyka. Piwo. Eh, potrzebuję coś mocniejszego.
- Podoba mi się. – zagwizdał blondyn z tyłu mierząc mnie wzrokiem z góry do dołu. Przekrzywiłam głowę i uśmiechnęłam się.
- Może macie ochotę mnie trochę oprowadzić? Albo raczej zaprowadzić do najbliższego baru. – wzruszyłam ramionami. Chłopaki wymienili szybkie spojrzenia i już byliśmy w drodze do pobliskiego pubu. – A więc? Jak was zwą?
- Ja jestem James, to jest Tyler, a ten blondyn do Paul. – powiedział szatyn, z którym szłam pod rękę. Do złudzenia przypominał mi Liama.
- Cholera. Będę cię nazywała Mark, jasne? – bardziej oznajmiłam niż zapytałam.
- Chłopak czy ex- chłopak?
- Ani to, ani to. – mruknęłam.
- A więc niedoszły chłopak. – stwierdził. 
- No, powiedzmy. – wywróciłam oczami. Kurde, nawet jak ze mną go nie ma to jest.
Doszliśmy do baru, otworzyliśmy drzwi. Usiadłam na wysokim stołku przy blacie, a gdy sobie przypomniałam, że nie mam przy sobie pieniędzy, zauroczyłam Paula, aby był moim sponsorem. No cóż, trudno. Lepsze to, niż dawca krwi.
Mniej więcej po trzecim drinku ucięła mi się taśma. Z resztą, nie chciałam pamiętać.

*****

Wyłączyć, czy nie wyłączyć? Oto jest pytanie!
Chwiejnym krokiem przeszłam wzdłuż krawędzi dachu budynku. Uśmiechnęłam się na myśl jak łatwo mogłabym stąd spaść. Hm, może to nie taki głupi pomysł?
Mam dość. Mam wszystkiego D.O.Ś.Ć. Nawet nie wiem czemu. Nie pamiętam, ups.
- ANGEL!!! Co ty wyprawiasz?! Złaź stamtąd!!!
Ah. Już pamiętam.
- Nie! – krzyknęłam w dół. Jakieś cztery, ewentualnie pięć, pięter niżej na chodniku stał Liam z zadartą głową w górę. Wyglądał na ostro wkurzonego. Nie wiem czemu, ale uśmiechnęłam się. Ile właściwie wypiłam?
- Angel, proszę! Zejdź zanim zrobisz sobie krzywdę! – krzyczał. Szkoda, że mam super słuch. Może bym go nie słyszała?
I tak byś mnie słyszała, wszyscy w okolicy słyszą.
Ej! Wynocha z mojej głowy! Cholera, jak się robiło tą blokadę?
O matko, jesteś pijana… Rany, Angel. Coś ty narobiła?
- NIE TWÓJ CHOLERNY BIZNES! – wrzasnęłam do niego mimo tego, że mogłam mu po prostu wysłać myśl. Chciałam podkreślić, żeby się odwalił.
Nie odwalę się. Angel, co się stało? Czemu wybiegłaś?
Bo nie daję rady. Nie mogę wytrzymać z tobą, ok.?! Cały czas mi przypominasz o tym jaka byłam, zanim zostałam wampirem! A bo to moja wina?! Dałabym wszystko, żeby cofnąć czas! Cholera, ty myślisz, że dobrze się czuję z tym wszystkim, co zrobiłam, kiedy byłam poza uczuciami? Nie mogę patrzyć w lustro! A ty jeszcze mi to wytykasz! Nie wytrzymuję już! Nie mogę tego znieść!
O Boże, Angel, ja nie… Ja nie chciałem! Wiesz o tym!
Mam dość tego wszystkiego. Mam dość życia czyimś kosztem. 
Stanęłam na skraju betonu. Odwróciłam się tyłem, nie mogłam patrzeć w dół.
Co ty… NIE! ANI MI SIĘ WAŻ!
Zacisnęłam mocno powieki.
Rozłożyłam ręce.
Przechyliłam się w tył...

Spadłam.


C.d.n...

___________________________________________________

Cześć!

