wtorek, 31 grudnia 2013

„Rozśpiewana historia” Część 53


To nie twoja wina


***Harry***
Rzuciłem szklanką, którą trzymałem w ręce, o ścianę. Miałem ochotę zebrać talerze i po kolei wszystkie rozbić w drobny mak.

- Harry! Uspokój się! – Niall złapał mnie za rękę, kiedy zamachnąłem się, aby roztrzaskać o ścianę solniczkę, którą zgarnąłem ze stołu. - Przecież Jade żyje i wszystko jest dobrze.

- Nic nie jest dobrze! Widziałem, jak umierała! Przeze mnie. Zmusiłem ją do tego głupiego rytuału! - krzyknąłem, po czym schowałem twarz w dłoniach i dodałem ciszej -  To wszystko moja wina. Prawie ją straciłem, przez własną naiwność.

- Do niczego jej nie zmuszałeś! I to nie była twoja, cholerna, wina! - Głos Nialla był głośny i stanowczy. Zaskoczył mnie. Zazwyczaj panował nad emocjami, ale tym razem był widocznie zdenerwowany. Wziął głęboki oddech. - Nikt z nas nie przewidział tego, co się wydarzyło. To nie twoja wina. My wszyscy powinnyśmy być bardziej czujni.

- Ale...

- Nie ma żadnego „ale", Harry. Nie ty zawiniłeś - przerwał mi i spojrzał prosto w oczy. Poczułem falę spokoju.

- Dzięki. Wiem, że chcesz pomóc, ale zagłuszanie mojego poczucia winy nic nie da.

- A właśnie, że da. Może uda ci się racjonalnie pomyśleć – westchnął. Przez chwilę chodził nerwowo po pokoju, ale ostatecznie usiadł na nieco obskurnym, motelowym krześle. - To co teraz?

- Nie wiem. To zależy od Jade. Pewnie nie będzie chciała mnie teraz już nigdy widzieć. - Zamknąłem oczy i usiadłem na podłodze pod ścianą, nie przejmując się szkłem porozrzucanym wszędzie wokół. 

Boże, co ja sobie myślałem? Avalon nam chciała pomóc, mhm, oczywiście. Brawa dla mnie. 
Tak łatwo dałem się jej omotać... Nie mogłem uwierzyć w to, że byłem taki głupi. Chyba za bardzo dałem się ponieść marzeniom o ponownym ujrzeniu Jade.

- Rozmawiałem z nią wczoraj przed tym wszystkim. Wiesz co? Może i ta klątwa skutecznie jej uprzykrza chociażby myślenie o tobie, ale ona się nie poddaje. Nie mogłem odczytać nic z jej aury, ale jestem pewien, że coś do ciebie czuje.

Wyprostowałem się i nieco rozluźniłem. Czułem bolesne pulsowanie w skroniach, ale było mi cieplej na sercu.

- Dzięki, Niall. Za wszystko.

- Jesteś moim przyjacielem. Skoczę za tobą choćby w ogień - zaśmiał się, a ja się lekko uśmiechnąłem. Co jak co, ale przyjaciół sobie dobrać potrafiłem. Najlepszych na świecie. - Harry, musisz wiedzieć, że nie ważne co się stanie, my jesteśmy z tobą. Zawsze możesz na nas liczyć - powiedział to wszystko z taką szczerością w głosie. Tylko Niall potrafił włożyć wszystkie swoje uczucia do wypowiadanych przez siebie słów. 

W końcu nad nimi panował, więc nie powinno mnie to dziwić, ale cóż. Za każdym razem zaskakiwał mnie swoim wsparciem.

- Skończyliście już tą waszą „męską gadkę"? Niedobrze mi się robi. - Wywróciła oczami Avalon.

- To teraz już wiesz, co czujemy, patrząc na ciebie - odezwała się Leigh-Anne, która właśnie weszła do pokoju. Avalon zmroziła ją tylko wzrokiem, a Leigh uśmiechnęła się pod nosem, widząc reakcję czarownicy. - Zayn dzwonił - poinformowała nas.

- Coś nowego? - zaciekawił się Niall.

- Mhm, nie uwierzycie. Ta wampirzyca się obudziła. Ma na imię Angelica i jest byłą Liama. No i mają mały problem - westchnęła ciężko.

- Że co? To była dziewczyna Liama? I jaki problem? - Niall zadawał pytanie za pytaniem, a ja próbowałem sobie to wszystko jakoś poukładać, ale nic nie trzymało się kupy. 

Z czym jeszcze będziemy musieli się zmierzyć? Jakbyśmy nie mieli wystarczających kłopotów.

- Chyba ja wiem - parsknęła śmiechem Avalon.

- Coś ty znowu zrobiła? - zapytałem z irytacją. 

Naprawdę? Nie dość bólu nam zadała? Miałem jej już powyżej uszu.

- Ależ nic takiego - uśmiechnęła się złośliwie. 

Czy ja już mówiłem, że jej nienawidzę? 
Szczerze. 
Dozgonnie.

***Eleanor***
- Um, hej? Co tam? - zapytałam, jak gdyby nigdy nic, ale jednak nieco przestraszonym głosem. 

Oczywiście, to ja wyciągnęłam najkrótszą słomkę i to ja musiałam udać się na pogawędkę z naszą nową „przyjaciółką". Czy tylko ja uważałam, że trzeba było wymyślić lepszy plan? Co jeśli Angelica zaatakuje każdego, kto tu do niej przyjdzie?

- Hm, nie wiem. Jestem głodna. A tam? - wyszczerzyła się złośliwie. 

Przełknęłam głośno ślinę i usiadłam na fotelu naprzeciwko Angeliki. Wdech i wydech, spokojnie. Nie można było pokazać, że się jej boi.

- Bywało lepiej.

- Oh, wierzę. Nie ma to jak przesiadywać w domu z kimś, kto może cię zabić w ułamku sekundy - zacmokała teatralnie z udawanym przejęciem. - Jak tam Li? Sądzę, że ma się już lepiej, odkąd mu zaśpiewałaś.

- Skąd wiesz... - nie rozumiałam. 

Ostatnio wszyscy wiedzieli o moim darze ot tak. Ugh.

- Słyszę nawet najcichszy szmer w tym domu. Nie trudno wyłapać wasze rozmowy, a co dopiero twój śpiew. No dobrze, to jak to jest być Medicusem?

- Medicusem - powtórzyłam tępo. 

Rzadko się zdarzało, aby ktoś znał łacińską nazwę Uzdrowicieli. Wiele osób nawet nie było świadomych naszego istnienia.

- Tak, jakie to uczucie? - zaśmiała się. 

Miała piękny głos. Niczym dzwonki.

- Dobrze jest być w stanie pomóc - stwierdziłam. 

