sobota, 26 lipca 2014

„Rozśpiewana historia 2” Część 23

„Rozśpiewana historia 2” Część 23

Sny i koszmary


- Oh! – po raz kolejny uciekłam z mojego snu. Było coraz ciężej. Cała zziajana usiadłam na łóżku i przejechałam dłońmi po mokrej od potu twarzy. Piasek, na który spada kropla gęstej krwi. A potem zmywa ją woda. Nie rozumiem, co to ma znaczyć? Pewnie nic, ugh, mam jakieś urojenia!
- Kochanie? – ochrypły głos Harry’ego sprawił, że aż podskoczyłam. Dopiero teraz sobie przypomniałam, że nie jestem w swojej sypialni. Tu jest tak ciemno, że trudno cokolwiek zobaczyć. Harry również usiadł. – Co się dzieje?
Westchnęłam smutno. Jego ręka spoczęła na moich plecach i kreśliła na nich koła. Pomogło. Serce zwolniło, oddech się unormował.
- Nie mogę spać. – przetarłam oczy. Harry przyciągnął mnie do siebie i mocno objął.
- Koszmary?
- Mhm.
Oboje się położyliśmy. Tym razem, wtulona w jego tors, zasnęłam szybko.

*****
- Śpiąca królewno. – poczułam na czole delikatny dotyk ust. – Wstawaj, jest dziesiąta.
- Dziesiąta? Wow, dawno tak długo nie spałam. – przetarłam oczy wierzchem dłoni.
- Jak się spało? – Harry uśmiechnął się szeroko.
- Dobrze. A tobie? – odwzajemniłam jego gest. Cóż, wygląda na to, że muszę częściej z nim spać. Wtedy nie mam koszmarów.
- Mnie wręcz wspaniale. – mrugnął do mnie okiem. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i przybliżyłam swoje usta do jego. Harry mruknął w geście zadowolenia. Szybko się od niego odsunęłam, a Loczek zrobił nachmurzoną minę. Zaśmiałam się.
- Wystarczy. Jeszcze ci się znudzi. – zażartowałam i zaczęłam schodzić z łóżka.
- Nigdy. – przyciągnął mnie do siebie i skradł pocałunek.
- Jak się czujesz? Boli cię jeszcze gardło? – zapytałam.
- Czuję się naprawdę dobrze. – odpowiedział. Nie wierząc mu położyłam rękę na jego czole, a on wywrócił oczami. – Jade, naprawdę. Czuję się lepiej niż wczoraj.
- No dobra, gorączki też już nie masz. Chyba mogę pozwolić ci wyjść z pokoju.
- Wow, dzięki. – po raz kolejny wywrócił oczami, a ja się zaśmiałam – Chociaż wczoraj było na tyle fajnie, że muszę częściej chorować.
- Tak, koniecznie. Nagram sobie ciebie kiedy kichasz i ustawię jako dzwonek.
- Kicham jak każdy, weź ty się ode mnie odczep, kobieto! - zdenerwował się, ale kiedy zobaczył jak się śmieję, pokręcił głową z rezygnacją i sam zaczął się śmiać.