Przepraszam, że nie było wczoraj rozdziału. Cały dzień byłam poza domem, a jak wróciłam, to nie miałam siły nic napisać. No i mam małe problemy z Google... Nie wiem co się dzieje, ale czasem mi kompletnie nie działa, a razem z tym wszystkie powiązane aplikacje: you tube, BLOGGER, gmail... Koszmar! :(

Ale dzisiaj przybywam z rozdziałem! Udało mi się połączyć z bloggerem ^^
Jak się podobało? 
Lubię wątek Langelici, ale sama chyba ich do końca nie rozumiem :D Angel jest bardzo skomplikowaną postacią, ale myślę, że przybliżę ją Wam trochę w następnych rozdziałach ;)
A Wy lubicie naszą wampirzycę? PISZCIE! ♥ Zostawcie po sobie ślad :)

Dzięki Nataszy, wpadłam na pewien pomysł, którego rezultaty będziecie mogli poznać już wkrótce! Na razie nic nie mówię, zobaczymy czy wyjdzie :D 
Jest tu może jakaś osoba, która chciałaby w przyszłości zostać dziennikarzem? ;)

Dziękuję Wam za 195 tyś, jeeeejku, ciągle dla mnie to się dzieje za szybko ♥ Jesteście cudowni, dziękuję!

Życzę Wam dobrej nocy i przyjemnego poniedziałku (o ile poniedziałki mogą być przyjemne)
Dobranoc!
Nicol <3

P.S. Pytania do bohaterów, by dowiedzieć się czegoś więcej lub coś wyjaśnić ;)

sobota, 14 marca 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 53

„Rozśpiewana Historia 2” Część 53

Przepraszam

****Perrie****

Opadłam wycieńczona na fotel. Byłam na nogach bez przerwy od trzech godzin i po prostu nie miałam siły dłużej stać.
- Podać pani coś na uspokojenie? – jedna z syren, które tutaj nazywano Medykamentkami, uśmiechnęła się do mnie lekko. To są chyba takie ich pielęgniarki, tak mi się wydaje.
- Um, szklanka wody wystarczy. Dziękuję. – uniosłam nieznacznie kącik ust, gdy podała mi szklankę. Wypiłam wszystko do dna w ciągu paru sekund. Nie miałam nawet pojęcia, jak bardzo chciało mi się pić.
- Przyniosę jeszcze trochę. Jest pani odwodniona. – stwierdziła.
- Dziękuję. – powtórzyłam, a kiedy zaczęła się odwracać, zatrzymałam ją jeszcze na chwilę - Możesz mówić mi po imieniu, chyba jesteśmy w tym samym wieku. Jestem Perrie.
- Mam na imię Lori. – uśmiechnęła się szeroko – Zaraz ci przyniosę wody.
- Kochanie, otwórz oczy. Wiem, że mnie słyszysz… - cichy głos Harry’ego dotarł do moich uszu. Najgorsze minęło. Harry mówił, że ucisk w jego klatce piersiowej się stopniowo zmniejsza, tak jak i ból. Jednak Jade nie budziła się. Według syren Najpiękniejsza powinna być nieprzytomna góra dwie godziny. Jade śpi już cztery.
- Harry, napij się proszę. – podałam mu szklankę, którą dostałam od Lori. On również powinien się czegoś napić. Wszyscy byliśmy zmęczeni i głodni. Jednak te nie miłe uczucie maskował strach o naszą przyjaciółkę.
- Nie teraz. – zbył mnie.
- Harry, wypij chociaż pół szklanki. – odezwał się Zayn. Chłopak wywrócił oczami i wziął ode mnie naczynie. Zajęłam z powrotem swoje miejsce na wygodnym fotelu i patrzyłam na wygładzoną twarz Jade. Moje powieki stawały się coraz cięższe, więc mrugałam szybko, by odpędzić senność. Nie. Nie mogę teraz spać.
- Powinnaś odpocząć. – nawet nie wiem skąd tuż obok pojawił się Zayn. Zaczął mnie okrywać kocem. 
- Nie! Nie dotykaj mnie. Nie mogę teraz spać. – syknęłam zrzucając z siebie cieplutki materiał. Marzyłam teraz o chwili snu, ale po prostu nie mogłam. Nie teraz, nie wtedy, gdy Jade może się obudzić w każdej chwili.
- Perrie… - westchnął smutno Mulat na moją gwałtowną reakcję.
- Zayn. – jego imię zabrzmiało w moich ustach z dezaprobatą.
- Proszę cię, połóż się chociaż na chwilę. Obiecuję, że cię obudzę, jeśli z Jade będzie coś nie tak. – mówił. Wyglądał na mocno przybitego. Moje serce zadrżało pod jego spojrzeniem. Nie, nie mogę z nim rozmawiać. Znów mnie złamie.
- Nie ma mowy. – ucięłam, skrzyżowałam ręce na piersi i wlepiłam wzrok w podłogę.
- Przepraszam.
- Słucham? – chyba się przesłyszałam.
- Za to co powiedziałem. Przepraszam. Jeśli cię to w ogóle ruszyło… To znaczy, i tak nie powinienem tak mówić. Zachowałem się jak dupek. – nie miałam sił na niego spojrzeć. Proszę, Zayn… Nie teraz… Jestem wyczerpana… Pokręciłam tylko bezradnie głową. 