Nie wiedziałam, jak inaczej odpowiedzieć na to pytanie. Angelica przekrzywiła głowę w lewo i przyjrzała mi się.

- Wiesz, że możesz oddać komuś swoje życie?

- Co proszę? - Po raz kolejny mnie zaskoczyła.

- Chyba nie wiesz - skwitowała krótko. - Twoi przyjaciele nadal boją się tu przyjść? Biedulka. Oczywiście, to ty musiałaś wybrać najkrótszy patyczek. Dzielna jesteś. Imponujesz mi. Ale z resztą, który Medicus taki nie był?

- Znałaś innych, takich jak ja? - zapytałam zafascynowana. 

Nigdy nie poznałam innych Uzdrowicieli, prócz rodziny ze strony mamy.

- Jasne. Dwóch czy trzech.

- Ale... chwileczkę, o co ci chodziło z tym oddaniem życia? - Miałam wrażenie, że moje myśli to chaos. Nie myślałam logicznie, Angelica wprowadziła mnie z równowagi. Najwidoczniej o to jej chodziło.

- Zawsze masz taką opcję. - Wzruszyła ramionami. - Jeden jedyny raz możesz komuś pomóc i wyleczyć go, nawet z bardzo ciężkiej choroby śmiertelnej. Wtedy ta osoba zostaje uzdrowiona, ale ty...

- ...umieram - dokończyłam za nią w osłupieniu.

W udawanym osłupieniu. Oczywiście, że o tym wiedziałam. Jednak lepiej było czasem udać głupią i pozwolić się chełpić wiedzą innym. Kiedyś przyjdzie czas, kiedy będzie można odwrócić ją przeciwko nim. Angelica kupiła moją grę aktorską.

- Tak. Tylko mówię. Skoro nie wiedziałaś, to dobrze, że teraz już wiesz, prawda? Zawsze lepiej wiedzieć - stwierdziła i odrzuciła włosy do tyłu. -  A propos, wy zdajecie sobie sprawę z tego, że wiem, że oni są tuż za drzwiami?

- Tak, mówiłam im, że tak będzie, ale mi nie wierzyli - zaśmiałam się.

- Patrz na to - zachichotała. 

W wampirzym tempie podbiegła do drzwi i otworzyła je na oścież. Do pokoju powpadali Zayn oraz Louis, którzy podsłuchiwali oparci o nie. Wybuchłyśmy śmiechem. 

Angelica była zupełnie inna niż nam się wydawało. Była naprawdę w porządku. Podejrzewałam, że pewnie była jakaś rzecz, która ją odpychała od bycia taką przez cały czas.

____________________________________________________________

No cześć! :3

Przybywam do Was z rozdziałem z okazji zakończenia roku 2013!!!! WOW! Muszę przyznać, że to był naprawdę fajny rok. Nie wiem czemu miałby być zły. Mój był całkiem ok, a Wasz?

Cóż.... zdradzę Wam tajemnicę... Ten rozdział jest też z okazji 25000!!!!! 
OMG OMG OMG (wiecie co dalej, nawet nie chce mi się tego wszystkiego już pisać, bo to nie ma sensu, wiecie jak bardzo się cieszę :) Kocham Was <3 ) OMG OMG OMG OMG OMG OMG

To wspaniałe, że te wyświetlenia cały czas idą w górę i wyżej i wyżej i jeszcze wyżej... Teraz moje statystyki to średnio 300 wyświetleń dziennie! 


Wow, prawda? Wczoraj było 610 wyświetleń! Jednego dnia!


Mam też odbiorców na całym świecie! Masakra jakaś! (ale oczywiście pozytywna :P )
Kto wie gdzie jest Malezja? O_o :D

No cóż... co mogę jeszcze powiedzieć? Dziękuję Wam z całego serca, (to pewnie już wiecie) , jestem prze szczęśliwa (to pewnie też), wzruszona (to może Was zaskoczyło) no i... radosna jak nigdy! Kocham Was, dajecie mi siłę do dalszego pisania. To wszystko dzięki Wam! To dzięki Wam piszę, publikuję, uśmiecham się czytając Wasze komentarze. To wszystko jest po prostu... no... brakło mi słów.... Jejku, no po prostu OMG *_*

Życzę Wam:
- wybuchowego (ale ostrożnie!),
- szampańskiego (tylko nie przesadźcie...),
- radosnego (śmiejcie się ile wlezie!),
- szczęśliwego (tego to bierzcie do woli :D )
- czadowego (tylko się nie zatrujcie!),
- bombowego  (tylko żadnych bomb!),
- miłego ( może w gronie rodziny ^^)
no i pełnego zabawy (tylko ostrożnie po tym szampanie...) 
SYLWESTRA!!!

Wspaniałego Nowego Roku, radości, miłości, przyjaźni, pomyślności, zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń i czego sobie tylko życzycie!

Kocham Was baaaaaaardzo mocno :)

Wasza Nicol <3

poniedziałek, 30 grudnia 2013

„Rozśpiewana historia” Część 52


Próba ucieczki


***Jade***
- Wow. Nieźle. - Angelica otworzyła szerzej oczy i pokiwała głową z uznaniem, kiedy skończyliśmy opowiadać naszą tragiczną historię. To była jej jedyna reakcja. - Myślicie, że kiedyś zrobią z tego film? Mogłam jednak zrobić ten popcorn.

- Angel! - zdenerwował się Liam. - Jak możesz żartować w takiej sytuacji?

- Oj, no już spokojnie. - Wywróciła oczami i wstała nonszalancko z kanapy. Klasnęła w dłonie i je zatarła, po czym odetchnęła ciężej i się uśmiechnęła. - No nic, ja wam nie pomogę. Powodzenia z klątwą i tak dalej.

W wampirzym tempie wybiegła z salonu. Zaszokowani popędziliśmy za nią gotowi ją zobaczyć już na końcu ulicy, ale ku naszemu zdziwieniu, zastaliśmy ją w przedpokoju, tuż przed otwartymi na oścież drzwiami wyjściowymi.

- Co u diabła?! – zdenerwowała się, próbując przejść przez próg.

- Dobra, to coś nowego - zdziwiłam się, przyglądając jej zachowaniu. Angelica z wściekłością uderzyła pięścią w niewidzialną powłokę.

- Co wyście zrobili?! - warknęła.

- My nic! - odpowiedział równie zaskoczony Zayn. 

Podszedł do drzwi i... wyszedł. 
Bez problemu. 
Angelica otworzyła szerzej usta i poszła w ślady Zayna, ale i tym razem niewidoczna bariera ją zatrzymała.

- To ona! To przez tę szmatę nie mogę wyjść! - zaczęła krzyczeć.

- Kogo? - dopytywała się Jesy.

