- Wstawaj! - dobiegł mnie głos, a po chwili poczułam, jak na mojej twarzy ląduje jakiś przedmiot, a raczej materiał.
- Auć - wymamrotałam, ściągając z siebie poduszkę. - Bardzo śmieszne, Jess.
- A żebyś wiedziała, że śmieszne. - Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Powoli usiadłam po turecku. Czułam, jak w kręgosłupie mi coś przeskoczyło od niewygodnej pozycji, w której spałam.
- Która godzina? - zapytałam, ziewając.
- Ósma.
- Co? Czemu tak wcześnie mnie budzisz?!
- Oj, oj, oj. Złość piękności szkodzi - zaśmiała się Jesy. Poderwałam się i rzuciłam za nią w pogoni, krzycząc i śmiejąc się. Okazało się, że reszta moich przyjaciółek też miała już miłą pobudkę od Jesy. W końcu ją złapałam i uderzyłam poduszką, a następnie pochyliłam, by ją połaskotać. Gdy tylko dotknęłam ciała dziewczyny, przeszył mnie piekący dreszcz.
- Oszukujesz! - wrzasnęłam, cofając rękę i automatycznie rozmasowując mięśnie. Zdecydowanie zbyt często doświadczałam tego okropnego uczucia i była to wina mojej przyjaciółki.
- A kto powiedział, że nie można się bronić? - zapytała niewinnie.
- Prądem?! - naburmuszyłam się, ale do głowy przyszedł mi pomysł na słodką zemstę. - Chociaż niech ci będzie. Do, re, mi, fa, sol, la, si, do...
- NIE! Przestań! - krzyknęła, łapiąc się za głowę. Pokazałam jej język i uśmiechnęłam się triumfalnie. Udałam się do salonu, gdzie siedziały dziewczyny i coś je bardzo bawiło.
- Z czego się tak śmiejecie? - zapytałam.
- Z was - zaśmiała się głośno Leigh.
- Dobra, dziewczyny, nie będziemy siedzieć w domu. Idziemy na miasto? Może do centrum handlowego? Nie udało się nam wczoraj zrobić zakupów. - Uśmiechnęła się Pezz.
- Tak! - ucieszyła się Jesy.
- Hip hip hura! - zawołała wesoło Eleanor. Poszłam na górę do pokoju się ubrać. Szybki prysznic, trochę korektora, tuszu do rzęs, puder oraz jakaś pomadka i byłam gotowa.
- Jade, idziesz już? - zawołała z dołu Perrie. Jak to możliwe, że one zawsze były wcześniej gotowe ode mnie?
- Tak, tak! - odkrzyknęłam, chwyciłam torbę i zbiegłam po schodach na dół.
***
- Chcę zajść jeszcze do H&M. El, pójdziesz ze mną? - zapytałam.
- Jasne. Spotkamy się w Starbucksie za 20 minut - rzuciła przez ramię Uzdrowicielka i chwyciła mnie pod ramię.
- Do zobaczenia - zawołała za nami Leigh, po czym ruszyła za Perrie i Jesy. Razem z Eleanor przeglądałyśmy ubrania, ale nic szczególnego nie znalazłyśmy. Szukałam wygodnych spodni jeansowych, ale niestety nigdzie nie było tego, czego chciałam. Ciągle coś nie pasowało.
Nagle usłyszałam dźwięk sms dobiegający z mojej torebki, więc wyciągnęłam telefon, żeby sprawdzić wiadomość.
- To Perrie? Napisz jej, że zaraz będziemy - powiedziała El, przeglądając się w lustrze.
- Nie, to jakiś nieznany numer. Czytam: „Rozładował mi się telefon. Czekamy na was od strony ulicy głównej. Pospieszcie się, musimy jak najszybciej wracać."
- Pożyczyła od kogoś telefon? - zdziwiła się Eleanor. Mnie również ten fakt zastanawiał.
- Na to wygląda... Czemu nie czeka na nas w Starbucksie?
- Nie wiem, może zauważyła jakiegoś wampira, albo coś... Wiesz ile się ich czasem tutaj kręci. Chodźmy. - Pociągnęła mnie za rękę i wyszłyśmy ze sklepu. Odnalazłyśmy wyjście, które prowadziło do ulicy głównej. Ciągle rozważałam w głowie treść sms-a. Nie przypomniał mi stylu pisania Pezz. Po chwili już stałyśmy na zewnątrz, rozglądając się za przyjaciółkami.
