„Rozśpiewana Historia 2” Część 47
Najwyższy Trybunał czas zacząć!
****Perrie****
Wszechogarniające
mnie zimno sprawiło, że mój umysł się nieco ostudził. Moje myśli dryfowały i
byłam… spokojniejsza. Bardziej opanowana. Z chęcią zostałabym na zawsze w tym
stanie. Płynęłam w dół, odpychałam się rękami i nogami jak tylko mogłam. Brak
tlenu nie był czymś bardzo poważnym teraz, jednak czułam dyskomfort. Musiałam
pamiętać, by z przyzwyczajenia nie nabrać oddechu, bo bym się utopiła.
Bransoletka, a raczej kamień na niej, świecił słabym blaskiem. Czułam, że nade
mną jest coraz więcej osób, które też już wskoczyły do wody. Miałam ochotę
przed nimi uciec. Przyspieszyłam kierując się tą myślą. Sunęłam jak najszybciej
w dół, a im niżej byłam, tym wyraźniejsze światełko przed sobą widziałam. Chyba
tam właśnie powinnam płynąć. Głowa zaczęła mnie trochę boleć. Nagle obok mnie
przepłynęło coś bardzo szybkiego. Wystraszyłam się i zachłysnęłam.
W głowie mi dudniło, woda wdarła się do gardła. Zaczęłam kaszleć, ale przez to tylko pogorszyłam. Ostatnim co pamiętam zanim pochłonęła mnie ciemność był widok bransoletki, która powoli traciła blask, przestawała świecić, aż w końcu zupełnie zgasła. Wtedy straciłam przytomność.
W głowie mi dudniło, woda wdarła się do gardła. Zaczęłam kaszleć, ale przez to tylko pogorszyłam. Ostatnim co pamiętam zanim pochłonęła mnie ciemność był widok bransoletki, która powoli traciła blask, przestawała świecić, aż w końcu zupełnie zgasła. Wtedy straciłam przytomność.
*****
Poczułam
mocny ucisk na klatkę piersiową. Byłam taka obolała, że musiał to być któryś z
kolei ucisk, ale tego nie pamiętam. Cała woda, którą połknęłam, chciała się
natychmiastowo wydostać na zewnątrz. Poderwałam się i kaszląc wypluwałam ją.
Wydawało mi się, że zajęło mi to wieki. Czułam czyjąś rękę na plecach. Gardło
paliło mnie od słonej wody. Brakowało mi powietrza. Łapałam szybkie, łapczywe
oddechy, jednak były za płytkie. Wpadłam w panikę. Nie mogłam oddychać.
-
Spokojnie! Musisz się uspokoić. Policz do dziesięciu. Wstrzymaj oddech. – ktoś
złapał mnie mocno za rękę. Jak mam być spokojna?! Jak mam wstrzymać oddech,
skoro właśnie nie potrafię go nabrać?! – Perrie, proszę cię. Licz do
dziesięciu. Oddychaj ze mną. Raz. Dwa.
Nie
pomagało. Znałam ten głos, tylko zupełnie sobie nie mogłam przypomnieć kto to. Byłam
pochylona, więc nie widziałam jego twarzy. Jego. Tak, to on.
Dobra,
teraz już mogłam sobie przypomnieć kto to.
Ale
bardzo tego nie chciałam.
-
Perrie! Błagam cię, uspokój się! Zaraz się udusisz! – jego głos był
rozpaczliwy. Rozpaczliwy? Przed oczami pojawiły mi się czarne plamy…
-
Pewnie ma jeszcze trochę wody w płucach. Odsuń się. – ktoś inny usiadł obok
mnie i siłą nakazał mi leżeć prosto, na plecach, ale nie mogłam. Miałam ochotę
się zwinąć w kłębek. Mocne uciśnięcie na moją klatkę piersiową przyprawiło mnie
o mdłości. Ale o dziwo zadziałało. Z moich ust wylała się woda, zaczęłam
kaszleć, ale odetchnęłam z ulgą.
-
Uratowałaś ją! Dziękuję! – mówił do tego kogoś, ale później jakby sobie
przypomniał o mnie - Perrie? Słyszysz mnie? Matko, tak mnie wystraszyłaś!
Nie
zważając na to, że wolałam raczej leżeć tam i cieszyć się kolejnym oddechem, on
mnie podniósł i tak mocno uściskał, że zobaczyłam gwiazdy. Nogi miałam jak z
waty.