- Ta szalona czarownica! Zamknęła mnie tutaj! Zróbcie coś! - Angelica wdawała się być naprawdę wyprowadzona z równowagi. W furii uderzała w niewidoczną powłokę tak mocno, że niemal słyszałam jak trzaskają jej koście.

- Pewnie, nie ma sprawy. Ale najpierw powiedz nam dlaczego chciałaś uciec? - Louis skrzyżował triumfująco ręce na klatce piersiowej. 

Wtedy sobie przypomniałam, że rzeczywiście próbowała nas oszukać. Angelica zesztywniała i odwróciła się w naszą stronę ostrożnie.

- Wy otwórzcie mi drzwi, a ja wam powiem - powiedziała wolno i zadziwiająco nie przekonująco jak na nią.

- Nie ma mowy. Damom się ustępuje, tak więc słuchamy. - Louis posłał jej szeroki uśmiech. 

Angelica zmrużyła gniewnie oczy i przejechała spojrzeniem po każdym z nas. W jej oczach coś mignęło, niemal mogłam dojrzeć błysk złości. Nagle rzuciła się na Perrie, chwyciła ją za gardło i podniosła do góry.

- Powiedziałam, żebyście mnie stąd uwolnili - syknęła. 

Perrie nie mogła nabrać oddechu, stalowy uchwyt wampirzycy jej to uniemożliwiał. Próbowała walczyć z silną ręką napastniczki, ale nie dawała rady.

- Zostaw ją! - wystraszyłam się.

- Najpierw mnie wypuśćcie.

- Ale nie potrafimy! My nie mamy nic z tym wspólnego!

- Nie obchodzi mnie to. Macie coś zrobić albo wasza koleżanka zginie - zagroziła chłodno.

- Angelica! Proszę, zostaw ją! Co się z tobą stało?! - Liam popatrzył na nią z przerażeniem.

- Mówiłam, że się zmieniłam. Ba, po prostu czegoś nauczyłam: nie można ufać ludziom. Aby przetrwać, należy dbać tylko o siebie - oznajmiła śmiertelnie poważnie. Puściła Pezz, a ta wylądowała na ziemi ciężko dysząc. Niezwłocznie podbiegłam do niej i ją objęłam, odciągając jak najdalej od wampirzycy. - Macie czas do dzisiejszego wieczora. Jeżeli nie uda wam się czegoś wymyślić, zacznę wybijać was po kolei, zaczynając od tej uroczej blondyneczki. A to na znak, gdybyście myśleli, że nie jestem do tego zdolna.

W wampirzym tempie podbiegła do Liama, obróciła go i wbiła się w jego szyję. Po kilku sekundach (niemożliwe długich) odepchnęła go na ziemię i wytarła usta wierzchem dłoni. Wyglądała przerażająco z rozmazaną krwią na twarzy oraz ręce, a także z żądzą mordu w oczach.

- Dziś, wieczór - przypomniała słodko, uśmiechnęła się złośliwie i odeszła, kierując na piętro. Kiedy przechodziła obok mnie i Pezz, automatycznie mocniej przytuliłam blondynkę, napinając wszystkie mięśnie. Byłam gotowa działać w razie wypadku.

- Nic ci nie jest? - wystraszyła się Jesy i kucnęła obok Liama.

- Nie. Tylko trochę krwawię - powiedział, zaciskając zęby z bólu. 

Wciągnął gwałtownie powietrze, gdy dotknął rany na szyi. Krew przepływająca mu przez palce sprawiła, że zrobiło mi się nie dobrze. Jak ona mogła to zrobić swojemu przyjacielowi? Może i byłemu, ale jednak. Jakim potworem ona musiała być, by się zdobyć na coś takiego?

- Perrie? Wszystko w porządku? - Zayn kucnął obok nas i spojrzał na blondynkę ostrożnie. 

- Mówiłam, aby jej tu nie wpuszczać! - warknęła, kaszląc. Na jej szyi już się pojawiały ogromne, czerwone plamy.

- Oh, a tak w ogóle to wszystko słyszę! - zabrzmiał głos Angeliki z pokoju na górze.

- To co teraz? - zapytała z przejęciem Eleanor, starając się opatrzyć ranę Liama. Nie zauważyłam, kiedy zdążyła wyciągnąć apteczkę z kuchni.

- Trzeba zadzwonić do Harry'ego i Nialla, a oni muszą się dowiedzieć od Avalon jak wypuścić stąd Angelicę.

- Ale ona nam wtedy nie pomoże, a zdecydowanie wie coś na temat klątwy Amorów. Ucieknie przy pierwszej okazji, a jeśli będzie musiała, to zabije każdego na swojej drodze - westchnęła ze smutkiem Jesy.

- Cóż, musimy spróbować. - Zayn wzruszył ramionami, przeglądając coś w telefonie.

- Zayn, to poważna sprawa. Mógłbyś teraz nie smsować? - zdenerwował się Louis. 

Malik tylko uciszył go gestem ręki, po czym pokazał nam ekran telefonu. W notatkach zapisał wiadomość:

Musimy się od niej dowiedzieć, czemu próbowała uciec. Na 100% ma ważne informacje.

Przytaknęliśmy wszyscy i rozeszliśmy się po mieszkaniu. Ja zostałam z Liamem, Perrie oraz El, aby pomóc im dojść do siebie po napadzie wściekłości wampirzycy, a reszta zaczęła obmyślać plan. 
Miałam nadzieję, że wszyscy wyjdziemy z tego bez szwanku.
_____________________________________________________________

No hej!

Taki troszkę krótki, ale dzieje się sporo. Odkrywamy ciemną stronę Angeliki. 
Ostatnio nie wiem co napisać w notkach pod postami haha.

No nic, ja Wam już tylko życzę szczęśliwego Nowego Roku, bo przed sylwestrem nie wiem czy uda mi się jeszcze coś dodać... Jeszcze się zobaczy. 
Ale tak na wszelki wypadek już Wam składam życzenia :)

Nicol <3

niedziela, 29 grudnia 2013

Nowa bohaterka- Angelica




Angelica Gold, lat 18 <od dwóch lat>. Wampirzyca. Jeszcze trzy lata temu była dziewczyną Liama Payne, ale zerwali i pozostali przyjaciółmi. Szalona, bezpośrednia, szczera, bystra i... przebiegła. Historia o tym, jak to się stało, że jest wampirem jak na razie pozostaje tajemnicą. Mimo iż nie jest młoda wie dużo. Czego? Dowiecie się już niebawem. Nienawidzi czarownic. Z resztą, który wampir ma przyjazne stosunki z nimi? Jedną z jej cech jest także tajemniczość. Dlaczego się tu pojawiła? Czego chce? Po co? Tego nikt nie wie oprócz niej samej.