- No, w takim razie… Tak czy siak, przepraszam. Dobrze, że nie wzięłaś tego do siebie. – mruknął, nie znajdując we mnie żadnej reakcji. Odszedł powłócząc nogami na swoje miejsce w pobliskim fotelu. Gdyby tylko wiedział… Gdyby tylko wiedział jak bardzo moje serce ucierpiało na tym, co mi powiedział… Eh, mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie.


****Angelica****

- Czy to oznacza, że on jest teraz wampirem?! – Leigh-Anne zaczęła panikować.
- Nie, gdyby był wampirem jego serce raczej by nie biło, prawda? – wywróciłam oczami, jednak nerwowo zagryzałam wargę patrząc na bladego chłopaka na kanapie. Cholera, prawie go zabiłam. Wiedziałam, żeby nie dawać mu krwi. Był w za ciężkim stanie, tylko doprowadziłam do zatrzymania akcji serca.
- Nie mogłaś tego wiedzieć, równie dobrze twoja krew mogła zadziałać. – powiedział do mnie Liam.
- Wynocha z mojej głowy. – warknęłam i na nowo wybudowałam mur, za którym ukryłam swoje myśli. Kiedy jestem rozkojarzona często zapominam, by go blokować, a ten drań szybko wykorzystuje sytuacje!
- Nie denerwuj się tak. – Liam położył dłoń na moim ramieniu, ale szybko ją strąciłam.
- Skąd taki pomysł? Nie denerwuję się.
- Angel.
- Co?
- Przegryzłaś sobie wargę.
- Cholera. – mruknęłam tylko i szybkim krokiem udałam się do łazienki. Eh, dobra, muszę się naprawdę denerwować. Normalnie byłabym pierwszą osobą, która poczuje krew. Spojrzałam w lustro i skrzywiłam się na swój widok. Nie chcąc się torturować przeniosłam wzrok na lekko zakrwawioną wargę. Rana już się zagoiła. Odkręciłam kran i obmyłam usta wodą.  
Matko, naprawdę nie powinnam dawać mu tej krwi. Nie wiem jakim cudem Louis nie stał się wampirem. Przecież został wykonany drugi i trzeci krok: krew wampira w żyłach człowieka, zaraz potem zatrzymanie akcji serca. Oni chyba nie wiedzą, że wcześniej ugryzłam Louisa. To znaczy, on mi pozwolił. To znaczy… Oh, nieistotne, chodzi o to, że został wykonany krok pierwszy oraz krok drugi, a potem trzeci. Czemu on do cholery się nie przemienił?! Może to przez El, bo ciągle go leczyła. Był pod jej wpływem. Może dzięki szybkiej i sprawnej reanimacji? Nie wiem, mogę się tylko domyślać.
- Mogę wejść? – Liam zapukał w niedomknięte drzwi.
- A musisz? – odpowiedziałam niechętnie. Naprawdę nie miałam ochoty teraz na kolejną konfrontację.
- Ej, nie bądź wredna. – skarcił mnie, lecz lekki uśmiech go zdradził.
- Nie byłabym sobą, gdybym nie była wredna. – stwierdziłam odwracając się w jego stronę. Położyłam jedną rękę na biodrze, a drugą oparłam się o zlew. W ten oto sposób otrzymałam olewającą pozę, ale pewną siebie zarazem. Perfekcyjnie wyuczone aktorstwo. Nic poza tym.
- Kiedyś nie byłaś. – powiedział to tak cicho, że gdybym nie miała wyczulonego słuchu, to wątpię, czy bym to usłyszała. 