-
Hej? Powiedz coś. Proszę. – powiedział nie puszczając mnie. Z moich ust wydostał
się tylko cichy jęk. – Już jest dobrze. Obiecuję. Wszystko będzie dobrze.
Przepraszam. To wszystko moja wina…
Całą
swoją wolą i resztkami sił, starałam się od niego odepchnąć. Na pewno mi się to
nie udało, ale chyba zrozumiał. Zachwiałam się na własnych nogach, jednak
nakazałam sobie być silna. W końcu na niego spojrzałam. Jego ciemne włosy były
mokre i zmierzwione, opadały mu lekko na czoło. Czekoladowe oczy wpatrywały się
we mnie z niepokojem, usta miał rozchylone. Oddychał szybko.
-
Perrie. Bardzo cię przepraszam. Nie powinienem mówić takich rzeczy. Nawet tak o
tobie nie myślę. Nigdy nie myślałem. Cholera, nie mam zielonego pojęcia po co
to mówiłem. To przeze mnie jako pierwsza wskoczyłaś do wody, prawda? Jest mi
tak strasznie przykro… – zaczął paplać, ale wszystkie słowa zlały się w jedną
całość. Ręką zaczęłam szukać ściany, bo czułam, że nie ustoję o własnych
siłach. W głowie mi huczało, a przed oczami na powrót ciemniało.
-
Gdzie jest Eleanor?! Eleanor! Musisz nam pomóc! Chodzi o Perrie… - i mniej więcej
w tym momencie urwała mi się taśma.
****Eleanor****
-
Zaraz rozpocznie się Trybunał. – powiadomiła nas jedna z syren – Prosiłabym o
wejście na salę.
-
Dasz radę? – spytałam Perrie, która odzyskała przytomność dokładnie parę minut
temu. Pokiwała głową i zrobiła pierwszy niepewny krok.
-
Złap się mnie. – zaproponował Zayn i nadstawił jej swoją rękę. Popatrzyła na
niego, po czym chwyciła się mnie i wraz ze mną weszła do sali narad Najwyższego
Trybunału. Za plecami słyszałam smutne westchnięcie Mulata. Syrena, która stała
przy drzwiach wskazała nam wolne miejsce, które powinniśmy zająć. Drugi rząd,
trzy ostatnie krzesła, tuż obok Ashtona. Za nami znajdowała się Gemma z
Kieranem, pani Styles i najbliższa rodzina. W pierwszym rzędzie, przed nami, byli
Leigh-Anne, Jesy, Niall, Liam i Louis. Gdy pomogłam Perrie usiąść rozejrzałam
się dokładniej po sali.
Przeważały
tu niebieskie, zielone i fioletowe kolory. Złoty sufit, z tego samego koloru ozdobnym
żyrandolem, był zawieszony wysoko. Błękitne ściany zdobiły liczne malunki,
które jak mogłam się domyślić, były najważniejszymi wydarzeniami dla syren. Podłogą
był jasny, śliski marmur. Z podobnego materiału były zrobione kolumny przy
ogromnych i masywnych, drewnianych drzwiach (a raczej wrotach) wejściowych. Tego
samego koloru co drzwi, wykonane były barierki. Oddzielały one lewą stronę i
prawą od siebie. Środek sali był pusty. Zauważyłam, że po tej samej stronie co
siedzieliśmy my, były same Amory. Ani jednej syreny. One siedziały po
przeciwnej stronie i łypały na nas z poczuciem wyższości. Naprzeciwko drzwi
znajdował się ogromny tron wykonany z kolorowych muszli, złota, kamieni,
koralowców, srebra, diamentów i pereł. Przeważały w nim kolory oczywiście
niebiesko-zielone. Mimo tylu zapierających dech w piersiach drogocennych
materiałów w meblu (o ile meblem można było to nazwać) nie panował przepych. I
to robiło największe wrażenie. Tron podzielony był na trzy części. Środkowa,
najwyższa część wznosiła się na wysokość dwóch metrów tak, aby był jak
najlepszy widok na całą salę. Domyśliłam się, że siedzącą tam osobą ze złotym
diademem na głowie i trójzębem w ręku była Najpiękniejsza. Po „stronie syren”,
lewej części tronu, która była już niższa, siedziała Jade. Była blada, bawiła
się nerwowo dłońmi i rozglądała po sali. Jej włosy były ciemnogranatowe. Takie
jak kiedyś. Z drugiej strony, na tej samej wysokości co Jade znajdował się
Harry. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego, że nie widział Jade, bo wysoki tron
mu ją skutecznie zasłaniał. Wyglądał tak jakby liczył obecne tu syreny, a potem
Amory i próbował wywnioskować jakie mamy szanse. Był bardzo blady i ze
zdenerwowania zaciskał zęby.