________________________________________

To by było na tyle :) Bardzo Wam dziękuję za te wszystkie miłe komentarze :) To wywołuje ogrooooomny uśmiech na mojej twarzy :D 

Nicol <3

„Rozśpiewana historia” Część 51


Wtajemniczenie Angeliki


***Jade***
- To ty. To ty miałaś nóż wbity w brzuch, zgadza się? - Uniosła brwi i spojrzała na mnie wyczekująco. Pokiwałam niepewnie głową. - Cóż, muszę przyznać, że pachniałaś wyjątkowo. Jesteś syreną?

Co? Skąd ona wiedziała? Jak to było możliwe? Tak tylko po zapachu?

- Jak się o tym dowiedziałaś? - zapytałam oszołomiona.

- A jednak. Musisz bardziej uważać, twoja krew jest słodsza niż inne. Masz szczęście. Co zrobiłaś, żeby stanąć na lądzie? Kontakty z czarownicami? - zasypała mnie pytaniami, które brzmiały dla mnie niezrozumiale.

- Nie, Jade jest hybrydą. W połowie syreną, a w połowie Śpiewakiem - wtrącił się Liam.

- Oh, ciekawe. Ciekawe połączenie. Jakieś specjalne dary? - Zrobiła krok w moją stronę z nieodgadnioną miną.

- Nie - odpowiedziałam natychmiast.

- Na pewno? - Znów uniosła brwi wyczekująco.

- Na pewno.

- A może mam cię zmusić do obrony?

- C-co? - wydukałam, kiedy ta nagle na mnie syknęła, a jej oczy pociemniały. 

W wampirzym tempie podbiegła do mnie i chwyciła za gardło. Krzyknęłam wystraszona jej nagłym atakiem. Puściła mnie i zatkała sobie uszy. Od razu złapałam się za obolałą szyję, która jeszcze przed chwilą była ściskana przez wampirzycę.

- Kłamałaś - warknęła, krzywiąc się.

- N-nie... To nie dar... - wyjąkałam. 

Cała ta sytuacja docierała do mnie jakby z opóźnieniem, nie miałam pojęcia, co się działo. Chyba nie tak powinnam była zareagować, prawda? Widziałam, że moi przyjaciele byli równie oszołomieni zachowaniem znajomej Liama, co ja.

- Wyróżnia cię. Fakt, że odziedziczyłaś to po syrenie nie jest istotny. Dar to element zaskoczenia, a nie można powiedzieć, że tego nie masz. - Wzruszyła ramionami.

- Angelica - upomniał ją nagle oprzytomniały Liam.

- Co? Nic złego nie zrobiłam - oburzyła się, a Liam w odpowiedzi tylko spiorunował ją wzrokiem.

- Okej, rozumiem. „Poważne towarzystwo". - W powietrzu zrobiła znak cudzysłowu i po raz kolejny wywróciła oczami. Robiła to cały czas.

- Mogę się ciebie o coś zapytać? - Nagle doszło do mnie, że to ja wypowiedziałam te słowa.

- Hm? - mruknęła bardziej zainteresowana swoimi paznokciami.

- Czemu... - urwał mi się głos, więc przełknęłam ślinę i spróbowałam jeszcze raz - Czemu mnie uratowałaś?

- Ah, to. Byłam w lesie, usłyszałam krzyki, płacz... Pomyślałam sobie, że będzie kolacja. - Uśmiechnęła się, a mnie przebiegły ciarki po plecach. - Okazało się, że to jakiś rytuał. Zobaczyłam twoich histeryzujących przyjaciół, tę czarownicę w środku kręgu i ciebie, wykrwawiającą się na śmierć. Nienawidzę czarownic. Skojarzyłam, że to pewnie ona była sprawczynią tego całego chaosu, więc postanowiłam jej przeszkodzić w planach. Nie trudno było się domyślić, że najbardziej mogę ją zdenerwować ratowaniem ciebie. Tyle, cała historia.

- Jak to zrobiłaś? - zdziwiłam się. 

Jedyne, co pamiętałam to to, że przycisnęła mi dłoń do ust.

- Uzdrowiłam cię wampirzą krwią, duh - powiedziała to tak, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Kiedy zobaczyła nasze zdezorientowane miny, westchnęła zirytowana. - Matko, wy nie macie pojęcia o świecie magii. Krew wampira leczy, łapiesz? A i jeszcze jedno. Nie umieraj przez jakieś jeszcze... - sprawdziła zegarek - ...pięć godzin.

- Co takiego, przepraszam?

- Nie mówcie mi, że nikt z was nie wie, jak stać się wampirem. - Popatrzyła na nas z politowaniem.

- To z tym się nie rodzi? - zapytał zdezorientowany Zayn.

- Raczej się tego nabywa, ale owszem są wampiry czystej krwi. Jednak nie chcielibyście takiego spotkać, są potężne. Żeby stać się wampirem trzeba wykoncać trzy proste kroki: zostać ugryzionym, wypić wampirzą krew, umrzeć, podczas gdy ta krew ciągle jest w organizmie, i BUM! Gotowe. Coś jeszcze, ciołki?

- To dlatego ty teraz...? - wydukał Liam, patrząc na Angelicę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. 

Wampirzyca nie dała tego po sobie poznać, ale jej oczy zasnuły się mgłą.

- Tak.

- Dlaczego? Co się stało? Jak? - dopytywał się Liam. W jego głosie słyszalny był żal.

- Nie ważne - odpowiedziała chłodno. - Gdzie jest ta wiedźma? Muszę ją znaleźć i wyrwać jej serce. Dosłownie - warknęła i uśmiechnęła się, szczerząc kły.

- Nie możesz tego zrobić - zaoponował Zayn.

- Niby dlaczego? Czemu ją chronicie, skoro o mało co nie zabiła waszej znajomej? No, Jade, ja na twoim miejscu znalazłabym sobie lepszych przyjaciół. No i oczywiście tych tutaj bym pozabijała - parsknęła śmiechem Angelica.

- Ta czarownica musi żyć, bo inaczej nie zdejmiemy czaru z Jade i Harry'ego - wytłumaczył Liam.

- Oh, no to słucham. Potrzebny będzie popcorn? - Rozsiadła sie wygodnie na kanapie i patrzyła się na nas wszystkich wyczekująco. - Uwielbiam słuchać o klątwach, magii, czarach i urokach.
_____________________________________________________

Hej wszystkim! 