- Cóż, przykro mi, że teraz jestem jaka jestem. Liam, przestań żyć przeszłością. Ludzie się zmieniają. – nic nie mogłam poradzić na odrobinę jadu w moim głosie. Wzmianka o przeszłości wbiła kolejną szpilkę w moje serce. Ugh, nienawidzę mieć uczuć. Nienawidzę nienawidzić. Bez tego wszystkiego jest tylko wszechogarniająca obojętność. Kompletnie mi wisiało czy ktoś coś powie lub nie. Teraz czuję, że słowa mogą zranić. Uczucia to jeden wielki bałagan.
- Angel… - zaczął, ale mu przerwałam.
- Daruj sobie, jasne? Twój kumpel jest umierający. Może nim się najpierw zajmij. – przeszłam obok niego.
- Już nie.
- Słucham? – nie zrozumiałam o co mu chodzi.
- Już nie jest umierający. El go ocaliła.
- Eleanor? – zatrzymałam się w pół kroku i gwałtownie odwróciłam w jego stronę – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że…
- Tak. – nie pozwolił mi dokończyć. Cóż, to by wyjaśniało, dlaczego się nie przemienił…


****Leigh-Anne****

- Oh, Ashton, Michael. – nie mogłam nic więcej powiedzieć. Byłam zbyt zaskoczona ich widokiem za drzwiami.
- Co z nim? Możemy wejść? – spytał Ash.
- Tak, jasne, um, przepraszam. Jestem wyczerpana i strasznie wolno myślę. – pokręciłam głową i otworzyłam szerzej drzwi, by mogli przejść – W salonie.
- Tędy? – zapytał wskazując mały przedpokój prowadzący do kuchni połączonej z pokojem dziennym. Pokiwałam głową i wolnym krokiem podążyłam za nimi. Na rozłożonej kanapie po jednej stronie leżał Louis, któremu wracały już kolory na policzki. Po prawej znajdowała się nieruchoma i blada Eleanor, a tuż obok niej siedząca na krześle pani Kate. Trzymała wyciągnięte ręce nad ciałem córki.
- Dzień dobry. – powiedział cicho Michael jakby bał się, że przeszkadza. 
- Raczej dobry późny wieczór. – odpowiedziała pani Kate zmęczonym głosem. Nie otworzyła oczu nawet na moment, by zobaczyć kto przyszedł.
- Tak… Która godzina? Już dochodzi północ, prawda? – Ash przestąpił nerwowo z nogi na nogę.
- Możemy jakoś pomóc? – spytał skrępowany Michael.
- Nie. Trzeba czekać, aż Louis się obudzi. Wampirza krew uleczyła ciężkie obrażenia i powoli dochodzi do siebie. – mówiła kobieta. Zmarszczyła lekko brwi i poruszała palcami w powietrzu.
- Psst, Leigh-Anne. – szepnął w moją stronę Michael – Co się stało El?
- Próbowała uratować Lou. – odpowiedziałam ze wzrokiem wbitym w ziemię.
- El jest Uzdrowicielką? – upewnił się Ash. Przytaknęłam, a on od razu pobladł. – Czy… Czy ona żyje?
- Oczywiście, że tak. – wtrąciła się gniewnym głosem pani Kate – Myślicie, że pozwoliłabym jej odebrać sobie życie?
- Nie, absolutnie. – pokręcił głową jak na rozkaz Michael.
- Całe szczęście domyśliłam się co robi. Odcięłam ją w ostatniej chwili. Jest w trudnym stanie, ale ją uleczę. Muszę. – ciągnęła, nie otwierając oczu. Ponownie się skrzywiła i znów zaczęła poruszać palcami nad El.
- Proszę pani… - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Będzie łatwiej mi się skupić, jeśli stąd wyjdziecie. Waszemu przyjacielowi nic nie będzie.
- Będziemy w pokoju obok. Jak będzie pani czegoś potrzebować, proszę wołać. – powiedziałam zanim opuściłam pomieszczenie według jej prośby. Przymknęłam drzwi za nami. Westchnęłam ciężko.
- Jak się czujesz? – Michael położył dłoń na moje ramię.
- Wykończona. Zużyłam dużo magii. Ale mi niedługo przejdzie. Po prostu muszę odpocząć. – zapewniłam go.
- Ej, może pójdź do sklepu po czekoladę dla Leigh i mamy El. Doda im sił. – zaproponował Ashton patrząc znaczącym wzrokiem na przyjaciela. Ten uniósł jedną brew, ale przytaknął.
- Nie trzeba, naprawdę… - zaczęłam, ale po raz drugi ktoś mi przerwał.
- Idź już, pa! – Ashton praktycznie wypchał Michaela za drzwi.
- Wszystko w porządku? – przekrzywiłam głowę patrząc na jego dziwne zachowanie.
- Możemy pogadać? – uśmiechnął się lekko, ale krzywo.
- Co się dzieje? – zaniepokoiłam się. 
- Wcześniej tego nie widziałem, użyłaś czaru. Prawda?
- C-co? – zamarłam. O matko, zużyłam tyle magii, że urok prysł. Byłam kompletnie bezbronna. Czułam się niemal naga. – N-nie wiem o co ci chodzi…
- Leigh-Anne. Mam oczy. Niall, zgadza się? – podszedł nieco bliżej. Już chciałam zaprzeczyć, ale pokiwałam głową wbrew woli. – Leigh, on już…
- Znalazł kogoś. Wiem. – zacisnęłam usta w cienką linię i spuściłam wzrok. Musiałabym być idiotką, gdybym nie widziała jak patrzy na Nadie.


