Przeprowadzka
- I jak tam? - zapytała Eleanor, wyglądając zza drzwi do mojego pokoju.
- To już ostatnie pudło - odetchnęłam z ulgą. Postawiłam zdjęcia wyciągnięte z kartonu na komodzie obok toaletki z lustrem. Różnego rodzaju błyskotki, figurki i buteleczki z perfumami porozrzucałam po całym blacie w artystycznym nie ładzie. Większą uwagę skupiłam na pozytywce i delikatnie położyłam ją na samym środku. Wszystkie kosmetyki zostały uporządkowane i włożone do koszyczka, które stało na nowej toaletce. W kuferku znajdywała się cała biżuteria, którą posiadałam, a tak uwielbiałam. Miałam słabość do błyskotek.
- Nareszcie. W końcu skończone. - Uśmiechnęłam się i spojrzałam z dumą na swój nowy pokój. Ściany były koloru szarego, a gdzie nie gdzie znajdywały się narysowane przeze mnie różowe i białe zawijasy oraz małe kwiatki. Zasłony na oknach były koloru malinowego, takiego samego koloru była pościel na łóżku. Naprzeciwko okna znajdywała się biała szafa, komoda, toaletka i drzwi do łazienki. Na środku pokoju leżał dywanik, który chciałam mieć u siebie tylko ze względu na to, że był tak bardzo puszysty i przyjemny w dotyku.
- Tu jest pięknie! Aż nie mogę uwierzyć, że sama to wszystko zrobiłaś. - Objęła mnie ramieniem szatynka.
- W każdym nowym domu, mówisz dokładnie to samo - zaśmiałam się. Tym razem nie dzieliłam pokoju z żadną z przyjaciółek i nie widziałam w tym żadnego problemu. Tak naprawdę cieszyłam się, że w końcu przyszła moja pora na odrobinkę samotności.
- Bo cały czas mnie zaskakujesz, Jade. - Popatrzyła na mnie swoimi błyszczącymi oczyma. Zawsze zazdrościłam jej rzęs, które były ciemne i długie. Nie potrzebowała ani tuszu, ani eyelinera. Jej cera także była nienaganna. Była to jedna z zalet jej wyjątkowych zdolności.
- Świetne kolory. Podoba mi się. - W pokoju pojawiła się Perrie. - To co? Idziemy na miasto? Musimy się rozejrzeć po okolicy.
- Ty tylko o jednym. Ciągle tylko patrol, ostrożność i czujność. - Wywróciłam oczami. Okolica wydawała się być naprawdę spokojna. Wprowadziłyśmy się na jedno ze starszych, aczkolwiek mało zaludnionych osiedli. Ludzie woleli bardziej nowoczesne mieszkania niż te urocze, małe domki blisko przedmieścia.
- Dbam o bezpieczeństwo. Musimy się rozejrzeć, poznać okolicę, sąsiadów i sprawdzić czy są tu tacy jak my - powiedziała stanowczo. - A potem mogłybyśmy skoczyć na zakupy, ale skoro nie chcesz...
- Już dobra, dobra! Idziemy, tylko muszę się przebrać - zawołałam i pognałam do łazienki. Przebrałam się z ciuchów roboczych, na takie nieco bardziej wyjściowe. Wierzyłam, że dobre wrażenie na sąsiadach, by nie zaszkodziło. Chwyciłam torebkę i zeszłam na dół po schodach. Leigh-Anne i Jesy były już na dole i czekały na nas w salonie. Mieszkałyśmy w ostatnim domu z szeregu połączonych ze sobą piętrowych szeregowców. Tuż przy moim oknie znajdowały się schody pożarowe, których dawny właściciel się nie pozbył, gdy była taka możliwość. Dzięki tym starym, zardzewiałym i raczej nienadającymi się już do użytku schodami, zapłaciłyśmy dwukrotnie mniej. Nikt nie chciał obok siebie tego złomu, ale nam nie przeszkadzał. Mało tego, bardzo mi się spodobały już na samym początku. Odróżniały nasz dom od serii takich samych budynków bez duszy.
- No już, chodźmy - popędziła nas Jesy. - Muszę kupić sobie nowe jeansy. Stare ubrudziłam farbą i już sie do niczego nie nadają.
