Gra w karty godzi
- Jade! UWAŻAJ!
Zamarłam. Nie byłam w stanie wziąć oddechu. Gorąco, które biło od ciała wampira przeszywało moje kończyny. Krwiopijca warknął z zamiarem rzucenia się na mnie, ale nagle rozbłysło światło i nic już nie widziałam, bo schowałam twarz w dłoniach i padłam na ziemię. Czułam zapach spalenizny. Usłyszałam, jak wampir syknął z bólu, a gdy wyjrzałam ostrożnie, zauważyłam, że go już nie było.
- Nic ci nie jest? - Harry podbiegł do mnie razem z Leigh-Anne. Pokręciłam przecząco głową. Byłam w niemałym szoku. Harry objął mnie, ale ja nie byłam w stanie się ruszyć. Już trzeci raz w ciągu ostatnich dni, mało brakowało, a straciłabym życie. Zaczęłam się trząść.
- Dlaczego uciekł? - zapytałam łamiącym głosem, przymknąwszy powieki.
- Gdy go zobaczyłam za tobą... nie myślałam. Chciałam cisnąć w niego piorunem, ale nie wiem co to było. Najważniejsze, że go odstraszyło - odetchnęła z ulgą Leigh. - Chodźmy stąd.
- Czekajcie, El prosiła o... - wydukałam, nie ruszając się z miejsca. Czułam się jak z kamienia, nie zdążyłam nawet się rozejrzeć za liśćmi babki, bo poczułam, że ktoś się schyla i zbiera je spod moich stóp. Upuściłam je wcześniej, zamarłszy z przerażenia. Ktoś inny za to podstawił mi ramię, bym się go chwyciła i zaprowadził mnie z powrotem do domu. Tam udałam się szybko do swojego pokoju i dopiero wtedy emocje wzięły górę. Parę łez poleciało, ale starałam się być cicho. Podkurczyłam nogi pod brodę i schowałam twarz w dłoniach. Ciągle drżałam.
- Tu się schowałaś - poczułam, jak materac łóżka ugina się pod dodatkowym ciężarem.
- Musiałam przez chwilę pobyć sama - stwierdziłam. Jesy troskliwie pogładziła mnie po włosach.
- Spójrz na to z tej strony: wyczerpałaś limit niebezpiecznych sytuacji na kolejne dwadzieścia lat - starała się mnie rozbawić. - Wszystko będzie dobrze, maleńka.
Przytuliła mnie i posiedziała ze mną przez chwilę. Potem jednak prawie siłą zwlokła mnie z łóżka i kazała dołączyć do reszty na dole. Eleanor przygotowała Niallowi okłady z liści babki, dzięki czemu blondyn czuł się znacznie lepiej. Usadowiłam się na kanapie i przyglądałam się jak Jesy, Niall, Louis, Liam, Eleanor oraz Leigh-Anne grali w karty. Gra była nie fair, bo Liam czytał każdemu w myślach i cały czas wygrywał. To było bardzo zabawne.
- Jade, może się przyłączysz? - zapytała troskliwie Jesy. Pokręciłam przecząco głową i uniosłam do ust kubek z gorącą herbatą.
- Dobra, pokaż mi się - powiedziała Perrie, wstając z drugiego końca kanapy i siadając naprzeciwko mnie. Uniosła lekko mój podbródek, uważnie patrząc mi w oczy. Uśmiechnęła się.
- Chyba jest już dobrze. To co? Sprawdzamy?
Znowu pokręciłam głową, tym razem bardziej energicznie.
- Oj, spokojnie. Tylko na mnie - uspokoiła mnie Pezz. Nadal się nie zgadzałam. Nie chciałam zrobić jej krzywdy. Jej i każdemu innemu.
- Jade, twoje oczy wróciły już do normalnego koloru. Nic się nie stanie - dodał Harry, ale ja pozostawałam przy swoim. Wolałabym poczekać jeszcze jedną noc na wszelki wypadek.
- Wiem, co zrobić, aby się odezwała - powiedział tajemniczo Amor i przysunął się bliżej mnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Odłożyłam przezornie kubek obok. O co mu chodziło? Zacznie mnie torturować?
Otóż tak. Harry zaczął mnie łaskotać! Dusiłam w sobie śmiech i wiłam się, błagając niemo o litość, ale to nic nie dawało. Nienawidziłam, gdy ktoś mnie łaskotał, bo moja skóra była bardzo wrażliwa na dotyk, miałam tak od dziecka. Teraz nie tyle, co bałam się wcześniej o Perrie, ale teraz Harry był tak blisko mnie, że gdybym coś powiedziała, mogłoby go powalić na kolana i wywołać porządną migrenę. Nie chciałam ponosić za to odpowiedzialności.
Ale wtedy palce Harry'ego przeniosły się odrobinę wyżej do mojego najwrażliwszego miejsca- żeber.
