środa, 10 lipca 2013

„Przypadki nie istnieją” Część 11

No hej hej! Co tam słychać? Jak Wam mijają wakacje? Oto kolejna część "Przypadki nie istnieją". Jak Wam się podoba? :P


„Przypadki nie istnieją” Część 11

Ktoś nowy

Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Nie miałam odwagi sięgnąć tam ręką. Usiadłam na łóżku. Było okropnie ciemno, prawie nic nie widziałam oprócz niewyraźnych kształtów. Wystraszyłam się nie na żarty. Pierwszy raz na żywe oczy widziałam to pomieszczenie. Wstałam i podeszłam do okna, przez które wpadało lekkie światło. Znajdywałam się chyba na pierwszym piętrze… Spokojnie… Myśl logicznie, nie panikuj…. Ehhh…. Ten piekący ból przeszkadza… Ok. Jest jeszcze noc, ciemno i cicho. Nie mam pojęcia w jakiej części Londynu i czy jestem nadal w Londynie. Najpierw muszę zbadać sytuację, potem, w razie potrzeby, wołać o pomoc. Zauważyłam drzwi. Podeszłam do nich i powoli nacisnęłam klamkę. Ku mojemu zdziwieniu drzwi były otwarte. Wyjrzałam. Jeszcze ciemniej. Zupełnie nic nie widzę. Mimo to na palcach wyszłam z jeszcze odrobinę jaśniejszego pokoju. Po omacku starałam się znaleźć… cokolwiek. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za łokieć.
-„AAAAAAAA!!!!”- wystraszyłam się. Ktoś zasłonił mi ręka usta. Jest bardzo, bardzo źle. Postanowiłam zaatakować. Z całych sił nadepnęłam napastnikowi na stopę. On syknął z bólu:
-„Co ty wyprawiasz?!”
-„Ja?! To ty się na mnie rzuciłeś!”- krzyknęłam.
-„Chciałem cie tylko uciszyć! Jest czwarta nad ranem!”- odkrzyknął zdenerwowany.
-„A SKĄD MAM TO WIEDZIEĆ?!!!! I tak w ogóle kim ty jesteś?! Gdzie ja jestem?! Ał…”- byłam totalnie zdezorientowana, wkurzona, a na dodatek tył głowy parzył mnie niemiłosiernie.
-„Dobra! Uspokój się!”
-„To ty na mnie wrzeszczysz!”
-„Ja wrzeszczę? A ty to niby nie?!
-„Nie!”
Chłopak wziął głęboki oddech.
-„Ok. Sorki. Już nie krzyczę. Usiądźmy i wszystko ci wyjaśnie.”
-„Jak mam ci zaufać skoro nawet cie nie znam? Skoro NAWET cie nie widzę? Halo…? Hej… Gdzie jesteś?”- straciłam go z oczu ( a właściwie jego sylwetkę). Błysk. Światło mnie trochę oślepiło, ale po chwili przywykłam do niego.
-„Usiądziesz?”- wskazał na kanapę blondyn o niebieskich oczach. Ubrany był w podarte dżinsy, z boku miał krótki łańcuch, t-shirt z nadrukiem: „Rock me” i bluzę.
-„Dziękuję, postoję.”- skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam na niego wyczekująco.
-„Ok. Jak chcesz. No to…. Eeee…”- nie wiedział od czego zacząć. Postanowiłam mu trochę pomóc.
-„Co ja robię u ciebie w domu?”
-„Aktualnie stoisz.”- uśmiechnął się. Spiorunowałam go wzrokiem. –„Ok., ok. To powiedzmy, że cię uratowałem.”
-„Ty? Mnie? Gdzie, kiedy, jak, mam wymieniać dalej, czy w końcu odpowiesz?”- denerwowałam się bo nie wiedziałam co się stało, a bardzo tego pragnęłam.
-„To zacznę od początku. Znam się na tej części Londynu. Widziałem jak w parku napadł na ciebie taki facet, którego niestety kojarzę ze względu na jego zajęcie. A do miłych zajęć to to nie należy. To znaczy dla jego ofiar… On na tym nieźle zarabia… No w każdym razie udało mi się na chwilę go czymś zająć, a mianowicie zwijaniem się z bólu”- tu uśmiechnął się z dumą-„ Próbowałem cię dobudzić byś mogła uciec, ale mocno oberwałaś i straciłaś przytomność na dobre. Postanowiłem, ze wezmę cie do siebie, bo tu będziesz bezpieczna.”- wytłumaczył.
-„Kim był ten facet?”- zapytałam z obawą w głosie.
-„Nie chcesz wiedzieć…”- pokręcił głową. Ból się wzmocnił. Złapałam się ręką krzesła, które stało koło mnie bo zakręciło mi się w głowie.
-„Wszystko ok.?”- wystraszył się i podbiegł do mnie-„ Usiądź.”
-„Nie.”- odsunęłam się lekko od niego.
-„Chcę ci tylko pomóc. Co jeśli głowa jest rozcięta?”- podszedł bliżej. Na te słowa zdałam sobie sprawę z tego, że musi być rozcięta… Inaczej by mnie tak nie piekło. Delikatnie dotknęłam wręcz parzącego miejsca. Poczułam niewiarygodny ból, no nie do opisania. Syknęłam i odsunęłam dłoń. Oczywiście… Musiała być na niej krew, bo bez tego nie dało się obejść, nieprawdaż?
-„O matko… Nie ruszaj się, idę po mokry ręcznik.”-
-„Ale…”
-„Nie ruszaj się!”- zmierzył mnie morderczym wzrokiem i pobiegł do kuchni.  Po chwili wrócił z wilgotnym ręcznikiem.
-„Teraz trochę zaboli…”- przyłożył ręcznik z tyłu mojej głowy. Czyżbym wcześniej mówiła, że nie mogło boleć bardziej? To teraz zmieniam zdanie. Myślałam, że nie wytrzymam. Bałam się, że znowu stracę przytomność…
-„Kurcze, nie ma na co czekać. Rana jest do szycia. Jedziemy do szpitala.”- powiedział.
-„Co? Ale…”
-„Żadnego ale. Gdybym wiedział, że krwawisz od razu zabrałbym cię do lekarza. Nie wiem, jak mogłem tego nie zauważyć… Dasz radę wstać?”- złapał mnie za ramię-„Tak w ogóle, jestem Gabriel. A ty?”
-„Natalie… Czekaj… Bo ja… Widzisz, ja łatwo tracę przytomność… Ja się boję…”-zawahałam się.
-„Będzie dobrze. Zaufaj mi.”- uśmiechnął się i wyprowadził mnie z mieszkania.



C.d.n…

Nicol  <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy jeden komentarz! To wiele dla mnie znaczy, z całego serca dziękuję wszystkim ♥