Świąteczny Louis^^
Święta,
święta, święta.
Londyn,
Londyn, Londyn.
Sama,
sama, sama.
I
tak mniej więcej wygląda ta oto historia. Od roku mieszkam już w stolicy
Wielkiej Brytanii. Przyjechałam tutaj na studia. Mam małe mieszkanie w dość
zatłoczonej dzielnicy. No cóż, niedaleko stad jest już centrum Londynu więc nic
dziwnego. Niestety, nie mam za dużo pieniędzy, bo szkoła jest bardzo droga i
nie stać mnie na bilet do Polski, mojej ojczyzny, na święta do rodziny.
Pierwszy raz spędzam je zupełnie sama. Normalnie bym się cieszyła z tych ozdób,
choinek, lampek, pierników, światełek, ale teraz tylko mnie dołują i
przypominają o samotności.
Siedziałam
teraz na parapecie przy oknie z kubkiem tradycyjnej, angielskiej herbaty w
ręku. To jest moje ulubione miejsce w całym tym ogromnym mieście. Moje miejsce.
Patrzyłam jak śnieg wiruje na wietrze, a dzieci bawią się na dworze.
Niespokojni rodzice wołali je do domu, ponieważ opady białego puchu zaczęły
powodować zamykanie niektórych ulic. Londyńczycy zdecydowanie nie byli
przygotowani na śnieg. Gdy tak patrzyłam na te rozkoszne dzieciaki, rzucające
się białymi kulkami przypomniało mi się moje dzieciństwo, kiedy to razem z
siostrą zawsze lepiłyśmy bałwana, a potem wracałyśmy na cieplutką kolację w
Wigilię Bożego Narodzenia. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Szybko ja
starłam.
-„Nie.
Nie rozklejaj się znowu!”- warknęłam na samą siebie.-„Dość! Idę na spacer.”
Tak
jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Ubrałam
się w mój czerwony płaszcz, kozaki i założyłam żółto-pomarańczową czapkę,
szalik oraz rękawiczki. Otworzyłam drzwi, a na policzkach poczułam chłodny
powiew wiatru, który od razu rozwiał moje długie, kasztanowe włosy. Skierowałam
się do parku, mając nadzieję, że chociaż tam pobędę wśród ludzi. Nic bardziej
mylnego.
-„No
tak. Kto w Wigilię łaziłby po parku?! Jesteś totalną idiotką.”- pomyślałam
przechadzając się po zupełnie opustoszałej przestrzeni. Wkurzyłam się na samą
siebie. Ze złości postanowiłam się wyżyć na lodowej bryle i kopnęłam ją z
całych sił, tylko że niestety musiałam się przy okazji poślizgnąć i wylądować
na swoim zacnym tyłku.
-„Hahaha,
ale z ciebie niezdara! Hahaha!”- do moich uszu dobiegł czyjś śmiech.
-„Kim
ty niby jesteś, aby mnie oceniać!”- krzyknęłam wstając i otrzepując się ze
śniegu. Odwróciłam się, aby wiedzieć z kim się mam kłócić.
-„Jestem
Louis.”- uśmiechnął się chłopak i do mnie podszedł.
-„Oh,
przepraszam i właśnie to cię usprawiedliwia?”- syknęłam.
-„Tak,
dokładnie.”- odpowiedział.-„ To co robisz tutaj sama w parku?”
-„Nie
twoja sprawa.”- burknęłam i skrzyżowałam ręce na piersi.
-„Uuu…
Ktoś tu ma zły humor?”- Louis był strasznie denerwujący.
-„A
jak niby, przepraszam bardzo, miałby być dobry?! Jestem tu zupełnie sama,
mokra, a do tego w święta! Rozmawiam z
jakimś chłopakiem, którego pierwszy raz widzę na oczy, a ty się mnie pytasz czy
mam zły humor?!”- wykrzyczałam wszystko co mnie denerwowało. Miałam tego
zupełnie dość. Chciałam być w moim rodzinnym gronie, w domu, gdzie jest ciepło,
gdzie mam co jeść i z kim porozmawiać… Czułam się taka… taka zupełnie bezradna.
-„Wiem
co czujesz. Miałem lecieć do domu na święta, ale przez ten cholerny śnieg
odwołali wszystkie loty. Ulice są zasypane i nawet nie mogę wyjechać z miasta.
No, ale cóż. Trudno. Widzę, że nie jesteś skora do rozmowy, więc ja już pójdę.”-
wzruszył ramionami, spuścił głowę i zaczął powoli odchodzić. Kurcze… Jaka ja
jestem głupia. Nawrzeszczałam na jedyna osobę, która chciała po prostu ze mną
porozmawiać.