Wyszłyśmy na zewnątrz, poruszając się wzdłuż chodnika oraz niespecjalnie patrząc, gdzie się kierowałyśmy.
Nasłuchiwałyśmy.
Perrie była najbardziej z nas wszystkich skoncentrowana. Ona i ten jej instynkt przywódczy. Czasem było to denerwujące, ale w pełni zrozumiałe. Po prostu o nas dbała i byłyśmy- ja oraz dziewczyny - jej za to wdzięczne.
- Słyszycie coś? - zapytała ostrożnie Leigh.
- Nie - wymamrotała w skupieniu Eleanor. Wędrowałyśmy jeszcze przez około 15 minut w ciszy, ale potem się rozluźniłyśmy. Zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. To było zaskakujące, że po pięciu latach, przez które nie odstępowałyśmy siebie ani na krok, nadal miałyśmy o czym gadać. Tym razem głównym tematem była przeprowadzka. Każda z nas ją inaczej przeżywała. Nasz nowy dom miał tylko trzy pokoje, a ponieważ naszą tradycją już się stało wymienianie się pomieszczeniem dla jednej osoby, reszta losowała z kim przyjdzie jej mieszkać tym razem. Czasami od razu się dobierałyśmy w pary, a czasami dla urozmaicenia lubiłyśmy niespodzianki. Prowadziłyśmy zażartą dyskusję na temat tej, która najlepiej urządziła pokój, że niemal zupełnie straciłam czujność.
- Auć - wyrwało mi się. Poczułam pieczenie w górnej części brzucha. Wyłapałam czyjeś słowa, które wywoływały ból podobny do zacinania się raz po raz kartką papieru:
- Let's go crazy, crazy, crazy
Till we see the sun.
I know we only met
But let's pretend it's love
And never never never stop for anyone.
Tonight let's get some
And live while we're young.
Każde zaśpiewane słowo, delikatnie, aczkolwiek odczuwalnie dawało o sobie znać. Zarejestrowałam, że śpiewali mężczyźni, a raczej młodzi mężczyźni. Było ich... czterech? Nie, pięciu. Ich atak nie był wymierzony w nas, więc nie bolało tak bardzo, jak zapewne by mogło.
Perrie niemal natychmiast rozciągnęła nad nami ledwo widzialny klosz- tarczę, a każda z nas go podparła i umocniła. Ludzie go nie widzieli, ale Śpiewacy- owszem. Dziewczyny zbudowały dodatkową osłonę po mojej stronie. Niestety, byłam słabym ogniwem w naszej piątce, ale za to miałam najlepszy atak. Moja obrona w porównaniu do moich przyjaciółek wynosiła niemalże smutne zero.
Napięłam wszystkie mięśnie w oczekiwaniu na to okropne piekące uczucie, które przychodziło za każdym razem, gdy brałyśmy udział w pojedynku.
- Nie. To my zaatakujemy - powiedziała w zamyśleniu Perrie i spojrzała po chwili na mnie. - Dzięki Jade, mamy przewagę w ataku. Eleanor, ty nie śpiewasz- mogłoby to za dobrze wpłynąć na wroga. Poruszaj jednak ustami, żeby utrzymywać pozory.
- Czyli jak zawsze. Będę podbudowywać naszą tarczę, jak zajdzie taka potrzeba - przytaknęła spokojnie Eleanor.
- Jade, pamiętaj, że najlepszy atak masz w krótkich sylabach, takich jak: „oh", „ah" czy...
- Wiem, wiem. Spokojnie, damy radę, to nasz nie pierwszy raz. Osłaniajcie mnie - poprosiłam, chociaż wiedziałam, że nie zostawiłyby mnie samej.
- To już ostatnie pudło - odetchnęłam z ulgą. Postawiłam zdjęcia wyciągnięte z kartonu na komodzie obok toaletki z lustrem. Różnego rodzaju błyskotki, figurki i buteleczki z perfumami porozrzucałam po całym blacie w artystycznym nie ładzie. Większą uwagę skupiłam na pozytywce i delikatnie położyłam ją na samym środku. Wszystkie kosmetyki zostały uporządkowane i włożone do koszyczka, które stało na nowej toaletce. W kuferku znajdywała się cała biżuteria, którą posiadałam, a tak uwielbiałam. Miałam słabość do błyskotek.
