Legendy i historie
Patrzyłam właśnie na chłopaka, który rozbudził we mnie mnóstwo emocji i to w jednej chwili. Jego jasnoczerwone tęczówki wpatrywały się we mnie z niepokojem, ale też zafascynowaniem. Moje myśli zaczęły szaleć i krążyły tylko i wyłącznie wokół jego osoby. Czułam, że tonęłam w jego oczach, które przyciągały mnie niemożliwą do opisania i zrozumienia siłą. Mój rozum krzyczał, że to niebezpieczne, że to pułapka. Serce zaś ciągnęło mnie prosto w jego ramiona, a w głowie niemal słyszałam szepty: "chodź, podejdź, mogę sprawić, że poczujesz się znacznie lepiej..."
Z przerażeniem zamknęłam oczy. Pułapka. Amory tak właśnie działały- wysyłały fałszywe uczucia, aby się myślało, że są dobre i godne zaufania. Ale wiedziałam, że to tylko iluzja, ich urok to zwykły czar.
- Masz piękne oczy. - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Harry'ego.
- Tobie też nie można niczego zarzucić. - Uśmiechnęłam się lekko. Przywołałam w myślach jego obraz z czerwonymi oczami. Zakręciło mi się w głowie na myśl o tym dziwnym uczuciu, które we mnie rozbudził.
- Wszystko w porządku? Jak się czujesz? - zapytał z troską.
- Chyba dobrze, czemu pytasz? - zdziwiłam się.
- Nie każdy może się oprzeć Amorowi po przemianie. Muszę przyznać, że jesteś wyjątkowo silna - zaśmiał się cicho. Domyśliłam się, że rzeczywiście był zaskoczony.
- Przecież nic nie powiedziałeś. To chyba w głosie Amora jest największa siła? - spytałam, testując swoją skąpą wiedzę na temat tych niesamowitych istot.
- Tak, to prawda. Nie chciałem zrobić ci z mózgu papki - wyjaśnił, a ja się zaśmiałam głośno.
- Jesteś inny, niż mi się wydawało. Zawsze myślałam, że Amory to osoby bez emocji i uczuć, żeby mogły kontrolować cudze - palnęłam nieumyślnie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, jak to zabrzmiało. - A bynajmniej tak właśnie słyszałam.
- Cóż, ja mam uczucia - mruknął cicho. Chyba go uraziłam. Nie chciałam sprawić mu przykrości, powinnam była siedzieć cicho. Poczułam, że musiałam szybko coś zrobić. Na oślep starałam się odnaleźć jego dłoń i zaskakująco szybko oraz bezproblemowo mi się to udało. Delikatnie splotłam jego palce ze swoimi i ostrożnie zaczęłam gładzić kciukiem jego dłoń.
- Co robisz? - zapytał rozbawiony.
- Nie wiem - wyznałam, kręcąc głową z zażenowaniem. - Chyba staram się dodać ci otuchy.
Zamarł i miałam wrażenie, że przestał oddychać. Przez chwilę staliśmy w ciszy ze splecionymi dłońmi.
- Możesz mi opowiedzieć trochę o Amorach? - poprosiłam.
- A co chciałabyś wiedzieć? - zapytał niepewnie.
- Wszystko. Okazuje się, że moja wiedza o nich zupełnie mijała się z prawdą - odpowiedziałam śmiało.
Otworzyłam na chwilę oczy, podeszłam do łóżka i usiadłam na nim po turecku. Popatrzyłam się na Harry'ego wyczekująco, lecz sympatycznie. Po chwili usiadł, w ten sam sposób co ja, ale na dywanie. Zieleń jego oczu była takim kontrastem do tych czerwonych sprzed paru minut...
Opowiadał najpierw te proste, dobrze znane opowieści, ale mówił też parę legend, w których zaznaczał co było prawdą, a co nie. Było to bardzo ciekawe. Wpatrywałam się w niego, ale nic nie mówiłam. Tylko co jakiś czas potakiwałam lub uśmiechałam się na zabawniejszą historię lub dygresję. Gdy już się bardziej ośmielił opowiedział mi właśnie to, co chyba tak podświadomie chciałam usłyszeć.