*****
- El! Jak się czujesz? Możesz już mówić? – zapytałam Eleanor kiedy tylko zobaczyłam ją w kuchni. Byłam już ubrana, uczesana, gotowa do kolejnego dnia. Oh, mam nadzieję, że z nią już wszystko w porządku… Tak bardzo się martwiłam.
- Tak, już wszystko jest okey. Louis bardzo mi pomógł. – powiedziała. Jej głos brzmiał normalnie, zdrowo. Lou siedział na krześle w kuchni i uśmiechał się do nas. Pomachałam mu ręką. Hmmm… Ciekawe co się tam działo…
- Jakim cudem wszyscy się wczoraj tak pochorowali? To dziwne. – pokręciłam głową. Do kuchni wszedł Harry, który również już się ubrał. Dzisiaj wyglądał o wiele lepiej niż wczoraj. Nos nie był już zaczerwieniony, nie miał tych nie zdrowych rumieńców. Bladość też zniknęła. Dobrze, że już wyzdrowiał.
- To przez El. To znaczy nie przez nią, ale przez jej zdolności. Jest takim jakby naszym centrum. Jeśli ona „padnie” to wszyscy inni też. – powiedział Zayn, który znajdował się przy lodówce i czegoś szukał. – Pewnie gdyby nie El, już dawno byśmy chorowali, ale ona trzymała nas przy zdrowiu. Kiedy ona odpadła automatycznie i my też. Teraz kiedy ona wyzdrowiała, inni też powracają do normy.
- To ma sens. – wzruszyła ramionami El – Tylko trochę głupio, że jesteście uzależnieni ode mnie.
- Najwidoczniej tak miało być. Zastanawia mnie tylko dlaczego ta wasza „ekipa zdrowych” nie dołączyła do chorych. To nie fair! – oburzył się Harry.
- Oni chyba mieli więcej szczęścia. Ale powinieneś się cieszyć, że byli. Inaczej ja bym nie wróciła tak szybko do zdrowia, a przez to, ty również. – zaśmiała się Eleanor – A tak a propos, czy reszty, której z nami teraz nie ma, już nic nie dolega?
- Perrie śpi, miała wczoraj wysoką gorączkę, nie mogła spać i teraz odpoczywa. – oznajmił Zayn.
- Z Harrym też już chyba lepiej. – zdałam raport i popatrzyłam na mojego chłopaka z uśmiechem. Mojego chłopaka. Oh, to tak cudownie brzmi.
- Tak, lepiej. – przyznał.
- A Jesy? Niall? Liam? – spytała El. Zapanowała głucha cisza i wszyscy patrzyli się po sobie.
- Jesy miała się zająć Leigh-Anne… - zaczęłam wolno – A Liamem Angelica…
- A Niallem… - urwał Zayn niepewnie.
 - Wszyscy po trochu… - dokończył ostrożnie Louis.
- Czemu tak dziwnie mówicie? – Eleanor ściągnęła brwi.
- Ja byłem u Nialla na samym początku. – podniósł ręce w górę Lou w obronnym geście – Ja swoją część zrobiłem.
- No ale… - zaczęłam, ale nie dokończyłam, bo nie było żadnego „ale”. Kurde, zawaliłam.
- Bo… - Zayn, chyba miał to samo. Popatrzyliśmy się na siebie znaczącym wzrokiem i już po chwili pędziliśmy do pokoju blondyna.
- Niall? – Zayn od razu wszedł do jego sypialni, a ja za nim.
- Niall? – powtórzyłam pytanie, gdy nikt nie odpowiadał. W pokoju było ciemno, jednak mogłam zauważyć, że w łóżku chłopaka nie było. Leżała tam tylko porozrzucana pościel i prześcieradło.
- Gdzie on jest? – zapytał Zayn.
- W łazience? – zaproponowałam, lecz od razu zrezygnowałam z tej opcji. Drzwi od małej łazienki były otwarte na oścież i nie było w niej naszego blondynka.
- O matko… - westchnął ciężko mulat -  Zapomnieliśmy o nim.
- Nie, my… tak, zapomnieliśmy. – przyznałam w końcu. Tak mi głupio, on zawsze nam pomagał w potrzebie. A my go zostawiliśmy chorego samego sobie.
- Ale gdzie on jest? Nie mógł tak zniknąć. – pokręcił smutno głową Zayn.
- Jeszcze! Jeszcze! – do naszych uszu doszedł czyjś krzyk. Popatrzyłam zdziwiona na Zayna, ale ten miał równie zdezorientowaną minę.
- Nie! – odpowiedział krzykom stanowczy głos.
- Prosimy!
- No rany…
- Bo ty nas nie lubisz… - ktoś zawył głośno i smutno.
- Oh, no dobra, dobra!
Okey, co to jest? To chyba dochodzi z pokoju obok. Wyszłam z Zaynem z pokoju blondyna i podeszliśmy do następnego. Otworzyliśmy drzwi i zobaczyliśmy… Liama, Angelicę i Nialla. Wszyscy leżeli na łóżku, zawinięci w koce i kołdrę. Angelica po środku z książką w ręce, a po bokach byli chłopaki ściskający mocno jej ramię, z zamkniętymi oczami i uśmiechnięci od ucha do ucha. Wampirzyca czytała na głos.
- Yyy… - wyrwało się Zaynowi. Obydwoje mieliśmy podobne miny. Staliśmy jak wryci z na wpół otworzoną buzią.
- Zmusili mnie. – jęknęła Angel patrząc na nas błagająco o pomoc.
- Wcale nie. – zaprzeczył radośnie Liam i od razu było widać, że kłamie.
- Nienawidzę was. – fuknęła.
- Nie-e. Lubisz nas. – zaśmiał się Niall i jeszcze mocniej wtulił się w jej ramię.
- Zabierzcie ich ode mnie! – Angel wykrzywiła usta w podkówkę.
- Ja chcę teraz „Smerfy”! – zażądał Liam.
- Nie! „Kubusia Puchatka”! – sprzeciwił się Niall patrząc wielkimi oczami na dziewczynę.
- Co tu się wyprawia?! – nie wierzyłam własnym oczom.
- Nie mogli spać, a ten głupi lek na gorączkę nie działa. Poprosili o bajkę, żeby szybciej zasnąć… Wyszło na to, że musiałam im czytać całą noc. – wyjaśniła Angelica.
- Wiecie jak ona fajnie czyta? Jest w tym świetna! – oznajmił Liam.
- Ale mi się najbardziej podobała ta legenda, którą wymyśliła. Fantastyczna! – przytaknął Niall.
- Ale jej nie wymyśliłam… - Angel przekrzywiła głowę zdezorientowana.
- Czyli te potwory naprawdę istnieją? – wystraszył się blondyn.
- Ta… Nie, oczywiście, że nie. Wymyśliłam to. – szybko go uspokoiła, a chłopak znów ułożył się na jej ręce. Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Opowiesz nam coś jeszcze? - zapytał z nadzieją Liam.
- Taa… - wywróciła oczami – Nie mam wyboru.
- Fajnie. – ucieszył się Liam i zamknął oczy, gotowy do słuchania.
- Hmm… Dawno, dawno temu… - zaczęła Angelica. Razem z Zaynem ewakuowaliśmy się z pokoju cichutko, na paluszkach, i zamknęliśmy drzwi.
- Kim ona jest i co zrobiła z Angel? – parsknął śmiechem Zayn.
- Coś czuję, że Angel ma wiele twarzy, których jeszcze nie znamy. – zachichotałam – Ale to miło z jej strony.
- Mhm. Ciekawe jak tam się znalazł Niall. – zastanawiał się mulat.
- Nie wiem, ale dobrze, że Angelica go przygarnęła. Mam straszne wyrzuty sumienia, że o nim zapomniałam.
- Tak, ja też.
- I co z nim? – podeszła do nas Eleanor.
- Sama zobacz. – zaśmiałam się i uchyliłam drzwi.
- … i wtedy smok wyszedł z jaskini i zionął ogniem.
- O nie! Przecież może ich oparzyć!
- No. Ale na szczęście mieli na sobie magiczne zbroje, które ochroniły ich.
- Oh, jak dobrze!
Zamknęłam drzwi z powrotem.
- O matko… – wymamrotała El.
- Taa. – zachichotałam.
- Sprawdzałam co u Leigh-Anne i Jesy. Tam już wszystko jest okey. – poinformowała nas, a my przytaknęliśmy.


****Liam****

- I żyli długo i szczęśliwie. Koniec. – Angel odłożyła książkę na kolana teatralnym gestem.
- Już? Jest jakaś część druga? – zasmucił się Niall. „O matko, musi być? Skończyć w takim momencie?”
- „Królewny Śnieżki”? Raczej wątpię. – zaśmiała się. „Słodkie.”
- No to poczytaj coś innego. – zaproponował. „Jeszcze nie słyszałem „Śpiącej Królewny”. Rany, mam nadzieję, że Liam tego nie słyszał… „Śpiąca Królewna”? Niall, weź się ogarnij, człowieku. Co mi odwaliło?”
- Niall, nie spaliście całą noc. Musicie w końcu odpocząć. Jesteś blady i masz straszne cienie pod oczami. – delikatnie przejechała palcem wskazującym pod okiem blondyna. „Wow, mam nadzieję, że nic mu nie będzie. Co ich wszystkich tak w jednym czasie wzięło? To dziwne. A więc muszą być uzależnieni od El… Tak, to pradopodobne.”
- Ale ja nie chcę spać… - powiedział marudnym głosem i jak na zawołanie ziewnął. „Kurde, nie tak miało być.”
- Tak, właśnie widzę. – uśmiechnęła się Angelica.
- Ale co jeśli znów nie będę mógł zasnąć? – chłopak znowu posmutniał. W Niallu lubię to, że zazwyczaj mówi to co myśli. Szczerze mówi o swoich odczuciach. Jednak nigdy nie powie czegoś, co mogłoby kogoś urazić.
- Hmm… Mogę… Mogę wam zaśpiewać kołysankę. Ale musicie się położyć, a nie leżeć na mnie. Dobrze, że nie jestem człowiekiem, bo moje ręce już tylko do amputacji by się nadawały. – zachichotała.  „Rany, nie czuję palców… Się uczepili… Ale miło. Ciepło.”
Jak na zawołanie poluźniłem uścisk wokół jej ramienia. Ona odwróciła się twarzą do mnie i się uśmiechnęła, ale od razu skryła myśli przede mną. Chyba sobie przypomniała, ze ich nie chroniła. Ja jej nie podsłuchiwałem, po prostu słyszę. Nie mogę tego wyłączyć. To tak, jakby ktoś mówił coś, tylko troszeczkę ciszej. Nic na to nie poradzę, że słyszę.
- Teraz ty się musisz położyć. – Angel wybudziła mnie z zamyślenia. Oh, Niall już się usadowił po lewej stronie łóżka. Dziewczyna teraz czekała aż ja ją puszczę.
- Ja nie chcę spać. – powiedziałem.
- Nie obchodzi mnie to. To, że nie chcesz, nie oznacza, że nie powinieneś. Jesteś wyczerpany. Kładź się. – odpowiedziała stanowczo.
- Okey, ale i tak nie zasnę. – poinformowałem ją od razu. Naprawdę nie chce mi się spać. Puściłem jej rękę i położyłem się wygodnie na materacu obok dziewczyny. Przez chwilę panowała cisza, ale szybko przerwał ją delikatny, z początku niepewny, głos Angel.
- Śpij już, śpij. Dzień minął już. Kwiatuszku mój mały, czas na sen. Pora odpocząć, pora śnić. Odpłynąć daleko, daleko stąd… - śpiewała cicho, ale słyszalnie. Oh… Ja jej to śpiewałem, kiedy była mała. Często się zdarzało, że nocowała u m nie, albo ja u niej. Nasze mamy się przyjaźniły. Byliśmy przyjaciółmi od małego. Pamiętała moją kołysankę? Wymyśliłem ją na poczekaniu pewnego razu, gdy była burza, a Angel się bała. A potem za każdym razem przed zaśnięciem kazała sobie ją śpiewać. To wydaje się, jakby było miliony lat temu…
- Zamknij oczęta swe, pozwól snom przybyć. Jutro przyjdzie nowy dzień, trzeba mieć na niego siły. Ja jestem przy tobie, nie ma się czego bać. Gwiazdy za oknem błyszczą i chcą ci coś dać… - głos Angelici był miękki, kojący. Nie wiem co ona zrobiła, ale nie mogłem już otworzyć oczu. Odpływałem. Jedyne co poczułem tuż przed zaśnięciem to delikatny dotyk ust dziewczyny na policzku… A może to już był sen?