-„Louis,
poczekaj!”- podbiegłam do niego-„Przepraszam. Przepraszam! Jestem totalną
idiotką i jakimś potworem…”- zawstydziłam się.
-„Coś
ty, rozumiem. Wybacz, ale masz fajny akcent… Jesteś stad?”- zaciekawił się.
-„Nie,
jestem z Polski.”- uśmiechnęłam się nieśmiało.
-„Aaaa,
widzisz? Coś tak czułem!”- gestykulował żywo. Dopiero teraz się mu uważniej
przyjrzałam. Skądś go chyba jednak znałam…
-„A
dlaczego w takim razie ty nie pojechałaś do rodziny? Twój lot też odwołali?”-
zapytał.
-„Nie…
Nie stać mnie. Chodzę tutaj do szkoły, a czesne jest bardzo wysokie…”-
wytłumaczyłam.
-„Oh,
przykro mi. „- położył rękę na moim ramieniu w pocieszającym geście.-„Hm, a tak
w ogóle, ty znasz moje imię, ale ja nie znam Twojego…”
-„[T.I.]”-
odpowiedziałam. Spróbował je powtórzyć, ale trochę mu nie wyszło. Wybuchnęliśmy
śmiechem, a kiedy już się trochę uspokoiliśmy, spojrzałam mu prosto w oczy. Oh,
no tak… Oh, no tak!
-„Chwila,
czy ty czasem nie jesteś Louis Tomlinson?”
-„Ah,
tak. A więc jednak mnie kojarzysz.”- zaśmiał się.
-„Ojejku,
naprawdę? Bo wiesz, ja jestem twoją wielką fanką i w ogóle! Czy… Czy dasz mi
autograf?”- udałam podniecenie i pomachałam sobie dłonią tuż przed twarzą
teatralnie, robiąc gest wachlarza.
-„Haha,
bardzo śmieszne.”- parsknął śmiechem.-„ I nie. Nie dam ci autografu.”
-„Oh,
wiesz co?”- dałam mu sójkę w bok śmiejąc się.
Śnieg
zaczął padać coraz mocniej, a lodowaty wiatr szczypał moje policzki. Dochodziła
godzina siedemnasta.
-„Zimno
się robi…”- westchnął Lou pocierając ręce.
-„Strasznie…Um,
może chciałbyś wpaść do mnie na ciepłe kakao?”- zaproponowałam.
-„Z
przyjemnością.”- uśmiechnął się przyjaźnie. Skierowaliśmy się w kierunku mojego
małego mieszkanka. Ani się obejrzałam, a już siedzieliśmy na parapecie z
gorącym kubkiem kakao w ręku i rozmawialiśmy. Louis opowiedział mi o zespole.
Szczerze mówiąc, wcale tak mocno wtedy w parku, nie udawałam. Lubiłam ich
muzykę, ale nie miałam nigdy czasu na głębsze poznanie ich, albo chociażby
obejrzenie wywiadu z nimi. Studia zabierają cały mój wolny czas. Muzyka mi
wystarczała, a trzeba przyznać- jest wspaniała. Zawsze wprowadzała mnie w dobry
nastrój.
-„A
jak to jest być sławnym i mieć tysiące fanów?”- zadałam już chyba setne
pytanie, a Louis bez wahania mi odpowiedział.
-„Po
części jest to naprawdę cool sprawa, ale… strasznie męczy. Zero prywatności,
odpoczynku… Czasami mam dość, ale myślę sobie, że przez jakichś głupich
paparazzich nie rzucę tego co kocham. No i oczywiście nie mogę zawieść fanów.
To dzięki nim osiągnęliśmy to, co osiągnęliśmy.”
Słuchałam
każdego słowa wypowiedzianego przez niego. To było takie interesujące! Nie to
co moje życie- wstać, przeżyć, iść spać. Te wszystkie podróże, imprezy,
koncerty, hotele… Ale wierzę też mu, ze to jest ciężka praca.
-„Która
godzina?”- zapytał obojętnie. Zerknęłam na zegarek i nie wierzyłam własnym
oczom. Już druga w nocy!
-„O
matko, ale już późno.”- wydukałam. Louis także spojrzał na zegarek na ścianie.
-„Kurde,
rzeczywiście! Przepraszam, nawet nie zauważyłem kiedy to minęło… Hah, a cały
czas to właśnie ja mówiłem. Koniecznie będziesz mi musiała powiedzieć potem coś
o sobie. No nic… To ja już chyba muszę lecieć…”- bardzo, bardzo, bardzo, powoli
wstał i kierował się do drzwi.