- Pamiętasz, jak mówiłem, że wszystkie Amory pochodzą z tego samego rodu? Nie ma takiego Amora, w którym nie byłoby podobieństwa krwi, ponieważ każdy z nas ma praktycznie taką samą. To dziedziczne. Wracając, mój przodek, a właściwie prapraprapradziadek umawiał się kiedyś z czarownicą. Wtedy Amory miały jeszcze jedną, jedyną osobę na świecie, która była ich drugą połówką. Miłością życia. Nazywaliśmy takie osoby Przeznaczonymi. Każdy Amor szukał swojego Przeznaczonego, bądź swojej Przeznaczonej po całym świecie. Tylko wtedy, gdy już był ze swoją ukochaną lub ukochanym, mógł być naprawdę szczęśliwy i pełny. Kiedy mój przodek stwierdził, że ta czarownica to nie jest jednak jego Przeznaczona, której szukał, zostawił ją. Ale ona wpadła w gniew. Poprzysięgła sobie, że go odnajdzie i się zemści. No i co tu dużo gadać, udało się jej. Rzuciła czar na całą jego rodzinę, a że wszystkie Amory na świecie są rodziną z krwi i kości to czar trwa i cały czas zostaje przekazywany kolejnemu pokoleniu. Na czym polega? Na tym, że Amory nie mogą już znaleźć swojej drugiej połówki. Ona gdzieś tam jest, ale po prostu nie dochodzi do spotkania. Czarownica skazała nas na brak miłości w życiu. Owszem, możemy mieć kogo tylko chcemy, jesteśmy Amorami, ale to nic nie daje. To tylko urok. Każdy chce tej jednej, jednego, kto jest mu przeznaczony, bo tylko on jest w stanie pokochać Amora szczerze i prawdziwie - opowiadał Harry.
Zrobiło mi się ich szkoda. Żyli po to, by dawać miłość innym, ale sami nigdy już nie mogli jej doświadczyć? Zamknęłam oczy, by móc coś wtrącić.
- A jak długo trwa to zaklęcie? Przecież żadne nie jest wieczne - zapytałam i zaraz potem otworzyłam oczy, by móc widzieć jego reakcję.
- Nie wiem. Nikt tego nie wie. Obawiam się, że ten czar jest już chyba na zawsze - spuścił głowę. Ponownie zamknęłam oczy.
- To nie możliwe. Każde zaklęcie się kiedyś kończy. - Ponownie otworzyłam oczy. Harry wydał mi się taki... samotny. Mimo że miał najlepszych przyjaciół oraz na pewno tłumy dziewczyn, to nie mógł być do końca szczęśliwy. Wstałam i usiadłam obok niego. Oplotłam dłońmi jego ramię i położyłam na nim głowę. Uśmiechnął się.
- Nie musisz tego robić. Radzę sobie. Serio. Nie potrzebuję litości.
Potrząsnęłam lekko głową i przymknęłam powieki.
- Każdy zasługuje na odrobinę bliskości. Szkoda tylko, że nie możesz jej dostać od tej jedynej - odpowiedziałam. Serce mi ścisnął żal. A co jeśli ja też mam gdzieś swoją połówkę i nigdy jej nie spotkam? Co jeśli nasze drogi jakimś cudem się miną?
- A więc twoja mama jest syreną? - powiedział i coś czułam, że zrobił to tylko po to, by zmienić temat. - Jak to jest mieć mit jako rodzica? - Szturchnął mnie w bok.
- Cóż, moja mama była... Była niezwykła. - Uśmiechnęłam się na jej wspomnienie. Harry drgnął, kiedy usłyszał czas przeszły, ale byłam mu wdzięczna, że nie wypytywał mnie o to. - Była najpiękniejsza, gdziekolwiek się pojawiała. Mieszkaliśmy w domku na plaży. Zostawałam z tatą, bo mama musiała częściej przebywać w morzu. Nie wiem za dużo o syrenach, nie mówiła o nich wiele, a jeżeli już, to niechętnie.
Resztę wieczoru spędziliśmy na lżejszych tematach. To znaczy, to on raczej mówił, a ja się mu przyglądałam z jego kolan, na których się położyłam i uważnie słuchałam. Co jakiś czas brał do ręki jeden kosmyk moich włosów i się nim bawił lub łaskotał mnie nim w nos. Poczułam się z nim naprawdę bezpiecznie i w jakiś sposób beztrosko. Niemal tak samo, jak z moimi przyjaciółkami. Ani się obejrzeliśmy, a już cała noc minęła na rozmowie.