C.d.n…


_______________________________________________________________

Cześć!

Jak tam wakacje? Tak szybko mijają! Ja jestem już w Manchesterze, niestety w Londynie 1D nie udało mi się znaleźć, spotkać, zauważyć :/ No cóż, trudno. Nie ukrywam, że trochę mi smutno, ale byłam na to przygotowana. Ale jutro też jest nowy dzień! Przecież koło Manchesteru jest Doncaster, kto wie, może Lou gdzieś się tu kryje? :D 

Wracając do rozdziału, to jak Wam się podobał? Zachęcam do komentowania, to dla mnie wiele znaczy :) Mi osobiście bardzo ciężko się go pisało, dłuuugo nie mogłam nic wymyślić (cierpię na zanik weny), no ale jest to co jest. Nie należy do moich ulubionych, ale chyba najgorszy też nie jest... Co myślicie? Jest bardzo źle? 

Ta moja "przemowa" z okazji 4 lat 1D zostanie jeszcze dodana, myślę, że jakoś w tygodniu :) Zgoda? ;*

To ja już chyba kończę... Przypominam jeszcze o zakładce "Pytania do bohaterów" :) Możecie pytać o wszystko, nawet o takie duperele xd A co, niech mi się nie nudzi :D

Pozdrawiam wszystkich, a z racji, że idę spać, to DOBRANOC :D

Kocham Was, bardzo dziękuję za te wszystkie miłe komentarze i 95 tysięcy wyświetleń. Naprawdę nie wiem jak mogę się Wam odwdzięczyć, dziękuję! ♥

Nicol <3

P.S. Przepraszam za błędy, nie zdążyłam sprawdzić rozdziału.

środa, 23 lipca 2014

4 LATA ONE DIRECTION!!!

UWAGA Teraz jest dokladnie 20.22 xd To znaczy w Polsce. U mnie jest 21. 
Od razu uprzedzam, pisze z komputera gdzie nie ma polskich znakow, za wszelkie utrudnienia przepraszam :(

Napisze szybko, bo wkurza mnie ta klawiatura. Mam piekna przemowe, dluga, napisana z natchnieniem specjalnie na rocznice, ale kurde na telefonie. I nijak nie moge jej dodac na bloggera. Coz, dodam po czasie, bo naprawde sie nad nia nameczylam i uwazam, ze wszystkie emocje w niej umiescilam, no ale kurde ktos sie chyba na mnie uwzial. (Serio, przepraszam za ten brak polskich znakow, musi Wam sie strasznie czytac, a ja wrecz nie moge patrzec na te wszystkie podkreslenia)

Tak wiec- krotko.

One Direction ma juz cale 4 lata. Ne moge w to uwierzyc. Wszystko sie wokol nich zmienilo, otoczenie, z malych scen po wielkie stadiony, ludzie, sami celebryci, a oni wydoroslali, juz nie sa nastolatkami. Jednak mimo tych wszystkich zmian jest w nich stala rzecz- ich przyjazn wzgledem siebie i ich milosc do fanow. To sie nie zmienilo. Caly czas sa z nami w potrzebie, wspomagaja nas gdy mamy gorsze chwile. I za to chce im podziekowac. Z calego serca. Z calych sil. Znacza dla mnie naprawde wiele i mam w nich niesamowite oparcie. Odkad ich pokochalam same dobre rzeczy mnie spotykaja- zalozylam bloga, ktory jest moja duma i szczesciem. Jestem w wspanialym fandomie, troche porabanym, ale najlepszym na swiecie. Jestem bardziej otwarta na nowe znajomosci, poznalam wiele Directioners, z ktorymi teraz sie przyjaznie. Dziekuje 1D za to wszystko, bo gdyby nie oni.... byloby nudno. Nie zmieniloby sie tyle w moich zyciu na lepsze. Oni zmieniaja swiat i ja jestem na to dowodem. Ciesze sie, ze moge to mowic. 
Tak wiec, zycze Wam abyscie nadal byli tacy zgrani, aby przyjazn przewazala nad praca i pieniedzmi. Mam nadzieje, ze nadal bedziecie na szczytach list przebojow, bo na to zaslugujecie. Zmieniacie swiat na lepsze. Dziekuje Wam w imieniu wszystkich Directioners. Jestescie wspaniali. KOCHAMY WAS!

(Kiedy indziej dodam ta moja ckliwa przemowe. Dzisiaj musi wystarczyc tylko to :/ )



Dziekuje za wszystkie komentarze pod ostatnim postem. Bylo ich taaaaak duzo! Wow, naprawde jestem Wam bardzo wdzieczna :) 
No i zblizamy sie do 100 ysiakow wyswietlen! OMG naprawde nie moge w to uwierzyc! To tak wiele dla mnie znaczy, dziekuje!