-
Proszę o ciszę. – przemówiła wyniosłym tonem Najpiękniejsza. Syreny natychmiast
wypełniły rozkaz, nawet jeśli zaniemówiły w połowie słowa. My również
zaprzestaliśmy rozmów. – Mam zaszczyt
ogłosić, że Najwyższy Trybunał czas rozpocząć!
Rozległy
się brawa po lewej stronie. Amory niechętnie dołączyły się do tego gestu,
niektórzy jednak nawet nie mrugnęli okiem.
-
Będziemy dzisiaj rozważać los Harry’ego Stylesa, Amora, potomka Erosa, który
zamordował z zimną krwią jedną z naszych sióstr- Selenę Isobel Lilianę Elenę
III. – Najpiękniejsza teatralnym gestem przyłożyła chusteczkę do powiek, a po
sali rozległy się ciche szlochy.
-
Ale szopka. – Zayn wywrócił oczami, a ja powstrzymałam chichot. Malik ma
absolutną rację.
-
Prawo żąda krwi za krew. – oświadczyła Anadyomene, a syreny zaczęły krzyczeć i
rzucać wyzwiska w stronę Harry’ego. Najpiękniejsza uciszyła je gestem ręki. –
Jednak mamy niecodzienną sytuację. Otóż jedna z nas, nowa członkini rodziny,
Jade Amelia Thirlwall, jest przeznaczoną
oskarżonego.
Teraz
było słychać westchnienia, zaskoczenie, a szum szeptów wypełnił stronę syren.
Miałam ochotę stanąć i wrzasnąć, że przecież wszyscy o tym doskonale wiedzieli.
Jednak przyznaję, że z tych syren świetne aktorki i manipulantki.
-
Do tego oskarżony twierdzi, że popełnił zbrodnię w obronie własnej. – dodała
Anadyomene i wzięła do ręki kartki, przeglądała je spokojnie, podczas gdy
syreny rzucały oszczerstwami oraz obelgami w stronę Harry’ego. Amor wywrócił
tylko oczami i podparł głowę ręką czekając na coś konkretniejszego. Jade
natomiast wyglądała na przerażoną. Zauważyłam na jej nadgarstkach srebrne
bransolety z łańcuszkiem… Chwila, chwila… To nie były bransolety. To wyglądało
jak kajdanki. Była przymocowana do tego tronu! Wzburzona popatrzyłam na
Harry’ego. Też był przykuty. Dlaczego wcześniej nie zwróciłam na to uwagi?
-
Cisza. – zarządziła krótko Anadyomene, gdy przeczytała wszystko dokładnie i ze
starannością. Niemal ze znużeniem dalej prowadziła rozprawę. – Poproszę teraz
naszą siostrę, Minister Sprawiedliwości, o przeprowadzenie przesłuchania.
Na
pusty jak dotąd, środek sali wyszła syrena. Ubrana była w białą, długą do ziemi
suknię i pelerynę tego samego koloru. Na głowie miała zielony wianek, brązowe
włosy sięgały jej do połowy pleców. Na szyi błyszczał złoty łańcuszek z zawieszką
w kształcie wagi. Z tym samym znakiem miała większy breloczek przypięty do
przodu sukienki oraz dwie bransoletki na obu rękach. Dopiero zauważyłam, że z
tyłu, na całych plecach również znajdował się ten symbol. Czy to ktoś w rodzaju
adwokata? A może raczej… Prokuratora?
-
Witam wszystkich zebranych. – kiwnęła głową najpierw w stronę syren, a potem w
naszą – Rozpocznijmy przesłuchanie. Zaczniemy od zeznań oskarżonego. Dlaczego
znalazłeś się na wodach, należących do syren?
-
Szukałem Jade. – odparł szybko i szczerze Harry. Wyprostował się na swoim
miejscu.
-
Dlaczego? Jest syreną, wtargnąłeś na nasze tereny bez uprzedzenia, nawet jej.
Zgadza się? – zmrużyła oczy.
