sobota, 31 stycznia 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 47

„Rozśpiewana Historia 2” Część 47

Najwyższy Trybunał czas zacząć!


****Perrie****

Wszechogarniające mnie zimno sprawiło, że mój umysł się nieco ostudził. Moje myśli dryfowały i byłam… spokojniejsza. Bardziej opanowana. Z chęcią zostałabym na zawsze w tym stanie. Płynęłam w dół, odpychałam się rękami i nogami jak tylko mogłam. Brak tlenu nie był czymś bardzo poważnym teraz, jednak czułam dyskomfort. Musiałam pamiętać, by z przyzwyczajenia nie nabrać oddechu, bo bym się utopiła. Bransoletka, a raczej kamień na niej, świecił słabym blaskiem. Czułam, że nade mną jest coraz więcej osób, które też już wskoczyły do wody. Miałam ochotę przed nimi uciec. Przyspieszyłam kierując się tą myślą. Sunęłam jak najszybciej w dół, a im niżej byłam, tym wyraźniejsze światełko przed sobą widziałam. Chyba tam właśnie powinnam płynąć. Głowa zaczęła mnie trochę boleć. Nagle obok mnie przepłynęło coś bardzo szybkiego. Wystraszyłam się i zachłysnęłam.
 W głowie mi dudniło, woda wdarła się do gardła. Zaczęłam kaszleć, ale przez to tylko pogorszyłam. Ostatnim co pamiętam zanim pochłonęła mnie ciemność był widok bransoletki, która powoli traciła blask, przestawała świecić, aż w końcu zupełnie zgasła. Wtedy straciłam przytomność.


*****

Poczułam mocny ucisk na klatkę piersiową. Byłam taka obolała, że musiał to być któryś z kolei ucisk, ale tego nie pamiętam. Cała woda, którą połknęłam, chciała się natychmiastowo wydostać na zewnątrz. Poderwałam się i kaszląc wypluwałam ją. Wydawało mi się, że zajęło mi to wieki. Czułam czyjąś rękę na plecach. Gardło paliło mnie od słonej wody. Brakowało mi powietrza. Łapałam szybkie, łapczywe oddechy, jednak były za płytkie. Wpadłam w panikę. Nie mogłam oddychać.
- Spokojnie! Musisz się uspokoić. Policz do dziesięciu. Wstrzymaj oddech. – ktoś złapał mnie mocno za rękę. Jak mam być spokojna?! Jak mam wstrzymać oddech, skoro właśnie nie potrafię go nabrać?! – Perrie, proszę cię. Licz do dziesięciu. Oddychaj ze mną. Raz. Dwa.
Nie pomagało. Znałam ten głos, tylko zupełnie sobie nie mogłam przypomnieć kto to. Byłam pochylona, więc nie widziałam jego twarzy. Jego. Tak, to on.
Dobra, teraz już mogłam sobie przypomnieć kto to.
Ale bardzo tego nie chciałam.
- Perrie! Błagam cię, uspokój się! Zaraz się udusisz! – jego głos był rozpaczliwy. Rozpaczliwy? Przed oczami pojawiły mi się czarne plamy…
- Pewnie ma jeszcze trochę wody w płucach. Odsuń się. – ktoś inny usiadł obok mnie i siłą nakazał mi leżeć prosto, na plecach, ale nie mogłam. Miałam ochotę się zwinąć w kłębek. Mocne uciśnięcie na moją klatkę piersiową przyprawiło mnie o mdłości. Ale o dziwo zadziałało. Z moich ust wylała się woda, zaczęłam kaszleć, ale odetchnęłam z ulgą.
- Uratowałaś ją! Dziękuję! – mówił do tego kogoś, ale później jakby sobie przypomniał o mnie - Perrie? Słyszysz mnie? Matko, tak mnie wystraszyłaś!
Nie zważając na to, że wolałam raczej leżeć tam i cieszyć się kolejnym oddechem, on mnie podniósł i tak mocno uściskał, że zobaczyłam gwiazdy. Nogi miałam jak z waty.
- Hej? Powiedz coś. Proszę. – powiedział nie puszczając mnie. Z moich ust wydostał się tylko cichy jęk. – Już jest dobrze. Obiecuję. Wszystko będzie dobrze. Przepraszam. To wszystko moja wina…
Całą swoją wolą i resztkami sił, starałam się od niego odepchnąć. Na pewno mi się to nie udało, ale chyba zrozumiał. Zachwiałam się na własnych nogach, jednak nakazałam sobie być silna. W końcu na niego spojrzałam. Jego ciemne włosy były mokre i zmierzwione, opadały mu lekko na czoło. Czekoladowe oczy wpatrywały się we mnie z niepokojem, usta miał rozchylone. Oddychał szybko.
- Perrie. Bardzo cię przepraszam. Nie powinienem mówić takich rzeczy. Nawet tak o tobie nie myślę. Nigdy nie myślałem. Cholera, nie mam zielonego pojęcia po co to mówiłem. To przeze mnie jako pierwsza wskoczyłaś do wody, prawda? Jest mi tak strasznie przykro… – zaczął paplać, ale wszystkie słowa zlały się w jedną całość. Ręką zaczęłam szukać ściany, bo czułam, że nie ustoję o własnych siłach. W głowie mi huczało, a przed oczami na powrót ciemniało.
- Gdzie jest Eleanor?! Eleanor! Musisz nam pomóc! Chodzi o Perrie… - i mniej więcej w tym momencie urwała mi się taśma.