Jak się podobała część 51?
Za jakiś czas dodam post z opisem nowej bohaterki- Angeliki. Pewnie zrobię to jeszcze dzisiaj :)

Na razie to tyle. Dziękuję za Wasze komentarze :)

Nicol <3

piątek, 27 grudnia 2013

„Rozśpiewana historia” Część 50


To ty


***Jade***
Żyłam. 
Ja żyłam. 
Nie wiedziałam dlaczego, ani jak, ale naprawdę tak było. Jednak ile czasu jeszcze mi zostało, zanim Avalon znajdzie jakiś inny sposób, aby się mnie pozbyć? Albo kiedy znów będę miała spotkanie z wampirem, któremu w końcu uda się wysłać mnie na tamten świat?

- Perrie? - zapytałam cicho.

- Tak, Jade? - Blondynka potarła moje ramię. 

Leżałyśmy teraz w łóżku w moim pokoju. Odkąd wróciłyśmy z lasu, nie wyszłam stąd jeszcze ani na moment. Perrie też, cały czas ze mną była i mnie pocieszała.

- Czemu...? - tylko tyle zdołałam wydukać, bo głos po raz kolejny ugrzązł mi w gardle. 

Chciałam to wiedzieć. Dlaczego Avalon mi to zrobiła? Dlaczego, dlaczego? Czemu mnie aż tak bardzo nienawidziła? Mnie i Harry'ego? Co takiego złego było w tym, że chciał złamać klątwę?

- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. - Pokręciła bezradnie głową. 

Przytuliła mnie mocniej, jakby liczyła, że to zadośćuczyni braku dobrej odpowiedzi z jej strony.

- A... A co teraz? - Nienawidziłam się za to, że mój głos trząsł się przy każdym słowie. Jednak chyba nie powinnam być dla siebie taka surowa, w końcu kto by się nie załamał po takim przeżyciu? 

Musiałam się po prostu trochę uspokoić. Dojść do siebie. Ale za każdym razem, gdy zamykałam oczy, widziałam kamienną twarz Avalon i nóż wystający z mojego brzucha oraz krew, która była dosłownie wszędzie. Mimo, że się szorowałam i stałam po prysznicem przez prawie półtorej godziny, ciągle czułam dym we włosach oraz lepką, specyficzną konsystencję krwi, pokrywającą moje dłonie, a także cały brzuch.

- Ja... nie wiem. Nic nie wiem. I to mnie tak denerwuje - westchnęła Pezz. 

Widziałam łzy, zbierające się w jej oczach. Czuła się bezsilna, a dobrze wiedziałyśmy z dziewczynami, że Perrie nienawidziła siedzieć bezczynnie.

- Hej, jak się trzymasz? - Zza drzwi wystawił głowę Lou, a zaraz za nim pojawiła się Eleanor. 

- Jakoś - westchnęłam i mocniej opatuliłam się kołdrą.

- Chodź, Jade. Powinnaś rozprostować nogi. Pewnie umieracie z głodu, nic nie jadłyście od wczoraj - stwierdził Louis, łagodnie się uśmiechając. 

Nie miałam ochoty się ruszać, ale już nie raz słyszałam, jak Perrie burczało w brzuchu, więc wstałam. Niepewnie poczłapałam za nimi do kuchni i usiedliśmy przy stole.

- Zrobię gofry na śniadanie, co wy na to? - zaproponowała Jesy, który od razu się zerwała, kiedy tylko weszłyśmy do pomieszczenia. 

Nie miałam ochoty jeść. Może i nic nie jadłam od dawna, ale nie byłam w nastroju do jedzenia. Miałam tak ściśnięty żołądek, że nie byłam pewna, czy uda mi się coś przełknąć. Rozejrzałam się po kuchni, aby zobaczyć czy nie było czegoś, co mogłoby pobudzić mój apetyt. Mój wzrok jednak powędrował do salonu, a tam zauważyłam dziewczęcą sylwetkę na kanapie. 

- Czy... Czy to ona? - zapytałam, wskazując dziewczynę, która leżała nieruchomo na sofie. Obok na ziemi siedział Liam.

- To jest Angelica - wyjaśniła Eleanor, po czym spuściła głowę i niepewnie dodała. - To ona cię ocaliła.

- Ona się nie rusza - zauważyłam i ostrożnie podeszłam do dziewczyny. 

Ona dokładnie w tej samej chwili gwałtownie zaczerpnęła powietrza i otworzyła oczy. Mało nie krzyknęłam wystraszona jej nagłym obudzeniem się i odruchowo się cofnęłam, ale wpadłam nieuważnie na fotel. Potknęłam się i wylądowałam na podłodze.

- Nic ci nie jest? - podbiegła do mnie Jesy. Pokręciłam głową, nie odrywając wzroku od nieznajomej na kanapie. Nie chciałam zwrócić na siebie jej uwagi.

- Gdzie ja jestem? - zapytała Angelica.

- Wszystko w porządku, jesteś w naszym domu. Jak się czujesz? - Liam badał ją zatroskanym wzrokiem.

- Śpiąca. - Wywróciła oczami. – Ile spałam?

- Niecały dzień.

- Oh, no tak, już pamiętam. To przez tę dziewczynę z czarnymi włosami, tak? Tę wiedźmę? To ona mnie uśpiła? - zapytała z pogardą.

- Tak - przyznał niechętnie Liam, jakby się bał reakcji Angelici.

- A to suka – skwitowała krótko i zamyśliła się na chwilę.

- Nie mogę uwierzyć, że to ty. Nie zmieniłaś się aż tak bardzo - zaśmiał się cicho Liam.

- Oj, mylisz się. Nie jestem taka, jak kiedyś. - Uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko. - Ale o tym później. Gdzie jest ta wiedźma?

- Avalon? - zapytał ze zdziwieniem, rozproszony czarującym uśmiechem dawnej przyjaciółki.

- Avalon, Anabeth, Alison czy jakim tam imieniem ją matka pokarała. Nie obchodzi mnie to. - Wywróciła oczami i podniosła się z kanapy. – Gdzie jest ta wiedźma?

- Nie możemy ci na razie powiedzieć, gdzie jest Avalon, bo... - wtrącił się Zayn.

- A ty, to kto? - przerwała mu gniewnie Angelica i skierowała się w jego stronę.

- Angel, uspokój się - zaoponował Liam i chwycił lekko wampirzycę za łokieć.

- Li, to ty się uspokój. O co chodzi? Boisz się? - parsknęła śmiechem. - W przeciwieństwie do mnie, wcale się nie zmieniłeś.

- Angel, poznaj: Zayna, Louisa, Eleanor, Perrie i... - Liam się odwrócił w naszą stronę - ...Jesy oraz Jade.

Poczułam, jak wszystkie moje mięśnie napięły się gotowe do ewentualnej ucieczki.

- To ty. - Zmrużyła oczy, wpatrując się we mnie. 

Zamarłam w bezruchu, a moje żyły wypełnił lód.
_________________________________________________________

Hej hej!