Dobranoc i do soboty!
Nicol <3

sobota, 19 lipca 2014

„Rozśpiewana historia 2” Część 22

„Rozśpiewana historia 2” Część 22

Kuracja


****Perrie****

- Pezz? – zwykłe pukanie do drzwi mojego pokoju, było jakby ktoś przywalił mi młotkiem w głowę.
- Ciszej… Błagam… - jęknęłam chowając się pod poduszką. Usłyszałam ciche skrzypnięcie i kroki. Ktoś położył coś z (dla mnie) słyszalnym trzaskiem na stolik nocny. Poczułam, że materac ugina się pod dodatkowym ciężarem czyjegoś ciała na brzegu łóżka.
- Kimkolwiek jesteś, idź sobie i pozwól mi umrzeć. – jeszcze mocniej przycisnęłam poduszkę do twarzy, przez co mój głos był stłumiony. Ugh, głupie gardło! Ledwo mogę mówić.
- Muszę ci zmierzyć temperaturę. – od razu rozpoznałam JEGO głos. Dlaczego akurat ON?
- Idź sobie. – powtórzyłam, po czym zakaszlałam.
- Nie. – Zayn złapał za drugi brzeg poduszki i próbował mi ją wyrwać.
- Łapy precz od mojej podusi. – krzyknęłabym, ale tylko gorzej by to zadziałało na moją biedną głowę. Ściągnęłam materiał z głowy, lecz przycisnęłam go mocno do piersi. Ugh, zawsze dziecinnieję kiedy jestem chora.  Zrobiłam niezadowoloną minę.
- Do buzi. – Zayn uśmiechnął się podając mi termometr. Przejechałam wzrokiem po urządzeniu z niesmakiem.
- Louis leciał przed chwilą do apteki po sześć termometrów. Nie masz się czym martwić, jest nowy. – uspokoił mnie. Włożyłam „szklany patyczek” do ust – Grzeczna dziewczynka.
- Powiedz tak jeszcze raz, a język ci wyrwę. – zmroziłam go wzrokiem, na co się zaśmiał.
- Wyglądasz słodko. – powiedział, po czym szybko spuścił głowę jakby nie zamierzał mówić tego na głos. Moje policzki oblał rumieniec.
- Ile mam to trzymać w buzi? – zapytałam.
- Trzy minuty. – odpowiedział patrząc na zegarek – Jak się czujesz?
- Głowa mi pęka. Nie mogłam spać przez całą noc i jestem strasznie zmęczona. Nie wspominając już o gardle. – westchnęłam. Termometr przeszkadzał mi w mówieniu. – A tobie nic nie jest? Jade mówiła, że wszyscy są chorzy…
- Ja się dobrze czuję. Leigh-Anne, Jade, Louis i Angel są zdrowi. – wyjaśnił - W fizycznym znaczeniu, oczywiście. Z zdrowiem psychicznym u Louisa bym się zastanawiał… - dodał żartując.
Zachichotałam, po czym szybko się za to skarciłam. Ugh, miałam się pilnować!
- Przyniosłem ci herbaty. – wskazał na stoliczek, na którym stał kubek. Oh, mój ulubiony!
- Dzięki! – ucieszyłam się i uradowana chwyciłam za naczynie z parującym płynem.
- Poczekaj, najpierw termometr. – Zayn spojrzał na zegarek – No dobra, pokaż.
Wyjęłam urządzenie z buzi i podałam je chłopakowi, za to sama zabrałam się za moją herbatkę. Kiedy Zayn zacmokał z dezaprobatą popatrzyłam na niego pytająco.
- Trzydzieści siedem i osiem.
- Nie jest aż tak źle…
- Ale nie jest też najlepiej.
- Przejdzie mi. – wzruszyłam ramionami.
- Jeśli będziesz leżeć w łóżku i brać lekarstwa. – wbił wzrok w swoje palce.
- Ja się nigdzie nie wybieram. – schowałam ręce pod kołdrę. Jeszcze jakieś piętnaście minut temu było mi gorąco, a teraz marznę! Ugh. – Zayn?
- Tak? – odpowiedział natychmiast i popatrzył mi w oczy z nieukrywaną nadzieją. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Jego spojrzenie było hipnotyzujące, mogłabym się w nim zatracić. Jednak dreszcz, który przebiegł mi po plecach z zimna, przywołał mnie do porządku.
- Przyniesiesz mi kocyk? – spuściłam głowę, jeszcze szczelniej opatulając się kołdrą.
- Oh, tak, oczywiście. – wyłapałam zawód w jego głosie. Hm… Dlaczego? Mulat wstał i wyszedł z mojego pokoju. Wypiłam połowę kubka mojej herbatki i odstawiłam naczynie z powrotem na stolik nocny. Schowałam się po samą szyję pod pościelą.
- Mam. – Zayn znów zawitał w moich skromnych progach. Rozłożył koc, a gdy już chciałam usiąść i wziąć go od niego rozkazał:
- Leż.
- Ale…
- Kładź się z powrotem. – powiedział tonem głosu nie znoszącego sprzeciwu. Mogłabym się z nim kłócić, może nawet bym wygrała, ale teraz naprawdę nie miałam siły. Położyłam się z powrotem i czekałam co chłopak ma zamiar zrobić. Otóż najpierw przykrył mnie kocem, a potem zaczął delikatnie opatulać mnie nim. Rumieńce na nowo pojawiły się na mojej twarzy, kiedy pochylił się tuż nade mną. Do moich nozdrzy doszedł mocny zapach jego wody kolońskiej, którą, nie ukrywam, bardzo polubiłam. Przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały, lecz speszona odwróciłam wzrok. Nie potrafiłam jednak wytrzymać zbyt długo i zerknęłam na niego dyskretnie. Zauważyłam cień uśmiechu na jego twarzy. Nic nie potrafiłam poradzić na to, że i sama się uśmiechnęłam.