****Eleanor****

- Zaraz rozpocznie się Trybunał. – powiadomiła nas jedna z syren – Prosiłabym o wejście na salę. 
- Dasz radę? – spytałam Perrie, która odzyskała przytomność dokładnie parę minut temu. Pokiwała głową i zrobiła pierwszy niepewny krok.
- Złap się mnie. – zaproponował Zayn i nadstawił jej swoją rękę. Popatrzyła na niego, po czym chwyciła się mnie i wraz ze mną weszła do sali narad Najwyższego Trybunału. Za plecami słyszałam smutne westchnięcie Mulata. Syrena, która stała przy drzwiach wskazała nam wolne miejsce, które powinniśmy zająć. Drugi rząd, trzy ostatnie krzesła, tuż obok Ashtona. Za nami znajdowała się Gemma z Kieranem, pani Styles i najbliższa rodzina. W pierwszym rzędzie, przed nami, byli Leigh-Anne, Jesy, Niall, Liam i Louis. Gdy pomogłam Perrie usiąść rozejrzałam się dokładniej po sali.
Przeważały tu niebieskie, zielone i fioletowe kolory. Złoty sufit, z tego samego koloru ozdobnym żyrandolem, był zawieszony wysoko. Błękitne ściany zdobiły liczne malunki, które jak mogłam się domyślić, były najważniejszymi wydarzeniami dla syren. Podłogą był jasny, śliski marmur. Z podobnego materiału były zrobione kolumny przy ogromnych i masywnych, drewnianych drzwiach (a raczej wrotach) wejściowych. Tego samego koloru co drzwi, wykonane były barierki. Oddzielały one lewą stronę i prawą od siebie. Środek sali był pusty. Zauważyłam, że po tej samej stronie co siedzieliśmy my, były same Amory. Ani jednej syreny. One siedziały po przeciwnej stronie i łypały na nas z poczuciem wyższości. Naprzeciwko drzwi znajdował się ogromny tron wykonany z kolorowych muszli, złota, kamieni, koralowców, srebra, diamentów i pereł. Przeważały w nim kolory oczywiście niebiesko-zielone. Mimo tylu zapierających dech w piersiach drogocennych materiałów w meblu (o ile meblem można było to nazwać) nie panował przepych. I to robiło największe wrażenie. Tron podzielony był na trzy części. Środkowa, najwyższa część wznosiła się na wysokość dwóch metrów tak, aby był jak najlepszy widok na całą salę. Domyśliłam się, że siedzącą tam osobą ze złotym diademem na głowie i trójzębem w ręku była Najpiękniejsza. Po „stronie syren”, lewej części tronu, która była już niższa, siedziała Jade. Była blada, bawiła się nerwowo dłońmi i rozglądała po sali. Jej włosy były ciemnogranatowe. Takie jak kiedyś. Z drugiej strony, na tej samej wysokości co Jade znajdował się Harry. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego, że nie widział Jade, bo wysoki tron mu ją skutecznie zasłaniał. Wyglądał tak jakby liczył obecne tu syreny, a potem Amory i próbował wywnioskować jakie mamy szanse. Był bardzo blady i ze zdenerwowania zaciskał zęby. 
- Proszę o ciszę. – przemówiła wyniosłym tonem Najpiękniejsza. Syreny natychmiast wypełniły rozkaz, nawet jeśli zaniemówiły w połowie słowa. My również zaprzestaliśmy rozmów. – Mam  zaszczyt ogłosić, że Najwyższy Trybunał czas rozpocząć!
Rozległy się brawa po lewej stronie. Amory niechętnie dołączyły się do tego gestu, niektórzy jednak nawet nie mrugnęli okiem.
- Będziemy dzisiaj rozważać los Harry’ego Stylesa, Amora, potomka Erosa, który zamordował z zimną krwią jedną z naszych sióstr- Selenę Isobel Lilianę Elenę III. – Najpiękniejsza teatralnym gestem przyłożyła chusteczkę do powiek, a po sali rozległy się ciche szlochy.
- Ale szopka. – Zayn wywrócił oczami, a ja powstrzymałam chichot. Malik ma absolutną rację.
- Prawo żąda krwi za krew. – oświadczyła Anadyomene, a syreny zaczęły krzyczeć i rzucać wyzwiska w stronę Harry’ego. Najpiękniejsza uciszyła je gestem ręki. – Jednak mamy niecodzienną sytuację. Otóż jedna z nas, nowa członkini rodziny, Jade Amelia Thirlwall,  jest przeznaczoną oskarżonego.
Teraz było słychać westchnienia, zaskoczenie, a szum szeptów wypełnił stronę syren. Miałam ochotę stanąć i wrzasnąć, że przecież wszyscy o tym doskonale wiedzieli. Jednak przyznaję, że z tych syren świetne aktorki i manipulantki.
- Do tego oskarżony twierdzi, że popełnił zbrodnię w obronie własnej. – dodała Anadyomene i wzięła do ręki kartki, przeglądała je spokojnie, podczas gdy syreny rzucały oszczerstwami oraz obelgami w stronę Harry’ego. Amor wywrócił tylko oczami i podparł głowę ręką czekając na coś konkretniejszego. Jade natomiast wyglądała na przerażoną. Zauważyłam na jej nadgarstkach srebrne bransolety z łańcuszkiem… Chwila, chwila… To nie były bransolety. To wyglądało jak kajdanki. Była przymocowana do tego tronu! Wzburzona popatrzyłam na Harry’ego. Też był przykuty. Dlaczego wcześniej nie zwróciłam na to uwagi?
- Cisza. – zarządziła krótko Anadyomene, gdy przeczytała wszystko dokładnie i ze starannością. Niemal ze znużeniem dalej prowadziła rozprawę. – Poproszę teraz naszą siostrę, Minister Sprawiedliwości, o przeprowadzenie przesłuchania.
Na pusty jak dotąd, środek sali wyszła syrena. Ubrana była w białą, długą do ziemi suknię i pelerynę tego samego koloru. Na głowie miała zielony wianek, brązowe włosy sięgały jej do połowy pleców. Na szyi błyszczał złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie wagi. Z tym samym znakiem miała większy breloczek przypięty do przodu sukienki oraz dwie bransoletki na obu rękach. Dopiero zauważyłam, że z tyłu, na całych plecach również znajdował się ten symbol. Czy to ktoś w rodzaju adwokata? A może raczej… Prokuratora?
- Witam wszystkich zebranych. – kiwnęła głową najpierw w stronę syren, a potem w naszą – Rozpocznijmy przesłuchanie. Zaczniemy od zeznań oskarżonego. Dlaczego znalazłeś się na wodach, należących do syren?
- Szukałem Jade. – odparł szybko i szczerze Harry. Wyprostował się na swoim miejscu.
- Dlaczego? Jest syreną, wtargnąłeś na nasze tereny bez uprzedzenia, nawet jej. Zgadza się? – zmrużyła oczy. 
- Została porwana przez swoją siostrę. Na naszych… moich oczach. Bałem się, nie wiedziałem co się stało. Więc to chyba oczywiste, że poszedłem jej szukać. Skąd miałem wiedzieć, że trzeba zapowiedzieć swoją wizytę? – wywrócił oczami i ześlizgnął po siedzeniu. Przybrał „nonszalancką pozę zbuntowanego nastolatka”. Typowe dla niego, chociaż już nastolatkiem nie jest.
- Proszę o powstanie Nadie Renee Thirlwall. Czy to prawda, że porwałaś Jade, tak jak to powiedział oskarżony? – Minister odwróciła się w stronę, po której siedziały syreny. Nadie wstała zaskoczona.
- Tak… To znaczy nie. Miałam tylko pomóc jej się przemienić. Takie polecenia dała mi Jej Wysokość Najpiękniejsza. – dygnęła ostrożnie, a Anadyomene kiwnęła jej głową nie zmieniając wyrazu twarzy.
- A więc kłamałeś! Jade nigdy nie została porwana przez Nadie. – brązowowłosa wskazała na Harry’ego oskarżycielsko palcem. Amory zaczęły rozmawiać wzburzone.
- Co?! A to nie to samo?! Jade została przemieniona wbrew jej własnej woli! Zrzucona z ogromnej skały do wody! To jak porwanie! Zwłaszcza, że później jej już nie widziałem. – oburzył się Harry. Nagle jego ciałem wstrząsnął dreszcz, a z jego ust wydobył się krótki krzyk. Chyba bardziej z zaskoczenia, niż z bólu. Łańcuch, przymocowany do kajdanek na jego rękach, skrócił się. 
- Za każde kłamstwo, za każdą złą odpowiedź, a także za każdą obrazę Najpiękniejszej, zostaniesz ukarany. Pięć przwinień doprowadzi do wykonania wyroku, bez dalszych pytań. – oświadczyła Minister i ściągnęła rękę z łańcuszka na szyi. No to są chyba jakieś żarty…



C.d.n…


__________________________________________________

Hej!

Wow, jest już 81 obserwatorów i prawie 176 tyś. wyświetleń! Baaardzo Wam wszystkim dziękuję :)

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Będąc szczerym, powiem Wam, że jeszcze nie wiem jak ten cały Trybunał się skończy haha :D Jestem dwa rozdziały do przodu (na szczęście), ale ciągle nie mam pełnej wizji co z tego wszystkiego wyniknie.

Chciałabym bardzo podziękować Madziam, która wywołała ogromny uśmiech na mojej twarzy! Na początku szczerze mówiąc chciało mi się śmiać, bo RH? Do redakcji? Bez przesady... 
No, ale po dniu, czy dwóch, ten komentarz dał mi dużo odwagi i siły. Już jakiś czas temu założyłam Wattpada i chciałam tam również publikować RH. Tylko ubzdurałam sobie, że to jest fatalne, że nie mogę tego tam opublikować. Wattpad to coś poważniejszego, większego itd. 
A ostatnio (jakoś dwa dni temu) sobie pomyślałam: Matko, czym się przejmuję? Tutaj ludziom się podoba, dlaczego by nie spróbować? Najwyżej usunę, co mi szkodzi?
I tak oto RH ma już Wattpada, małymi kroczkami, powoli będę wszystko publikowała od nowa :D 
Tak więc bardzo dziękuję! I Madziam, i Iww, i wszystkim osobom, które są tutaj ze mną i mówią mi te wszystkie miłe rzeczy. W Was siła! ♥