- Nareszcie. W końcu skończone. - Uśmiechnęłam się i spojrzałam z dumą na swój nowy pokój. Ściany były koloru szarego, a gdzie nie gdzie znajdywały się narysowane przeze mnie różowe i białe zawijasy oraz małe kwiatki. Zasłony na oknach były koloru malinowego, takiego samego koloru była pościel na łóżku. Naprzeciwko okna znajdywała się biała szafa, komoda, toaletka i drzwi do łazienki. Na środku pokoju leżał dywanik, który chciałam mieć u siebie tylko ze względu na to, że był tak bardzo puszysty i przyjemny w dotyku.
- Tu jest pięknie! Aż nie mogę uwierzyć, że sama to wszystko zrobiłaś. - Objęła mnie ramieniem szatynka.
- W każdym nowym domu, mówisz dokładnie to samo - zaśmiałam się. Tym razem nie dzieliłam pokoju z żadną z przyjaciółek i nie widziałam w tym żadnego problemu. Tak naprawdę cieszyłam się, że w końcu przyszła moja pora na odrobinkę samotności.
- Bo cały czas mnie zaskakujesz, Jade. - Popatrzyła na mnie swoimi błyszczącymi oczyma. Zawsze zazdrościłam jej rzęs, które były ciemne i długie. Nie potrzebowała ani tuszu, ani eyelinera. Jej cera także była nienaganna. Była to jedna z zalet jej wyjątkowych zdolności.
- Świetne kolory. Podoba mi się. - W pokoju pojawiła się Perrie. - To co? Idziemy na miasto? Musimy się rozejrzeć po okolicy.
- Ty tylko o jednym. Ciągle tylko patrol, ostrożność i czujność. - Wywróciłam oczami. Okolica wydawała się być naprawdę spokojna. Wprowadziłyśmy się na jedno ze starszych, aczkolwiek mało zaludnionych osiedli. Ludzie woleli bardziej nowoczesne mieszkania niż te urocze, małe domki blisko przedmieścia.
- Dbam o bezpieczeństwo. Musimy się rozejrzeć, poznać okolicę, sąsiadów i sprawdzić czy są tu tacy jak my - powiedziała stanowczo. - A potem mogłybyśmy skoczyć na zakupy, ale skoro nie chcesz...
- Już dobra, dobra! Idziemy, tylko muszę się przebrać - zawołałam i pognałam do łazienki. Przebrałam się z ciuchów roboczych, na takie nieco bardziej wyjściowe. Wierzyłam, że dobre wrażenie na sąsiadach, by nie zaszkodziło. Chwyciłam torebkę i zeszłam na dół po schodach. Leigh-Anne i Jesy były już na dole i czekały na nas w salonie. Mieszkałyśmy w ostatnim domu z szeregu połączonych ze sobą piętrowych szeregowców. Tuż przy moim oknie znajdowały się schody pożarowe, których dawny właściciel się nie pozbył, gdy była taka możliwość. Dzięki tym starym, zardzewiałym i raczej nienadającymi się już do użytku schodami, zapłaciłyśmy dwukrotnie mniej. Nikt nie chciał obok siebie tego złomu, ale nam nie przeszkadzał. Mało tego, bardzo mi się spodobały już na samym początku. Odróżniały nasz dom od serii takich samych budynków bez duszy.
- No już, chodźmy - popędziła nas Jesy. - Muszę kupić sobie nowe jeansy. Stare ubrudziłam farbą i już sie do niczego nie nadają.
Wyszłyśmy na zewnątrz, poruszając się wzdłuż chodnika oraz niespecjalnie patrząc, gdzie się kierowałyśmy.
Nasłuchiwałyśmy.
Perrie była najbardziej z nas wszystkich skoncentrowana. Ona i ten jej instynkt przywódczy. Czasem było to denerwujące, ale w pełni zrozumiałe. Po prostu o nas dbała i byłyśmy- ja oraz dziewczyny - jej za to wdzięczne.
- Słyszycie coś? - zapytała ostrożnie Leigh.