****Louis****

- Coś jeszcze? – zapytałem. Niall pokręcił głową już na wpół przytomny. Zasnął w przeciągu kolejnych paru sekund. Wziąłem pusty kubek po herbacie i wyszedłem zamykając za sobą drzwi. Okey, u Nialla w porządku, kto był moim kolejnym podopiecznym? Nie ma co udawać, że zapomniałem, cały czas czekałem, aby tylko do niej pójść. Jak się okazało miałem dzisiaj szczęście. Cóż, nie tylko ja. Nasza „zdrowa ekipa” wymyśliła, że najlepiej będzie jak będziemy losować osoby, którymi mamy się zająć. Hmm… Teraz tak sobie myślę, że chyba wszystko było ukartowane! Jade wylosowała Harry’ego (cóż, za przypadek! Czujecie ten sarkazm?), Zayn- Perrie (można się było tego spodziewać), Leigh-Anne- Jesy (w sumie, normalka), a Angelica- Liama (no proszę…). Dla mnie pozostał Niall i Eleanor. Z racji, że blondynek przez cały czas śpi, kiedy jest chory, postanowiłem najpierw zająć się nim, a potem pójść już na spokojnie do El. Jade powiedziała, że w wolnych chwilach będzie zaglądała do Niallera, więc nie muszę się o niego martwić.
Zapukałem do drzwi Eleanor. Mój żołądek ścisnął się w oczekiwaniu na odpowiedź dziewczyny, która nie nastąpiła. Za to coś jakby uderzyło w drzwi od drugiej strony. Uchyliłem je lekko i zobaczyłem poduszkę tuż przed sobą. Podniosłem wzrok szukając El. Leżała na łóżku z laptopem na kolanach. Posłała mi szeroki uśmiech. Wcale nie wyglądałaby na chorą, gdyby nie to, że jest taka blada i te okropne cienie pod oczami. Jej włosy opadały falami po plecach, ramionach w nie ładzie, ale to dodawało jej uroku. Miała na sobie bluzkę w niebiesko-białe paski na krótki rękawek, z reszta jej piżamy skrywała się pod kołdrą. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do dziewczyny.
- Jak się czujesz? – zapytałem. Ona jakby zignorowała moje pytanie i przeniosła wzrok na komputer. Zaczęła stukać w klawiaturę.
- Oh. Ok. – mruknąłem. Rozumiem, chyba nie chce mnie znać. Odwróciłem się i już miałem zamiar wyjść, kiedy dostałem w plecy poduszką – Auć? O co ci chodzi?
Eleanor wywróciła oczami i machnęła ręką w geście, żebym się zbliżył.
- Naprawdę cię nie rozumiem. – pokręciłem głową i ściągnąłem brwi zdenerwowany, ale wypełniłem jej polecenie. Wskazała na laptopa. Przeniosłem na niego wzrok i zauważyłem krótki tekst napisany w Wordzie:
„Nie mogę mówić. Straciłam głos.”
- Oh… Oh! Czemu od razu nie mówiłaś? – cała moja radość wróciła, ale gdy spojrzałem na El miała uniesioną jedną brew – Ah, no tak, nie ważne. Nie mogłaś nic powiedzieć.
Eleanor uśmiechnęła się. Jej dłoń zacisnęła się w pięść, przystawiła ją sobie do ust i zakaszlała mocno. Szybko napisała coś na klawiaturze.
-„Przepraszam.”
- Nic się nie stało. Przynieść ci herbaty? Jest ci zimno? Potrzeba ci czegoś? – zasypałem ją pytaniami. Ona tylko pokręciła głową.
- Na pewno? – dopytywałem się. Zawahała się i w końcu sięgnęła po urządzenie.
-„No… Może poproszę herbaty.”
- Już się robi! Zaraz wracam! A ty się nigdzie stąd nie ruszaj! – przyłożyłem dwa palce do oczu w geście „obserwuję cię” i wyszedłem z pokoju.
Jak najszybciej potrafiłem zbiegłem po schodach, nalałem gorącej herbaty do kubka i wróciłem do pokoju El uważając, by nie rozlać. Dziewczyna od razu powitała mnie szerokim uśmiechem. Jak na chorą, ma bardzo dobry humor. Chyba najlepszy w całym domu. Zaraz po mnie, rzecz jasna.
Wręczyłem jej kubek, a ona powiedziała bezgłośne „dziękuję”.
- Smakuje ci? Nie wiedziałem czy lubisz z cytryną czy bez, ale ostatecznie dodałem jej trochę… - nerwowo potarłem kark dłonią. O matko, co jeśli woli bez cytryny?
- „Jest pyszna. Naprawdę.” – napisała na komputerze. Odetchnąłem z ulgą. Eleanor odsunęła się trochę i poklepała miejsce obok siebie na łóżku. Schyliła lekko głowę, by włosy zakryły jej delikatne rumieńce. I tak widziałem. I tak cholernie mi się to podoba.

****Angelica****

- Już wypiłeś? To twój czwarty kubek! – pokręciłam głową z niedowierzaniem i chwyciłam puste naczynie po herbacie. Spojrzałam na Liama, który leżał w łóżku, szczelnie przykryty kołdrą oraz kocem. – Zaraz będziesz latał do łazienki.
- Kiedy piję coś ciepłego nie boli mnie gardło… - westchnął zachrypniętym głosem – I nie jest mi tak zimno.
- A więc rozumiem, że chcesz jeszcze? – uniosłam jedną brew do góry. Odpowiedziała mi chwila ciszy, po czym powoli, ostrożnie, Liam przytaknął głową. Chciało mi się śmiać, ale stłumiłam to do cichego chichotu. – Okey, zaraz wracam.
- Zimno mi…
- Wiem, powtórzyłeś to dokładnie po raz pięćdziesiąty szósty. – wywróciłam oczami – Dałam ci coś na zbicie gorączki, opatuliłam kocami, no i cały czas pijesz praktycznie wrzącą herbatę! Nie wiem, co mogę jeszcze zrobić, Li.
- Smutno mi…
- Ohh, ludzie zawsze się tak zachowują, gdy są chorzy? – jęknęłam podchodząc do łóżka i siadając na jego brzegu.
- Nie dawno sama nim byłaś, pamiętasz? – spojrzał na mnie spode łba.
- A pamiętasz, że zawsze byłam okazem zdrowia? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 
Nie zdaje sobie sprawy, ale boli, kiedy mi przypomina kim byłam. Wolę myśleć, że od początku byłam wampirem. Wtedy to tak nie przygnębia. Jestem jedyną osobą w tym domu, której on nie potrafi czytać w myślach? Naprawdę, tylko ja potrafię zablokować go? Moja blokada wcale nie jest silna. W zasadzie, jest dosyć słaba. Gdyby się trochę wysilił z łatwością, by się przez nią przebił. Czemu tego jeszcze nie zrobił? Nie ważne, istotne jest to, że moje myśli są bezpieczne. Nie musi wiedzieć.
- Pamiętam jak raz, jeden jedyny raz, byłaś chora. Złapałaś grypę. Leżałem wtedy razem z tobą w łóżku i czytałem ci książkę. – Liam uśmiechnął się pod nosem.
- Miałam dziewięć lat! – broniłam się – A poza tym, wszyscy byli wtedy chorzy.
- Poza mną. – wyszczerzył się.
- No właśnie i co ci teraz z tego wyszło? – uśmiechnęłam się triumfująco.
- A poczytasz mi książkę? – chłopak zrobił wielkie, proszące oczy.
- Nie.
- No proooszę…
- Nie, ja nie czytam.
- Angel…
- Nie i kropka.
- Jest mi tak smuuutno! I zimno! – zawył, jednak nie zwracałam na niego uwagi. Udawałam totalne skupienie na swoich paznokciach, które naprawdę są bardzo interesujące, jednak w innych chwilach niż tego potrzeba. – Prooooooooo…
- Oh, zamknij się! – burknęłam.
- Poczytasz mi?
- Nie.
- PROOOOOOOSZ… - zaczął się drzeć.
- Oj, dobra, już dobra! – zakryłam moje wrażliwe uszy. Ciekawe dlaczego boli go gardło? Gdyby się tak nie wydzierał pewnie byłby już zdrowy! Ugh. – Co chcesz?
- „Czerwonego kapturka”.
- A ile ty masz lat? Pięć? – fuknęłam – I skąd ja ci teraz wytrzasnę książkę dla dzieci?
- Na pewno znajdziesz w internecie. – wzruszył ramionami. Wywróciłam oczami i wyciągnęłam swojego smartfona z kieszeni. Szybko wystukałam w wyszukiwarkę polecenie i już po chwili miałam gotowy tekst. Matko, nienawidzę czytać na głos. Książki to moje życie, czerpię z nich wiedzę i naprawdę uwielbiam czytać, ale na głos?! Proszę!
- Okey, no to dawno, dawno temu… - zaczęłam głosem wypranym z emocji i oparłam wolną rękę na biodrze.
- Nie! – przerwał mi – Musisz się położyć obok mnie. No i trochę więcej entuzjazmu.
- Ty to masz wymagania. – syknęłam, ale posłusznie wdrapałam się na miejsce obok niego. Liam przykrył mnie kołdrą i oparł głowę o moje ramię.
- Możesz zaczynać. – poinformował mnie wygodnie usadawiając się. Był ciepły. Bardzo. Nie wątpliwie miał gorączkę. Świadczyły o tym także jego zarumienione policzki. Pachniał sobą. Każdy człowiek ma inny zapach, doskonale znam jego. Do tego dochodziła sól, pot oraz krew krążąca w jego żyłach, czyli to co najbardziej czułam, choć nie chciałam. Jego skóra była bardzo delikatna w dotyku. Wyjątkowo blada, eksponowała siateczki żył, które kryły się pod nią. Jego oddech był truskawkowy, lek na gorączkę, który przed chwilą zażył, był właśnie o tym smaku. Ostrożnie oplótł swoją rękę wokół mojej. Mogłabym zaprotestować. Ale tego nie zrobię.
- Dawno, dawno temu, za siedmioma rzekami, za siedmioma lasami, żyła sobie dziewczynka, na którą wołali Czerwony Kapturek... – zaczęłam opowieść.