C.d.n…
____________________________________________________________________

Cześć!!!


Rozdział trochę długo mi się pisało, chyba znów mnie wena opuszcza haha :P Mam nadzieję, że Wam się podobało! Starałam się :D 

W końcu wyjaśniłam Wam sprawę z Leigh/ Niall/ Nadie! Dużo osób się domyślało haha, cieszę się, że jednak polubiliście nieco Nadie. Ale widzę, że jeszcze parę osób jest co do niej uprzedzone... Cóż, miejcie oczy szeroko otwarte ;)
Oczywiście, że nie zabiję Lou! Jak mogliście w ogóle tak myśleć? To byłoby zbyt... przewidywalne. Hm, tak, jestem okropna muahahah.

Byłabym przeszczęśliwa, gdybyście zostawili po sobie komentarz z opinią ;)

Dzisiaj notatka krótka, bo nic mi nie przychodzi do głowy O.o Haha, lepiej dla Was, nie będę przynudzać xd 

Wspomnę jeszcze, że zakładka "Wasze Prace" jest ciągle aktualizowana! wspaniale by było, gdybyście wysyłali swoje prace o RH, jakieś rysunki, ulubione cytaty lub może poprzerabiane zdjęcia :) 

Mój email: nicol.styles.harrykochakotki@gmail.com


Dziękuję Wam za wszystko! Jesteście cudowni ♥ 

Miłego weekendu!