-„No
cóż… Nadszedł już czas, aby iść… Będę szedł sam… Spróbuję iść szybko, aby nie
zamarznąć na śmierć… A śnieg nadal pada… I do tego…”
Wywróciłam
oczami.
-„Oj,
już dobra. Możesz zostać. Ale śpisz na kanapie!”- powiedziałam głosem nie
znoszącym sprzeciwu.
-„Oh,
Yeah!”- ucieszył się i rzucił na kanapę. Zachichotałam pod nosem i wzięłam
nasze puste kubki po kakao z zamiarem wyniesienia ich do kuchni.-„A ty gdzie
śpisz?”
-„U
góry w pokoju.”- wzruszyłam ramionami.-„Dobranoc.”
-„Czekaj!”-
zatrzymał mnie-„ No bo ja… Wiesz… Ja się boję spać sam w obcym mi
pomieszczeniu… Mam nadzieję, ze żaden potwór nie czai się pod łóżkiem… No nic
dobranoc… Postaram się nie płakać zbyt głośno, aby ci nie przeszkadzać…”
-„Wiem
co kombinujesz, ale nawet o tym nie myśl. Dobranoc, Louis.”
-„Kurde.
Ale było blisko!”- zawołał za mną, a ja po raz kolejny tego dnia wybuchłam
śmiechem.
****
Otworzyłam
leniwie oczy. Ale cos przepięknie pachniało! Usiadłam na łóżku i zrobiłam
głęboki wdech. Wtedy do pokoju wszedł Louis z tacką w ręku.
-„Pobudka!
Co chcesz na śniadanie? Mam naleśniki w kształcie choinek, jajecznicę i
muffinki z cynamonem.”- usiadł obok mnie na posłaniu. Z niedowierzaniem
patrzyłam na szatyna.-„No co?”- zapytał i postawił przede mną talerz z
naleśnikami w zielonym lukrze i z gwiazdkami.
-„Wow,
Lou… Nie musiałeś… Ależ to pięknie wygląda…”- wydukałam, biorąc do ręki kubek z
gorącą czekoladą i bitą śmietaną, który właśnie mi podawał.
-„Wiem,
ale chciałem się odwdzięczyć za nocleg… No i za tą spalona kuchnię…”
-„CO?!”-
zakrztusiłam się słodkim napojem.
-„Hahaha,
żartowałem! Wesołych Świat!”- krzyknął rozbawiony Lou i mnie objął. Od tamtej
pory jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Tamte święta, choć nie zapowiadały się
przyjemnie, były jednymi, które będę najczęściej wspominać.
-KONIEC-
Nooooooo heeeeeeej!
Bardzo dużo prezentów,
mało w życiu zakrętów,
Dużo bąbelków w szampanie, (z tym to uważajcie.. xd)
Kogoś kto zrobi śniadanie, (najlepeij 1D^^)
a na każdym kroku
szczęścia w Nowym Roku!
Bardzo dużo prezentów,
mało w życiu zakrętów,
Dużo bąbelków w szampanie, (z tym to uważajcie.. xd)
Kogoś kto zrobi śniadanie, (najlepeij 1D^^)
a na każdym kroku
szczęścia w Nowym Roku!
Niech się spełnią wszystkie Wasze marzenia <3
Dziękuję Wam za wszystko, a najbardziej za wczorajszy dzień. Chyba naprawdę Wami wstrzasnął ten 47 rozdział, bo JEDNEGO DNIA miałam 647 wyświetleń! OMGMOMGOMGOMGOMGMOMGOMGOMGOMGMOMGOMGOMGOMGMOMGOMG!!!!!
No kurcze znów jestem pierwsza ?
OdpowiedzUsuńTo chyba przesada.....
,, Mam nadzieję że żaden potwór nie czai się łóżkiem...'' Hahahaha LEŻĘ I NIE WSTAJE !!!!!
P.S. Weź mi z tymi ciastkami nie wyskakuj bo nic nie jem cały dzień a teraz się głodna robię....( Cała ja -.maniak słodyczy xD )
P.S.2Miłego ubierania choinki
P.S.3. Też chcę śniadanie od 1D xD
Suuuper ! :D Wesolych świąt ! ; *
OdpowiedzUsuńSuuuuuuuuuuper!!!
OdpowiedzUsuńTo było świetne <3 ... Wesołych świąt <3 ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHahahahaha...... XD potwór z pod łużka XD
OdpowiedzUsuńpozdrawiamy :)
wesołych świąt :*
Boski genialny ;**
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie
http://ostatniechwile.blogspot.com/
http://zayn-i-winter.blogspot.com/