Z przerażeniem zamknęłam oczy. Pułapka. Amory tak właśnie działały- wysyłały fałszywe uczucia, aby się myślało, że są dobre i godne zaufania. Ale wiedziałam, że to tylko iluzja, ich urok to zwykły czar.
- Masz piękne oczy. - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Harry'ego.
- Tobie też nie można niczego zarzucić. - Uśmiechnęłam się lekko. Przywołałam w myślach jego obraz z czerwonymi oczami. Zakręciło mi się w głowie na myśl o tym dziwnym uczuciu, które we mnie rozbudził.
- Wszystko w porządku? Jak się czujesz? - zapytał z troską.
- Chyba dobrze, czemu pytasz? - zdziwiłam się.
- Nie każdy może się oprzeć Amorowi po przemianie. Muszę przyznać, że jesteś wyjątkowo silna - zaśmiał się cicho. Domyśliłam się, że rzeczywiście był zaskoczony.
- Przecież nic nie powiedziałeś. To chyba w głosie Amora jest największa siła? - spytałam, testując swoją skąpą wiedzę na temat tych niesamowitych istot.
- Tak, to prawda. Nie chciałem zrobić ci z mózgu papki - wyjaśnił, a ja się zaśmiałam głośno.
- Jesteś inny, niż mi się wydawało. Zawsze myślałam, że Amory to osoby bez emocji i uczuć, żeby mogły kontrolować cudze - palnęłam nieumyślnie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, jak to zabrzmiało. - A bynajmniej tak właśnie słyszałam.
- Cóż, ja mam uczucia - mruknął cicho. Chyba go uraziłam. Nie chciałam sprawić mu przykrości, powinnam była siedzieć cicho. Poczułam, że musiałam szybko coś zrobić. Na oślep starałam się odnaleźć jego dłoń i zaskakująco szybko oraz bezproblemowo mi się to udało. Delikatnie splotłam jego palce ze swoimi i ostrożnie zaczęłam gładzić kciukiem jego dłoń.
- Co robisz? - zapytał rozbawiony.
- Nie wiem - wyznałam, kręcąc głową z zażenowaniem. - Chyba staram się dodać ci otuchy.
Zamarł i miałam wrażenie, że przestał oddychać. Przez chwilę staliśmy w ciszy ze splecionymi dłońmi.
- Możesz mi opowiedzieć trochę o Amorach? - poprosiłam.
- A co chciałabyś wiedzieć? - zapytał niepewnie.
- Wszystko. Okazuje się, że moja wiedza o nich zupełnie mijała się z prawdą - odpowiedziałam śmiało.
Otworzyłam na chwilę oczy, podeszłam do łóżka i usiadłam na nim po turecku. Popatrzyłam się na Harry'ego wyczekująco, lecz sympatycznie. Po chwili usiadł, w ten sam sposób co ja, ale na dywanie. Zieleń jego oczu była takim kontrastem do tych czerwonych sprzed paru minut...
Opowiadał najpierw te proste, dobrze znane opowieści, ale mówił też parę legend, w których zaznaczał co było prawdą, a co nie. Było to bardzo ciekawe. Wpatrywałam się w niego, ale nic nie mówiłam. Tylko co jakiś czas potakiwałam lub uśmiechałam się na zabawniejszą historię lub dygresję. Gdy już się bardziej ośmielił opowiedział mi właśnie to, co chyba tak podświadomie chciałam usłyszeć.