Nicol <3



sobota, 7 marca 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 52

„Rozśpiewana Historia 2” Część 52

Dwie klątwy

****Nadie****

Pokój był duży i jasny. Przeważały kolory beżu i gdzieniegdzie można było dostrzec złote wykończenia. Szare, skalne ściany nadawały pewnej tajemniczości. Cała sypialnia wydawała się rześka i przyjemna, a uwagę od razu przykuwało ogromne łoże z baldachimem, z którego spływały delikatne jedwabne zasłony. Pierwszy raz byłam w pokoju Najpiękniejszej, robiło to ogromne wrażenie. Szybko jednak podążyłam ku pięknemu łóżku, by pomóc medykantkom. Kładły właśnie Harry’ego na pobliskiej eleganckiej sofie. 
- Nie, muszą być jak najbliżej siebie. Połóżcie go na łóżku obok Jade. – poleciłam nawet nie myśląc. Pani Minister odwróciła się do mnie napięcie.
- Rozumiem, że jesteś zżyta ze swoją siostrą, ale nawet tobie należy zwracać się do królowej „Najpiękniejsza”. I nie wydawaj nam rozkazów. Wiemy co robimy. – mówiła stanowczym tonem.
- Ah, tak? A posłuchałyście mnie, kiedy powiedziałam, że stanie się coś złego? Nie chciałyście wpuścić go do środka. Gdyby nie to, że teraz cierpi nadal byście tego nie zrobiły. Kompletnie nie wiecie co robicie. – poczułam jak ogarnia mnie złość.
- Nadie Renee Thirlwall, jak śmiesz zwracać się tak do nas? – spytała urażona.
- Przepraszam Waszą Wysokość Sprawiedliwość, ale chcę, abyście mnie posłuchały. Inaczej, może się to wszystko źle skończyć. Proszę dać mi szansę. – ukłoniłam się mówiąc ze spuszczoną głową – Proszę…
Zapadła cisza, którą przerwał cichy jęk Harry’ego. Nie śmiałam podnieść głowy i spojrzeć na chłopaka.
- Co masz nam do powiedzenia? – uległa w końcu Minister.
- Proszę, połóżcie go blisko niej. Dajcie mu jakieś leki przeciwbólowe. Odczuwa ból Jad… Najpiękniejszej. Jest z nią ściśle połączony pod względem uczuć. – mówiłam jak najęta. Podeszłam do łóżka Jade i stanęłam obok niej. Leżała nieruchomo, była przerażająco blada, a jej twarz wyginał grymas cierpienia. Na czole wystąpiły małe kropelki potu. Musi mieć gorączkę.
- Co dalej? – zapytała jedna z sióstr medykamentek, kiedy Harry został ułożony na miękkim materacu obok Jade. Był przytomny, tylko z bólu ledwo mógł się ruszać. Z trudem przekrzywił głowę i spojrzał na swoją ukochaną. Pierwszy raz widziałam w czyichś oczach tak bezgraniczną, bezinteresowną miłość. Kochał ją całym sercem, a teraz bardziej martwił się o nią, niż o to co się z nim dzieje.
- Leki przeciwbólowe. Dla niego. – odpowiedziałam, gdy otrząsnęłam się z zamyślenia. 

- A co z królową? – spytała Minister.
- Nic. – pokręciłam bezradnie głową – To jej walka. Musi sama stawić jej czoła.
- O czym ty mówisz? Co się jej dzieje? – wyszeptał Harry. Oh, no tak. On nie wie.
- Zderzyły się dwie klątwy, dwie magie. Najpiękniejsza chwilę po objawieniu powołania traci przytomność, wtedy klątwa ją przemienia i po jakimś czasie budzi się już bez uczuć. Jade źle to znosi, bo jej przeznaczeniem jest kochać ciebie. Teraz dwie potężne magie walczą o pierwszeństwo. Skoro dopadły cię te bóle oznacza to, że… Um… Że twoja klątwa przegrywa. – wytłumaczyłam. Oczy Harry’ego powiększyły się dwukrotnie.
- Co? – zapytał niemal bezgłośnie.
- Będzie dobrze, Harry. Musisz przy niej być. Wiem, że się fatalnie czujesz i sam cierpisz, ale myślę, że mogłoby jej pomóc, gdybyś do niej coś mówił. Żeby cię słyszała. – zaproponowałam delikatnie. Pokiwał lekko głową i przeniósł wzrok na Jade.
- Proszę pana, mógłby pan podciągnąć rękaw? – siostra medykantka trzymała w dłoni strzykawkę z lekiem przeciwbólowym.
- Nie chcę tego. – odpowiedział stanowczo nie odrywając wzroku od ukochanej.
- Harry, to ci tylko może trochę pomóc. Ulży ci, ból zostanie otumaniony… - zaczęłam, lecz przestałam mówić, gdy kręcił głową.
- Jeśli mnie boli, to oznacza, że jest źle, że tracę Jade. Chcę czuć wszystko dokładnie, by móc dobrze oceniać sytuację. – wyjaśnił.
- Ale…
- Dzięki, nie potrzebuję tego. Dam radę. – zacisnął zęby i więcej już nic nie powiedział. Medykantka popatrzyła na mnie pytająco, a ja dałam jej znak gestem dłoni, by zrobiła tak jak on tego chce. Gdy będzie gorzej, może bardziej będzie mu potrzebny lek.


****Perrie****

- Dlaczego nie możemy tam wejść? Może nas potrzebują! Rany, nie mamy już żadnych wiadomości od d w u d z i e s t u minut! Dwudziestu! – denerwowałam się.
- Perrie… - zaczął Zayn, lecz uciszyłam go gestem ręki. 