 C.d.n...

________________________________________________________________


Hej!

Pozdrowienia z Londynu! :)
Byłam dzisiaj w muzeum figur woskowych i się okazało, że 1D wywieźli do Berlina :( Buuuu! -,-"

Dobra, ja tak na krótko, dodaję późno rozdział (no ale już jest sobota xd) bo jutro może mnie nie być do baaaardzo późna, jadę do jakiegoś parku rozrywki. A więc rozdział jest teraz.
Mam nadzieję, że się podobał? Chętnie poczytam komentarze, o  które naprawdę bardzo Was prooooszę! :) Wszystkie opinie, krytyki, sugestie, proszę, piszcie.

Już lecę, bo się rodzinka denerwuje xd O Londynie napiszę Wam kiedy indziej. Pa pa!

Nicol <3

sobota, 12 lipca 2014

„Rozśpiewana historia 2” Część 21

„Rozśpiewana historia 2” Część 21

Mała epidemia


Gwałtownie usiadłam i nabrałam powietrza. Włosy przykleiły mi się do spoconego karku, materiał przemoczonej bluzki sprawiał niekomfortowe uczucie. Moja klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała, a jednak jakby nadal brakowało mi powietrza. Ramię dodatkowo bolało od szybkiego zerwania się z łóżka.
- To tylko sen. – wyszeptałam i przetarłam dłonią mokrą od potu twarz. Tym razem to nie był tylko piasek. Na początku tak. Ale w pewnym momencie zaczęły na niego spadać czerwone, duże krople. Były jak deszcz, tylko gęstsze… Dopiero po chwili sobie uświadomiłam, że to krew. Wystraszona, od razu wyrwałam się ze snu, naprawdę, nie mam pojęcia jak.
Zerknęłam na zegarek, który pokazywał godzinę siódmą trzydzieści sześć. I tak już nie zasnę, nie po tym co się stało. Wstałam z łóżka i od razu udałam się pod prysznic, aby się odświeżyć po tym okropnym śnie i rozluźnić napięte mięśnie. Woda ukoiła moje nerwy. Przebrałam się w ciuchy ostrożnie, uważając na chorą rękę. Nie wiem co ostatnio mam z tymi bajkami Disney’a, ale dzisiaj wybrałam top przedstawiający Ariel. Do tego rurki i moje ukochane Conversy. Zeszłam na dół po schodach, ale na dole nie zastałam nikogo. Zajrzałam do kuchni, do lodówki. No, ona była pełna, ale jakieś pieczywo byłoby mile widziane. Westchnęłam i chwyciłam torbę oraz kurtkę.
Na dworze było zimno, a do tego chłodne powiewy wiatru sprawiały, że po moich plecach przechodziły dreszcze. Otuliłam się ciepłym materiałem kurtki i ruszyłam do pobliskiego sklepu. Pokonałam szybkim krokiem drogę do budynku znajdującego się na samym końcu sąsiadującej ulicy. Gdy przechodziłam przez próg zabrzmiały dzwoneczki oznajmujące przybycie nowego klienta.
- Dzień dobry. – powiedziałam grzecznie uśmiechając się do pani za ladą. Odwzajemniła mój gest i kiwnęła mi głową. Przeszłam do działu z pieczywem i wybrałam dwa bochenki chleba oraz sześć bułek różnego rodzaju. Jedne ciemne, drugie zwykłe, trzecie ze słonecznikiem i inne. Kiedy przechodziłam obok regału ze słodyczami nie mogłam się powstrzymać, by nie wziąć słodkiego rogalika „7 Days”. Położyłam wszystko na ladzie, a gdy sprzedawczyni kasowała moje zakupy dołożyłam jeszcze paczkę ulubionych M&M’sów.
- One są bez orzeszków. – zwróciła mi uwagę kobieta.
- Tak, wiem, wolę te z samą czekoladą. – zaśmiałam się.
- Naprawdę? Oh, przepraszam. – również zaczęła się śmiać. Zapłaciłam za zakupy i chwyciłam reklamówkę.
- Do widzenia! – zawołałam jeszcze zanim wyszłam ze sklepu i ruszyłam w drogę powrotną. Kiedy byłam jakieś trzy minuty od domu, mój telefon zaczął brzęczeć. Wyłowiłam go z torby i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Jade? Gdzie jesteś? – to była Leigh-Anne.
- W drodze ze sklepu do domu. Będę za chwilkę.
- Oh, a mogłabyś jeszcze kupić coś na gardło?
- Na gardło? Boli cię? – zdziwiłam się.
- Nie mnie. Z resztą, jak przyjdziesz to zrozumiesz. Pośpiesz się, ok.? – rzuciła tylko i się rozłączyła. Westchnęłam i zawróciłam.

