Hejka skarby <3 Jak Wam mijają wakacje? Zapraszam gorąco do komentowania! ;***
„Ciemność” Część 4
Upadek
Z wielką siłą zatrzasnęłam
drzwi, by zyskać na czasie. Wiedziałam już, że za chwilę i tak wylecą z
zawiasów. Pobiegłam do kuchni do tylnych drzwi, ale tak jak już wcześniej
wspomniałam drzwi główne zostały wywarzone, a do kuchni wtargnął Daniel. W
pośpiechu wzięłam pierwszą lepszą rzecz do ręki, a mianowicie wazon, który
roztrzaskał się na jego głowie.
-„Ty…”- wysyczał przez
zaciśnięte zęby. Jego oczy przybrały barwę drapieżną, czyli czerwone i obnażył
śnieżnobiałe uzębienie. Łapałam przypadkowe rzeczy i rzucałam nimi w niego, by
za wszelką cenę zachować dystans między nami, ale on niebezpiecznie się
zbliżał. Między nami był już tylko stół. Daniel przełamał go dosłownie na pół
jednym uderzeniem. Uciekłam do salonu, a Daniel pobiegł za mną. Złapał mnie w
talii i podniósł, ale na szczęście w porę zdążyłam kopnąć go z całej siły w
kolano.
-„Ał… No tak teraz jesteś
już troszkę silniejsza… I tak nie masz szans.”- wyprostował się. Miał rację. W
bezpośrednim starciu na pewno bym poległa. Tak więc uderzyłam go jeszcze raz
tak mocno jak potrafiłam w kolano, po czym używając mocy z prędkością światła
wybiegłam z domu. Daniel pobiegł za mną, ale kuśtykał dzięki temu ciosowi,
który mu przed chwilą wymierzyłam. Dobiegłam już do lasu. Niestety, Daniel jest
bystry. Wiedział, że mnie nie dogoni, więc podniósł jakąś starą oponę i cisnął
ją z ogromną siłą pod moje nogi. Był zdecydowanie silniejszy ode mnie.
Przewróciłam się, a los chciał tak, że spadłam w dół wysokiego wzgórza do
doliny, jakieś pięćset metrów dalej. Pewnie teraz pomyślicie: 500 metrów ? No na pewno
nie! Otóż tak. Prędkość, z którą biegłam, do tego siła uderzenia opony o moje
nogi oraz strome zbocze równa się… hmm… ból. Po drodze „zturliwania się” w dół
wpadłam na kilka drzew. Na dole, cała obolała spróbowałam wstać.
-„UGH!”- warknęłam.
Spojrzałam na lewą nogę błagalnym wzrokiem i… oczywiście! Czego się mogłam
spodziewać?! Prawie cała łydka była dosłownie rozwalona. Na moje oko ze trzy
złamania, ale to tylko przypuszczenia przez ból. Wzniosłam oczy ku niebu i
modliłam się by Daniel nie chciał mnie szukać. Nie mogłam się ruszyć… Pewnie
teraz, drogi czytelniku, coś ci się nie zgadza, a mianowicie to, że wampir
złamał nogę. Tak, to możliwe, ale tylko u nowonarodzonych. Mam niecałe dwa
tygodnie, moje ciało jeszcze nie przeszło całkowitej przemiany. Jest o wiele
silniejsze, ale jeszcze zbyt słabe, aby obejść się bez kontuzji. Tak silne
złamanie u nowonarodzonego wampira może się zrastać góra trzy dni, ale nie mogę
w ogóle ruszyć nogą. I co teraz? Nawet nie wiem gdzie jestem, o pójściu do domu
nie ma mowy, a zostać tu nie mogę bo jeszcze jakiś kundel wpadnie na mój trop,
albo co gorsza- Daniel. Muszę szybko coś wymyślić, a czułam się coraz gorzej…
Nie dość, że noga to jeszcze po drodze walnęłam głową o drzewo. Już miałam
mroczki przed oczami gdy usłyszałam:
-„Aurelia?”