A teraz chciałam się Wam pochwalić jeszcze jednym. A mianowicie pierwszym egzemplarzem RH! Haha, ja też w to nie wierzyłam, do teraz jest to takie ahhh! Moja mama pracowała nad tym długo, podczas gdy mnie nie było na ferie w domu, Ona się "wkradła" (ciągle byłam zalogowana haha) na bloggera i wydrukowała całą pierwszą część opowiadania. Tak więc *bębny*....
Oto pierwsze wydanie RH! :D


Dziękuję za Wasze komentarze. Teraz w sumie wiecie dlaczego one są takie ważne, jak dużo dają. Dlatego proszę o nie, bo one dają siłę, odwagę, motywację i... no i są po prostu mega miłe! Wszystkie Wasze opinie są dla mnie niezmiernie ważne. Proszę, pamiętajcie o tym :) Jeszcze raz dziękuję! ♥

Miłej soboty!
Nicol <3

sobota, 24 stycznia 2015

„Rozśpiewana Historia 2” Część 46

„Rozśpiewana Historia 2” Część 46

Godzina szesnasta

****Harry****

- Na pewno się uda? To nie jest niebezpieczne? – potarłem nerwowo dłońmi, by je również ogrzać. Temperatura mocno spadła. Było może koło pięciu stopni! A my mieliśmy płynąć? Zamarzniemy!
- Dziękuję za zaufanie. – Leigh-Anne wywróciła oczami. – Przez cały ranek zbierałyśmy z Jesy te kamienie. Przywiązywałyśmy do nich sznurki, oślizgłe algi i muszelki. Wiesz ile stałam nad tymi głupimi bransoletkami? Dwie godziny! Dwie godziny wypowiadania zaklęć! Jeśli to nie zadziała to ja nie wiem co.
- Przepraszam… - poczułem się głupio. Kurcze, wszyscy się tyle napracowali by uratować mi tyłek… Chyba wreszcie czuję skruchę.
- W porządku. – westchnęła i podała mi pęczek bransoletek – Rozdaj je każdemu po jednej. Mam nadzieję, że starczy.
- Testowałaś je? – nie mogłem się powstrzymać. Musiałem zapytać. Leigh zatrzymała się w pół kroku i zacisnęła dłonie w pięści. Ktoś tu ma zły humor… Nagle odwróciła się i zamachnęła na mnie. W porę zdążyłem się uchylić. 

- Zaraz przetestuję coś innego!  - warknęła.
- Przepraszam! – krzyknąłem rozbawiony i uciekłem dalej od dziewczyny. Hm, dziwne. Powinienem być zestresowany. Wszyscy są. Ale… ja się czuję normalnie. W sensie, nie czuję jakiejś presji. Mam nawet dobry humor. Chodziłem teraz do każdego po kolei i rozdawałem bransoletki. Miały nam zapewnić oddychanie pod wodą, byśmy mogli wpłynąć do Krainy Fal (co za idiotyczna nazwa).
- Merci beaucoup. C’est magnifique!* – zachwyciła się Indila. Wywróciłem oczami, ponieważ ta dziewczyna doskonale mówiła po angielsku. Podałem kolejne bransoletki Miley, Demi, Selenie, Bridgit, Emmie i Lily. Cholera, ja to mam pamięć do imion. Kolejni byli: kuzynka Meghan i kuzyn George Shelley, przyjaciółka Gemmy- Cher Lloyd- wujek Stevie Wonder i Tom Hiddleston, Robert Pattinson,  Ross i cała jego najbliższa rodzina (oni chyba tworzą grupę R5, o ile się nie mylę, z jakimś śpiewakiem). I jeszcze był zespół The Vamps, ulubieńcy Gemmy. Bardzo się zaprzyjaźniła z naszymi kuzynami- Bradleyem Simpsonem i Connorem Ball. James to ich przywódca, a Tristan jest śpiewakiem. Nie zapomniałem jeszcze o rodzeństwie z USA i podałem im bransoletki: Sydney, Jamie, Noah i Graham. Oni natomiast tworzą zespół Echosmith, który tak na marginesie bardzo lubię. Robią super piosenki. Podszedłem do chłopaków z 5 Seconds Of Summer, którzy rozmawiali z Iggy. Podałem im sznureczki z kamykami. 

- Po co to? Yyy… Nie, dzięki. – skrzywił się Michael.
- Ale dlaczego? Świetnie ci pasuje! – zaśmiała się Iggy. Chłopak popatrzył na bransoletkę z niesmakiem.
- Dzięki temu nie utoniesz. Twoja sprawa czy tego użyjesz czy nie. – wzruszyłem ramionami. Wszyscy się zaśmiali i włożyli bransoletki na ręce.
- Zostały ci jeszcze? – Leigh do mnie podeszła.
- Mam jeszcze dwie. Dla Gemmy i mamy. – powiedziałem. Dziewczyna przytaknęła rozglądając się po ludziach na plaży.
- Więc chyba wszyscy mają. Uf. – odetchnęła z ulgą, a ja wręczyłem bransoletki siostrze i matce.
- Cisza! Niech wszyscy staną w jednej grupie! – zawołał Zayn. Spojrzałem na zegarek. Zostało pięć minut do godziny szesnastej. – Czy jest ktoś, kto nie ma bransoletki?
Stanąłem koło Zayna i rozejrzałem się po tej ogromnej rodzinie. Tak naprawdę to większość tych osób, była moim dalekim kuzynostwem. Nie znaliśmy się nawet za dobrze. Kojarzę z twarzy, widziałem ich wszystkich może dwa razy w życiu. Są też osoby, z którymi bardziej się zżyłem jak na przykład Luke i Ashton.
- Um… Ja chyba nie mam… - powiedział nieśmiało Niall.
- Tylko jedna osoba? Ktoś jeszcze? – zapytał Zayn ukrywając zdenerwowanie. Nikt się nie odezwał.
- Leigh, nie ma już bransoletki? Może da się szybko zrobić nową? – podeszliśmy z Zaynem do czarodziejki.
- A jak myślisz, co właśnie usiłuję zrobić? – warknęła nerwowo wyciągając z małej torebki sznurek, jakieś zioła i coś jeszcze.
- Czas nadszedł! – kobiecy głos zagrzmiał za nami. Wzdrygnąłem się i odwróciłem. Pięć syren ubranych w prawie identyczne, białe sukienki stało na mokrym piasku. Ich ubranie różniło się paroma różnymi elementami, jednak kolor u wszystkich był śnieżno biały. Jedna miała długą do kostek spódnica, inna tylko do kolan, miały różne rękawy, ale za to wszystkie cechowały się lekkością materiału, który powiewał na wietrze. Miały rozpuszczone włosy, a wokół głowy zawiązany zielony rzemyk. Od nadgarstków do ramion miały obwiązane takie same zielone sznureczki. Wszystkie były bardzo blade, a nawet wydawało się, że bije od nich lekka poświata. Rozpoznałem wśród nich Nadie. Wszystkie oprócz niej ukrywały zdezorientowanie wywołane tak dużą liczbą osób.
- Nie zdążę. – jęknęła bezradnie Leigh-Anne. Syreny rozstawiły się w jednej linii, tylko jedna wyszła dalej w ląd, do nas.
- Proszę po kolei wsiadać do łodzi. Oskarżony płynie z nami. – oświadczyła łagodnie.
- Nic mu nie zrobicie, prawda? – Gemma szybko stanęła obok mnie. Syrena zamrugała.
- Nawet gdybyśmy chciały, nie możemy. Oskarżony musi stanąć przed Trybunałem. To tam zapadnie wyrok. Musimy być posłuszne Najpiękniejszej. – ukłoniła się lekko. Dziwiło mnie jej zachowanie. Bardzo. Wydawała się… miła. Oficjalna, ale miła.
- To mnie nie przekonało. – mruknęła Gemm.
- Uspokój się. – szepnąłem do niej i zrobiłem krok w stronę syreny – Jestem gotowy.
- Dobrze. – uśmiechnęła się delikatnie – Powiadomiono mnie, że zostałeś obdarowany. Czy wyrażasz zgodę na przetransportowanie cię pod wodą? To by nam bardzo pomogło.
- Obdarowany? – zamrugałem zdezorientowany.
- Pocałunkiem syreny. Czy to nie prawda? – zdziwiła się.
- Ah, tak. To znaczy, to prawda. – poczułem ciepło na policzkach. Dziwnie się czułem, kiedy tak wszyscy na nas patrzyli.
- Dobrze. Czy możemy już ruszać? – spytała.
- Mój kolega nie ma jeszcze bransoletki. To znaczy… okazało się, że dla niego zabrakło. Leigh już ją robi, ale to chwilę potrwa i… - zacząłem się plątać w słowach.
- Bransoletki…?
- Umożliwiającej oddychanie pod wodą. – wyjaśniłem.
- Ah, rozumiem. Ale nie możemy tyle czekać. – powiedziała współczująco - Proszę wsiadać do łodzi. 
Dwie syreny do mnie podeszły i chwyciły za przedramię. Reszta eskortowała innych do łodzi.
- Ale… - nie zdążyłem nic powiedzieć, ponieważ wskoczyły razem ze mną do wody.