- Coś jest nie tak. - El zmarszczyła czoło. Zdecydowanie coś nie grało. Gdyby Perrie rzeczywiście rozładował się telefon, użyłaby komórki Leigh-Anne lub Jesy, mimo że ta ostatnia notorycznie ją gubiła. Jednak nigdy nie skorzystałaby z telefonu kogoś nieznajomego, nie podpisawszy się.
- Co ty nie powiesz? - mruknęłam. Mój żołądek zacieśnił się w supeł. - To była pomyłka, wracamy.
Odwróciłam się i wpadłam na kogoś.
- Ups, przepraszam, nie zauważyłam... - Spojrzałam do góry i mało mi szczęka nie opadła. - ...pana - dokończyłam oniemiała.
- Dzień dobry. - Na twarzy mojego rozmówcy pojawił się złośliwy uśmieszek, który wcale mi się nie podobał.
- Cóż za piękny mamy dzionek, nieprawdaż? - Zaraz obok Eleanor pojawił się drugi chłopak w kapturze, szczerząc zęby w bezczelnym uśmiechu. Poczułam panikę dosłownie w każdej części mojego ciała, ale nie mogłam się ruszyć.
- Auć - wymamrotałam, ściągając z siebie poduszkę. - Bardzo śmieszne, Jess.
- A żebyś wiedziała, że śmieszne. - Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Powoli usiadłam po turecku. Czułam, jak w kręgosłupie mi coś przeskoczyło od niewygodnej pozycji, w której spałam.
- Która godzina? - zapytałam, ziewając.
- Ósma.
- Co? Czemu tak wcześnie mnie budzisz?!
- Oj, oj, oj. Złość piękności szkodzi - zaśmiała się Jesy. Poderwałam się i rzuciłam za nią w pogoni, krzycząc i śmiejąc się. Okazało się, że reszta moich przyjaciółek też miała już miłą pobudkę od Jesy. W końcu ją złapałam i uderzyłam poduszką, a następnie pochyliłam, by ją połaskotać. Gdy tylko dotknęłam ciała dziewczyny, przeszył mnie piekący dreszcz.
- Oszukujesz! - wrzasnęłam, cofając rękę i automatycznie rozmasowując mięśnie. Zdecydowanie zbyt często doświadczałam tego okropnego uczucia i była to wina mojej przyjaciółki.
- A kto powiedział, że nie można się bronić? - zapytała niewinnie.
- Prądem?! - naburmuszyłam się, ale do głowy przyszedł mi pomysł na słodką zemstę. - Chociaż niech ci będzie. Do, re, mi, fa, sol, la, si, do...
- NIE! Przestań! - krzyknęła, łapiąc się za głowę. Pokazałam jej język i uśmiechnęłam się triumfalnie. Udałam się do salonu, gdzie siedziały dziewczyny i coś je bardzo bawiło.
- Z czego się tak śmiejecie? - zapytałam.
- Z was - zaśmiała się głośno Leigh.
- Dobra, dziewczyny, nie będziemy siedzieć w domu. Idziemy na miasto? Może do centrum handlowego? Nie udało się nam wczoraj zrobić zakupów. - Uśmiechnęła się Pezz.
- Tak! - ucieszyła się Jesy.
- Hip hip hura! - zawołała wesoło Eleanor. Poszłam na górę do pokoju się ubrać. Szybki prysznic, trochę korektora, tuszu do rzęs, puder oraz jakaś pomadka i byłam gotowa.
- Jade, idziesz już? - zawołała z dołu Perrie. Jak to możliwe, że one zawsze były wcześniej gotowe ode mnie?
- Tak, tak! - odkrzyknęłam, chwyciłam torbę i zbiegłam po schodach na dół.
***
- Chcę zajść jeszcze do H&M. El, pójdziesz ze mną? - zapytałam.
- Jasne. Spotkamy się w Starbucksie za 20 minut - rzuciła przez ramię Uzdrowicielka i chwyciła mnie pod ramię.