*****
- Mam tylko pastylki do ssania, niczego innego nie było… - powiedziałam jak tylko weszłam do kuchni, gdzie siedziała Leigh-Anne.
- Okey, może być. – wzięła je ode mnie i wstała.
- Powiesz mi co się dzieje? – zapytałam ściągając kurtkę i stawiając zakupy na blacie.
- Chodź. – machnęła ręką. Poszłam za nią po schodach na górę, a potem do pokoju… Eleanor?
- El? Mamy dla ciebie tabletki. - Leigh podeszła do łóżka brunetki i usiadła na boku podając dziewczynie opakowanie.
- Oh, wiedziałam! Mówiłam, żebyś nie śpiewała! – również zbliżyłam się do leżącej. Eleanor była blada jak ściana, a pod jej oczami ukazywały się ciemnofioletowe cienie. Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami na moją skargę.
- Nie możesz mówić? – zapytałam nie dowierzając. Pokiwała głową i spuściła wzrok. – Oh, El… - westchnęłam smutno i przytuliłam ją do siebie.
Ani razu, odkąd skończyłyśmy dwanaście lat, nie widziałam jej chorej. Jak już, to źle się poczuła czy coś, ale w takim stanie jeszcze nie była. Zawsze szybko dochodziła do siebie, czasami nawet po dwóch czy trzech godzinach.
- Chyba mam coś co może ci się przydać! Zaraz wracam. – oznajmiła Leigh i wybiegła z pokoju. Po chwili wróciła z notatnikiem i długopisem w ręce. – Tak będziesz mogła się z nami porozumieć.
El wzięła kartki od przyjaciółki i od razu napisała coś na pierwszej stronie. Pokazała nam.
-„To przez to, co się działo wczoraj. Za bardzo nadwyrężyłam głos.”
- Cały czas śpiewałaś. I mi, i Angel, i Liamowi… - przypominałam sobie.
- No i kiedy osłabiłaś tych z The Wanted. Wow, przeszłaś samą siebie! Takiej fali uderzeniowej jeszcze nie widziałam! – pochwaliła Leigh-Anne, a El tylko westchnęła ciężko.
-„Dlatego nie mogę mówić. Nie byłam przygotowana na taki atak i teraz są tego skutki.” – napisała.
- Nie masz się czym martwić. Będziesz miała opiekę dwadzieścia cztery godziny na dobę! I do tego w pełnej gotowości. – zapewniłam ją.
-„ Potwornie się czuję… Może mi ktoś przynieść chusteczki? I herbatę…”- ponownie pokazała nam notatnik.
- Się robi! – zasalutowałyśmy wraz z Leigh-Anne.
- Odpoczywaj, zaraz do ciebie wrócimy. – uśmiechnęłam się łagodnie i razem z Leigh opuściłyśmy jej pokój.
- Pójdę zrobić jej herbatę. Ty idź po chusteczki. No i sprawdź co z dziewczynami… Coś długo śpią. – powiedziała czarnowłosa, gdy znalazłyśmy się na korytarzu.
- Okey. – przytaknęłam i poszłam do swojego pokoju. Wydaje mi się, że mam tam całe pudełko chusteczek. Nie myliłam się. Chwyciłam je i wróciłam do pokoju chorej. Eleanor już zdążyła zasnąć. Oh, musi się naprawdę źle czuć. Położyłam chusteczki na stoliku nocnym i po cichutku wyszłam z sypialni El. Kiedy przechodziłam korytarzem obok pokoju Nialla, do moich uszu doszedł okropny kaszel. Cofnęłam się i zapukałam do jego drzwi.
- Niall? Wszystko w porządku?
- Wejdź. – słaby i ochrypły głos chłopaka był ledwo słyszalny przez drewnianą powłokę. Weszłam do pokoju.
- Oh, wyglądasz okropnie! – szybko podeszłam do chłopaka leżącego na łóżku. Był blady, ale policzki miał mocno zarumienione. Miał nieco opuchnięty i zaczerwieniony nos.
- Dzięki. – wychrypiał opatulając się mocniej kołdrą.
- Przepraszam, nie o to mi chodziło. – popatrzyłam na niego z współczuciem i przystawiłam rękę do jego czoła – O matko, parzysz! Nigdzie się nie ruszaj, zaraz przyniosę termometr. I herbatę. Zimno ci?
- Trochę. – przyznał.
- To przyniosę ci jeszcze jakiś koc. O matko, mam nadzieję, że szybko wam przejdzie.
- Wam? – zmarszczył brwi.
- Eleanor też się rozchorowała. Za dużo wczoraj używała głosu. - Niall tylko przytaknął lekko głową – Zaraz wrócę z rzeczami dla ciebie.
Opuściłam jego pokój i ruszyłam do kolejnego. Oh, jeżeli się dzieje to co myślę, że się dzieje, to jesteśmy w bardzo kiepskiej sytuacji.
- Zayn? – zapukałam. Cisza.  Zapukałam więc jeszcze raz, tylko głośniej. Po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich zasapany chłopak.


(Musiałam xd)