****Eleanor****
Na szczęście przydzieliły mnie do tej samej łodzi co Perrie. Z nami byli także Gemma, Kieran i Niall. Łódka płynęła sama, zaczarowana pieśniami syren.
- Leigh, jak ci idzie? – spytałam wychylając się w stronę jej łódki.
- Uh, ręce mi się trzęsą. Jesy mi pomaga, ale zaklęcie będzie nietrwałe jeśli będę się bardziej śpieszyć. – pokręciła głową nie odrywając wzroku od sznurka, nad którym trzymała dłonie i wypowiedziała parę słów po łacinie.
- Obyś zdążyła. – powiedziałam już bardziej do siebie. Co jeśli nie uda jej się zrobić tego na czas? Niall będzie musiał zostać? Tu, na łodzi?
- Już prawie jesteśmy. – obok mnie, w wodzie, pojawiła się Nadie.
- Ale… Tu nic nie ma. – rozejrzałam się. Daleko, daleko za nami była plaża, a tutaj na horyzoncie pojawiały się tylko od czasu do czasu coraz to większe skały. Łódka skręciła w stronę jednej z tych największych.
- Niech zgadnę. To tam, prawda? – Perrie wskazała właśnie tę skałę, o której myślałam. Nadie kiwnęła głową. Płynęliśmy jeszcze dobre dziesięć minut zanim zbliżyliśmy się do celu. Z daleka… był mniejszy. Teraz przypominał mi czteropiętrowy budynek. Łódka zatrzymała się gwałtownie dziesięć metrów od stromej ściany.
- I co teraz? – spytała Gemma – Jest tu jakieś magiczne przejście, czy co?
- Teraz płyniemy. Wejście jest pod skałą. Kraina Fal jest w środku.
- Co?! Ale… Jak tutaj jest głęboko? Przecież na tej głębokości pływają już ogromne statki! To kilkanaście metrów w dół! – Perrie oddychała ciężko.
- Po to macie bransoletki. Będziecie mogli oddychać. Pomogę wam tam dopłynąć jak będzie taka potrzeba.
- Ale tam jest ciemno… - zatrzęsłam się ze strachu spoglądając na matową wodę.
- Tak się tylko wydaje. Skoro mamy dzisiaj Trybunał, a więc i gości, woda jest przezroczysta niczym woda z basenu. To taki nasz czar. Dacie radę. – zapewniła i wyciągnęła w moją stronę rękę.
- Zimno. – zatrzęsłam się na myśl, że mam tam zanurkować – A co z rekinami? Lub innymi potworami? Nie, ja nie dam rady.
- Nie ma żadnych potworów. – Nadie się zaśmiała, a jej głos był uroczy i dźwięczny. Piękny. Nagle spoważniała. – No, przynajmniej nie tutaj.
- Serio?! No teraz, to naprawdę nam pomogłaś! – syknęła Perrie patrząc w ciemną wodę. Zamyśliła się na chwilę ze wzrokiem utkwionym w toń. – A niech mnie zje cokolwiek tam pływa. Nie mam nic do stracenia. – wstała i jednym susem wskoczyła do wody. 

- Perrie! – krzyknęłam wraz z Niallem. Słyszałam też krzyk kogoś innego i zaraz potem plus. Ugh, jak ona może tak mówić?! Rozumiem, że cierpi, ale nie powinna tak mówić.
- Niall, gdzie twoja bransoletka? – spytała zaniepokojona Nadie patrząc na jego nadgarstki. Wokół nas rozległy się pluski. Perrie skoczyła jako pierwsza i to ich wszystkich przekonało. Łodzie zaczęły pustoszeć.
- Um… Ja… Nie starczyło. – spuścił głowę – Ale spoko, zaczekam tutaj.
- Leigh! I jak idzie?! – krzyknęłam tak głośno jak się dało. Została sama na swojej łódce i już jakaś syrena ponaglała ją. Popatrzyła na mnie i pokręciła przecząco głową. Nie zdążyła.
- Płyń już. Damy radę. – powiedziałam do niej, by się nie zamartwiała. Złożyła ręce i ku ucieszeniu syreny, wskoczyła już do wody. Ta jedna była bardzo niecierpliwa.
- Masz, trzymaj. – powiedziałam do Nialla podając mu bransoletkę.
- Nie, El… - zaczął.
- Eleanor, załóż ją. Mogę coś zrobić… Jeśli… Jeśli tylko się zgodzisz. – Nadie była nieśmiała pierwszy raz odkąd ją poznałam. Lekkie rumieńce wstąpiły na jej policzki. Gemma uśmiechnęła się i albo mi się wydawało, albo na chwilę jej oczy zajaśniały na czerwono. Przez ten ułamek sekundy wydawała mi się najpiękniejszą dziewczyną na ziemi. Hm… Ona coś zrobiła.  Następnie szybko chwyciła Kierana za rękę i wskoczyli do wody.
- Ale co? – zapytał Niall.
- Mogę… Um, mogę cię obdarzyć. – róż na jej policzkach się pogłębił - Jeśli tylko chcesz, oczywiście. – dodała szybko i odwróciła wzrok w stronę wody. Rozejrzałam się. Zostaliśmy już tylko my.
- A ty chcesz? – zapytał równie zawstydzony Niall. Mogłabym wskoczyć, by zostawić ich samych, ale… Ugh, bałam się cholernie tej wody.
- Mogę to zrobić. – Nadie popatrzyła mu w oczy. Blondyn przytaknął nieśmiało.
- Um, a pomoże mi ktoś dopłynąć tam na dół? – spytałam chyba równie zawstydzona, co ta dwójka. Nadie uśmiechnęła się w moją stronę. 

- Oczywiście. Tylko najpierw oboje wejdźcie do wody, dobrze? Jeśli zdejmiecie kurtki będzie wam łatwiej płynąć.
Razem z Niallem pozbyliśmy się ciężkich okryć wierzchnich. Policzyłam do trzech, wzięłam głęboki oddech (bardziej by się uspokoić, niż dlatego, że był mi potrzebny pod wodą) i zmusiłam się, by wyskoczyć z łódki. Niall zrobił zaraz to samo. Ogarnął mnie przeraźliwy chłód. Przenikał moje mięśnie, aż do kości. Wypłynęłam na powierzchnię i chwyciłam się brzegu łódki, która w magiczny sposób, nie przesunęła się nawet o milimetr. Odgarnęłam mokre włosy z twarzy wolną ręką.
- Najpierw Niall, żebyś się nie utopił. – uśmiechnęła się lekko próbując go trochę rozluźnić.
- Co mam robić? – wydawał się bardziej spięty niż kiedykolwiek.
- Tylko się zanurz. To musi być pod wodą, żeby zadziałało. – poinstruowała – Możesz mnie złapać za rękę.
Chłopak z chęcią przyjął jej propozycję i ujął jej dłoń. Oboje zanurzyli się na chwilkę (co bardzo zirytowało moją ciekawską stronę, ale starałam się ją opanować i nie zanurzyć waz z nimi) i zaraz wyłonili z powrotem.
- El, umiesz pływać? – spytała Nadie. Jej oczy błyszczały się wesoło.
- Nie bardzo. – przyznałam. Dziewczyna złapała mnie za rękę.
- Gotowi? Pociągnę was. Tak będzie szybciej. Uwaga. Trzy, dwa, jeden. – i wciągnęła nas pod wodę.