- Nie - wymamrotała w skupieniu Eleanor. Wędrowałyśmy jeszcze przez około 15 minut w ciszy, ale potem się rozluźniłyśmy. Zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. To było zaskakujące, że po pięciu latach, przez które nie odstępowałyśmy siebie ani na krok, nadal miałyśmy o czym gadać. Tym razem głównym tematem była przeprowadzka. Każda z nas ją inaczej przeżywała. Nasz nowy dom miał tylko trzy pokoje, a ponieważ naszą tradycją już się stało wymienianie się pomieszczeniem dla jednej osoby, reszta losowała z kim przyjdzie jej mieszkać tym razem. Czasami od razu się dobierałyśmy w pary, a czasami dla urozmaicenia lubiłyśmy niespodzianki. Prowadziłyśmy zażartą dyskusję na temat tej, która najlepiej urządziła pokój, że niemal zupełnie straciłam czujność.
- Auć - wyrwało mi się. Poczułam pieczenie w górnej części brzucha. Wyłapałam czyjeś słowa, które wywoływały ból podobny do zacinania się raz po raz kartką papieru:
- Let's go crazy, crazy, crazy
Till we see the sun.
I know we only met
But let's pretend it's love
And never never never stop for anyone.
Tonight let's get some
And live while we're young.
Każde zaśpiewane słowo, delikatnie, aczkolwiek odczuwalnie dawało o sobie znać. Zarejestrowałam, że śpiewali mężczyźni, a raczej młodzi mężczyźni. Było ich... czterech? Nie, pięciu. Ich atak nie był wymierzony w nas, więc nie bolało tak bardzo, jak zapewne by mogło.
Perrie niemal natychmiast rozciągnęła nad nami ledwo widzialny klosz- tarczę, a każda z nas go podparła i umocniła. Ludzie go nie widzieli, ale Śpiewacy- owszem. Dziewczyny zbudowały dodatkową osłonę po mojej stronie. Niestety, byłam słabym ogniwem w naszej piątce, ale za to miałam najlepszy atak. Moja obrona w porównaniu do moich przyjaciółek wynosiła niemalże smutne zero.
Napięłam wszystkie mięśnie w oczekiwaniu na to okropne piekące uczucie, które przychodziło za każdym razem, gdy brałyśmy udział w pojedynku.
- Nie. To my zaatakujemy - powiedziała w zamyśleniu Perrie i spojrzała po chwili na mnie. - Dzięki Jade, mamy przewagę w ataku. Eleanor, ty nie śpiewasz- mogłoby to za dobrze wpłynąć na wroga. Poruszaj jednak ustami, żeby utrzymywać pozory.
- Czyli jak zawsze. Będę podbudowywać naszą tarczę, jak zajdzie taka potrzeba - przytaknęła spokojnie Eleanor.
- Jade, pamiętaj, że najlepszy atak masz w krótkich sylabach, takich jak: „oh", „ah" czy...
- Wiem, wiem. Spokojnie, damy radę, to nasz nie pierwszy raz. Osłaniajcie mnie - poprosiłam, chociaż wiedziałam, że nie zostawiłyby mnie samej.
__________________________________________
Heeeeeejka :) TRTUTUTUTUUUUUUUUUUU!!!! UWAGA UWAGA... Oto pierwszy rozdział "Rozśpiewanej Historii"! Mam nadzieję, że się Wam spodoba :) To opowiadanie jest w całości wymyślone przeze mnie, dzięki mojej bujnej wyobraźni. Życzę miłego czytania i baaaaaaardzo proszę o komentarze! Chciałabym wiedzieć co o tym sądzicie :3
Nicol <3
Super !!!!!!!!!!!!!!! dalej !!!!!!!! <3
OdpowiedzUsuńBoskie!!! Ja chce next!!! Twój blog jest super!!! Pisz, pisz!!! Czekam :*
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
OdpowiedzUsuńSuper !!!
OdpowiedzUsuńświetne<3 lecę dalej<3
OdpowiedzUsuńphoebe, http://dangerousfeelings-fanfiction.blogspot.com/
aww coraz ciekawsze. :D
OdpowiedzUsuńpo prostu cem czytać więcej i więcej
Ten rozdział dobrze się zapowiada i już nie mogę się doczekać aby pójść dalej więc lecę :)
Buziaki ;*
A.