-
Została porwana przez swoją siostrę. Na naszych… moich oczach. Bałem się, nie
wiedziałem co się stało. Więc to chyba oczywiste, że poszedłem jej szukać. Skąd
miałem wiedzieć, że trzeba zapowiedzieć swoją wizytę? – wywrócił oczami i
ześlizgnął po siedzeniu. Przybrał „nonszalancką pozę zbuntowanego nastolatka”.
Typowe dla niego, chociaż już nastolatkiem nie jest.
-
Proszę o powstanie Nadie Renee Thirlwall. Czy to prawda, że porwałaś Jade, tak
jak to powiedział oskarżony? – Minister odwróciła się w stronę, po której
siedziały syreny. Nadie wstała zaskoczona.
-
Tak… To znaczy nie. Miałam tylko pomóc jej się przemienić. Takie polecenia dała
mi Jej Wysokość Najpiękniejsza. – dygnęła ostrożnie, a Anadyomene kiwnęła jej
głową nie zmieniając wyrazu twarzy.
-
A więc kłamałeś! Jade nigdy nie została porwana przez Nadie. – brązowowłosa
wskazała na Harry’ego oskarżycielsko palcem. Amory zaczęły rozmawiać wzburzone.
-
Co?! A to nie to samo?! Jade została przemieniona wbrew jej własnej woli!
Zrzucona z ogromnej skały do wody! To jak porwanie! Zwłaszcza, że później jej
już nie widziałem. – oburzył się Harry. Nagle jego ciałem wstrząsnął dreszcz, a
z jego ust wydobył się krótki krzyk. Chyba bardziej z zaskoczenia, niż z bólu. Łańcuch, przymocowany do kajdanek na jego rękach, skrócił się.
-
Za każde kłamstwo, za każdą złą odpowiedź, a także za każdą obrazę
Najpiękniejszej, zostaniesz ukarany. Pięć przwinień doprowadzi do wykonania wyroku, bez dalszych pytań. – oświadczyła Minister i ściągnęła rękę z
łańcuszka na szyi. No to są chyba jakieś żarty…
C.d.n…
__________________________________________________
Hej!
Wow, jest już 81 obserwatorów i prawie 176 tyś. wyświetleń! Baaardzo Wam wszystkim dziękuję :)
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Będąc szczerym, powiem Wam, że jeszcze nie wiem jak ten cały Trybunał się skończy haha :D Jestem dwa rozdziały do przodu (na szczęście), ale ciągle nie mam pełnej wizji co z tego wszystkiego wyniknie.
Chciałabym bardzo podziękować Madziam, która wywołała ogromny uśmiech na mojej twarzy! Na początku szczerze mówiąc chciało mi się śmiać, bo RH? Do redakcji? Bez przesady...
No, ale po dniu, czy dwóch, ten komentarz dał mi dużo odwagi i siły. Już jakiś czas temu założyłam Wattpada i chciałam tam również publikować RH. Tylko ubzdurałam sobie, że to jest fatalne, że nie mogę tego tam opublikować. Wattpad to coś poważniejszego, większego itd.
A ostatnio (jakoś dwa dni temu) sobie pomyślałam: Matko, czym się przejmuję? Tutaj ludziom się podoba, dlaczego by nie spróbować? Najwyżej usunę, co mi szkodzi?
I tak oto RH ma już Wattpada, małymi kroczkami, powoli będę wszystko publikowała od nowa :D
Tak więc bardzo dziękuję! I Madziam, i Iww, i wszystkim osobom, które są tutaj ze mną i mówią mi te wszystkie miłe rzeczy. W Was siła! ♥
A teraz chciałam się Wam pochwalić jeszcze jednym. A mianowicie pierwszym egzemplarzem RH! Haha, ja też w to nie wierzyłam, do teraz jest to takie ahhh! Moja mama pracowała nad tym długo, podczas gdy mnie nie było na ferie w domu, Ona się "wkradła" (ciągle byłam zalogowana haha) na bloggera i wydrukowała całą pierwszą część opowiadania. Tak więc *bębny*....
Oto pierwsze wydanie RH! :D
Dziękuję za Wasze komentarze. Teraz w sumie wiecie dlaczego one są takie ważne, jak dużo dają. Dlatego proszę o nie, bo one dają siłę, odwagę, motywację i... no i są po prostu mega miłe! Wszystkie Wasze opinie są dla mnie niezmiernie ważne. Proszę, pamiętajcie o tym :) Jeszcze raz dziękuję! ♥
Miłej soboty!
Nicol <3