- Nawet się do mnie nie odzywaj. Nie teraz. – sama byłam zaskoczona stanowczością swojego głosu. Najpierw Louis, teraz Jade, a do tego jeszcze Harry! Tego jest po prostu za dużo. Zdecydowanie mi to wystarczy, a jeśli Zayn się w końcu nie zamknie, to przysięgam, że go uderzę. Teraz w moich żyłach płynie tylko i wyłącznie wściekłość.
- Pezz, wierz coś? Co z Harrym? – z mojej prawej strony pojawił się Luke. Wyglądał na bardzo przejętego.
- Niewiele. Nadie na chwilę wyszła i powiedziała, że to jest ściśle związane z klątwami. Nastąpiło zderzenie dwóch potężnych magii i teraz walczą ze sobą. Nie wiemy jak to się skończy. Tak naprawdę chyba wszystko zależy od Jade. – powiedziałam na jednym tchu, słowo w słowo, co powiedziała mi siostra naszej przyjaciółki.
- To co się stało z Harrym? – nie rozumiał.
- Wychodzi na to, że klątwa zabierająca uczucia wygrywa. – westchnęłam smutno – Najwidoczniej, Harry traci miłość Jade, a bez tego nie jest w stanie żyć. Myślę, że Amor i Przeznaczona mu osoba są ściśle ze sobą związane. Jedno nie może żyć bez drugiego.
- Chwila… Czyli dobrze rozumiem, że Jade umiera? – zapytał z uniesionymi brwiami.
- Co? – zamrugałam oczami. O nie…
- To właśnie powiedziałaś. Jedno nie może żyć bez drugiego. Ale oni nie są połączeni tylko w sferze uczuciowej. W cielesnej także. Harry odczuwa ból Jade, przed chwilą powiedziałaś, że bez niej nie może żyć. On umiera, bo ona umiera. – mówił na głos swoje myśli, już nawet nie do mnie, ale jakby sam próbował wyszukać błędu w toku swojego myślenia.
- O mój Boże, masz rację! – Zayn zerwał się na równe nogi z krzesła.
- Ale jak to Jade umiera?! – spytała wstrząśnięta Jesy.
- Musimy do nich iść! – nie dbając czy mnie słyszeli, pobiegłam w stronę złotych drzwi.
- Nie możesz tam wejść, przykro mi. – powiedziała chyba po raz setny podczas tej godziny syrena pilnująca wejścia. Przez ten krótki czas znienawidziłam ją bardziej niż samą byłą Najpiękniejszą. 

- Wiemy co się dzieje Jade! Ona nie wytrzymuje tak potężnej magii! – krzyknęłam mocno zdenerwowana. Syrena już miała coś powiedzieć, ale nagle drzwi się otworzyły i zza nich wyłoniła się Nadie.
- Nie wytrzymuje… Tak, to by wiele tłumaczyło. – pokiwała głową w zamyśleniu.
- Mogę wejść? Proszę. – przełknęłam ślinę. Czułam, że mam sucho w ustach i bardzo potrzebuję szklanki wody, ale nie było to teraz moim priorytetem. Nadie skinęła głową i wpuściła mnie do środka. – Ale ostrzegam, że jest coraz gorzej…