- PODDAJĘ SIĘ, PODDAJĘ! BŁAGAM, PRZESTAŃ! - wypaliłam na wydechu, mając nadzieję, że chłopak weźmie swoje ręce. Znalazł mój najsłabszy punkt, za co miałam ochotę wymierzyć mu porządnego kopniaka. Dlaczego musiałam mieć łaskotki? Tyle osób ich nie miało, dlaczego nie mogłam być jedną z nich?
Nikt w pokoju nie ważył się odezwać, ani nawet oddychać. Tylko ja sapałam z wycieńczenia. Zrobiłam im coś, czy nie? Dlaczego nikt się nie odzywał?
Nagle wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nawet Zayn, który cały czas miał kamienną minę.
- Co jest? - zapytałam zdezorientowana.
- No właśnie nic - wykrztusił Harry ze śmiechem. - Jade, możesz już normalnie mówić.
I z tego się tak śmiali?
- Ty świnio! Mnie się nie łaskocze! To zakazane w tym domu, jasne?! - krzyknęłam i uderzyłam pięścią w jego ramię, ale na nim nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Gdy po pięciu minutach śmiechy nadal nie ustawały, dałam za wygraną i sama zaczęłam się śmiać. Taka tam głupawka. Zdarzało się, szczególnie w grupie.
Wieczór minął nam na graniu w karty, Monopoly oraz po prostu na zwykłych rozmowach. Nawet Zayn i Perrie się przełamali i do nas dołączyli. Oczywiście, jedno dążyło do tego, aby wygrać w grach z drugim, ale i tak było zabawnie. W końcu wszyscy zaczęli powoli przysypiać. Eleanor zasnęła w miejscu, w którym siedziała, Leigh oparła się o ramię Nialla i też zaczęła już odpływać, Liam co chwilę mrugał, próbując odpędzić sen, niestety nieudolnie, a Louis chyba nawet już zaczął chrapać leżąc obok El. Mi powieki też się kleiły.
- Chodźcie, zaniesiemy je do pokoju - ziewnęła Perrie i wstała ociężale. Poszłam w jej ślady, ale moje nogi chyba już dawno spały, bo zakołysałam się na nich niebezpiecznie.
- Hej, hej. Pobudka - podtrzymał mnie Harry, uśmiechając się lekko.
- Um, dzięki - przetarłam oczy, próbując stanąć w miarę stabilnie.
- Jade, idź spać. Ja sobie z nimi poradzę - powiedziała Pezz, po czym znowu ziewnęła.
- Obie idźcie spać. Zaniesiemy dziewczyny do pokoi - obiecał Zayn. Perrie naprężyła się.
- Pezz, chodź już - złapałam ją za rękę i potrząsnęłam jak dziecko.
- Jak tylko im coś... - zaczęła.
- Pezz - szarpnęłam nieco mocniej. Blondynka rzuciła jeszcze jedno spojrzenie Malikowi i wraz ze mną udała się na górę do pokoi. Od razu rzuciłam się na łóżko. Byłam wykończona i niemal natychmiast zasnęłam.
***
Z samego rana obudziły mnie krzyki dochodzące, z jak podejrzewałam, kuchni.
- Mamy go, mamy! Udało się!
Kogo? O co chodziło? Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na zegarek. Była 7.57. Co się mogło dziać tak wcześnie? Zerwałam się i pobiegłam po schodach do kuchni, aby sprawdzić te wrzaski. Nikogo nie zastałam w kuchni, więc skierowałam się do tylnych drzwi. Już miałam podejść bliżej, ale zamarłam w bez ruchu na widok tego, co zobaczyłam.
__________________________________________
Hej heeej!
Wiem, mówiłam, że rozdział będzie w piątek, ale jak się okazało, gdy mam wenę piszę dosyć dużo i dostaniecie ode mnie rozdział i dzisiaj i jutro! <3
Nicol <3
Jak zawszę rewelacja ;3
OdpowiedzUsuńHa przeczytałam widzisz widzisz jednak cie nie olewam :P i nie wasz mnie sie więcej tak mówić bo znam twoje słabe punkty Natuś :*
OdpowiedzUsuńpisaj dalej bo wychodzi ci to naprawdę super.
~ Marie
(Zabiję cię za "Natuś" -,-") Bardzo ci dziękuję Marie <3
Usuńsuperaśne a powiedz jeszcze raz, że to niewypał to z Marianem się załaskoczemy na śmierć;*
OdpowiedzUsuńNo przykro mi ale dosyć często mi sie zdarzają niewypały więc...
UsuńJak to dosc czesto? Ja nic takiego nie widze.
UsuńHaha, naprawdę? A to tutaj, wyżej? :)
UsuńGenialne, Ciekawe kto to że aż taka przerażona była. Czyżby napastnik?
OdpowiedzUsuńNo nic lece dalej ;*
Buziaki ;*
A.