- Coś się stało? Która godzina? – przetarł leniwie oczy.
- Dochodzi dziewiąta. Jak się czujesz? Boli cię coś? Masz gorączkę? – zasypałam go pytaniami i przystawiłam dłoń do jego czoła.
- Co? Nie, jest ok. – zdziwił się. Czoło miał ciepłe, ale nie gorące. Nie wyglądał też blado.
- Super. – powiedziałam tylko i ruszyłam do kolejnego pokoju.
- Jade, czekaj! Co się dzieje? – zatrzymał mnie.
- El i Niall się pochorowali. Sprawdzam co u pozostałych. – wyjaśniłam i zapukałam do następnych drzwi.
- Jesy! – zawołałam i uchyliłam drzwi. W pokoju było ciemno, zasłony chroniły przed jasnością poranka. Jesy leżała na łóżku okryta szczelnie kołdrą i bełkocząca coś pod nosem. Podeszłam do niej.
- Jesy?
- Ciszej… Łeb mi pęka… - wychrypiała. A więc kolejna.
- Zaraz do ciebie wrócę z herbatą i termometrem, dobrze? – zapytałam, ale nie oczekiwałam na odpowiedź tylko szybko ruszyłam do następnych drzwi. To pokój Perrie.
- Pezz, śpisz? – podeszłam do niej i lekko trąciłam ją w ramię. Odepchnęła moją rękę.
- Nie, nie mogłam spać przez całą noc. – powiedziała i zakaszlała. Ohh, super. Po prostu pięknie. Wszyscy się pochorowali! Podeszłam bliżej i przyjrzałam się blondynce. Duże cienie pod oczami, zaczerwieniony i opuchnięty nos. Leżała na łóżku, a wokół niej wszędzie były porozrzucane poduszki i kołdra. Przyłożyłam rękę do jej czoła.
- Gorąco mi. – jęknęła i odepchnęła moją dłoń – Otworzysz mi okno?
- Nie ma mowy! Jeszcze się wyziębisz. Zaraz wracam z termometrem. Nie ruszaj się stąd. – zarządziłam i szybko wyszłam z pokoju, zanim ta zdążyła zaprotestować.
- Pomóc ci? – Zayn już się przebrał. Jego włosy nadal były w nieładzie po spaniu, ale dodawało mu to uroku.
- Tak, jeśli możesz to idź do Leigh-Anne i pomóż jej przygotować herbaty, ale dla wszystkich. Coś czuję, ze mamy tu małą epidemię. – poprosiłam. Chłopak przytaknął i szybko pobiegł po schodach do kuchni. Kolejny pokój należał do Harry’ego. Zapukałam i od razu weszłam do jego sypialni mrucząc pod nosem: „Proszę, proszę, proszę, proszę”. Powitało mnie głośne kichnięcie. A więc moje modlitwy nie zostały wysłuchane.
- Jak się czujesz? – spytałam patrząc na chłopaka. Leżał wśród poduszek zawinięty w białą pościel jak to on lubi najbardziej- bez koszulki.
- Dobrze. – jego głos był o wiele bardziej zachrypnięty niż zwykle. Schował twarz w poduszce.
- A odwrócisz się do mnie? – uniosłam jedną brew wiedząc, że kłamie.
- Nie trzeba… - głos miał stłumiony przez materiał przy twarzy.
- Ależ trzeba. – podeszłam bliżej i oparłam ręce na biodrach. Harry wymamrotał coś pod nosem i ponownie kichnął. Nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się cicho.
- O co ci chodzi? – zdziwił się i odwrócił w końcu w moją stronę.
- Fajnie kichasz. – zachichotałam i usiadłam na brzegu łóżka. Harry uśmiechnął się, ale po chwili skrzywił i… znowu kichnął. Tym razem wybuchłam śmiechem.
- Kicham jak każdy normalny człowiek! Czego ty chcesz ode mnie? – śmiał się razem ze mną. Przypomniałam sobie po co tu jestem. Położyłam dłoń na jego czole.
- Gorący jesteś. – pokręciłam głową.
- No wiem. – uśmiechnął się szeroko i poruszył brwiami w górę i w dół.
- Nie w tym sensie, debilu! – zaśmiałam się i cofnęłam rękę – Zaraz wrócę z termometrem.
- Ale musisz przyznać, że w tym drugim sensie też! – zawołał za mną, a ja się już tylko zaśmiałam i udałam do kolejnego pokoju.
- Louis? – zapukałam.
- Tak? – usłyszałam głos chłopaka, więc weszłam. Łóżko było już pościelone, zasłony odsłonięte. Lou stał już ubrany w drzwiach łazienki i suszył mokre włosy ręcznikiem.
- Jak się czujesz? Boli cię coś?
- Yyy… dobrze? O co chodzi? – zapytał zdziwiony.
- Wszyscy się pochorowali. Tylko Leigh-Anne, Zayn, ja i teraz jeszcze ty jakoś się trzymamy.
- A Eleanor? – zauważyłam błysk w jego oczach.
- Też się przeziębiła. To przez to, że wczoraj nadużyła swojej mocy. – westchnęłam smutno.
- I wszyscy inni są chorzy? – dopytywał się niedowierzając.
- Nie sprawdzałam jeszcze co u Liama i Angelici… Ale wszyscy inni z łóżka ruszyć się nie mogą. – pokręciłam głową – Gdybyś mógł pomóc czy coś…
- Tak, jasne, nie ma sprawy. – nie musiałam nawet kończyć zdania. Uśmiechnęłam się.
- Dzięki. Trzeba każdemu dać zapas chusteczek, zmierzyć temperaturę i niektórym dać koce. No i jeszcze herbata, ale tym się zajmuje Zayn i Leigh. Chodźmy najpierw do Liama, a później porozmawiajmy z naszą „zdrową ekipą” co dalej.
- „Zdrowa ekipa”? – powtórzył po mnie i szeroko się uśmiechnął - Podoba mi się.
Zaśmiałam się i poszłam szybko do pokoju Liama. Zapukałam, a gdy usłyszałam „otwarte” weszłam do środka.
- Cześć. Jak się macie? – zapytałam od razu.
- No on, nie najlepiej. Chyba się przeziębił. – zza drzwi łazienki dobiegł głos Angel. Popatrzyłam na Liama, który leżał na materacu na podłodze owinięty kołdrą.
- Czemu tu śpisz?
- To jest wygodniejsze niż kanapa w salonie… - wzruszył ramionami. Oczy miał podkrążone, nos opuchnięty. Głos trochę zachrypły. Przetarł delikatnie oczy ręką.
- Mogę? – spytałam przykładając mu rękę do czoła, gdy pokiwał głową. Chyba ma gorączkę.
- Angel, pozwolisz, że teraz Liam położy się na łóżku? – popatrzyłam na dziewczynę, która właśnie wyszła z łazienki. Włosy miała mokre, musiała dopiero wyjść spod prysznica.
- Jasne. W końcu to jego pokój. – uniosła lekko kąciki ust, ale szybko odwróciła się w inną stronę – Jade, idź do reszty, ja się nim zajmę.
- Na pewno? – nie dowierzałam. Chciała pomóc?
- Tak, słyszałam wszystko kiedy rozmawiałaś z Louisem. Myślę, że wiem co robić. – uspokoiła mnie. Podziękowałam jej i poszłam schodami na dół. Zapowiadał się dłuuuugi dzień.

C.d.n…

_________________________________________________________________________________

Hej!

Dzisiaj sobota! Yay! A, nie, czekaj teraz codziennie jest sobota xd

Dzisiejszy rozdział jest... hmm... nudny. Nie lubię go, nie podoba mi się, ale jest wstępem do czegoś co myślę, że się Wam spodoba, wiec tak już musi być :( 
Mam problem, ponieważ mam ostatnio małą blokadę w pisaniu i kompletnie nic mi się nie chce. Kolejnym problemem będzie wyjazd do Anglii, bo raczej nie będę mogła tam pisać. Co w takim układzie zrobić? Ktoś mi pomoże? Bo nie chcę Was zostawiać... Ale chyba nie mam wyboru :/ Przemyślę to jeszcze, może uda mi się coś szybciej napisać, ale nic nie obiecuję. 
Jednakże proszę mnie ochrzanić w komentarzach za taki nudny rozdział, zgoda? :)

Co tam u Was? Jak mijają wakacje? Albo gdzie jedziecie lub jesteście? Hm? 
Pomyślałam, ze mogłabym wstawić parę fotek z Londynu, jak już tam będę. Dajcie znać jak byście chcieli :)

Chcę znowu podziękować za pobicie rekordu w środę :) To było takie fajne! Wspaniałe Birthday Party! Dziękuję! Kocham Was ♥

Miłego dnia!
Nicol <3

czwartek, 10 lipca 2014

Versatile Blogger Award #2

A więc bardzo dziękuję Mei- chan za nominację :)

Nagroda^^ :




7 faktów o mnie:
A) Za pięć dni, o godzinie 8 rano, będę już do Was machać z Londynu :)
B) Mój blog ma cały rok i jeden dzień xd
C) Dostałam się do liceum, do którego chciałam.
D) Mieszkam na parterze.
E) Planuję zrobić sobie fioletowe pasemko na wakacje :D
F) Kocham pisać i czytać FF
G) MAM NAJLEPSZYCH CZYTELNIKÓW NA ŚWIECIE! ♥

A teraz nominuję 7 osób:

Dziękuję jeszcze raz za nominacje :)

_________________________________________________________________

A teraz chcę Wam serdecznie ogłosić, że....

UDAŁO SIĘ!!!!


Pobiliście wczoraj rekord!!!
Obecny rekord dziennych wyświetleń wynosi... (werble) 823!!!!
Dziękuję Wam z całego serca!!!!
Wczorajszy dzień był niesamowity i to wszystko dzięki Wam! Dziękuję!

___________________________________________

Happy Birthday Perrie!!!!



Nicol <3