„Przypadki nie istnieją” Część 14
Deszcz, burza… Co jeszcze?
-„Nic
ci nie jest?”- zapytał drżącym głosem Gabriel po dłuższej chwili ciszy, podczas
której zastanawiałam się czy żyjemy, czy też nie.
-„Chyba nie… A tobie?”-
spytałam niemal szeptem. Byłam przerażona. Co się stało?
„Nie…”- wychrypiał. Znów
zapadła cisza. Nie mogłam oddychać. Postanowiłam wyjść z samochodu i nabrać
powietrza. Nie mogłam poradzić sobie z pasami. Mocno się zacisnęły i krępowały
moje ruchy. Coraz mocniej czułam otarcia od nich na udach i ramieniu. Z trudem
nabierałam powietrze. Zacięły się. Zaczęłam panikować z powodu tego, że nie
mogłam nabrać powietrza. Gabriel musiał to zauważyć i szybko zaczął mi pomagać.
Na szczęście się udało, pasy się odpięły, a ja nabrałam powietrza do płuc tak,
jakbym po chwili przebywania pod wodą łapała zachłannie powietrze. Wysiadłam z
samochodu i kucnęłam na trawie. Trzęsłam się cała. Po chwili Gabriel też
wysiadł z auta i położył się na ziemi. Złapał się za głowę i wpatrywał w niebo.
-„Co się stało?”- zapytałam
cicho. Nic nie odpowiedział. –„ CO SIĘ STAŁO?!”
-„Przepraszam…”
Zaczęłam płakać. Byłam
totalnie zdezorientowana, nie wiedziałam co się dzieje, po prostu byłam w
szoku. Siedziałam skulona i płakałam. Nieopodal mnie leżał Gabriel z zasłoniętą
twarzą dłońmi. Zaczęło padać i grzmić. Byliśmy gdzieś na przedmieściach, na
polu. Wstałam i podeszłam do chłopaka.
-„Musimy stąd iść. Jeśli
będzie burza to tutaj na pewno nie jest bezpiecznie.”- mówiłam trzęsącym się
nadal głosem. On wstał i spróbował mnie objąć. Odepchnęłam go i skierowałam się
w przeciwnym kierunku.
-„Gdzie ty Idziesz?!”-
krzyknął za mną.
-„Przecież jest burza! Nie
zamierzam stać na środku polu, żeby mnie piorun trafił! A wsiadać z tobą do samochodu nie zamierzam, bo znowu
jeszcze byś w rów wjechał.”- fuknęłam.
-„Zagapiłem się! Z resztą to
twoja wina! Twoja i tego twojego „Harrusia”!”- teraz to przegiął.
-„Moja?! MOJA?! A czy ja cię
prosiłam o to byś mi wyrywał telefon z ręki?! O to byś nie patrzył na drogę?!
Co z ciebie za kierowca?!”- podeszłam do niego i krzyczałam mu prosto w twarz.
-„Trzeba było nie odbierać
telefonu! Po co ci to było? Teraz tylko znów masz z nim problemy!”- odkrzyknął.
Nie wytrzymałam i wymierzyłam mu siarczystego policzka. Odwróciłam się,
otworzyłam drzwi od samochodu i zabrałam torebkę i telefon. Zostawiłam chłopaka
samego. Szłam przed siebie. Nie wiem gdzie byłam i dokąd mam iść. Krople
deszczu spływały po mnie. Byłam już cała mokra. Szukałam jakiegoś przystanku
autobusowego. Przynajmniej bym dojechała jakoś do centrum, a potem do domu.
Niestety, nigdzie nie mogłam go znaleźć. Włóczyłam się po przedmieściach,
odrobinę jeszcze przerażona tym co się stało, ale już spokojniejsza.
-„Natt! Stój! Proszę,
zaczekaj!”- usłyszałam za sobą głos Gabriela. Zatrzymałam się i spojrzałam na
niego wyczekująco. Trochę chyba przesadziłam z tym spoliczkowaniem go… Miał
czerwony odcisk mojej dłoni na twarzy, co mnie lekko rozbawiło. Widocznie to
zauważył.
-„Hah, należało mi się.
Przepraszam.”
-„Ok, ja też przepraszam.
Bardzo boli?”- spytałam lekko dotykając policzka chłopaka.
-„Nie aż tak bardzo.”-
uśmiechnął się,
-„Gdzie zostawiłeś samochód?”-
rozejrzałam się w jego poszukiwaniu.
-„Nie chce na niego patrzeć.
Postoi sobie na polu.”- zaśmiał się, a ja wraz z nim. Miałam teraz tylko jego…
Szliśmy teraz mokrzy od deszczu, po ulicach, których nawet nie znaliśmy. Co
jakiś czas wybuchaliśmy śmiechem, rozmawialiśmy. W pewnym momencie złapał mnie
za rękę. W pierwszej chwili miałam ochotę cofnąć dłoń, ale… Ale w końcu tego
nie zrobiłam. Czemu? Sama nie wiem, ale czułam coś takiego… jakby… Ech, nie
chyba mi się wydawało…
Po jakimś czasie
odnaleźliśmy przystanek autobusowy i sprawdziliśmy rozkład jazdy.
-„O super! Za chwilę będzie
autobus w stronę domu Caroline!”-
ucieszył się Gabriel.
-„Caroline?”- zdziwiłam się.
-„No to ona robi tą imprezę.
O, jedzie już!”- pociągnął mnie w stronę ulicy.