C.d.n…


*Merci beaucoup. C'est magnifique! - (franc.) Dziękuję bardzo. To jest piękne!

______________________________________________________________________________

Hej!

Przepraszam, że akcja sie rozwija tak powoli. Pewnie wolelibyście już ten cały Trybunał xd Dajcie mi trochę czasu, jeszcze go do końca nie wymyśliłam! :D
Tyyyyle Amorów było, że pewnie nie wszystkich nawet pamiętacie. Być może nawet ominęliście ten akapit, w którym ich wszystkich wymieniałam. Nie dziwię się, to musiało być nudne :P Ale być musiało, no cóż ;)


Mam nadzieję, że rozdział się podobał chociaż trochę. Mamy Nadine i Nialla w dość nietypowej sytuacji! Kto się tego spodziewał? Chciałam Was zaskoczyć! :) Mam pewne plany co do tej... hm, w sumie to trójki :D Nic więcej nie zdradzam!

Wróciłam już z wyjazdu, było naprawdę bardzo fajnie. Cieszę się, bo być może pomogłam mojej przyjaciółce i wręcz rozpiera mnie radość!
Sporo mnie ominęło, gdy mnie nie było! A mianowicie znów Wasze blogi, rozdziały. Postaram się to jak najszybciej nadrobić.

Z moją ręką już coraz lepiej, nie noszę już szyny, więc łatwiej mi pisać ;) Ale siniak jest... i to spory haha. Ciągle zastanawiam się jak to się stało. Poleciałam do przodu, ale ucierpiała tylko prawa strona. Na prawej nodze mam tyyyle siniaków po spotkaniu z tymi schodami, nie wspominam już o prawej ręce. A po lewej wszystko w porządku! Nawet siniaka nie ma! xD

Dziękuję za komentarze i pytania do bohaterów! Zróbcie mi tą przyjemność raz jeszcze, co? ♥ Haha, kocham!

Życzę Wam miłego weekendu^^
Nicol <3

sobota, 17 stycznia 2015

„Rozśpiewana historia 2” Część 45

„Rozśpiewana historia 2” Część 45

Uważaj na niego


****Perrie****
- Wow… - westchnęłam dotykając ramienia Luke’a – Jak często przesiadujesz na siłowni?
- Dość często. – zaśmiał się, a ja wraz z nim kątem oka sprawdzając, czy Zayn nas widzi. Widzi. Wspaniale. 
- Może mnie kiedyś zabierzesz? – zatrzepotałam rzęsami i lekko przygryzłam wargę. Przez chwilę poczułam się głupio i miałam ochotę pacnąć się w czoło. Równie dobrze mogłam udawać idiotkę. Ugh, szybko przegoniłam te myśli patrząc w oczy blondyna.
- Może kiedyś. – puścił mi oczko. Ukradkiem spojrzał w stronę Zayna, który teraz wzrokiem ciskał błyskawice w naszą dwójkę. Hm… Okay, ja mam powód, by tak sobie na niego zerkać. Ale dlaczego Luke też to robi? Dziwne.
- Pójdę już. Chyba ktoś chce z tobą rozmawiać. – spojrzał na Mulata. Kiedy i ja odwróciłam głowę w stronę Malika, Luke zbliżył się nagle i jedną rękę nonszalancko oplótł wokół mojej talii. Jego usta były zaraz przy moim uchu. Przymrużyłam powieki lekko zaskoczona, ale zadowolona. – Do zobaczenia później, Pezz. – wyszeptał.
Szybkim krokiem podążył ku schodom i zniknął na piętrze. Długo patrzyłam jeszcze w miejsce, w którym przed chwilką stał. Moje serce powoli powracało do umiarkowanego bicia. Luke zdecydowanie na mnie działał. O, tak. Jednak… Możliwe by był ktoś inny, na którym bardziej mi zależy? Ale z drugiej strony, jak mi może na NIM zależeć, skoro robię mu takie świństwo? Czuję, że ta cała sytuacja ciąży na moim sumieniu. Jestem głupia… Próbuję odegrać się na Zaynie za tą okropną sprawę z syrenami. Codziennie śni mi się to samo- on i ta oślizgła ryba. No dobra, ona jest piękna. Piękniejsza ode mnie. Może dlatego to mnie tak boli? Nie. Boli, bo on przez te kilka minut patrzył na nią z większym uczuciem niż na mnie, prze cały czas od naszego poznania. I mam mu ochotę za to przyłożyć. A teraz tak sobie myślę… Może zbicie go, byłoby mniejszym złem niż to co robię teraz? Czy on w ogóle poświęca mi tyle myśli, ile ja jemu? Czy ta cała szopka z Lukiem ma sens?
- Uważaj na niego. – z zamyśleń wyrwał mnie głos za plecami. Odwróciłam się w stronę Zayna.
- Co?
- On cię wykorzystuje. Nie widzisz tego? Jak możesz być taka ślepa? – warknął. Kolejna porcja igieł wbiła się w moje serce jak w poduszeczkę. Cofnęłam się zaskoczona jego ostrym tonem.
- Ale…
- On cię nie lubi. Bawi się tobą jak jakąś lalką. A ty mu na to pozwalasz. W końcu znajdzie nową i ciebie zostawi. – parsknął – Miałem o tobie lepsze zdanie.
Oczy otworzyły mi się szerzej z szoku. Zayn wyminął mnie i w mgnieniu oka zniknął z korytarza. Cały mój mur, który budowałam tak długo, runął w jednej chwili. Niemal słyszałam ten huk. Dzwoniło mi w uszach, a oczy stały się jakby niewidzące od wody, która się w nich zgromadziła. Nie. Nie tutaj. Zacisnęłam drżące dłonie w pięści, a usta w wąską linię. Wzięłam głęboki oddech i automatycznymi ruchami zarzuciłam kurtkę na ramiona, czapkę i jak najszybciej opuściłam budynek motelu. Jednak nie wytrzymałam. Mój mur obronny był zniszczony… Doszczętnie. Na policzkach poczułam słone łzy, gula w gardle nie pozwalała mi oddychać, a ucisk w piersi z każdą sekundą się pogłębiał.  
Pobiegłam szybciej niż kiedykolwiek w życiu przed siebie. Szybciej niż wtedy, gdy gonił nas wilkołak. Szybciej niż wtedy, gdy biegłam za Jade w dzień jej nieudanego ślubu. Szybciej niż wtedy, kiedy mojemu życiu zagrażało jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Tak po prostu. A do tego biegłam praktycznie na oślep.


****Eleanor****
- Tak, mam. Zaraz tam będę. – powiedziałam do telefonu ściskając w ręce ładowarkę do komórki Louisa.
- Wiedziałem, że ją tam zostawiłem. Dziękuję. – zaśmiał się.
- Mogłeś od razu tu przyjść, a nie wywracać cały pokój do góry nogami. – zachichotałam na wspomnienie tego, co zobaczyłam, gdy otworzyłam drzwi. Jakby tornado tamtędy przeszło. Koc, prześcieradło, pościel, poduszki, a nawet materac były w zupełnie innych kątach pokoju. Firanki jakimś cudem znalazły się na szafie, która została wysunięta na środek pomieszczenia. Krzesła wraz ze stolikiem poprzewracane.
- Myślałem, że gdzieś tu jest i jej szukałem! – bronił się, a ja niemal widziałam szeroki uśmiech na jego ustach. Usłyszałam klucz przekręcany w zamku.
- Chyba moja mama przyszła. Muszę kończyć. Zaraz przyjdę do motelu. Pa pa. – powiedziałam zbierając swoje rzeczy.
- Pa, skarbie. – pożegnał się i rozłączył. Westchnęłam lekko i przewiesiłam torbę przez ramię słysząc kroki w korytarzu. 