- Pamiętasz, jak mówiłem, że wszystkie Amory pochodzą z tego samego rodu? Nie ma takiego Amora, w którym nie byłoby podobieństwa krwi, ponieważ każdy z nas ma praktycznie taką samą. To dziedziczne. Wracając, mój przodek, a właściwie prapraprapradziadek umawiał się kiedyś z czarownicą. Wtedy Amory miały jeszcze jedną, jedyną osobę na świecie, która była ich drugą połówką. Miłością życia. Nazywaliśmy takie osoby Przeznaczonymi. Każdy Amor szukał swojego Przeznaczonego, bądź swojej Przeznaczonej po całym świecie. Tylko wtedy, gdy już był ze swoją ukochaną lub ukochanym, mógł być naprawdę szczęśliwy i pełny. Kiedy mój przodek stwierdził, że ta czarownica to nie jest jednak jego Przeznaczona, której szukał, zostawił ją. Ale ona wpadła w gniew. Poprzysięgła sobie, że go odnajdzie i się zemści. No i co tu dużo gadać, udało się jej. Rzuciła czar na całą jego rodzinę, a że wszystkie Amory na świecie są rodziną z krwi i kości to czar trwa i cały czas zostaje przekazywany kolejnemu pokoleniu. Na czym polega? Na tym, że Amory nie mogą już znaleźć swojej drugiej połówki. Ona gdzieś tam jest, ale po prostu nie dochodzi do spotkania. Czarownica skazała nas na brak miłości w życiu. Owszem, możemy mieć kogo tylko chcemy, jesteśmy Amorami, ale to nic nie daje. To tylko urok. Każdy chce tej jednej, jednego, kto jest mu przeznaczony, bo tylko on jest w stanie pokochać Amora szczerze i prawdziwie - opowiadał Harry.
Zrobiło mi się ich szkoda. Żyli po to, by dawać miłość innym, ale sami nigdy już nie mogli jej doświadczyć? Zamknęłam oczy, by móc coś wtrącić.
- A jak długo trwa to zaklęcie? Przecież żadne nie jest wieczne - zapytałam i zaraz potem otworzyłam oczy, by móc widzieć jego reakcję.
- Nie wiem. Nikt tego nie wie. Obawiam się, że ten czar jest już chyba na zawsze - spuścił głowę. Ponownie zamknęłam oczy.
- To nie możliwe. Każde zaklęcie się kiedyś kończy. - Ponownie otworzyłam oczy. Harry wydał mi się taki... samotny. Mimo że miał najlepszych przyjaciół oraz na pewno tłumy dziewczyn, to nie mógł być do końca szczęśliwy. Wstałam i usiadłam obok niego. Oplotłam dłońmi jego ramię i położyłam na nim głowę. Uśmiechnął się.
- Nie musisz tego robić. Radzę sobie. Serio. Nie potrzebuję litości.
Potrząsnęłam lekko głową i przymknęłam powieki.
- Każdy zasługuje na odrobinę bliskości. Szkoda tylko, że nie możesz jej dostać od tej jedynej - odpowiedziałam. Serce mi ścisnął żal. A co jeśli ja też mam gdzieś swoją połówkę i nigdy jej nie spotkam? Co jeśli nasze drogi jakimś cudem się miną?
- A więc twoja mama jest syreną? - powiedział i coś czułam, że zrobił to tylko po to, by zmienić temat. - Jak to jest mieć mit jako rodzica? - Szturchnął mnie w bok.
- Cóż, moja mama była... Była niezwykła. - Uśmiechnęłam się na jej wspomnienie. Harry drgnął, kiedy usłyszał czas przeszły, ale byłam mu wdzięczna, że nie wypytywał mnie o to. - Była najpiękniejsza, gdziekolwiek się pojawiała. Mieszkaliśmy w domku na plaży. Zostawałam z tatą, bo mama musiała częściej przebywać w morzu. Nie wiem za dużo o syrenach, nie mówiła o nich wiele, a jeżeli już, to niechętnie.
Resztę wieczoru spędziliśmy na lżejszych tematach. To znaczy, to on raczej mówił, a ja się mu przyglądałam z jego kolan, na których się położyłam i uważnie słuchałam. Co jakiś czas brał do ręki jeden kosmyk moich włosów i się nim bawił lub łaskotał mnie nim w nos. Poczułam się z nim naprawdę bezpiecznie i w jakiś sposób beztrosko. Niemal tak samo, jak z moimi przyjaciółkami. Ani się obejrzeliśmy, a już cała noc minęła na rozmowie.
_________________________________________
Cześć :)
Kto czekał na 9 rozdzialik? Jestem teraz na obozie i nie za bardzo jestem w stanie dodawać rozdziały, ale robię, co mogę;)
Nicol <3