****Leigh-Anne****

- Chyba mi słabo. – mruknęłam cicho widząc czarne plamy przed oczami. Głowa bolała mnie od dobrych dwudziestu minut.
- Liam, wiosłuj dalej. – poleciła mu Angel i przysunęła się do mnie, gdy odłożyła na chwilę swoje wiosła. Gwałtownie zwolniliśmy bez jej super siły. Nadgryzła swój nadgarstek tak, że pojawiła się strużka krwi. Podsunęła mi ją pod nos, na co gwałtownie się odchyliłam.
- Jest mi słabo, a ty podsuwasz mi krew pod nos?! – odwróciłam wzrok, by nie patrzeć na jej rękę. Czułam, że zaraz zwymiotuję albo z braku energii, albo choroby morskiej, albo z powodu charakterystycznego zapachu krwi, którego po prostu nie znoszę.
- Pij, nie marudź. Louis potrzebuje cię przytomnej. Odzyskasz energię. – wywróciła oczami.
- Jaka jestem głupia! – El nagle przestała śpiewać i uderzyła się w czoło – Angel, daj Louisowi swoją krew!
- Ale nie przestawaj śpiewać! – upomniała ją - To nie zagoi się tak szybko. Potrzebujemy pomocy twojej mamy. Louis jest na krawędzi, w każdej chwili może się zatrzymać praca serca. Nie wiem, czy moja krew tutaj pomoże. Obawiam się, że może nawet pogorszyć…
Wyciągnęła mimo wszystko rękę nad twarz Lou i pozwoliła, by krew skapywała do jego ust. Rana już się zagoiła, więc na nowo zrobiła małe nacięcie i podała znów mi.
- No dalej. – ponagliła mnie – Musisz powstrzymywać krwawienie.
Zamknęłam oczy i z obrzydzeniem się jej posłuchałam. W mgnieniu oka ból głowy zniknął, moja klatka piersiowa znów unosiła się z lekkością i powietrze dostarczało mi więcej rześkiego tlenu. Czułam mrowienie w końcówkach palców, co oznaczało przypływ energii gotowej do zużycia na magię.
- Wiosłuj dalej, sam nie daję rady… - sapnął Liam, który próbował objąć tą samą prędkość co przed chwilą wampirzyca, ale było to niewykonalne.
- Mężczyźni. – wywróciła oczami, ale uśmiechnęła się wiedząc, że bez niej sobie nie poradzą.  
- Już widać brzeg! – krzyknęłam, by było mnie słychać. Nagle El zamarła i znów przestała śpiewać.
- Nie… - wyszeptała i natychmiast się zerwała z miejsca. Zaczęła ściągać kurtkę z Lou.
- Co ty wyprawiasz? – zapytał zdziwiony Liam.
- Masaż serca, a jak ci się wydaje?! – wybuchła nie zaprzestając swoich czynności. O Boże…
- El, ty rób wdechy i zajmij się utlenianiem mózgu, ja będę uciskać! – pokierowałam ją. Dzięki Angel miałam dużo siły, a El była wyczerpana nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
- W tym miejscu. – wskazała Eleanor, mimo że dobrze o tym wiedziałam. Splotłam palce i zaczęłam odliczać 30 uciśnięć klatki piersiowej.
- Już prawie jesteśmy. – mówiła Angelica płynąc coraz szybciej, tak szybko jak tylko mogła.
- Mama El już na nas czeka. – poinformował nas Liam, jednak byłam zbyt skupiona na liczeniu.
- Dawaj Lou… Wróć… - Eleanor głaskała delikatnie jego policzek i ciągle coś do niego mówiła używając swojego głosu. Po niecałych dwóch minutach dobiliśmy do brzegu, mama El przybiegła natychmiast, jednak nie przestawałyśmy akcji przywracania bicia jego serca.
- Stop! – rozkazała nagle Angelica – Chyba słyszałam…
- Mamy go. – pani Kate odetchnęła z ulgą przerywając Angelice, natomiast Eleanor osunęła się blada na ziemię.



C.d.n…

_______________________________________________________

Hej!

Nie bądźcie na mnie źli! Mogłam zakończyć w takim momencie, że byście nie wiedzieli, czy odratowali Lou, czy nie...
Dobra, pewnie i tak mi powiecie, że jestem okrutna xd

Cóż, mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział się Wam podobał! Pod ostatnim postem ktoś napisał, że bardzo lubi gify, które dobieram, bo pasują do opowiadania. Chciałabym Ci bardzo podziękować, bo zajmuje mi to dobą godzinę! To nie takie proste jakby się mogło wydawać :D

Byłam dzisiaj w bibliotece. Cóż, wychodzi na to, że mam do przeczytania 6 książek i po prostu nie mogę się doczekać, aż sobie usiądę i poczytam ^^ Pytanie tylko od której zacząć... Eh.

Dziękuję za 190 tyś wyświetleń! Woooow, zaraz już dwie stówki *-* W życiu bym nie pomyślała... Jejku, bardzo, bardzo, bardzo, BARDZO Wam dziękuję!
Jesteście wspaniali, Wasze komentarze zawsze poprawiają mi humor oraz motywują i to właśnie dzięki Wam mam ogromną ochotę pisać dalej ♥ Dziękuję!

Życzę Wam miłego popołudnia, dużo odpoczynku i jeszcze więcej uśmiechu! :)
Wasza Nicol <3

PS: Pytania do bohaterów :D Zawsze warto popytać, możecie się dowiedzieć czegoś ciekawego ;)