- Mamo, to ty? – zawołałam wychodząc z pokoju gościnnego. Brak odpowiedzi nieco mnie zaniepokoił. Zmarszczyłam brwi i ostrożnie wyjrzałam do salonu.
- Oh, to ty. Nie wiedziałam, że tu jesteś.  – Perrie stała do mnie plecami. Obejmowała się rękami jakby było jej zimno. Jej głos brzmiał troszkę dziwnie.
- Wszystko w porządku? – zapytałam odkładając swoją torbę na ziemię i podeszłam do przyjaciółki. Znowu odwróciła się tak, bym nie widziała jej twarzy.
- Tak. Louis cię szukał. Chciał, żebyś jak najszybciej do niego poszła. – powiedziała.
- Aha… To dziwne… Powiedziałam mu przecież, że pójdę do domu poszukać jego ładowarki. – czułam się trochę zdezorientowana. Perrie wydawała się na bardzo spiętą.
- Może zapomniał? Jest strasznie roztargniony. Idź lepiej już do niego i mu ją oddaj. – podeszła do okna i bawiła się w palcach firanką – Pa.
- Perrie. – pokręciłam głową i skrzyżowałam ręce na piersi – Co się dzieje?
- Nic. – głos jej się załamał.
- O matko, ty płaczesz. Co się stało? – wystraszyłam się nie na żarty. Perrie NIGDY nie płacze. Tylko w bardzo poważnych sytuacjach, kiedy się poddaje. Kiedy uważa, że jest bezsilna i nie może nic zrobić. A takich sytuacji jest oczywiście mało. A nawet jeśli są, to nie pokaże swojej bezradności przy innych. Perrie zawsze coś wymyśli, nawet w beznadziejnych sytuacjach. Podeszłam do niej i objęłam ją. W jednej chwili widziałam, jak się poddała. Odwróciła się do mnie i przytuliła mocno. Szlochała cicho, a z jej oczu ciekły strumieniami czarne od tuszu łzy. Głaskałam ją delikatnie po włosach i pocieszałam. Czekałam, aż fala minie i się trochę uspokoi, by mi powiedzieć co się stało.
- Chodź, usiądziemy. – powiedziałam łagodnie i nie puszczając jej przeszłyśmy przez pokój na kanapę. Tam na stoliku stało pudełeczko z chusteczkami, podałam je jej. Była wyczerpana, choć zegar wskazywał zaledwie godzinę jedenastą.
- Chcesz coś do picia? – zapytałam, kiedy wydmuchała nos. Przytaknęła ledwo zauważalnie głową. Podałam jej poduszkę, by mogła się do niej przytulić i zdjęłam koc z fotela, którym ją otuliłam. Szybko nastawiłam wody, a do kubków włożyłam torebeczkę herbaty malinowej. Czekając, aż się woda zagotuje wspięłam się na blat i otworzyłam najwyższą półkę. Znajdowały się tam różne zioła, przygotowane przez mamę. Znalazłam mieszankę ziół relaksujących z działaniem także uspokajającym. Dosypałam ich trochę do kubka Perrie. Zalałam wodą obie herbaty i pośpieszyłam z nimi do salonu. Usiadłam obok przyjaciółki. Z jej oczu nadal ciekły łzy. Widziałam ból wypisany na jej twarzy. Posłodziłam dwiema łyżeczkami cukru herbatę i podałam ją Perrie. Była jeszcze za gorąca do picia, ale ciepły kubek, który się trzymało w dłoniach, rozluźniał. Popatrzyłam na nią zatroskana.
- Zayn? – strzelałam. Przytaknęła, a jej usta natychmiast wykrzywił grymas. Z pod zamkniętych powiek pociekło parę łez. Objęłam ją.
- On myśli, że jestem zdzirą. – wyszeptała rwiącym się głosem. Niemal odebrało mi mowę.
- Jak to? Czemu? – zdołało mi się wydusić.
- Rozmawiałam z Lukiem. – nabrała trzech głębokich wdechów, by głos się tak nie trząsł – Flirtowałam. Na jego oczach. A kiedy Luke poszedł, Zayn powiedział, że jestem ślepa, skoro nie widzę, że mnie wykorzystuje. Że się mną bawi, a ja mu na to pozwalam. – znowu zaczęła szlochać.
- Może próbował cię ostrzec? Może się martwi? – nie mogłam sobie wyobrazić tej rozmowy. Perrie pokręciła głową.
- Był na mnie wściekły. Krzyczał. Patrzył na mnie z taką pogardą… To było straszne. - ostatnie zdanie prawie wyszeptała. Kręciła głową, jakby próbowała wyrzucić z głowy to wspomnienie. Przytuliłam ją mocniej. Nikt, powtarzam, NIKT nie doprowadził wcześniej Perrie do takiej rozpaczy.
- Chciałam tylko, żeby był o mnie zazdrosny… Nie chciałam… Ja… - dukała.
- Ciii… Już dobrze. Wszystko rozumiem. – zapewniłam ją głaszcząc delikatnie po włosach. Przyjaciółka znów zaczęła płakać. Była blada, roztrzęsiona i taka… bezbronna.
- On wygrał… Nie mogę z nim rywalizować… Jestem słabsza… Nie mogę nazywać się już waszą przywódczynią… - łkała. Zayn ją zdominował. Złamał. Może i nie jest tego do końca świadomy, ale udało mu się. 
- To jeszcze nie koniec, Perrie. – obiecałam – To jeszcze nie koniec.


****Niall****
- Gdzie  ona jest? Musi zdążyć przed szesnastą… - denerwował się Harry. Chodził w tę i z powrotem. - Od wczoraj nie odbiera telefonu. Nawet nie wie o której zaczyna się Trybunał! 
- Może się jej rozładował? To możliwe. – myślałem na głos. Ugh, Gemma, musisz zdążyć…
- Może przecież podłączyć go w samochodzie. – burknął Harry. Usłyszeliśmy klakson i obydwoje podbiegliśmy do okna. Na podjeździe stało kilka nowych samochodów, jeszcze kilka dopiero wjeżdżało. 

- Na szczęście. – odetchnął z ulgą Hazz i razem wybiegliśmy z pokoju. Na parkingu stała już pani Styles, jej bracia, a także kilka innych Amorów. Wszyscy się witali i ściskali.
- Gemma! – zawołał Harry zdenerwowanym głosem, ale gdy tylko uśmiechnięta dziewczyna wysiadła z samochodu zmiękło mu serce. Podbiegł do niej i mocno ją przytulił. Chyba usłyszałem też ciche „dziękuję”.
- Wow… Sporo ludzi. Może jednak mamy jakieś szanse? – obok mnie stanął Liam.
- Może jednak mamy. – uśmiechnąłem się z nadzieją. Z samochodu Gemmy wysiadł niebiesko włosy chłopak. Ledwo co go poznałem! Kieran wyglądał na nieco zmieszanego, ale miał dzielnie uniesioną brodę. Mierzył wszystkich dookoła wzrokiem.
- Kieran! – Leigh-Anne zapiszczała wesoło i pobiegła wprost do niego. Ten uśmiechnął się i objął czarodziejkę podnosząc ją do góry. Hm… Chyba spędził trochę czasu na siłowni ostatnio… Zmienił się prawie nie do poznania.  

- Gdzie Jade? – zapytał od razu.
- Zobaczymy ją dopiero w Trybunale. – odpowiedziała smutno Leigh.
Wszyscy nowo przybyli zostali zaprowadzeni do pokojów, poczęstowani czymś do jedzenia i czymś ciepłym do picia. Oczywiście, wyjaśniliśmy też dokładnie na czym polega plan. Teraz pozostaje już tylko czekać na godzinę szesnastą…



C.d.n…

_____________________________________________________________

Cześć misiaki!