Już jestem! Nadrobiłam zaległości z komentarzami (chyba już wszystko... jak nie to napiszcie w kom ;P )
Nooo... Za to mam zaległości z rozdziałami. Swoimi.  Muszę coś naskrobać...
Ja lecę coś tam dla Was napisać, a Wy mi napiszcie, co sądzicie o nowej części? Podoba się? Wiem, teraz wszystkie będą takie bardziej mroczne i w smutnym nastroju, ale już nie długo wzejdzie słońce! (tak myślę... xd)

Chciałabym poznać jeszcze Wasze opinie o Angelice. Co o niej sadzicie? Ja osobiście ja lubię. Ona skrywa wieeeele sekretów :D 

Nicol <3

środa, 25 grudnia 2013

„Rozśpiewana historia” Część 49


Angelica


***Jesy***
- Wampirem? - Uśmiechnęła się dziewczyna o długich, brązowych włosach, pokazując kły. 

Odruchowo cofnęłam się do tyłu, ale mało nie wpadłam na kucającego za mną Nialla. Sprawdziłam pospiesznie, czy czasem nie potrzebował pomocy, ale wydawał się być po prostu mocno wstrząśnięty tak, jak my wszyscy. Eleanor mocniej przytuliła Louisa, jakby chciała go ochronić własnym ciałem.

- Czego chcesz? - odezwał się Zayn. 

Brunetka przeniosła wzrok po każdej osobie po kolei, aż w końcu zatrzymała się na Liamie. 

- No co? Nie poznajesz mnie? Tęskniłeś? - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i zrobiła krok w stronę chłopaka. 

Miałam wrażenie, że zaraz zemdleję, więc przykucnęłam przy Niallu. Kręciło mi się w głowie od tego wszystkiego. Co, u licha, się tutaj właśnie wyprawiało?

- Angelica - powiedział w szoku. 

Dziewczynie nie schodził uśmiech z twarzy. Coraz bardziej skracała dystans pomiędzy nią, a Liamem. Nagle złapała się ręką za plecy, pochyliła do przodu, syknęła z bólu i opadła bezwładnie na ziemię.
Liam podbiegł do niej i potrząsnął lekko za jej ramiona.

- Co się... - wydukał, bo wampirzyca była nieprzytomna. 

- Nie ma za co - mruknęła sarkastycznie Avalon. 

Była wściekła. Policzki miała zarumienione ze złości, a z łuku brwiowego sączyła się jej krew.

- Coś ty zrobiła?! - zdenerwował się Liam.

- Powinnam była zrobić to własnoręcznie - warknęła czarownica. 

Wyglądała tak, jakby miała zaraz zacząć pluć jadem. Jade otworzyła oczy i gwałtownie nabrała powietrza do płuc.

- Jade! - pisnęła radośnie Perrie i rzuciła się na przyjaciółkę.

- Co mi się... Dlaczego ja... Kim jest... - mamrotała nieskładnie zupełnie oszołomiona.

- Już dobrze. Wszystko jest w porządku. - Leigh-Anne głaskała Jade po głowie i starała się ją uspokoić. 

Jade wybuchła płaczem, ale nikt się jej nie dziwił. Sama miałam ochotę się rozpłakać niczym małe dziecko.

***

- Obudziła się? - zapytałam cicho Liama, jakbym się bała, że wampirzyca może usłyszeć to przez sen.

- Nie - westchnął ciężko, zakładając nieprzytomnej dziewczynie kosmyk włosów za ucho.

- Skąd ją tak w ogóle znasz? - zaciekawiła się Eleanor.

- Właśnie, nic nam o niej nie mówiłeś - zgodził się Louis, przykładając sobie lód do policzka. 

Miał lekkie poparzenia i był trochę poturbowany. A to i tak tylko przy pomocy El, gdyby nie ona to pewne, że byłoby z nim znacznie gorzej.

- Angelica i ja byliśmy przyjaciółmi od kołyski, kiedyś się nawet zeszliśmy, ale szybko zerwaliśmy. To było bardzo dawno temu, jeszcze zanim my się spotkaliśmy. - Liam wskazał na Zayna. - Angel zawsze była taka szalona, odważna i pewna siebie. Pogrywała ze wszystkimi, zawsze jej zazdrościłem tego, że tak szybko nawiązywała nowe kontakty. Mimo zerwania, pozostaliśmy przyjaciółmi. Tylko jakoś tak, urwał się kontakt, nawet nie wiem, kiedy - wyjaśnił.

- Chodziłeś z wampirem? - wypaliłam. 

Cóż, mogłam to jakoś delikatniej ująć, ale on i tak by wyczytał to z moich myśli, więc się nie cackałam.

- Nie, Jesy. Ona nie była wampirem, kiedy się znaliśmy. Dlatego nie rozpoznałem jej od razu. To znaczy myślałem, że to ona, ale nie dopuszczałem do siebie myśli, że... coś takiego mogło ją spotkać. - Spuścił głowę i zapadła chwilowa cisza. - Jak się trzyma Jade? - zmienił temat.

- Jest w rozsypce. Ale wyjdzie z tego, jest silna. Mocno tylko przeżyła to bliskie spotkanie z wampirem. Nie jest ich... fanką. - Eleanor starała się to ująć jak najbardziej subtelnie.

- Perrie jest z nią teraz?

- Tak. A Niall, Leigh-Anne, Avalon i Harry są w tym hotelu po drugiej stronie miasta - potwierdziła sztywno.

- No tak, znowu jesteśmy w punkcie wyjścia. Klątwa cały czas jest i trzeba ją złamać. Tylko... jak? Avalon nie zgadza się na rytuał - zamyśliłam się.

- No i nadal nie wiemy, co zrobiła Angel - dodał Liam. 

Angel? Może to przezwisko bardziej do niej pasowało, kiedy nie była wampirem. Biedak, pewnie nie mógł się z tym pogodzić. 

- Musimy czekać i zobaczyć, co się stanie. Sądzę, że Avalon nie zrobiła jej nic poważnego, to był tylko akt furii. Angelica pewnie niedługo się obudzi - stwierdził Zayn.

- A co z Harrym? Mu przecież też musi być ciężko - westchnęła smutno Eleanor.

- Jest, ale poradzi sobie. Najważniejsze, że Jade jest bezpieczna. - Louis wstał i wziął kolejną porcję lodu. Syknął lekko, kiedy przyłożył go sobie do policzka.

- Chodź, Lou. Pośpiewam ci trochę, a nie będzie nawet blizny - zapewniła go El i złapała szatyna za rękę. Razem wyszli z kuchni i skierowali się do góry, do pokoi.