-„Hę? Harry? Co ty tu
robisz?”- zdziwiłam się. Musiałam się mocno uderzyć…
-„Co ci się stało?!”-
zignorował moje pytanie. Przykucnął obok mnie mierząc mnie z góry do dołu
wzrokiem.-„ Wyglądasz jakbyś się turlała w liściach…”
-„No dzięki.”- popatrzyłam
na niego spode łba, ale szybko tego pożałowałam bo zakręciło mi się w głowie.
-„Hej, hej! Słyszysz mnie?
Aurelia?”- pomachał mi dłonią przed oczami. Dłonią, albo trzema…
-„Mhm…”- udało mi się
mruknąć i urwał mi się film. Gdy się ocknęłam zobaczyłam tylko jak Harry niesie
mnie przez las. Był taki ciepły… Spojrzałam na niego z lekkim zdziwieniem, a on
zaraz popatrzył się na mnie. Nasze spojrzenia spotkały się.
-„D-d-d-dziękuję.”-
wymamrotałam, bo zapomniałam języka w gardle.
-„Do usług.”- uśmiechnął się
jednym z najpiękniejszych uśmiechów. Poczułam przypływ gorąca. To było dziwne
uczucie, ale… przyjemne. Noga bolała nie miłosiernie. Skrzywiłam się.
-„Boli?”- zapytał wpatrując
się we mnie.
-„Strasznie.”- przyznałam.-
„Przepraszam…”
-„Przepraszasz? Za co?”
-„Za kłopot.”- wydukałam po
kolejnej fali bólu. Przycisnął mnie do siebie tuląc do klatki piersiowej.
Oplotłam swoje ręce wokół jego szyi.
-„Zimna jesteś.”- zaśmiał
się.
-„Ups, przepraszam, zapomniałam.”-
cofnęłam ręce.
-„Nie, nie. Tak było
dobrze.”- znów się uśmiechnął zachęcając, abym znów oplotła mu szyję. Wtedy coś
zrozumiałam.
-„N-nie boisz się mnie?”-
zawahałam się. Po przemianie chcąc nie chcąc ludzie jakoś się ode mnie
odwrócili, jakby wiedzieli, że jestem dla nich niebezpieczna. Nie powiem,
pomogło mi to w chociażby panowaniu nad pragnieniem, ale było to dziwne
uczucie.
-„Nie. Teraz to już
szczególnie, bo twój los jest w moich rękach. Dosłownie.”- zaśmiał się. Zbiło
mnie to trochę z pantałyku. Przecież wiedział do czego byłam zdolna, sam
widział to wtedy na polanie! Dlaczego nawet trochę go to nie przerażało?
-„Ale…ale… Przecież ja
jestem wampirem! Maszyną do zabijania! Bez uczuć, emocji, skrupułów! Jak możesz
się mnie nie bać?!”- byłam zupełnie zdezorientowana. Nawet odcień mojej bladej skóry
przy jego opaleniźnie był przerażający!
-„Wiem, że nie zrobisz mi
krzywdy. Przecież raz mnie uratowałaś. Po co miałabyś mnie teraz atakować?”-
zapytał z zupełnie poważnym wyrazem twarzy.
-„Bo może to ja miałam na
ciebie ochotę? Nie wziąłeś tego pod uwagę?”- odpowiedziałam pytaniem na
pytanie.
-„Masz oczy koloru płynnego
złota. Nie zrobiłabyś mi krzywdy.”- powtórzył. Patrzyłam na niego jak na ducha.
Kompletnie mnie zamurowało. Harry jakby sobie coś przypomniał i zaraz potem
dodał: -„Samochód jest za rogiem zawiozę cię do siebie.”
-„Co? Po co?”
-„Trzeba opatrzyć twoją
nogę.”
-„Dam sobie radę sama.
Zawieź mnie do domu.”
-„Ok.”
-„Mojego.”- spojrzałam na
niego wilkiem.
-„Aaaa, a na to to już się
nie mogę zgodzić.”- uśmiechnął się łobuzersko. Podszedł do drzwiczek od strony
pasażera i delikatnie położył mnie na fotelu otwierając drzwi nogą (Nie mam
zielonego pojęcia jak to zrobił!). Sam zaś zasiadł za kierownicą i pomknęliśmy
szosą w nieznanym mi kierunku.
C.d.n...
Nicol <3
Super <333333 *-*
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba <3
Usuń