Okay, notka będzie wyjątkowo bardzo krótka. Dlaczego? Bo nie mogę pisać. W czwartek spadłam ze schodów (tak, wiem, brawa dla mnie) no i teraz prawą rękę mam w szynie, kolano obite, a cała jestem strasznie obolała. Tak właśnie Nicol rozpoczyna ferie :)

Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Jestem naprawdę szczęśliwa, że wcześniej go napisałam, bo teraz byłoby kiepsko haha. Komentarze  mile widziane :)

Informacja jeszcze  jedna- od niedzieli do piątku mnie nie ma, bo wyjeżdżam. Wi fi tam nie ma niestety i ewentualny kontakt ze mną będzie dopiero w piątek. Mam nadzieję, że do tego czasu będę mogła juz normalnie pisać i będę mogła skomentować na Waszych blogach :3

Już kończę, zyczę miłych ferii, super weekendu :)
Dziękuję Wam za 170 tyś. Jesteście wspaniali!

(Obolała) Nicol <3

piątek, 9 stycznia 2015

„Rozśpiewana historia 2” Część 44

„Rozśpiewana historia 2” Część 44

Zjazd rodzinny
  
****Leigh-Anne****

- Okay… Luke? – przeniosłam wzrok z listy na ludzi przede mną.
- Jestem! – wyciągnął rękę i uśmiechnął się szeroko.
- Ashton? – wyczytałam kolejne imię.
- Obecny!
- Anne… Um, przepraszam, pani Anne Styles? – poprawiłam się.
- Nic się nie stało. – odparła miłym głosem. Obok niej siedział Harry i o czymś jej mówił.
- Paul Wesley? - przeczytałam.
- Jestem tutaj. – mężczyzna, który siedział po prawej stronie mamy Harry’ego,  pomachał ręką. Wyglądał na bardzo miłego.
- Ian Somerhalder?
- Oto przybyłem! – w drzwiach pojawił się wymieniony wyżej mężczyzna. Miał zaraźliwy uśmiech, duże oczy… Zabójczo przystojny… Ojej… Chyba jeszcze nie wszystkie Amory wyłączyły urok…
- Ian. Tutaj nie korzystamy z uroku. – upomniał go Paul. 

- Ale jakże to tak? Wśród obecności takich pięknych kobiet? Pozostanę bezbronny. – puścił w moją stronę oczko i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Miał piękne, czysto niebieskie oczy i kruczoczarne włosy. Moje serce wykonało podskok z zachwytu…
- Ian. To poważna sprawa. – mama Harry’ego przemówiła miękkim głosem. Czarnowłosy Amor wyłączył urok, a ja mogłam nabrać głębszego oddechu. Nie wiem czy moje serce wytrzyma to wszystko… A raczej te wszystkie Amory. One są takie cudowne...
- Witaj, siostro – Ian ujął dłoń pani Styles i ucałował jej wierzch – Wyglądasz jak zawsze perfekcyjnie.
- Um, czy Gemma już jest? – nie chciałam im przerywać, ale musiałam. Byłam już lekko zniecierpliwiona ich brakiem zainteresowania. Każdy prowadził rozmowę między sobą. Jak na jakimś zjeździe rodzinnym.
- Otóż to, Leigh-Anne. Oni są rodziną. Możliwe, że nie widzieli się nawet parę lat. – stanął obok mnie Liam. W duchu starałam się go nie skarcić za czytanie w moich myślach.
- Gemma Styles! Czy jest już obecna? – powiedział głośniej. Przez hol przebiegł szum.
- Jeszcze jej nie ma. – odpowiedziała dziewczyna, która przypominała mi Angelicę. Tylko wampirzyca, ma ciemniejsze włosy. – Rozmawiałam z nią przez telefon, mówiła, że próbuje ściągnąć jeszcze parę osób.
- Nie dobrze… Powinna już tutaj być. – mruknął Liam zaglądając na moją listę – Przepraszam, a ty się nazywasz…?
- Jestem Victoria. Victoria Justice. – uśmiechnęła się słodko.
 Amory nigdy nie przestaną mnie zadziwiać! Większość z nich jest pyszałkowata i zbytnio pewna siebie, ale zdarzają się też tacy jak Victoria- mili, uroczy i bardzo uprzejmi.
- Oh, no tak! Rozmawialiśmy w korytarzu, prawda? – przypomniał sobie Liam. Dziewczyna przytaknęła.
- Dobrze, no to lecimy dalej… Johnny Depp? - spytałam patrząc na gromadę ludzi przede mną.
- Obecny. – kiwnął głową w moją stronę. O ile się nie mylę to jest on kolejnym bratem pani Styles, tak jak Paul i Ian. Wow, ogromna rodzina.
- To Amory. Czego się po nich spodziewasz? – parsknął Liam używając swoich zdolności. Użył możliwie jak najdelikatniejszych słów, by powiedzieć, że… No to są Amory. Kochanie się jest u nich na porządku dziennym.
- Elizabeth Gillies? - wyczytałam kolejne imię i nazwisko.
- Była tu przed chwilą… Chyba poszła na chwilę do pokoju. – poinformował mnie Tyler Blackburn.
- Okay. – odnotowałam, że jest.
- Bracia Winchester?
- Obecni. – i Sam, i Dean podnieśli ręce, bym mogła ich zobaczyć. Odhaczyłam ich na liście.
- Jamie Campbell Bower?
- Jeszcze nie dotarł.
- Ed Sheeran?
- Też nie ma.
Dalej leciały kolejne nazwiska i większość osób było nieobecnych. Wszyscy już wiedzieli o co chodzi. Muszą poprzeć Harry’ego przed Trybunałem. Wychodziło na to, że jest samych Amorów około 20. Wydaje się mało, ale Amory ogółem są nieliczne na świecie, więc… Mam nadzieję, że wszystkich innych głos też się będzie liczył. W ten sposób uzyskamy koło 30. Jak na razie.  Jestem ciekawa ile osób przyjedzie wraz z Gemmą.
- Musimy się spotkać z Nadie. – do mnie i do Liama podszedł Niall. Złość chwilowo rozprzestrzeniła się przez moje ciało, ale szybko się opanowałam. Zdusiłam ją w sobie jak najlepiej potrafiłam. Musiałam chronić moje zaklęcie…
- Czemu? – zapytałam ni to obojętnie, ni to zainteresowana. Musiałam dokładnie wymierzać emocje w swoim głosie. Blondyn popatrzył się na mnie po raz kolejny badawczo. Chyba zadecydował, by po raz kolejny udawać, że wszystko jest w porządku. Musiał się domyśleć…
- Musimy się jej zapytać o której godzinie ma być ta rozprawa, gdzie mamy iść… W sumie to wiele rzeczy jest jeszcze nie ustalonych. –  Liam wypowiedział się za Nialla.
- Tak, dokładnie. – przytaknął rozkojarzony.
- Jak mamy się z nią skontaktować? – spytałam – Syreny chyba raczej nie mają komórek. - nie mogłam nic poradzić na odrobinę ironii w moim głosie.
- Nadie mówiła, że żeby ją wezwać, musi w wodzie znaleźć się kropla krwi oskarżonego. – wyjaśnił Niall - Ewentualnie możemy ją poszukać też na plaży…
- Taa, syreny wcale nie są niebezpieczne. Tylko czują krople krwi w promieniu kilku kilometrów. Jak rekiny. Ale to nic takiego. – burknęłam z sarkazmem.
- Chodźmy już. – Liam zignorował moją uwagę. Ruszył w stronę Harry’ego i ja też zamierzałam, ale Niall mnie zatrzymał.
- Możemy porozmawiać?
- Chyba nie mamy teraz czasu… - miałam nadzieję, że nie wyczuł mojej rosnącej paniki. Uciekałam wzrokiem i trafiłam na Ashtona. Przypatrywał się mi i Niallowi. Speszona, wbiłam spojrzenie w podłogę.
- Czemu twoja aura się nie zmienia? – nie dawał za wygraną.
- Nie zmienia się? Hm, myślę, że to chyba ty powinieneś coś o tym wiedzieć. Ja się na tym nie znam. – skłamałam. Najwidoczniej dobrze udawałam, bo Niall cofnął się lekko urażony. Poczułam ukłucie w klatce piersiowej.
- Może za rzadko sprawdzam. – stwierdził sztywno i ewidentnie było widać, że sam również kłamie. 
- Może tak. – pociągnęłam to bezsensowne kłamstwo i odeszłam szybkim krokiem. Ból w okolicach serca się nasilił…