Cały dzień nam minął w zupełnej ciszy.Przeżywaliśmy ciągle to, co stało się ostatniej nocy. Byliśmy po prostu bardzo wyczerpani. 
I fizycznie, i psychicznie. 
Miałam nadzieję, że kolejny dzień i każdy następny będzie lepszy niż ten.
_____________________________________________________________

Hej! A raczej dobry wieczór...

Przepraszam, że nie komentuje na Waszych blogach, ale wiecie... święta to czas z rodziną i tak też się staram robić. Czytam, ale nie mam czasu komentować, nadrobię to później ;) 

Jutro mnie nie ma cały dzień, bo jadę na małą wycieczkę do Niemiec, więc też będę... nieobecna... :D
WESOŁYCH ŚWIĄT!!! I jeszcze raz przepraszam :P

P.S. Bądźcie cierpliwi i czekajcie na rozwój wydarzeń ;) 

Zachęcam do komentowania! Miło mi jest czytać to, co sądzicie o moich pomysłach :) Nawet tych złych :D

Nicol <3

wtorek, 24 grudnia 2013

Świąteczny Louis^^

Świąteczny Louis^^ 


Święta, święta, święta.
Londyn, Londyn, Londyn.
Sama, sama, sama.
I tak mniej więcej wygląda ta oto historia. Od roku mieszkam już w stolicy Wielkiej Brytanii. Przyjechałam tutaj na studia. Mam małe mieszkanie w dość zatłoczonej dzielnicy. No cóż, niedaleko stad jest już centrum Londynu więc nic dziwnego. Niestety, nie mam za dużo pieniędzy, bo szkoła jest bardzo droga i nie stać mnie na bilet do Polski, mojej ojczyzny, na święta do rodziny. Pierwszy raz spędzam je zupełnie sama. Normalnie bym się cieszyła z tych ozdób, choinek, lampek, pierników, światełek, ale teraz tylko mnie dołują i przypominają o samotności.
Siedziałam teraz na parapecie przy oknie z kubkiem tradycyjnej, angielskiej herbaty w ręku. To jest moje ulubione miejsce w całym tym ogromnym mieście. Moje miejsce. Patrzyłam jak śnieg wiruje na wietrze, a dzieci bawią się na dworze. Niespokojni rodzice wołali je do domu, ponieważ opady białego puchu zaczęły powodować zamykanie niektórych ulic. Londyńczycy zdecydowanie nie byli przygotowani na śnieg. Gdy tak patrzyłam na te rozkoszne dzieciaki, rzucające się białymi kulkami przypomniało mi się moje dzieciństwo, kiedy to razem z siostrą zawsze lepiłyśmy bałwana, a potem wracałyśmy na cieplutką kolację w Wigilię Bożego Narodzenia. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Szybko ja starłam.
-„Nie. Nie rozklejaj się znowu!”- warknęłam na samą siebie.-„Dość! Idę na spacer.”
Tak jak powiedziałam, tak też zrobiłam.  Ubrałam się w mój czerwony płaszcz, kozaki i założyłam żółto-pomarańczową czapkę, szalik oraz rękawiczki. Otworzyłam drzwi, a na policzkach poczułam chłodny powiew wiatru, który od razu rozwiał moje długie, kasztanowe włosy. Skierowałam się do parku, mając nadzieję, że chociaż tam pobędę wśród ludzi. Nic bardziej mylnego.
-„No tak. Kto w Wigilię łaziłby po parku?! Jesteś totalną idiotką.”- pomyślałam przechadzając się po zupełnie opustoszałej przestrzeni. Wkurzyłam się na samą siebie. Ze złości postanowiłam się wyżyć na lodowej bryle i kopnęłam ją z całych sił, tylko że niestety musiałam się przy okazji poślizgnąć i wylądować na swoim zacnym tyłku.
-„Hahaha, ale z ciebie niezdara! Hahaha!”- do moich uszu dobiegł czyjś śmiech.
-„Kim ty niby jesteś, aby mnie oceniać!”- krzyknęłam wstając i otrzepując się ze śniegu. Odwróciłam się, aby wiedzieć z kim się mam kłócić.
-„Jestem Louis.”- uśmiechnął się chłopak i do mnie podszedł.
-„Oh, przepraszam i właśnie to cię usprawiedliwia?”- syknęłam.
-„Tak, dokładnie.”- odpowiedział.-„ To co robisz tutaj sama w parku?”
-„Nie twoja sprawa.”- burknęłam i skrzyżowałam ręce na piersi.
-„Uuu… Ktoś tu ma zły humor?”- Louis był strasznie denerwujący.
-„A jak niby, przepraszam bardzo, miałby być dobry?! Jestem tu zupełnie sama, mokra, a do tego w święta!  Rozmawiam z jakimś chłopakiem, którego pierwszy raz widzę na oczy, a ty się mnie pytasz czy mam zły humor?!”- wykrzyczałam wszystko co mnie denerwowało. Miałam tego zupełnie dość. Chciałam być w moim rodzinnym gronie, w domu, gdzie jest ciepło, gdzie mam co jeść i z kim porozmawiać… Czułam się taka… taka zupełnie bezradna.
-„Wiem co czujesz. Miałem lecieć do domu na święta, ale przez ten cholerny śnieg odwołali wszystkie loty. Ulice są zasypane i nawet nie mogę wyjechać z miasta. No, ale cóż. Trudno. Widzę, że nie jesteś skora do rozmowy, więc ja już pójdę.”- wzruszył ramionami, spuścił głowę i zaczął powoli odchodzić. Kurcze… Jaka ja jestem głupia. Nawrzeszczałam na jedyna osobę, która chciała po prostu ze mną porozmawiać.
-„Louis, poczekaj!”- podbiegłam do niego-„Przepraszam. Przepraszam! Jestem totalną idiotką i jakimś potworem…”- zawstydziłam się.
-„Coś ty, rozumiem. Wybacz, ale masz fajny akcent… Jesteś stad?”- zaciekawił się.
-„Nie, jestem z Polski.”- uśmiechnęłam się nieśmiało.
-„Aaaa, widzisz? Coś tak czułem!”- gestykulował żywo. Dopiero teraz się mu uważniej przyjrzałam. Skądś go chyba jednak znałam…
-„A dlaczego w takim razie ty nie pojechałaś do rodziny? Twój lot też odwołali?”- zapytał.
-„Nie… Nie stać mnie. Chodzę tutaj do szkoły, a czesne jest bardzo wysokie…”- wytłumaczyłam.
-„Oh, przykro mi. „- położył rękę na moim ramieniu w pocieszającym geście.-„Hm, a tak w ogóle, ty znasz moje imię, ale ja nie znam Twojego…”
-„[T.I.]”- odpowiedziałam. Spróbował je powtórzyć, ale trochę mu nie wyszło. Wybuchnęliśmy śmiechem, a kiedy już się trochę uspokoiliśmy, spojrzałam mu prosto w oczy. Oh, no tak… Oh, no tak!
-„Chwila, czy ty czasem nie jesteś Louis Tomlinson?”
-„Ah, tak. A więc jednak mnie kojarzysz.”- zaśmiał się.
-„Ojejku, naprawdę? Bo wiesz, ja jestem twoją wielką fanką i w ogóle! Czy… Czy dasz mi autograf?”- udałam podniecenie i pomachałam sobie dłonią tuż przed twarzą teatralnie, robiąc gest wachlarza.
-„Haha, bardzo śmieszne.”- parsknął śmiechem.-„ I nie. Nie dam ci autografu.”
-„Oh, wiesz co?”- dałam mu sójkę w bok śmiejąc się.
Śnieg zaczął padać coraz mocniej, a lodowaty wiatr szczypał moje policzki. Dochodziła godzina siedemnasta.
-„Zimno się robi…”- westchnął Lou pocierając ręce.
-„Strasznie…Um, może chciałbyś wpaść do mnie na ciepłe kakao?”- zaproponowałam.
-„Z przyjemnością.”- uśmiechnął się przyjaźnie. Skierowaliśmy się w kierunku mojego małego mieszkanka. Ani się obejrzałam, a już siedzieliśmy na parapecie z gorącym kubkiem kakao w ręku i rozmawialiśmy. Louis opowiedział mi o zespole. Szczerze mówiąc, wcale tak mocno wtedy w parku, nie udawałam. Lubiłam ich muzykę, ale nie miałam nigdy czasu na głębsze poznanie ich, albo chociażby obejrzenie wywiadu z nimi. Studia zabierają cały mój wolny czas. Muzyka mi wystarczała, a trzeba przyznać- jest wspaniała. Zawsze wprowadzała mnie w dobry nastrój.
-„A jak to jest być sławnym i mieć tysiące fanów?”- zadałam już chyba setne pytanie, a Louis bez wahania mi odpowiedział.
-„Po części jest to naprawdę cool sprawa, ale… strasznie męczy. Zero prywatności, odpoczynku… Czasami mam dość, ale myślę sobie, że przez jakichś głupich paparazzich nie rzucę tego co kocham. No i oczywiście nie mogę zawieść fanów. To dzięki nim osiągnęliśmy to, co osiągnęliśmy.”
Słuchałam każdego słowa wypowiedzianego przez niego. To było takie interesujące! Nie to co moje życie- wstać, przeżyć, iść spać. Te wszystkie podróże, imprezy, koncerty, hotele… Ale wierzę też mu, ze to jest ciężka praca.
-„Która godzina?”- zapytał obojętnie. Zerknęłam na zegarek i nie wierzyłam własnym oczom. Już druga w nocy!
-„O matko, ale już późno.”- wydukałam. Louis także spojrzał na zegarek na ścianie.
-„Kurde, rzeczywiście! Przepraszam, nawet nie zauważyłem kiedy to minęło… Hah, a cały czas to właśnie ja mówiłem. Koniecznie będziesz mi musiała powiedzieć potem coś o sobie. No nic… To ja już chyba muszę lecieć…”- bardzo, bardzo, bardzo, powoli wstał i kierował się do drzwi.
-„No cóż… Nadszedł już czas, aby iść… Będę szedł sam… Spróbuję iść szybko, aby nie zamarznąć na śmierć… A śnieg nadal pada… I do tego…”
Wywróciłam oczami.
-„Oj, już dobra. Możesz zostać. Ale śpisz na kanapie!”- powiedziałam głosem nie znoszącym sprzeciwu.
-„Oh, Yeah!”- ucieszył się i rzucił na kanapę. Zachichotałam pod nosem i wzięłam nasze puste kubki po kakao z zamiarem wyniesienia ich do kuchni.-„A ty gdzie śpisz?”
-„U góry w pokoju.”- wzruszyłam ramionami.-„Dobranoc.”
-„Czekaj!”- zatrzymał mnie-„ No bo ja… Wiesz… Ja się boję spać sam w obcym mi pomieszczeniu… Mam nadzieję, ze żaden potwór nie czai się pod łóżkiem… No nic dobranoc… Postaram się nie płakać zbyt głośno, aby ci nie przeszkadzać…”
-„Wiem co kombinujesz, ale nawet o tym nie myśl. Dobranoc, Louis.”
-„Kurde. Ale było blisko!”- zawołał za mną, a ja po raz kolejny tego dnia wybuchłam śmiechem.