- Do zobaczenia - zawołała za nami Leigh, po czym ruszyła za Perrie i Jesy. Razem z Eleanor przeglądałyśmy ubrania, ale nic szczególnego nie znalazłyśmy. Szukałam wygodnych spodni jeansowych, ale niestety nigdzie nie było tego, czego chciałam. Ciągle coś nie pasowało.
Nagle usłyszałam dźwięk sms dobiegający z mojej torebki, więc wyciągnęłam telefon, żeby sprawdzić wiadomość.
- To Perrie? Napisz jej, że zaraz będziemy - powiedziała El, przeglądając się w lustrze.
- Nie, to jakiś nieznany numer. Czytam: „Rozładował mi się telefon. Czekamy na was od strony ulicy głównej. Pospieszcie się, musimy jak najszybciej wracać."
- Pożyczyła od kogoś telefon? - zdziwiła się Eleanor. Mnie również ten fakt zastanawiał.
- Na to wygląda... Czemu nie czeka na nas w Starbucksie?
- Nie wiem, może zauważyła jakiegoś wampira, albo coś... Wiesz ile się ich czasem tutaj kręci. Chodźmy. - Pociągnęła mnie za rękę i wyszłyśmy ze sklepu. Odnalazłyśmy wyjście, które prowadziło do ulicy głównej. Ciągle rozważałam w głowie treść sms-a. Nie przypomniał mi stylu pisania Pezz. Po chwili już stałyśmy na zewnątrz, rozglądając się za przyjaciółkami.
- Coś jest nie tak. - El zmarszczyła czoło. Zdecydowanie coś nie grało. Gdyby Perrie rzeczywiście rozładował się telefon, użyłaby komórki Leigh-Anne lub Jesy, mimo że ta ostatnia notorycznie ją gubiła. Jednak nigdy nie skorzystałaby z telefonu kogoś nieznajomego, nie podpisawszy się.
- Co ty nie powiesz? - mruknęłam. Mój żołądek zacieśnił się w supeł. - To była pomyłka, wracamy.
Odwróciłam się i wpadłam na kogoś.
- Ups, przepraszam, nie zauważyłam... - Spojrzałam do góry i mało mi szczęka nie opadła. - ...pana - dokończyłam oniemiała.
- Dzień dobry. - Na twarzy mojego rozmówcy pojawił się złośliwy uśmieszek, który wcale mi się nie podobał.
- Cóż za piękny mamy dzionek, nieprawdaż? - Zaraz obok Eleanor pojawił się drugi chłopak w kapturze, szczerząc zęby w bezczelnym uśmiechu. Poczułam panikę dosłownie w każdej części mojego ciała, ale nie mogłam się ruszyć.
_____________________________________________
Hej, hej! W podziękowaniu za taką liczbę wyświetleń (JESTEŚCIE WSPANIALI! DZIĘKUJE!) łapcie kolejną część Rozśpiewanej Historii :) Nie najdłuższa, ale jutro, jeśli zdążę, dodam imagin z naszym Niallerkiem^^
Nicol <3
Boskie! Jeśli nie dasz mi jutro kolejnej to już nie żyjesz skarbie;*
OdpowiedzUsuńA więc wszyscy mogą się już ze mną pożegnać, gdyż iż od jutra nie żyję xd <3
Usuńsuper. Znowu zaskakujesz :)
OdpowiedzUsuńBardzo sie cieszę, że tak sądzisz :)
UsuńBOSKIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE !!!!!!!!!!!!! AAAAAAAAAAAAAAAAA !!!!!!!!!! Popieram Katie ! Jeśli jutro nie dodasz niech ona cię zabije !!!!!! (liczę na ciebie Katie :D dopilnuj jej :D )
OdpowiedzUsuńo i jeszcze 1......dziękuje że z Niallem będzie coś :>
Usuńmam nadzieję, że się na mnie nie zawiedziesz :D ale Nicol ma czasem szalone pomysłu i czasami może się okazać, że to ja nie żyję xd
UsuńHahaha jak się okazało, to ja nie przeżyłam xd Zaraz dam imagina z Niallem :) (Tak, musiałam chociaż w połowie postawić na swoim!)
UsuńKOCHAMTOKOCHAMTOKOCHAMTO <3
OdpowiedzUsuńCudowne. Wiedziałam, iż w coś chłopaki je wplączą :D
OdpowiedzUsuńLece nn ;)
Buziaki :*
A.