****Harry****

- Harry, musimy wezwać Nadie by ustalić jeszcze parę rzeczy odnośnie jutrzejszej rozprawy. – podszedł do mnie Liam, a zaraz za nim Leigh.
- Teraz? – jęknąłem niechętnie. Nie mam ochoty widzieć się z tą rybą. Patrząc na minę Leigh-Anne miałem wrażenie, że ona również.
- A kiedy? Jest już osiemnasta trzydzieści. Nie wiemy gdzie i o której jutro mamy iść. – upierał się.
- Idź, Harry. – mama ścisnęła moją dłoń.
- Już idę, idę. Gdzie jest Zayn? – podniosłem się z plastikowego krzesełka. Chyba jesteśmy sami w tym tanim motelu. Nie widziałem ani jednego obcego odkąd się tu przenieśliśmy, oprócz obsługi.
- Zaraz po niego idziemy. Ubieraj się, wychodzimy. – Liam poszedł szukać Zayna. Zabawne, że gdy Zayn nie pełni obowiązków przywódcy, to automatycznie przejmuje tę funkcję Liam. Nigdy się specjalnie nad tym nie zastanawiałem.
- Ubierz się ciepło. – poleciła mi jeszcze mama. Wywróciłem oczami, ale uśmiechnąłem się. Objąłem ja na pożegnanie, skinąłem głową wujkom i pobiegłem do swojego tymczasowego pokoju. Chwyciłem kurtkę, cieplejsze buty i wybiegłem z budynku.

*****

- Ma ktoś jakiś nożyk? Ostry kamień? Cokolwiek? – spytałem rozglądając się wkoło. Musiałem czymś przeciąć skórę. Głupie prawo krwi oskarżonego. Ostatnie na co miałem teraz ochotę to samookaleczenie się.
- Mam „cokolwiek”. – Angelica uśmiechnęła się szeroko ukazując kły. 
- Angel! – skarcił ją Liam, na co ta wybuchła śmiechem.
- Czekałam na was. – nagły ruch w wodzie obok skały, na której stałem omal nie przyprawił mnie o zawał.
- Matko, mogłabyś się tak nie skradać?! – chwyciła się za serce Perrie. Była tu cała nasza… dziesiątka. Bez Jade. Rodzinę poprosiłem o pozostanie w motelu, na wypadek, gdyby syreny miały jakiś szalony plan zabicia ich wszystkich przed rozprawą. Co? To byłoby do nich podobne. 
Usłyszałem zduszony chichot Liama na tę moją wewnętrzną rozmowę do siebie.
- Przepraszam. – Nadie zachichotała i oparła się o skałę rękoma. Machała leniwie ogonem w wodzie.
- Nie ma z tobą Jade, prawda? – spytałem już rozglądając się za nią jakąś chwilę.
- Nie. Musiała zostać. Przykro mi. – potwierdziła. Usłyszałem parsknięcie Leigh za sobą.
- Nic się nie stało, rozumiemy. – powiedział szybko Niall i zbliżył się do Nadie. Uśmiechnęła się do niego lekko. 
Błagam cię, Niall.
Nie.
Teraz.
- Chcemy się zapytać o szczegóły dotyczące Trybunału. – odezwał się Liam. Zayn ciągle był zdenerwowany i raczej się nie odzywał.
- Jutro, godzina szesnasta, według tych waszych zegarków. Bądźcie punktualnie.
- Ale gdzie mamy przyjść? – odezwała się Jesy.
- Tutaj. Jeśli nie chcecie sami płynąć, lepiej zaopatrzcie się w łódki. My was poprowadzimy do Trybunału. Ale przez jeden odcinek będziecie musieli już sami płynąć. – wyjaśniła.
- Um, pamiętacie, że my nie oddychamy pod wodą, prawda? Jak długi jest ten „odcinek”? – spytał Louis.
- Kto nie oddycha pod wodą, ten nie oddycha. – zaśmiała się Nadie patrząc na mnie. Ściągnąłem brwi nie wiedząc o co jej chodzi. – Dzięki Jade, Harry może oddychać pod wodą. Ale wy musicie się zaopatrzyć w magię. Zaklęcie. Nie wiem, sami coś wymyślcie. Macie czarownicę, wampira, na pewno wpadniecie na jakiś pomysł.
Angelica syknęła obnażając ponownie kły. Nadie cofnęła się natychmiastowo.
- Jej nawet nie przyprowadzajcie. – powiedziała wskazując na Angel.
- Co? Ale... – zaczął Liam.
- Nie ma mowy. – przerwała mu stanowczo Nadie. Pobladła lekko.
- Ona nie zrobi ci krzywdy, nie bój się… - Niall próbował załagodzić sytuację. Wychylił się lekko i wyciągnął rękę do Nadie.
- Nie. – pokręciła głową, znowu się lekko oddalając – To by mogło zaszkodzić Harry’emu. Syreny będą wściekłe, że przyprowadziłeś ich wroga numer jeden. Mogą od razu cię zabić, w obawie, że wampir zaatakuje Najpiękniejszą lub kogoś innego.
- Nie muszą wiedzieć, że Angelica jest wampirem. – spróbowała w inny sposób Perrie.
- Nie. Powiem im, jeśli ona przyjdzie. – zagroziła syrena. Ewidentnie było widać, że się boi. Przez ułamek sekundy było mi jej szkoda. W końcu tak jak Jade, widziała śmierć swoich rodziców, którą spowodował wampir.
- Naprawdę nic nie da się zrobić? – spytała Eleanor widząc smutną minę Liama. Lubił mieć przy sobie Angelicę. Po prostu. Wszyscy o tym doskonale wiedzieli. No... Może ja wiedziałem troszkę więcej.
- Ojej, co za problem? Zostanę tutaj. – wampirzyca wzruszyła ramionami. Widziałem jednak zawód w jej oczach. Lubiła poznawać nowe, mistyczne rzeczy. Trybunał był niewątpliwie jedną z tajemnic, którą bardzo chciała poznać.
- To wszystko? – spytała Nadie i już powoli się zanurzała.
- Pozdrów od nas Jade. I powiedz, że wszystko będzie dobrze. – poprosiłem. Nadie pokiwała głową i ukryła się pod wodą. 
- Do jutra. – powiedział jeszcze Niall oglądając jak syrena odpływa i znika na dobre.



C.d.n…

___________________________________________________

Hej! (ponownie)

Mam nadzieję, że wszyscy przeczytali poprzedni post (KLIK), tłumaczę się dlaczego mnie nie było itp. 

Cóż, jak rozdział? Do zniesienia? :D Jak na moje oko nie był zły ;) Zdradzam Wam małe co nieco, pomyślcie sobie nad niektórymi sprawami, może odgadniecie co w tej mojej głowie siedzi xD Powodzenia życzę :P Na razie tylko zaszczepiam małe odniesienia, które pomogą mi później rozwinąć wątek ;)

Dobrze, co tam u Was? Święta, święta i po świętach. To jest najgorsze, ehh... Na szczęście za tydzień mam ferie, więc jeszcze luzik :) A Wy kiedy macie wolne?
No i jak minął Sylwester? Mnie udało się wygrać z koleżanką w Twistera na X Boxie (tak to się pisze?) i muszę powiedzieć... Czuję się bosko z tą wygraną, haha ^^

Dobra, już nie przynudzam :)

Jeśli Wasi ulubieńcy nie pojawili się jeszcze w opowiadaniu, to spokojnie, może jeszcze przyjadą :) Postaram się uwzględnić wszystkich, ale niczego nie obiecuję. Już i tak strasznie ciężko ogarnąć tyle osób! Serio!

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem! To wiele dla mnie znaczy, dziękuję każdemu to tu ze mną jest :) Liczę na Was i tym razem ;)

Miłego weekendu!
Nicol <3