-„Co? Czekaj! Jestem cała
mokra… I… Nie mam już ochoty na imprezowanie…”- zawahałam się. Szczerze? Od
początku nie miałam ochoty. Myślałam, że może się oderwę od myślenia o Harrym,
ale po prostu się nie dało. Dosłownie wszystko mi o nim przypominało. Nadal
darzę go tym ogromnym uczuciem i nie potrafię tego od tak zmienić. Jak Gabriel
mnie złapał za rękę, czułam… Czułam lekkie rozczarowanie, że to nie Harry.
-„To nic, chodź będzie
fajnie.”- wsiadł do autobusu, a ja? A ja wraz z nim. Nie wiem po co. Gdy już
byliśmy na miejscu, Gabriel zapukał do drzwi pomarańczowego domu. Już z
zewnątrz było słychać głośną muzykę, wrzaski itp. Otworzyła nam szczupła
brunetka z piwem w dłoni.
-„O Gabriel! Czekaliśmy na
ciebie! Wchodźcie, wchodźcie! Zabawa na całego!”- próbowała przekrzyczeć
muzykę. W środku było duszno, gorąco i śmierdziało alkoholem. Miałam ochotę
stamtąd wyjść i nigdy więcej nie wracać. Chwilę stałam pod ścianą i się
rozglądałam. Wypiłam szklankę wody i wtedy podszedł do mnie jakiś chłopak.
-„Hej lala. Jak się masz?”. -był
pijany na maksa, ledwo się trzymał na nogach.
-„Nijak. Wybacz mi na
chwilkę.”- uśmiechnęłam się sztucznie i szybko ewakuowałam się z pokoju w
poszukiwaniu Gabriela. Siedział na kanapie z jakimiś kolesiami i kilkoma
dziewczynami. Zdążył już chyba trochę wypić, bo nie wyglądał najlepiej.
-„Oooo Natt! jak się bawisz?
Poznaj Josha, Carla, Elisę i… Nicol?”- spojrzał na dziewczyną w krótkich, czarnych
włosach. Ona tylko przytaknęła i śmiała się na cały głos. Wszyscy tutaj byli
naćpani, pijani i zupełnie nie wiedzieli co się tutaj dzieje.
-„Gabriel, ja stąd idę.
Przyszłam się tylko pożegnać. Cześć.”- zaczęłam się lekko krztusić od dymu
papierosów.
-„Już? No co ty! Chodź!
wypij chociaż troszkę!”- podał mi kieliszek.
-„Nie, dzięki.”- odepchnęłam
jego rękę.
-„Oooo mamy tutaj nie
pijącą! Dobra, dobra! Masz tutaj szklankę z soczkiem.”- podszedł do mnie jakiś
inny facet. Praktycznie wepchnął mi w rękę szklankę i rzucił się na kanapę
śmiejąc się jak debil.
-„No pij! Przyda ci się…
Wyluzuj trochę! Każdej dziewczynie ładniej z kieliszkiem w ręce.”- zaśmiał się
inny patrząc na mnie jak na niewiadomo kogo. Nie wiem, czy to może przez to, że
było mi duszno, czy może dlatego, że miałam zły dzień, ale wkurzyłam się.
Podeszłam do tego idioty i całą zawartość szklanki wylałam mu na głowę.
Odwróciłam się napięcie i wyszłam z pokoju. Za sobą słyszałam jeszcze tylko
trochę przekleństw, śmiechów i , o dziwo, oklasków. Przy samych drzwiach
zaczepił mnie kolejny pijak. Miałam już totalnie dosyć. Od tego dymu kręciło mi
się w głowie, otarcia od pasów dawały o sobie znać przy każdym ruchu, a do tego
wszystkiego zrobiło mi się strasznie gorąco. Z trudem otworzyłam drzwi i wybiegłam
na zewnątrz. wzięłam głęboki wdech i stwierdziłam, że o własnych siłach do domu
nie dojdę. Nie wiem co tam palili, ale było to naprawdę mocne. Było mi nie
dobrze i świat zaczął mi wirować. Przemknęło mi przez myśl, że może ktoś,
dosypał lub dolał mi czegoś do mojej wody… Czułam, że chyba zaraz odpłynę.
Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Evelyn.
-„Halo? Natt?”- usłyszałam
jej głos.
-„Ev? Błagam, pomóż! Jestem
gdzieś na przedmieściach i…”
-[Nazwa ulicy]… Proszę,
przyjedź tu szybko… Ale… Nie mów nic Harremu, ok.?”- mówiłam na wpół żywa.
-„Zaraz tam będę.”
-powiedziała.
-„Ale
nie mów nic Harremu! Nic! Proszę… Evelyn…”- zaczęły mi wyskakiwać jakieś kropki
przed oczami, a głowa bolała coraz mocniej. Podparłam się o jakąś ścianę, by
nie stracić równowagi. Nogi miałam jak z waty. Telefon wypadł mi z ręki, ale
nie miałam siły go podnieść. Z czasem, powoli, osunęłam się na ziemię.
Słyszałam stłumione głosy,
może nawet krzyki, ale ten jeden, ukochany głos był zaraz przy mnie. Zrobiło mi
się ciepło. Czułam czyjś oddech na karku i bicie serca zaraz przy moim. Szyja
mnie dziwnie łaskotała.
-„Nie zostawiaj mnie…”-
wydusiłam i znów zasnęłam.
C.d.n…
Nicol <3
ŁAŁ!!! Super, dziewczyno, ty to masz talent!
OdpowiedzUsuń