****
Otworzyłam leniwie oczy. Ale cos przepięknie pachniało! Usiadłam na łóżku i zrobiłam głęboki wdech. Wtedy do pokoju wszedł Louis z tacką w ręku.
-„Pobudka! Co chcesz na śniadanie? Mam naleśniki w kształcie choinek, jajecznicę i muffinki z cynamonem.”- usiadł obok mnie na posłaniu. Z niedowierzaniem patrzyłam na szatyna.-„No co?”- zapytał i postawił przede mną talerz z naleśnikami w zielonym lukrze i z gwiazdkami.
-„Wow, Lou… Nie musiałeś… Ależ to pięknie wygląda…”- wydukałam, biorąc do ręki kubek z gorącą czekoladą i bitą śmietaną, który właśnie mi podawał.
-„Wiem, ale chciałem się odwdzięczyć za nocleg… No i za tą spalona kuchnię…”
-„CO?!”- zakrztusiłam się słodkim napojem.
-„Hahaha, żartowałem! Wesołych Świat!”- krzyknął rozbawiony Lou i mnie objął. Od tamtej pory jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Tamte święta, choć nie zapowiadały się przyjemnie, były jednymi, które będę najczęściej wspominać.



-KONIEC-



Nooooooo heeeeeeej! 

Bardzo dużo prezentów,
mało w życiu zakrętów,
Dużo bąbelków w szampanie, (z tym to uważajcie.. xd)
Kogoś kto zrobi śniadanie, (najlepeij 1D^^)
a na każdym kroku
szczęścia w Nowym Roku!

Niech się spełnią wszystkie Wasze marzenia <3


Dziękuję Wam za wszystko, a najbardziej za wczorajszy dzień. Chyba naprawdę Wami wstrzasnął ten 47 rozdział, bo JEDNEGO DNIA miałam 647 wyświetleń! OMGMOMGOMGOMGOMGMOMGOMGOMGOMGMOMGOMGOMGOMGMOMGOMG!!!!!




Jak tam przygotowania do świąt? Ja mam już ciastka^^ Super wyglądają, nie? :D

No i wszystkiego najlepszego dla naszego solenizanta!!!!!!

Ja muszę lecieć przystrajać choinkę, więc... PAPA I PO RAZ KOLEJNY WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
Kocham Was <3

Nicol <3